PRZEPASTNE WYŻYNY Aleksander Zinowiew

Aleksander Aleksandrowicz Zinowiew urodził się 29.09.1922 – zm.10.05.2006. Doktor nauk filozoficznych, profesor, członek Finlandzkiej Akademii Nauk. Autor wielu książek z logiki i metodologii nauk. Liczne z nich wydane zostały w języku angielskim, niemieckim i innych językach europejskich. * Podstawowe prace: Filozoficzne problemy logiki wielowartościowej Moskwa 1960; w języku angielskim: Philosophical Problems of Many Valued Logic Derdrecht Holland 1963; Podstawy logicznej teorii wiedzy naukowej Moskwa 1967; niemieckie wydanie Komplexe Logik Berlin, Braunschweig, Basel 1970 oraz w języku angielskim Foundations of the Logical Theory of Scientific Knowledge Derdrecht Holland 1973; Szkic logiki wielowartościowej  Moskwa 1968; w języku niemieckim Uber mehrwertige Logik Berlin, Braunschweig, Basel 1968; Logika kompleksowa Moskwa 1970; w języku niemieckim Logische Sprachregeln Berlin 1975, razem z H. Wessel Logiczna fizyka Moskwa 1972.

Pod wpływem Zinowiewa, spośród jego byłych studentów i aspirantów powstała grupa, której prace były publikowane w zbiorach Nieklasyczna logika Moskwa 1970; Teoria logicznego wnioskowania Moskwa 1975 i wielu innych wydaniach. Chociaż powoływanie się na prace Zinowiewa nigdy nie było dobrze widziane w Związku Radzieckim, to jego wpływ na radziecką logikę i filozofię jest wyraźnie odczuwalny. Wielokrotnie naśladowano go i zapożyczano od niego, był on też jednym z najczęściej cytowanych filozofów lat sześćdziesiątych. Był kandydatem Premii Państwowej, ale nie został dopuszczony nawet do ostatniej rundy tzw. konkursu. Kandydat do Akademii Nauk ZSRR, lecz nie został wybrany. Wielokrotnie był zapraszany na kongresy i sympozja międzynarodowe , ale ani razu nie został na nie wypuszczony. Był członkiem kolegium redakcyjnego Woprosow fiłosofii, lecz zrezygnował z tego stanowiska ze względu na niemożność publikowania autorów, których cenił i popierał. Przez pewien czas był kierownikiem katedry logiki Uniwersytetu Moskiewskiego, lecz został zwolniony z tego stanowiska w związku z koniecznością tzw. umocnienia kierownictwa katedry. Na początku lat sześćdziesiątych w środowisku radzieckich logików rozpoczęła się aktywna dyskredytacja Zinowiewa i jego grupy. W rezultacie tych wydarzeń grupa ta rozpadła się przedwcześnie nie stając się zdolną do samoobrony całością. W swoich pracach Zinowiew rozwija logiczno-filozoficzną koncepcję, która zajmuje się krytyczną analizą wszystkich zjawisk kultury współczesnej posługującej się formami językowymi.

To właśnie Zinowiew jest autorem pojęcia homo sovietikus.

Po opublikowaniu na Zachodzie książki „Przepastne Wyżyny” Aleksander Zinowiew, 6 sierpnia 1976r. wraz z rodzina został  deportowany ze Związku Radzieckiego. Powrócił dopiero w 1998 r.

Pośród licznych książek, artykułów i esejów najbardziej znane są książki:

Przepastne Wyżyny
Świetlana przyszłość
Homo Sovietikus
Idź na Golgotę
Katastrojka
Smuta
My i Zachód
Ani wolności, ani równości, ani braterstwa
Ewangelia dla Iwana

*****

Aleksander Zinowiew


PRZEPASTNE WYŻYNY
(fragmenty)

przekład z rosyjskiego
Leon Zawadzki

Od tłumacza :

Niniejsze tłumaczenie zawiera wybór z książki A. A. Zinowiewa. Wyboru dokonałem według kryterium ważności tekstu dla polskiego czytelnika. Oczywiście, najchętniej przetłumaczyłbym całą książkę Zinowiewa, lecz nie pozwalają na to ani czas, ani objętość książki.
Książka zawiera : Wstęp (str. 7-9 oryginału), Przepastne wyżyny (str. 9-289 ), Decyzja (str. 289-469), Poemat o nudzie (str. 469-561). Wszystkie części stanowią jedną całość, mimo tego, że każda z nich jest zakończona fragmentem tej całości.
Akcja książki dzieje się w Ibansku – wielkim kraju totalitarnym, który łatwo jest zidentyfikować na mapie geopolitycznej świata. Trudno tu właściwie mówić o akcji, gdyż książka jest stopem burleski i dialogu sokratejskiego. Postaci książki występują pod pseudonimami, które czasem są łatwo do odszyfrowania np. Prawdziwiec (Sołżenicyn), Pieluszka (Jewtuszenko), Pieśniarz (Galicz), Pacykarz (rzeźbiarz i malarz Nieizwiestnyj), Dwulicowiec (Siniawskij), niektóre zaś to jakby zbiorcze pseudonimy samego Autora (Oszczerca, Schizofrenik, Gaduła), jeszcze inne, to typowe określenia miejsca zajmowanego przez personaż w społeczeństwie, np. : Socjolog, Myśliciel, Pretendent, Zarządzający, Małżonka, Współpracownik, Członek, Literat itp.

