Scenariusz Pułapki

Leon Zawadzki

Scenariusz Pułapki

[świat i cała reszta]

Widmo krąży po Europie – widmo terroryzmu.

Europa popełniła błąd, nie po raz pierwszy. Teraz ważne jest dla niej, by nie było to po raz ostatni. Aby mogła w przyszłości popełniać następne błędy, bowiem człowiek ma zapewnione prawo do błądzenia. Tak przynajmniej Europa przypuszcza, twierdzi i sankcjonuje.
Tym błędem, który może okazać się ostatnim, jest legalizowana, humanitarnie uzasadniana i radośnie witana przez dobrze odżywionych europejskich polityków imigracja, przypływ do krajów europejskich ogromnych rzesz ludności spoza ścisłego kręgu regionu europejskiego. Dokładniej zaś, nadawanie praw europejskich ludności obcej wobec europejskiej mentalności i europejskiego porządku politycznego, odmiennej kulturowo, religijnie, społecznie, rodzinnie; ludności, inaczej urządzającej swoje życie osobiste i społeczne niż czynią to Europejczycy.
Aby było jasne: z humanitarnego punktu widzenia wszystko jest w porządku, a nawet bardziej, a przecie jest to błąd logistyczny, uzasadniany taką ilością frazesów ideolo, że podejmowanie dysputy na ten temat pogłębia tylko poczucie zagubienia w ślepym zaułku. Tym nie mniej, wszystkie argumenty, uzasadniające nadawanie praw obywatelskich milionom ludzi napływających do Europy są obecnie bezużyteczne, w sytuacji konfliktu, jaki wspólnota europejska sama sobie zafundowała, przy czym wcale nie dla realizacji wielkich ideałów humanizmu takoż ogólnoludzkiej dobroci, lecz dla własnej wygody, by nie rzec, że z powodu własnego lenistwa. Wydawało się, że tania siła robocza, która odwali dla bogatej europejskiej społeczności najtrudniejsze roboty cywilizacyjne, zostanie przystosowana, zasymilowana, wchłonięta i zeuropeizowana. Europejczycy zaś, no cóż, napawać się będą przywilejami swojego bogactwa i grać, wobec zacofanych imigrantów, rolę dobroczynnych edukatorów. To taki kolonializm a rebours, a po polsku nazywa się to na odwyrtkę.
Jeśli pojawił się wróg, to musieliśmy go powołać do istnienia. Teraz mamy problem, więc należy odpowiedzieć na pytanie: po co Europie ten wróg i do czego jest jej potrzebny? A że wróg w Europie pojawi, to od pierwszych porywów europejskiej „dobroci” było nieuniknione: wewnętrzne waśnie europejskie wzmocniono i doprowadzono do wrzenia, wprowadzając do akcji rzesze ludności, które mają gdzieś problemy europejskie, bo bardziej ją uwierają własne.
No, ale stało się i coś trzeba będzie z tym zrobić. Można, co prawda, mieć nadzieję, że jakoś rozejdzie się po kościach, co brzmi koszmarnie, mając na uwadze zimne bestialstwo terrorystów, zarówno tych „obcych”, jak i rodzimych europejskich, którzy już rozpoczęli grę na „odwyk” od humanitarnej demokracji.
Jak na razie, możemy jeszcze spać spokojnie, chociaż zalecana jest czujność zająca i tę należy ćwiczyć pod miedzą, tym bardziej, że atakujący nie przejmują się grodzeniem i zapewnianiem, że zajączki mają wyłącznie pokojowe zamiary i chętnie podzielą się marchewką z drapieżnikami, które jarzynek akurat nie lubią.  Tak będzie dopóty, dopóki Pluton jest w znaku Strzelca, ale gdy sygnifikator ten dokona ingresu w znak Koziorożca, to sytuacja zmieni się radykalnie.
Ach tak, Pluton został zdegradowany do kategorii "planet karłowatych", a zadecydowali o tym w dniu 25 sierpnia 2006 astronomowie, którzy tydzień debatowali podczas Zgromadzenia Ogólnego Międzynarodowej Unii Astronomicznej w Pradze. Spotkali się, by ostatecznie ustalić definicję słowa planeta. A złośliwi zapytali: – I co teraz, astrologowie chyba się zmartwią, a niektórzy to i rozpłaczą. Otóż nic z tego, drodzy złośliwcy, bo dla astrologów profesjonalnych Pluton to nade wszystko sygnifikator, czyli coś jakby wskazówka na tarczy kosmicznego zegara. A ponieważ jej wskazania, zarówno te sprzed wielu laty, nawet przed odkryciem Plutona i zaliczeniem go do planet układu, jak i te, gdy wpisał się już w nasze efemerydy, są w miarę czytelne, to wiemy, czego możemy się po tej sygnifikacji spodziewać. Warto też dojaśnić, że sygnifikatorów w astrologii klasycznej jest co najmniej kilkaset, a ich kombinacji, praktycznie używanych w analizie i prognozowaniu, ja sam naliczyłem około… 11 tysięcy. Więc nie dajcie się zwodzić, drodzy Czytelnicy, barwnymi planszami, na których narysowano i opisano 9 planet (a i to nieprawda, bo Słońce i Księżyc nie są planetami) i 12 znaków Zodiaku, zawierających równo (umownie!) po 30 stopni każdy, przy czym pamiętać należy, że to nie stopnie Celsjusza, lecz stopnie kątowe łuku ekliptyki, ujęte w kształt prawidłowego okręgu, co też jest mocno naciągane. I tak już zapewne zostanie, to dziwne i kolorowe amatorskie naciąganie…
Okres obiegu Plutona wokół Słońca wynosi ca 249 lat. A w znak zodiakalny Koziorożca, tym samym w tzw. strefę apeksu Słońca, Pluton dokona ingresu (tak, szanowni państwo, sygnifikator dokonuje ingresu, a nie wchodzi, jak jaki ochlapus do baru albo poseł na mównicę, boć to, drodzy państwo, jest ciało niebieskie w stosownej godności), otóż ingres ten przypada na 26 stycznia 2008 godz. 02:59 Warszawa [ASC 29Skorpiona39], następnie 13 czerwca 2008, a będzie tego ingresu dokonywał trzykrotnie, a więc po raz ostatni, by za życia obecnie aktywnych pokoleń utwierdzić się w Koziorożcu, zrobi to w dniu 27 listopada 2008 godz. 01:19 Warszawa [ASC 01Wagi27]. A będzie wędrował przez skaliste wyżyny, gdzie ino wichry i górskie kozice, aż do wiosny 2023 roku, amen.
Zapamiętajcie te daty, o wy, ciekawi świata i jego losów, wypatrujący zmian i odmian, bowiem przez 15 lat będziecie świadkami zmian obejmujących wszystko co się zmienić może, takoż przemian, które odmienią oblicze świata i wreszcie uczynią z człowieka mutanta na miarę XXI stulecia. A i powymierają w ów czas ci, którzy jeszcze pamiętają smak chleba z pieca chlebowego i ogórków gruntowych. Addio, pomidory!
Najbliższe dwa lata więc, 2007-2008 to będzie sposobienie się do nowej ery, więc pamiętajmy, by ze starych, dobrych zapasów to i owo jeszcze uszczknąć. Bowiem, gołym okiem przecie widać, jakem astrolog, że zaczyna się już nie walka, nawet nie wojna, lecz draka o surowce energetyczne, o źródła energii, o sposoby jej pozyskiwania i przesyłania. Niestety, przez najbliższe 19 lat nic pocieszającego „w tym temacie” (jak mawiają politykusy w mowie polskiej kształcune) rzec nie mogę, gdyż dopiero po 2023 roku zaświta i rozbłyśnie nowy, kosmiczny sposób pozyskiwania energii na ogrzewanie, produkowanie, spożywanie, komunikowanie się i na pokazywanie w telewizji przygłupawych uśmiechów wiecznie zadowolonych dopalaczy powszechnego optymizmu społecznego.
Sensu nadchodzących wydarzeń nie zdołamy wcisnąć w ramki 2007 roku. Gra toczy się, co prawda, do jednej bramki – nadchodzi bunt mas, i to z zupełnie innych powodów niż po wojnach światowych i traktatach wersalskich. Udało się bowiem, w końcu, uczynić kontynent europejski oazą dostatku i względnego spokoju. Bałkany, najtrudniejsza do wyedukowania starsza siostra w rodzinie europejskiej, została, w gruncie rzeczy, spacyfikowana i przesyła uśmiechy porozumienia do sędziów sprawiedliwych.
I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie uzależnienie od źródeł surowców energetycznych, no i ten problem emisariuszy z innego wymiaru religijnego i kulturowego, którzy domagają się dla siebie praw europejskich, chociaż palcem o palec nie uderzyli, aby je stworzyć, nabyć i z nich sensownie korzystać. Kiedyś musiała Europa zmierzyć się z tym problemem, gdyż Sobieski pod Wiedniem nie załatwił sprawy do końca. Ale tak już jest, wiedzą sąsiedzi na czym kto siedzi. A Napoleon mawiał, że bagnetami można zawojować świat, ale siedzieć na nich nie da rady.