Specyfika konstrukcji całości pozwala na tłumaczenie poszczególnych rozdziałów bez szkody dla zrozumienia fabuły, która właściwie nie istnieje, lub też dotyczy pewnych fragmentów całości. Te właśnie fragmenty, spojone fabułą, zazwyczaj pomijałem przy dokonywaniu wyboru.
Mam nadzieję, ze czytelnik polski otrzyma wkrótce pełny tekst przekładu książki Zinowiewa.

Pozwolę sobie wyrazić przekonanie, ze książka Zinowiewa jest niezwykle ważnym wydarzeniem w historii myśli ludzkiej, a dla czytelnika obszaru Ibanska jest świadectwem tej myśli nad ciemnotą. Jej czytanie skłania do zadumy, budzi wesoły lub gorzki śmiech, przynosi tak potrzebną ulgę.

Leon Zawadzki

 

*****

Książka ta składa się ze strzępów rękopisu, znalezionego przypadkowo, tzn. bez wiedzy kierownictwa, na niedawno otwartym i wkrótce potem opuszczonym wysypisku śmieci. Podczas uroczystego otwarcia wysypiska obecny był Zarządca w towarzystwie alfabetycznie uporządkowanych Zastępców. Zarządca wygłosił historyczne przemówienie, w którym oświadczył, że spełnienie odwiecznego marzenia ludzkości jest tuż-tuż, gdyż na horyzoncie już są widoczne przepastne wyżyny socizmu. Socizm to wymyślony ustrój społeczny, który mógłby powstać, gdyby w społeczeństwie postępowanie osobników, wzajemnie wobec siebie, było całkowicie zgodne z normami społecznymi, lecz w rzeczywistości jest to ustrój niemożliwy z powodu fundamentalnie błędnych założeń. Jak każda pozahistoryczna brednia, socizm posiada swoją błędną teorię i niesłuszną praktykę, ale co tutaj jest teorią a co praktyką, tego nie można ustalić ani teoretycznie, ani praktycznie. Ibansk to niezamieszkały przez jakichkolwiek mieszkańców punkt, który w rzeczywistości nie istnieje. A gdyby nawet przypadkiem był, to byłby czystym wymysłem. W każdym zaś razie, jeśli gdziekolwiek jest możliwy, to tylko nie u nas, w Ibansku. Chociaż opisywane w rękopisie wydarzenia oraz idee, biorąc wszystko pod uwagę, są wymyślone, to mają znaczenie jako świadectwo błędnych wyobrażeń starożytnych ibanskich przodków o człowieku i człowieczeństwie w ogólności.

Ibansk, 1974 r.

SzKHBCzŁSMP

Jak twierdzą wszyscy nasi i zgadzają się liczni nie nasi uczeni, mieszkańcy Ibanska są o głowę wyżsi od pozostałych, za wyjątkiem tych, kto postępuje za ich przykładem. Wyżsi są bynajmniej nie z powodu reakcyjnej natury biologicznej (z tego punktu widzenia są tacy sami), lecz dzięki postępowym warunkom historycznym, słusznej teorii, sprawdzonej na ich własnej skórze, a także dzięki mądremu kierownictwu, które na takich sprawach zęby zjadło. Z tego też powodu mieszkańcy Ibanska nie żyją w tym starym, plugawym sensie, który jest udziałem tych dożywających swoje ostatnie dni tam, u nich, lecz realizują przedsięwzięcia historyczne. Realizują te przedsięwzięcia nawet wówczas, kiedy nic o nich nie wiedzą i w nich nie uczestniczą. I nawet wówczas, kiedy przedsięwzięcia w ogóle nie są realizowane. Badanie jednego z takich przedsięwzięć jest tematem tej pracy.

Badane przedsięwzięcie nazywa się SzKHBCzŁSMP. Nazwa ta składa się z pierwszych liter imion jego wybitnych uczestników. Nazwę ułożył Współpracownik, a do nauki po raz pierwszy wprowadził Myśliciel, który opublikował z tego powodu cykl artykułów na inny, bardziej aktualny temat. Artykuły były napisane na wysokim poziomie ideowo-teoretycznym, tak więc nikt ich nie czytał, ale wszyscy uznali je za słuszne. Potem termin SzKHBCzŁSMP stał się terminem powszechnie uznanym i przestał być używany.

Przedsięwzięcie zostało wymyślone przez Instytut Profilaktyki Złych Zamiarów, było prowadzone pod nadzorem Laboratorium Prania Mózgów, przy udziale Głównego Organu i zostało podtrzymane inicjatywą oddolną. Przedsięwzięcie zostało zaakceptowane przez Zarządcę, Zastępców, Pomocników i wszystkich pozostałych, za wyjątkiem nielicznych, których opinie są błędne. Cel przedsięwzięcia – odnaleźć tych, którzy nie akceptują przedsięwzięcia, i zastosować środki.