Teraz więc, w nadchodzącym roku 2007, europejscy politycy będą musieli zdecydować, czy chcą nadal uprawiać demokratyczne pieszczoty i ubijać holenderskie masło tolerancji powszechnej, czy też, widząc zatroskane a nawet zagniewane twarze swych obywateli, zrezygnować z tromtadracji a zabrać się do regulacji imigracji, emigracji i populacji. A przecie już od 1 stycznia UE przyjmie następne państwa do swego grona, poszerzy swoje granice, udostępni, pogłaszcze i przytuli. Podziwiam, doprawdy podziwiam odwagę parlamentu europejskiego i staram się pamiętać, że Europę zwiódł i porwał Zeus udając pięknego byka. Z tego też powodu (drodzy naukowcy, zamknijcie na chwilę oczy!) przez następne sześć lat Europa będzie dawała sobie skutecznie radę, gorzej będzie z przeciętnym Europejczykiem, który zatęskni za szaleństwem czasów, gdy można było się wyszaleć nie tylko w dyskotece czy na jakim pitigrili show pod bełkocik ufryzowanych damulek, że Europa da się lubić. Bo z tym ostatnim mogą być kłopoty: jak tu polubić dom, po którym krąży widmo terroryzmu?
A tak, z ręką na sercu, czy pamiętasz, szanowny Czytelniku, skąd ta parafraza? Przypomnę, że jest to dzieło historyczne, a jak się ostatnio okazuje, nadal wielce aktualne, o którym Martin Seymour-Smith, napisał (w traktacie, uwaga! 100 najważniejszych książek świata, Świat Książki, Warszawa 2001), że jest tekstem bardzo jasnym, przejrzystym, napisanym tak, aby mogli go zrozumieć wszyscy robotnicy świata.  Otóż, ein Gespenst geht um Europa – das Gespenst des Kommunismus – Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu, to pierwsze zdanie Manifestu komunistycznego Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. I zapewniam szanownych Czytelników, że nie jest to zdanie ostatnie, wypowiedziane przez tych panów.
Europa bowiem ma wyjątkowe szczęście do widm: a to wojen krzyżowych, a to inkwizycji, albo holocaustów, przekładając kołacz swojej historii wojnami światowymi, z widmem międzynarodówki komunistycznej, zjawą Lenina w czapce na pancerniku i bez czapki na Kremlu, z eteru dziejów wyciętego dobrodusznego Stalina z fajką, pochylonego troskliwie nad Gułagiem i pomnikowego nad Wełtawą, demonów swastyki i parteitagów w ząbek czesanych, straszniejszego do zamku Draculi muru berlińskiego i putinowskiego kgb. A teraz, dla odmiany, Europa napawa się widmem ben Ladena, al Kaidy i gazociągu wagnerowskiej przyjaźni rosyjsko-niemieckiej. Wiele tego było, trochę tego jest, ale jedno pozostaje niezmienne – psychologia tłumu i bunt mas. A powód? Wystarczy przecież znaleźć powód i już coś się dzieje. Tym razem powód też jest taki sam: energia oraz obcy. No, z obcymi sobie Europa jakoś do tej pory radziła, ale Żydów już jakby coraz mniej na tych tu terenach, chociaż przez co najmniej tysiąc lat można będzie jeszcze na nich wiele zwalać. Teraz potrzebny jest taki Obcy, którego raczej przybywa niż ubywa. Zastanawiam się, czy Europa zafundowała sobie imigrację ze świata muzułmańskiego właśnie po to, żeby mieć nadal chłopców do bicia i dziewczynki do rozmów o wzniosłej naturze subtelnych dusz? Niestety, okaże się – przepowiadam to – że z tymi imigrantami nie pójdzie tak łatwo, że będą oni, w porównaniu do Żydów wiecznych tłumaczy, jak laski dynamitu w porównaniu do laski Mojżesza.
A więc to i owo mnie martwi. Moje pierwsze zmartwienie najlepiej wyraził onegdaj kard. Stanisław Dziwisz: – Nasz naród nie zasłużył  sobie na takie traktowanie.  Jeśli zaś nie zasłaniać się zacnym księdzem kardynałem, a zastanowić się nad nieuchronną logiką dziejów, to powiedzmy sobie wyraźnie, że w tym szaleństwie jest metoda. Ten pozorny bełkot polityczny, co wydaje się być prostactwem i głupotą, jak na przykład atak prawicy na teorię ewolucji człowieka, który ośmiesza nas nie tylko w Europie, osiągnie  bezdroża czystego nonsensu w przeciągu właśnie tego 2007 roku, po czym – niestety – w roku 2008 zdobędzie swoje szczyty i tam się okopie na czas długi! A skąd to wiem? Ano, już tak jest, że na tym świecie mądrym wiatr w oczy i kurz gardło zatyka, a Historia łaskawą ręką samozwańczym krzykaczom drogę do władzy i splendoru mości.  A powiedzenie pana Korwina-Mikke rząd rżnie głupa, właśnie teraz jest jak najbardziej na miejscu, gdyż jak się ockniemy po co to robił, będzie za późno. Obserwując gwałtowne czyszczenie polskich stajni Augiasza, przypomniałem sobie słowo czystoplujstwo, rosyjskie słowo, za co przepraszam umiarkowanie, ale wskazuje ono na ludzi, którzy nawet jak plują, to czysto, bezbakteryjnie, pro i lege artis, nu, po prostu jak anioły apokalipsy podwórkowej.
Gdzieś słyszałem, że Wielcy Bracia mają zamiar prezydować i rządzić przez najbliższych 20 lat. Nie powiem, plan ambitny, a o tym, czy to się im uda, przesądzą wydarzenia roku 2008 oraz coś na kształt zamachu stanu na przełomie 2008/2009. Przy czym, dla wtajemniczonych w astrologiczne rozważania, dodam, że Bracia mają do dyspozycji moc połączonych horoskopów, bowiem są to radixy z dwoma wyraziście różnymi ascendentami, więc nie należy postrzegać właścicieli tych horoskopów jako jednej osoby, lecz bardziej jako horoskop sklonowany, z przesunięciem genomu na prawo. A wiadomo, co dwie głowy, to nie jedna. Horoskopy: Brat Jarosław 18 czerwca 1949 ASC 26Bliźniąt46] oraz Brat Lech  18 czerwca 1949 ASC 07Raka30].
A sytuacja dojrzeje do teraz albo nigdy czy też wszystko albo nic, w noc z 30 na 31 grudnia 2008 roku. I tak, po nocy listopadowej, gwoli historycznym analogiom, będziemy mieli noc grudniową, tylko że z bardziej pomyślnym dla pałacowych kursantów zakończeniem. A w podręcznikach, pisanych pod czapką z daszkiem, ktoś udowodni, że trzeba było wziąć władzę twardo w braterskie ręce, by ująć ster i nawę poczwórnie. Przecież to widać już teraz gołym okiem, że udało się w 2006 przeprowadzić rozwiązanie i likwidację służb specjalnych pod pretekstem zlustrowania i oczyszczenia starych układów, ale nikt się nawet nie zająknął, że te nowe służby przysłużą się, a jakże, gorliwie i praworządnie, tylko patrzeć kiedy, komu i w jakim celu? Jak myślicie, rodacy? Ja nie myślę, ja liczę: na przełomie 2008/2009 zrobią swoje. A potem? No cóż, miejmy nadzieję, że wtedy, na pocieszenie, polscy żołnierze wrócą z Afganistanu. I płakać będą matki i siostry, i ocierać rękawem łzy udekorowani kombatanci, i pochylą się sztandary zasłaniając smutasów klęczących nad mogiłą demokracji. To się nazywa polityka dalekowzroczna. Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani?
Bowiem ci chłopcy, a wielu z nich widuję na ulicach mojego miasta, czasami na ćwiczeniach w górach Beskidu, to jeszcze tylko krewcy młodzieńcy, i tym większe moje zmartwienie! Cóż to za romantyzm (przecież nie realizm!) polityczny wpycha polskich żołnierzy w grę, w której nie ma, nie może być wygranej! Pakujemy się – jak piszą fachowcy – w wojnę z Pasztunami – ludu, który szczyci się pokonaniem macedońskiej falangi, mongolskiej jazdy, brytyjskich grenadierów, sowieckiego specnazu. I mówią o rzezi, która naszych żołnierzy tam, hen gdzieś, czeka. Nie  będę zaprzeczał. Z Afganami, z talibami, na ich terenie, w ich górach, z ich niepojętą dla nas mentalnością, nikt jeszcze nie wygrał i nie wygra, chyba, że… Budda, którego wielkie rzeźby wysadzili w powietrze. Ale On na pewno zrobi to bez rakiet i wozów pancernych, czego pojąć nawet sikorki nie są w stanie. No bo ile Budda może mieć czołgów?
Mam też trzecie zmartwienie: faszyzm. Ano tak, już go widać, już jest w ogrodzie, już wita się z gąską. Ględzenia: że przesada, że niegroźny, że to margines, że to tylko prężne zabawy młodocianych rozparzeńców i starych niewyżytych knurów, otóż te bajdurzenia mogą uspokoić wyłącznie leniwych kmiotów, a ludzie rozsądni powinni je sobie między, delikatnie mówiąc, bajki wsadzić. To proste, jak wszelkie anty-to-czy-owo. No bo ile można być kibolem anty, skinem anty, l-perowcem anty, toż to nudne w końcu się robi. Jak już jest powód, to od powodu zawsze historia się zaczyna, nie?! Nie będzie obcy pluł nam w twarz, no nie! A obcych teraz co niemiara, chociaż jedni wyjechali, ale inni przyjechali, sami ich zaprosiliśmy.