ZAŁOŻENIA METODOLOGICZNE

W przedsięwzięciu uczestniczyły dwie grupy: badana i badająca. Grupy te składały się z tych samych osób. Badani wiedzieli, że są obserwowani. Badający wiedzieli, że badani o tym wiedzą. Badani wiedzieli, że badający wiedzą, że jest im to wiadome. I tak aż do końca. Jednocześnie grupy badających i badanych były autonomiczne i nie wywierały na siebie żadnego wpływu. Pomiędzy nimi nie było żadnych kontaktów informacyjnych, dzięki czemu osiągnięte zostało całkowite wzajemne zrozumienie. Badani kierowali się następującymi założeniami: a) a co zrobisz; 2) a co się zmieni, jeżeli; 3) pluń na to. Współpracownik udowodnił, że z tych założeń logicznie wynikają założenia pochodne: 4) tego w żaden sposób nie można uniknąć; 5) w końcu, już czas; 6) a idźcie wy wszyscy w. Badający, wprost przeciwnie, przyjęli takie założenia: 1) i tak się nigdzie nie podzieją; 2) sami wszystko wyłożą; 3)sami wszystko zepsują. Wspomniany już Współpracownik wyprowadził z tych założeń założenie pochodne: 4) sami się do wszystkiego przyznają. Problem, czy w tym systemie założenie "sami wszystko wymyślą" jest do udowodnienia, pozostał do dzisiaj nierozwiązany. Ale, zasadniczo rzecz biorąc, problem ten nie jest zasadniczy, gdyż wymyśla się wszystko samo przez się, ponieważ wymyślać nie ma co, gdyż i tak wszystko jest. Dzięki opisanym założeniom udało się zwiększyć przypływ niepotrzebnej informacji i skrócić terminy. Przedsięwzięcie stało się całkowicie samosterowalne i, jak każde dobrze pomyślane i konsekwentnie przeprowadzone przedsięwzięcie, zakończyło się niczym. W przedsięwzięciu brały udział osiągnięcia nauki i techniki. Szczególnie Instruktor, za pomocą synchrofazocyklobetatronowego prolasera zdołał przekłuć przestrzeń w okolicy klozetu Schizofrenika i zarejestrować jego zamiar napisania quasinaukowego traktatu socjologicznego, który to pomysł przyszedł mu do głowy, kiedy on, cierpiąc na atak zaparcia, osiągnął w końcu pomyślny rezultat i poddał ostrej krytyce istniejącą konstrukcję. To wybitne odkrycie nie zostało omówione w Organie, i dlatego zatrzymywać się tutaj nad nim nie ma potrzeby.


CZAS I MIEJSCE

Po historycznych przedsięwzięciach przysiółek Ibansk przeistoczył się. Budynek byłej Szkoły przekazano na potrzeby filii Instytutu. Klozet nadbudowano i odziano w stal i szkło. Teraz, patrząc z tarasu widokowego, turyści, którzy niepowstrzymanym potokiem zaczęli napływać do Ibanska, mogą przekonać się naocznie, że przeciekające do nich kłamliwe słuchy to zwyczajne oszczerstwo. Mianowano nowego Zarządcę. Starego, już potem, jako niepotrzebnego, gdzieś schowano. Nowy był tak samo stary, jak stary, ale za to nie mniej postępowy i oczytany. Obok klozetu zbudowano hotel, w którym umieszczono Laboratorium. Aby turyści, w czasie wolnym od oglądania wzorcowych przedsiębiorstw, mieli na co popatrzeć, wokół hotelu wyrosło dziesięć nowiutkich, malowniczych cerkwi z dziesiątego wieku, a nawet jeszcze starszych. Ściany cerkwi pokrył starymi freskami sam Malarz, który był namalował portret Zarządcy na pierwszej linii frontu walki, za co otrzymał premię, nagrody i tytuły. Malarz namalował bohaterstwo pracy miłujących wolność potomków, ich waleczną codzienność i wybitnych działaczy kultu owej odległej, ale całkowicie zapomnianej epoki. Na centralnym fresku Malarz namalował Zarządcę i jego Zastępców, którzy za to otrzymali premie, sam zaś Zarządca – dwukrotnie: po raz pierwszy za to, po raz drugi za tamto. W rezultacie ceny na produkty zostały obniżone, i dlatego wzrosły tylko podwójnie, a nie na pięć procent, tak jak u nich. Rzeczkę Ibaniuczkę zagrodzono wzdłuż i w poprzek. Popłynęła rzeczka wstecz, zatopiła pole kartoflowe, które było dumą ibanczan, i utworzyła morze, które stało się dumą ibanczan. Za to wszystko, mieszkan cy, za wyjątkiem niektórych, zostali nagrodzeni. Zarządca wygłosił na ten temat referat, w którym przeanalizował wszystko i przedstawił panoramę wszystkiego. Na zakończenie powiedział z przekonaniem: poczekajcie tylko, jeszcze nie to zobaczycie. Referat przygotował Pretendent z grupą współpracowników. Ta okoliczność została ukryta w cieniu, ponieważ wiedzieli o niej wszyscy, oprócz Zarządcy, który został za to nagrodzony i ponownie uznany za godnego nagrody za to, że był nagrodzony za tamto.