Poważni Rosjanie mówią, i piszą, i ostrzegają, że tzw. antyfa (anty-faszyzm) jest równie niebezpieczna jak sam faszyzm, gdyż sama agresja i jej wyładowania stają się ważniejsze od motywacji i ukierunkowania. Właśnie dlatego agresizm jest groźniejszy, jako bio i socjopatyczne podłoże wszelkiego izmu. A skąd tej niewyżytej wściekłości aż tyle? Brak zasad i regulatorów – powiadają jedni, a drudzy kiwają głowami: – ależ, skąd, to nadmierna ilość zasad, zakazów i nakazów rodzi bunt! Spróbujmy zapytać jednych i drugich: a gdzie są nosiciele tych właściwych zasad? Na ekranach tv, w amerykańskich filmach, w radiowych pogadankach duszpasterzy, którzy obłudnym głosem zapewniają, że nie ma Kopciuszka bez roboczego fartuszka? Co, przez ostatnie 20 lat, stało się w duszach pokolenia, które teraz dochodzi do głosu i będzie miało najwięcej do powiedzenia i zrobienia przez najbliższych piętnaście lat?
Właśnie, czołowe stanowiska robocze, państwowe i urzędowe zajmować zaczyna pokolenie urodzonych w latach 1964-1966, z fatalną opozycją Urana&Plutona w znaku Panny do Saturna w znaku Ryb. W każdym pokoleniu są, oczywiście, ludzie z problemami (kto ich nie ma?) i tacy, którym jakoś z górki łatwiej. Jednakoż, wymieniona opozycja [por. horoskop efemerydalny z 1 kwietnia 1965 godz. 10:08 na Warszawę] to zaiste prima aprilis zodiakalny: jeśli przebadać ten aspekt i dynamikę jego przejawiania się aż do 24 lutego 1966 r., to można na nim przećwiczyć szlachetne porywy wraz z niemożnością ich realizacji, z powodów tak różnorakich, jak nadmierne roszczenia, (wejść na gotowe!), kręte ścieżki życiowe czy poważne wypadki i problemy zdrowotne, gdy się wydaje, że już można ująć szczęście pod nogi. Oczywiście, nie dotyczy to wszystkich właścicieli takich horoskopów, ale trend pokoleniowy jest widoczny wyraźnie, a teraz co i rusz, to czterdziestolatki chcą być trendy…
Ja sam zastanawiam się, czy zdążę przed mutacją gatunku ludzkiego, no, powiedzmy, odejść w czwarty wymiar, czy też będę oglądał, na ekranie wizjera, zanim wpuszczę takie coś do domu, zmutowaną kserokopię homo. Zdążyć przed mutacją homo sapiens jest coraz trudniej, gdyż proces ten od dawna jest w toku, a rok 2007 przyniesie nowe gadżety, w które mutanci zostaną wyposażeni; a ponieważ jest tego wiele, to nazwiemy je ogólnie chipy, klipy i stereotypy. Jestem przekonany, że owszem, kiedyś zamienimy śmierć biologiczną na technologiczną, ale to już nie będziemy my – ludzie, tylko my – kosmici, którzy nadal tak nas fascynują. Szybko to idzie, zarówno w nanotechnologiach, jak i w ewolucji elektronicznie stymulowanego mózgu i systemu nerwowego. Zachęcam do czytania pism popularno-naukowych, w których kierunkiem głównym są niby rewelacje naukowe, a w rzeczy samej mutacja gatunku. A to i dobrze, niech tak będzie, no bo jaki człowiek wytrzymałby w uporządkowanym chaosie smogu elektronicznego, jako twórca, wytwórca, odtwórca a jednocześnie spożywca i akcjonariusz wytwarzanych dóbr? Do tego potrzebny jest robot i pierwsze egzemplarze udanej podróbki człowieka są już na chodzie. W 2007 nie będzie rewelacji, ale dwa lata później, w 2009, nowy gatunek homunculus mecanicus ino świśnie, błyśnie i na orbicie okołoziemskiej zawiśnie.
No, a co tam panie w polityce?  Szanowny Czytelniku, jest to doprawdy mniej ważne, niżeli wieści, które codziennie docierają na mój stół roboczy. Przyjrzyjmy się niektórym z tych informacji razem, gdyż warsztat prognosty to nie tylko palec w horoskopie i oczy w słup, lecz nade wszystko astrologiczne weryfikowanie wieści ze świata, zastanawianie się nad nieoczekiwanym obrotem spraw i wydarzeń, sprawdzanie przeczuć, wizji i snów (nie tylko własnych). Tutaj pragnę wyrazić serdeczną wdzięczność dla moich respondentów, wiele dla mnie zrobił, przysyłając mi co smakowitsze kąski, pan Grzegorz Słysz, więc gdy ktoś mnie pyta Czy słyszałeś?, odpowiadam Tak, pan Grzegorz już to przysłał.