Na tamtym brzegu wyrosło nowe osiedle domów, jednakich w formie, ale niemożliwych do rozróżnienia w treści. Ględa, który przypadkowo otrzymał na tym osiedlu częściowo samodzielny pokój przejściowy, mówił, że tutaj jest tak jednakowo, iż nie ma on nigdy żadnej pewności, że jest u siebie w domu i że jest on właśnie sobą, a nie kimś innym. Polemizując z nim, Członek twierdził, że jest to oznaka postępu, który negować mogą tylko wariaci i wrogowie, ponieważ różnorodność stwarza naturalną nierówność. Poczekajcie tylko trochę, mówił, zbudują tutaj spożywcze i inne kulturalno-oświatowe centra, i wtedy Was nawet kijem stąd nie zagonią.

W centrum nowego osiedla roztaczało się stare pustkowie. Na tym pustkowiu chciano najpierw wznieść panteon, potem zdecydowano zbudować jezioro i zapełnić je kawiorem. Zbudowano Kiosk nabiałowy. Kiosk zdobył ogromną popularność. Przy Kiosku zawsze zbiera się mnóstwo luda, niezależnie od tego, czy w Kiosku jest piwo (co zdarza się rzadko), czy nie ma (co też zdarza się rzadko). Wypiwkę przynoszą sami. Rozlokowują się na beczkach, pudłach i kupach śmieci. Grupy organizują się na czas dłuższy lub krótszy. Niektóre istnieją miesiącami i nawet przez parę lat. Niedawno jedna z nich świętowała pięćdziesięciolecie. Za to wszystko klienci Kiosku otrzymali nagrody, a sam Zarządca dwukrotnie: po raz pierwszy za to, że nie miał z tym nic wspólnego, po raz drugi za współudział. W pełnym składzie grupa długoterminowa zbiera się rzadko. Zazwyczaj spotykają się dwaj-trzej-czterej członkowie grupy w różnych kombinacjach. Trwałe jest miejsce spotkań grupy.


POCZĄTEK

Pewnego razu Współpracownik, który postanowił ujawnić i zlikwidować, znalazł się w okolicy Kiosku. Mając pełne prawo brać bez kolejki to wszystko, co jest, i brać wszystko, czego nigdzie nie ma, ku zdziwieniu zebranych stanął w kolejce i zaczął się przysłuchiwać. Rozmawiający wyglądali na ludzi inteligentnych, ale zwracali się do siebie nie wiadomo dlaczego na "pan" i nie używali niecenzuralnych (w starym znaczeniu) słów, tocząc rozmowy na niecenzuralny (w nowym znaczeniu) temat. Kolejek, braków żywnościowych, chałtury, chamstwa i tak dalej negować nie można, mówił Członek. Lecz są to drobiazgi codzienności, które nie biorą się z istoty naszego izmu. Przy pełnym izmie czegoś takiego nie będzie. Właśnie po to został on wymyślony przez najlepszych ludzi, aby niczego podobnego być nie mogło. Ma pan rację, powiedział Ględa. Ale izm – to nie tylko uroczyste posiedzenia i pochody – to także określona forma organizacji i reprodukowania codzienności. Pozostałe – to rozmówki dla ślepogłuchoniemych. Współpracownik powiedział, że zgadza się z nimi oboma, i opowiedział powszechnie znany dowcip, że pełny izm można zbudować w jednym przysiółku, ale lepiej żyć w drugim. Członek powiedział, że za jego czasów, za takie anegdoty, po główce nie głaskano. Współpracownik powiedział, że teraz nie wasz, ale nasz czas. Ględa powiedział, że nie widzi zasadniczej różnicy.