Ziemia, planeta ludzi, ma poważne kłopoty. Living Planet Report stwierdza: Nasza planeta nie jest w stanie wyprodukować tylu surowców, ile konsumuje człowiek. Bez odpoczynku umrze. A prasa dodaje: dokument przygotowywany co dwa lata przez międzynarodową organizację ekologiczną WWF, zawsze wzbudza emocje. A tym razem także przerażenie: przejadamy o 25 proc. więcej, niż jest w stanie wyprodukować Ziemia. Liczba ludzi od 1960 r. podwoiła się, lawinowo rosną potrzeby, z dóbr naturalnych naszej planety zużywamy aż trzy razy więcej niż 45 lat temu. Żyjemy na kredyt, korzystając z rezerw planety. Wśród państw, które wywierają największy negatywny wpływ na Ziemię, Polska znajduje się na 37. pozycji, wykorzystujemy o 1/3 więcej surowców, niż jest w stanie wyprodukować nasz kraj; dwutlenku węgla produkujemy olbrzymie ilości, bo nasza gospodarka opiera się na monokulturze węglowej, w gospodarstwach marnotrawimy około 40 proc. energii – twierdzi  Agnieszka Sznyk z WWF Polska.
Prawdopodobne scenariusze przyszłych wydarzeń przedstawia prof. Antoni Kukliński, a pośród nich Scenariusz świętego Jana – nieuniknionej katastrofy apokaliptycznej, katastrofy obecnego systemu globalnej gospodarki, globalnych finansów oraz globalnych układów geopolitycznych. Podobnie widzi to prof. Zbigniew Brzeziński, mówiąc skóra cierpnie (!)
Profesor Marian Paszyński: Europa, ze swoim obciążeniem socjalnym, jest skazana w przyszłym świecie na marginalizację; Stanom Zjednoczonym zagrażają konsekwencje nadmiernych deficytów: płatniczego i fiskalnego. Przyszły świat zdominują Chiny i Indie.
No, jest jeszcze scenariusz Cykl strachu – obawa przed eksplodującym, dosłownie i w przenośni, terroryzmem wzrośnie do tego stopnia, że pojawią się na wielką skalę środki bezpieczeństwa, mające zapobiec śmiercionośnym atakom. To jest scenariusz antify, nowego faszyzmu, który będzie nas „ratował” przed obcymi. Jeśli chodzi o mnie, to wolę już kosmitów. Pojawia się sytuacja, jak w starym dowcipie: Trzeciej wojny światowej nie będzie, ale będzie taka walka o pokój, że kamień na kamieniu…
Następny problem to globalne ocieplenie i kurczenie się stale zamarzniętych wód Arktyki, co wymusza uregulowanie gospodarki zasobami tego regionu przez międzynarodowe konwencje, bo inaczej może dojść do konfliktów na tle rabunkowej gospodarki zasobami wodnymi planety.
Organizacja Narodów Zjednoczonych otrzyma nowego sekretarza generalnego. Jest nim Ban Ki-moon urodzony 13 czerwca 1944 [ASC 18Wagi05]. Ten 62-letni południowokoreański minister zastąpi od 1 stycznia 2007 roku 68-letniego Kofiego Annana, który ustępuje ze stanowiska po dwóch pięcioletnich kadencjach. Rada Bezpieczeństwa zdecydowała się na rekomendowanie Ban Ki Muna na pięcioletnią kadencję, która rozpocznie się 1 stycznia roku 2007, a zakończy 31 grudnia roku 2011.  Ban Ki Mun ukończył stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Narodowym w Seulu – najlepszej uczelni w swoim kraju, a potem zarządzanie na Harvardzie. Dwa lata temu został szefem koreańskiej dyplomacji. Jest dojrzały, zrównoważony, ma doświadczenie i powagę, cieszy się sympatią nawet części przeciwników. To rutynowany dyplomata, biegle mówiący nie tylko po angielsku, ale i po francusku. Reprezentował Koreę Południową w negocjacjach o północnokoreańskim programie atomowym.
Przepowiadamy Panu Moon znakomitą karierę i chwalebne sprawowanie misji sekretarza generalnego ONZ. Zapewne zorientuje się on sam, że w 2007 Jowisz będzie przemierzał zodiakalny znak Strzelca, co niezwykle ożywi działalność dyplomatyczna na świecie, a Panu Moon przysporzy splendoru i politycznych przyjaciół.
NASA to bardzo ważna organizacja i struktura przyszłości, zapewne ważniejsza nawet niż ONZ i NATO razem wzięte. Dziś wiemy tylko tyle, czy aż tyle, że bez rozgłosu, w zaciszu prezydenckiego gabinetu podpisano Narodową Politykę Kosmiczną Stanów Zjednoczonych, a dokument ten podano do publicznej wiadomości 6 października br. Wynika z niego, że administracja Busha przedstawiła agresywny projekt, którego celem jest zdominowanie kosmosu poprzez odrzucenie wszelkich nowych zagrożeń mających na celu ograniczyć działania USA w przestrzeni kosmicznej i sprzeciwianie się wszelkim krokom państw, które chciałyby stanąć im na przeszkodzie w eksploracji wszechświata – pisze na ten temat brytyjski The Independent. Na jego podstawie Stany Zjednoczone mogą do woli przeprowadzać i rozwijać badania i inne przedsięwzięcia w przestrzeni pozaziemskiej, które zapewnią im ochronę narodowych interesów. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Frederick Jones tłumaczył, że zasady tej polityki wiążą się z coraz większą zależnością amerykańskiej ekonomii i bezpieczeństwa od tego, co się dzieje w kosmosie. Armia polega na satelitarnych systemach komunikacji i nawigacji. Ale korzystają z nich też… użytkownicy komórek, urządzeń GPS, a nawet bankomatów. I to jest jedną z przyczyn polityki kosmicznej, która odpowiada także na nowe zagrożenia terrorystyczne, które pojawiły się po 11 września 2001 roku. Nowa polityka zakłada wprowadzenie na orbitę broni masowego rażenia. Przeciwko terrorystom? Zapewne przeciwko państwom dającym im broń i schronienie. A wśród najważniejszych cywilnych celów wymieniono wprowadzenie programu innowacyjnej eksploracji kosmosu przez ludzi i roboty, którego głównym założeniem jest wykorzystanie cywilnych systemów kosmicznych do podnoszenia poziomu wiedzy naukowej na temat Ziemi i wszechświata. Postanowiono też zająć się problemem krążących na orbicie śmieci.
Stany Zjednoczone kontra reszta świata? USA nadal utrzymają hegemonię oraz pozycję strażnika świata, ale w 2009, będą musiały bardzo się postarać, aby jej nie stracić, po czym, jeszcze przez dwa lata, do 2011, to się nawet uda. Widząc już teraz, co się święci i uciekając do przodu, Stany już w 2007 zgłoszą roszczenia prawne do przestrzeni kosmicznej, a w 2009 będą brylować in space, dyktując warunki dla pozostałych państw eksplorujących przestrzeń kosmiczną. Na 2011 rok zapowiedziano już nowy teleskop orbitalny, lepszy od Hubble.
Plany George’a W. Busha wobec kosmosu zawsze było bardzo ambitne. W 2004 roku przedstawił wizję ponownej podróży człowieka na Księżyc, a w dalszej perspektywie wysłanie lotu załogowego na Marsa. W tym samym roku siły powietrzne USA przedstawiły plan rozmieszczenia w przestrzeni okołoziemskiej broni laserowej. Na początku 2006 roku Pentagon szukał pieniędzy w Kongresie na sfinansowanie badań broni kosmicznej. Obecnie priorytetami Stanów Zjednoczonych są zwiększenie kosmicznego przywództwa i obrona narodowych interesów w przestrzeni kosmicznej. I tędy biegnie droga, po której maszerują żołnierze i latają orbitalne stacje strażnika naszego wspaniałego świata totalnej konsumpcji.

Unia Europejska najpoważniej potraktuje przyjęcie nowych członków Wspólnoty, wprowadzenie euro przez państwa, które tego jeszcze nie zrobiły oraz strukturę obrony europejskiej przed terroryzmem. Mówi się, że pośród przyszłych walut świata, XXI wiek ma należeć do azjatyckiej wspólnej waluty asiana, zwanej też AMU – Asian Monetary Unit, i ACU Asian Currency Unit. Zdaniem pana K. Rybińskiego, v-prezesa NBP,  nie najlepsze perspektywy czekają euro, gdyż w gospodarce światowej prym będą wiodły nowe waluty. Przepowiadamy, że w ciągu najbliższych 5 lat dolar utraci status głównej waluty rezerwowej. Zastąpi ją euro, a v-prezes Rybiński uważa, iż w dalszej perspektywie główną walutą rezerwową świata będzie "asian".  Zanim do tego dojdzie, spójrzmy na własne podwórko, gdzie są sprawy ważniejsze od teczek i kwitów personalnych.
Polska czeka na własne euro. Eksperci NBP twierdzą, że rząd może i powinien wyznaczyć termin przyjęcia euro wtedy, gdy w perspektywie dwóch lat będziemy spełniali kryteria z Maastricht wysokim prawdopodobieństwem. Najlepiej przeprowadzić szybko właściwe reformy i jak najszybciej wejść do strefy euro, ale jeżeli ten scenariusz jest niemożliwy, to lepiej w ogóle nie mieć daty niż mieć datę ruchomą i niewiarygodną.