Miejsce żeby wypić znaleźli na skraju pustkowia w przytulnym dole na śmieci. Członek wygłosił mowę oskarżycielską i zajął się sprzątaniem. Współpracownik podprowadził i przyturlał beczkę z Kiosku, zdążył przy tym umówić się ze sprzedawczynią na randkę. Ględa zwinął komuś skrzynkę. Prawa na skrzynkę zgłosił Karierowicz, który oddalił się, aby obalić piąty kufel. Członek wyciągnął z bocznej kieszeni portfel. Ględa uronił łzę i powiedział, że nigdy nie tracił wiary w Człowieka. Po trzecim kuflu nastąpił moment, dla którego ludzkość gotowa jest pogodzić się z izbą wytrzeźwień. Ględa wyłożył wszystko, co myślał o swoim sektorze. Wasze skargi to dziecinne zabawki – powiedział na to Współpracownik. No i co, macie w tym sektorze dziesięciu pasożytów, pięciu pieniaczy, trzech szpicli i dwóch paranoików. Możecie uważać, że się wam udało. W moim wydziale jest dwustu współpracowników. Jako tako parcuje tylko dwóch. Jeden bo głupi, drugi z przyzwyczajenia. Pozostali – pasożyt na pasożycie i pasożytem pogania. Beztalencia skończone! Podgryzanie. Donosy. Rozpierducha. Przepychanka. Patrzą tylko, jakby tu więcej zachapać. O tam, widzicie, przyssał się typ z parszywą mordą. Nasz. Instruktor. Ostrzegam, swołocz jakich mało. A w dodatku wybitny kretyn. Nawet w najbardziej prymitywnych przypadkach nie potrafi odróżnić, co nasze a co antynasze. Ględa powiedział: nie jest tak źle, że u was źle pracują, bo gdyby pracowali dobrze, to byłoby zupełnie źle. Karierowicz powiedział, że co tam, gorzej nie bywa. Współpracownik przypomniał sobie na ten temat stary powszechnie znany dowcip o optymistach i pesymistach i przypisał Karierowiczowi pesymizm. Można by pomyśleć, powiedział Karierowicz, że tam u was dowcipy kolekcjonują. Nawiasem mówiąc, powiedział Ględa po paru następnych kuflach piwa, w pewnym sensie nie jest dobrze, że u nich jest źle, i było by lepiej, jeśliby u nich było lepiej. A w ogóle, zakończył swoją myśl po jeszcze paru kuflach, nie ma to żadnego znaczenia. Nikt nie wie, co znaczy dobrze, a co znaczy źle. Oprócz Literata, zapewne. Karierowicz powiedział, że wszędzie to samo. Zepsuł się kiedyś u nas jakiś bzdet. A zajmujemy się czymś nadzwyczaj ważnym i niezwykle pilnym. Zielone światło. Dzwonię do szefa, melduję, tak to i tak to. Drobiazg, powiada, zadzwonię do właściwego wydziału, zrobią od ręki. Wieczorem dzwonię do wydziału. Mówią, że pierwsze słyszą. Rano dzwonię do szefa. Zajęty, narada. A robota leży. Nazajutrz idę do szefa. Czekam dwie godziny. Mówi, nie denerwuj się. Sprawa jest nadzwyczaj ważna i niezwykle pilna. Zaraz wszystko obskoczymy. Wzywa naczelnika wydziału i w mojej obecności rozkazuje natychmiast wykonać. Minęły dwa dni. Nic, głucho i pusto. Dopiero tydzień po pisemnym rozporządzeniu przygotowali rysunki, opracowali technologię, zrobili obliczenia. Kilka tygodni potem bzdet był gotowy. Ale nie ten i nie tak. Idę do szefa. Nic na to nie poradzę, mówi. Sam widzisz. Ręce opadają. Zrób to po swojemu, załatw to. Kupiłem pół litra, poszedłem do ślusarzy, mówię, ratujcie chłopaki, bracia kochani, zrobicie, to następną flaszkę podrzucę. Pół godziny im to zajęło i zrobili doskonały bzdet. I jeszcze kilka egzemplarzy zapasowych. Naczelnik wydziału dostał potem za to premię. Ględa zapytał, jakże to, przy tak wspaniałej organizacji, udało im się tak sprawę zagmatwać. Karierowicz wzruszył ramionami. Współpracownik powiedział, że to trywiał. Środki są nieograniczone. Pełnomocnictwa nieograniczone. Ogólne zainteresowanie. Ludzie znający robotę. No, sytuacja niecodzienna. A potem zaczęła się masówka, wygodna dla pasożytów i cwaniaczków. Członek powiedział, że za jego czasów podobne rzeczy nie miały miejsca. Ględa powiedział, że w tamtych czasach po prostu nie było nic takiego, z czego mogło by powstać coś podobnego. Współpracownik powiedział, że zawsze i wszędzie już tak jest. Dobrze jest tylko tam, gdzie nas nie ma. Ględa powiedział, że to prawda, dobrze jest tam, gdzie ich nie ma. Współpracownik powiedział, że na niego czas, splunął w nie dopity kufel, powiedział, że nie rozumie, jak takie plugastwo mogą pić ludzie, i poszedł za swoim. Wielki człowiek, pomyślał Członek, i postanowił przez Współpracownika przesłać na górę swój materiał, demaskujący i proponujący środki naprawy


PRAWA SPOŁECZNE

Zazwyczaj ludzie myślą, pisał Schizofrenik, że społeczeństwo ludzkie jest jednym z najbardziej skomplikowanych zjawisk i że dlatego właśnie jego badanie związane jest z niezwykłymi trudnościami. To błąd. W rzeczywistości z czysto poznawczego punktu widzenia społeczeństwo jest najlżejszym dla badania zjawiskiem, a prawa społeczne są prymitywne i powszechnie dostępne. Gdyby tak nie było, życie społeczne w ogóle nie było by możliwe, gdyż ludzie żyją w społeczeństwie zgodnie z tymi prawami i z konieczności uświadamiają je sobie. Trudności w badaniu społeczeństwa, rozumie się występują. Lecz nie posiadają one charakteru akademickiego. Najważniejsze przy rozumieniu społeczeństwa – rozumieć, że jest one proste w detalach i skomplikowane wskutek nagromadzenia ogromnej ich ilości, zdecydować się powiedzieć o tym temacie prawdę, przyznać się do banalności swoich myśli, zrzucić wykształcony system przesądów i zręcznie uczynić swoje myśli powszechnie znanymi.

Istnieje jedna trudność o charakterze poznawczym, mianowicie ? niemożliwość dedukcji ze względu na nadmiar informacji, z powodu obfitości pojęć wyjściowych i przesłanek, z powodu znikomej ilości wywnioskowanych następstw, z powodu braku zapotrzebowania na dedukcję. Wszystko to oddziałuje na współczesnego uczonego człowieka przygnębiająco, gdyż głowę ma nabitą ideami matematyzacji, formalizacji, modelowania itp. A najbardziej prymitywnymi prawami spośród praw społecznych właśnie są prawa bytowania społecznego.

Gdy się mówi o prawach społecznych, zazwyczaj używa się pojęć takich jak państwo, prawo, moralność, religia, ideologia i inne instytucje społeczne regulujące postępowanie ludzi i łączące ich w scalone społeczeństwo. Jednak prawa społeczne nie są zależne od wymienionych instytucji i nie dotyczą ich wzajemnych stosunków oraz ich funkcjonowania. Znajdują się one w zupełnie innym przekroju życia społecznego. Dla nich jest całkowicie obojętne, co łączy ludzi w społeczeństwo. One tak lub inaczej działają, jeżeli już ludzie na dostatecznie długi czas łączą się w dostatecznie duże grupy. Wspomniane wyżej instytucje same żyją zgodnie z prawami społecznymi, a nie na odwrót. Istotą praw społecznych są określone zasady postępowania ( działania, postępków ) ludzi wobec siebie nawzajem. Podstawę dla tych zasad tworzy historycznie ukształtowane i stale reprodukowane dążenie ludzi i grup ludzkich do samo zachowania i poprawiania warunków swojego istnienia oraz sytuacji bytowania społecznego. Przykłady takich zasad : mniej dać i więcej wziąć ; jak najmniej ryzyka i jak najwięcej korzyści ; jak najmniej odpowiedzialności i jak najwięcej honorów ; jak najmniej zależności od innych, więcej zależności innych od ciebie itp.

Prawa społeczne nie są ustalane jawnie jak zasady moralne oraz inne prawa, a to z przyczyn, o których nietrudno się domyśleć i o których specjalnie będę mówić dalej. Lecz i bez tego są one ogólnie znane i powszechnie dostępne. Łatwość, z jaką ludzie je odkrywają i przyswajają je sobie, jest wprost zdumiewająca. Tłumaczy się to tym, że są one naturalne, odpowiadają historycznie ukształtowanej naturze człowieka i grup ludzkich. Potrzebne są wyjątkowe warunki, aby ten lub inny człowiek wypracował w sobie zdolność uchylania się spod władzy i postępowania na przekór im. Potrzebna jest długotrwała, krwawa historia, aby w jakimś fragmencie ludzkości wypracowana została zdolność przeciwstawienia się tym prawom dostatecznie odczuwalnej skali.

Społecznych zasad postępowania ludzie się uczą. Czynią to dzięki własnemu doświadczeniu, przyglądając się innym, w procesie wychowania ich przez innych ludzi, dzięki wykształceniu, eksperymentom itp. Zasady te aż same się narzucają. Ludzie mają wystarczająco dużo rozsądku, aby odkryć je dla siebie a społeczeństwo ofiarowuje ludziom gigantyczne możliwości treningu. W większości wypadków ludzie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, ze przechodzą systematyczną praktykę dla wypełnienia roli indywiduów społecznych, gdy wykonują zwyczajne z ich punktu widzenia życiowe czynności. I nie mogą tego uniknąć, gdyż nie nauczeni zasad społecznych nie mogą być zdolni do życia.

Chociaż prawa społeczne zgodne są z naturą człowieka i grup ludzkich ( są naturalne), ludzie wolą o nich milczeć lub nawet je ukrywać ( podobnie jak chowają brudną bieliznę i zamykają się w toalecie dla załatwienia naturalnych potrzeb ). Dlaczego? Właśnie dlatego, że postęp społeczny w znacznym stopniu dokonywał się jako proces wynajdywania środków ograniczających i regulujących działanie praw społecznych. Moralność, prawo, sztuka, religia, prasa, publiczność życia, opinia publiczna itp. były wynajdywane przez ludzi w znacznym stopniu ( nie całkowitym, oczywiście ) jako środki takiego rodzaju. I chociaż one, stając się masowymi organizacjami ludzi, same dostawały się pod wpływ praw społecznych, to one tak lub inaczej spełniały i spełniają ( tam, gdzie istnieją ) rolę antyspołeczną. Postęp społeczny był przede wszystkim postępem antyspołecznego. Całe wieki uczono ludzi przyoblekania swoich postępowań w formy, które są dopuszczalne z punktu widzenia moralności, religii, prawa, obyczajów itp. lub ukrywać je jako coś godnego potępienia. I nic dziwnego, ze społeczne zasady postępowania wydają się im być czymś co najmniej nieprzyzwoitym, a czasem nawet przestępczym. Co więcej, ludzie indywidualnie kształtują się w taki sposób, że zasady społeczne dla nich samych mają znaczenie tylko pewnej możliwości, która mogłaby i nie istnieć. Jeżeli człowiek postępuje zgodnie z tymi zasadami i uświadamia sobie to, wówczas często popada w konflikty psychologiczne i przeżywa wydarzenia jako dramat duchowy. Przykłady ludzi, którzy zdołali przeciwstawić się zasadom społecznym i dzięki temu stali się przedmiotem największego podziwu współobywateli, jeszcze bardziej utwierdzają w myśli przekonanie, że prawa te są wstrętne, a mówiąc dokładniej, że nie są to w ogóle prawa, lecz coś nieprawidłowego. Wreszcie, przykłady społeczeństw, w których prawa społeczne na skutek zezwoleń moralności, religii, norm prawnych, publiczności życia i tym podobne osiągały zawrotną rolę i znaczenie, dopełniają mistyfikację realnej sytuacji i stwarzają dla prawdy przeszkodę nie do pokonania ? zdumiewający przykład zła czynionego przez ludzi z najlepszych pobudek. Co prawda i w tym wypadku najlepszymi intencjami zasłaniają się zazwyczaj łotry.