Obliczałem wielokrotnie horoskop Polski, już po przemianach ustrojowych, ale dopiero zwycięstwo Wielkich Braci w wyborach prezydenckich i parlamentarnych dało mi stosowną po temu sygnifikację. Otóż, w horoskopie na 24 sierpnia 1989r. o godz. 12:39w Warszawie  [ASC 14Skorpiona07] dokonała się owa uroczysta chwila impulsu solarnego. Jeśli porównamy ów horoskop z horoskopami Braci, to zobaczymy zadziwiającą koniunkcję Saturna (Bracia) ze Słońcem (Polska). To się nazywa stabilizacja, na wieki wieków amen. Idąc tym tropem, możemy wprowadzać euro, z mocą ekwiwalencji magicznej, mistycznej i politycznej – najlepiej 24 grudnia 2007 roku, ale uzasadnione są obawy, że nie zdążymy. Podobną, aczkolwiek o innej wymowie, szansę daje nam 1 stycznia 2009. W każdym razie, jestem do dyspozycji, zarówno dla narodu jak i dla euro.
Pytano mnie, czy widzę zagrożenia dla Polski. Niestety, lokalne widzę. Dotyczy to zamachów terrorystycznych, szczególnie w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie.
Triumwirat – a co to takiego? Owszem, były takowe, np. sojusz między Austro -Węgrami, Niemcami i Rosją, a w opinii kanclerza Bismarcka był on kluczem do Europy zorganizowanej na zasadzie równowagi sił. Otóż ostatnio Chirac, Merkel i Putin sprawdzają zdolność do działania w XXI wieku sojuszu na wzór tego właśnie układu. W prasie francuskiej nazwano ten projekt, po ostatnim spotkaniu przywódców trzech krajów w Compiegne,  nowy sojuszem Trzech Cesarzy. Ponoć Chirac, Merkel i Putin sprawdzają obecnie zdolność do działania podobnego sojuszu, przeniesionego w realia XXI wieku. Astrolog powiadamia: w 2007 uda się, mogą śmiało na to liczyć. Po tym, jak b. kanclerz Schoedrer nazwał Putina kryształowym demokratą, wszystko jest możliwe. Chirac, co prawda, wycofa się z polityki na wiosnę 2007, ale jego następca chętnie podejmie motyw opery Przymierza Trzech.
Irak nie doczeka się w 2007 zakończenia „misji pokojowych”, które są doskonałym pretekstem do kontrolowania złóż surowców energetycznych na Bliskim i Środkowym Wschodzie.
Iran doczeka się pierwszych rebelii studenckich, zaś strażnicy prawdziwej wiary będą mieli mnóstwo roboty, niezbyt przyjemnej i na dodatek mokrej. Ale w 2007 nie nadejdzie jeszcze czas, by zbrojne ramię Zachodu mogło uderzyć na zakłady wytwarzające śmiercionośny koktajl atomowy. Stanie się to dopiero w 2009.
Izrael zmieni prezydenta, który zaplątał się w zbyt wiele romansów naraz, co nie wszystkim mężczyznom wychodzi na dobre. Niestety, w 2007 dwa potężne zamachy terrorystyczne ponownie podgrzeją atmosferę, której nic nie ostudzi przez najbliższe sześć lat, a potem będzie jeszcze cieplej. Izrael to jeden z obszarów, na których pełzające niesnaski są jak płomyki ognia wokół składu z amunicją. Wielokrotnie zastanawiałem się, jak ten piękny kraj może sobie poradzić z nieustającym konfliktem etnicznym, socjalnym i religijnym, i – przyznam – nie widzę wyjścia. Bardzo niebezpieczny czas zaczyna się dla Izraela od czerwca-lipca 2008.
ChIndie – chyba tak trzeba tę nazwę napisać. Przyszły świat zdominują Chiny i Indie – tak uważa i ocenia przyszłość Europy i świata profesor Marian Paszyński. Zgadzam się z tą opinią, biorąc pod uwagę wszystkie moce obu horoskopów.
Z prawdziwą przyjemnością – natury astrologicznej – prezentuję horoskop Indii, na moment proklamowania Unii Indyjskiej 26 stycznia 1950 r. o godz. 10:19 w New-Delhi [ASC 6Barana14]. Co za potęga twórczego Saturna w znaku Panny, w recepcji wzajemnych powiązań z Merkurym w znaku Koziorożca! Co za umiłowanie wolności! Nawet słychać płacz wdowieństwa po zamordowanej Matce Narodu – Pani Indirze Gandhi [Mars 09Wagi22 na DSC]. O tym horoskopie można napisać poemat.
No i Chiny, 1 października 1949 godz. 15:15 w Pekinie [ASC 05Wodnika57]. Potężna recepcja Saturna w znaku Panny do Jowisza w znaku Koziorożca, aż łza się oku kręci, tyle narozrabiać i tak się przy władzy i potędze utrzymać!
Oba te horoskopy są przez najbliższe 30 lat faworyzowane, przez Niebo i Ziemię. A potem, co Bóg da, to będzie.

PS. Czy jest coś radosnego na horyzoncie? Owszem: dobrobyt w Europie, dostatek w Polsce, zmierzch kabaretu na rodzimej scenie politycznej. A nade wszystko, duch tchnie kędy zechce!

  

Leon Zawadzki