Prawa społeczne są zawsze na widoku i jest nonsensem oczekiwać tutaj odkryć takich jak mikrocząsteczki, chromosomy itp. Odkrycie może być tutaj tylko ustaleniem oczywistego i powszechnie znanego w pewnym systemie pojęć oraz umiejętność udowodnienia, w jaki sposób takie trywialności wypełniają rolę praw bytu ludzkiego ? pokazanie, że naszym życiem społecznym zarządzają nie szlachetni tytani, lecz brudne nikczemności. Na tym polega trudność w poznawaniu tego życia.

Kiedy wszyscy mówią o takich lub innych prawach społecznych, to zazwyczaj pozbawiają je statusu praw ogólnoludzkich i rozpatrują w charakterze nieludzkich praw jakiegoś tam izmu. Zakładają przy tym, że w jakimś tam innym szlachetnym izmie dla tych praw nie ma miejsca. Lecz jest to błąd. Po pierwsze, nie ma w nich absolutnie niczego, co byłoby nieludzkie. Są one po prostu takie. Nie są bardziej nieludzkie niż prawa współżycia, pomocy wzajemnej, szacunku i temu podobne. Przeciwstawienie koncepcji złych i dobrych praw społecznych jest z naukowego punktu widzenia pozbawione sensu, gdyż w istocie są one zwierciadlanym odbiciem siebie nawzajem, izomorficzne strukturalnie, ekwiwalentne w swoich następstwach. Weźmy na przykład zasadę koncepcji złych praw społecznych Każdy człowiek A dąży do tego, aby osłabić społeczne pozycje drugiego człowieka B ( przy pozostałych warunkach niezmiennych ). Ekwiwalentna dla tego stwierdzenia jest koncepcja dobrych praw społecznych Każdy człowiek B dąży do wzmocnienia społecznych pozycji drugiego człowieka A. Tylko pod warunkiem przemieszczonych koncepcji można uniknąć tego rezultatu. Lecz przemieszczone koncepcje wyłączają tutaj możliwość podejścia naukowego i budowania teorii. Innymi słowy, czy przyjmiemy koncepcje, zgodnie z którą zło jest koniecznością, a dobro jest przypadkowe, czy też koncepcję przeciwstawną, zgodnie z którą dobro jest koniecznością, a zło jest przypadkowe, to tym samym nie rozwiążemy problemu, co częściej występuje, zło czy dobro, a przytoczone koncepcje same w sobie nie wyjaśniają ani tego ani czegokolwiek innego, czyli w równym stopniu mogą być wykorzystane do wyjaśnienia tego i czegokolwiek innego. Po drugie zaś, to czy w danym kraju powstanie izm ludzki czy nieludzki, zależy nie od praw społecznych jako takich, lecz od skomplikowanego przebiegu uwarunkowań historycznych, a w tym  od tego, czy ludzkość danego kraju potrafi rozwinąć instytucje przeciwstawne prawom społecznym ( zasady etyczne, urzędy prawodawcze, opinię publiczną, publiczność życia, jawność, prasę, organizacje opozycyjne itp.)

Tylko w wypadku, gdy w społeczeństwie niczego podobnego nie ma lub rozwinięte jest słabo, prawa społeczne mogą posiadać ogromną siłę i będą określać oblicze społeczeństwa, w tym ? określać charakter organizacji, które powstały po to, by ludzi właśnie przed nimi chronić. I wówczas powstanie specyficzny typ społeczeństwa, w którym kwitnąć będzie obłuda, gwałt, korupcja, brak gospodarności, depersonalizacja, brak odpowiedzialności, chałtura , chamstwo, lenistwo, dezinformacja, oszustwo, szarzyzna, system przywilejów służbowych itp. Tutaj właśnie ustala się zniekształcona ocena osoby ludzkiej ? gloryfikuje się nikczemników, niszczy się ludzi wybitnych. Najbardziej etyczni spośród obywateli są prześladowani, najbardziej utalentowani i pożyteczni są sprowadzeni do przeciętnych ról i średniej niedorzeczności. Przy czym, nie władze właśnie muszą tak czynić. Sami koledzy, współpracownicy, sąsiedzi podejmują wszelkie wysiłki aby człowiek utalentowany nie miał możliwości rozwinąć i odkryć swą indywidualność, a człowiek pożyteczny rozwinąć się. Zjawisko to staje się masowe i obejmuje wszystkie sfery życia, a przed wszystkim twórczość i zarządzania.

Nad społeczeństwem zawisa groźba przekształcenia się w koszary. Ta groźba określa psychiczny stan obywateli. Zaczyna królować nuda, tęsknota, stałe oczekiwanie gorszego. Społeczeństwo takiego typu skazane jest na zastój i chroniczne gnicie, jeżeli nie znajdzie w sobie sił zdolnych przeciwstawić się tym tendencjom , przy czym taki stan trwać może całe wieki. Znam 90-letniego gruźlika i wrzodowca, lecz nie można powiedzieć o nim, że jest zdrowy tylko dlatego, ze przeżył 90 lat, a jego zdrowi rówieśnicy już dawno się przekręcili. I jeżeli zakończę swoje życie nawet nie dosięgając do polowy tego sędziwego wieku, to życiu tego człowieka mimo wszystko nie zazdroszczę.


SPOŁECZNE I OFICJALNE

Rozróżniam, pisał Schizofrenik, oficjalnie i społeczne. Oficjalność to forma historyczna, w której dokonuje się uznanie społecznego. Oficjalność jest antypodem społecznego wyrastającym na jej gruncie i związanym z nią nierozerwalnie. Oficjalność jest sobowtórem społecznego. Są one śmiertelnymi wrogami i nierozłącznymi przyjaciółmi. W istocie są tym samym, lecz różnie się przejawiają. Oficjalność nie jest tożsama państwu, prawu, moralności, ideologii itp. Wyróżnianie jej to zupełnie inna orientacja spojrzenia na społeczeństwo. Antyspołeczność –  to, co ogranicza prawa społeczne, przeszkadza im i dąży w ogóle do zlikwidowania ich władzy. Antyoficjalność – to, co jest wrogie oficjalności jako uznaniu społecznego. Funkcję społecznego mogą wykonywać państwo, moralność, religia itp. Lecz i one również mogą wykonywać funkcje antyoficjalności, a także służyć oficjalności i społecznemu. Skrajnym przejawem społecznego jest całkowita amoralność, skrajnym przejawem antyspołecznego – świadomość etyczna, skrajnym przejawem oficjalności – formalny biurokratyzm, skrajnym przejawem antyoficjalności – przestępczość. Lecz oczywiście jest to wykład schematyczny. I piszę o tym przede wszystkim po to, by przeorientować poglądy na społeczeństwo z nawykowego planu na ten, który uważam za ciekawszy.

Przytoczę kilka przykładów, które zilustrują wprowadzone rozróżnienia. Społecznie N jest demagogiem , durniem, karierowiczem, a oficjalnie ? poważnym i dobrym mówcą, doskonałym szefem. Kiedy N wybierano do Akademii w kuluarach wszyscy spluwali, wzruszali ramionami itp. Lecz z trybuny wszyscy wychwalali N, potem ściskali mu dłonie, gratulowali zasłużonego wyboru itp. Jeśli N jeździ służbowo za granicę, społecznie oznacza to, ze urwał, przechytrzył, urządził się itp. , a oficjalnie to oznacza, że zrobił dużą robotę, uczestniczył, był pożyteczny. Wrócę jeszcze do tego w innym aspekcie. Społecznie jednostka jest nie lepsza ( przypadek skrajny: gorsza ) od jej postępków, antyspołecznie jednostka może być ( skrajny przypadek – zawsze) lepsza od swoich postępków, antyoficjalnie jednostka nie jest adekwatna do swoich postępków. Nawet w tych przypadkach, kiedy istnieje jakby tożsamość, można znaleźć różnice. Na przykład, społecznie istnieje tendencja uczynić jednostki całkowicie zależnymi do grup społecznych, których są one członkami, a oficjalnie:  tendencja uczynić jednostki nie tylko całkowicie zależnymi od grup, których są członkami, lecz i od władzy.

Podstawowym prawem stosunku pomiędzy społecznym i oficjalnym jest dążenie do ich współzależności i nawet do tożsamości. Warunkuje to określone tendencje w realnej rzeczywistości zauważalne dość łatwo. Na przykład, społecznie szef może nie być mądrzejszy od grupy podwładnych (inteligentnych), a oficjalnie szef nie może być głupszy od grupy podwładnych. Ponieważ działa tendencja doprowadzenia oficjalnego do zgodności ze społecznym i odwrotnie, to realizacją tej tendencji w danym wypadku jest tendencja do obniżenia intelektualnego potencjału grupy ( do ogłupienia ).

Współdziałanie społecznego i oficjalnego wzmacnia społeczne w tych wypadkach, w których osiągana jest ich zgodność. Na przykład, im więcej państwo włożyło środków w daną jednostkę ( tytuły, godności, premie, mieszkanie, willa podmiejska, służbowe wyjazdy zagraniczne na koszt państwa itp.) tym wyższa jest jej pozycja społeczna. A im wyższa jest jej pozycja społeczna, tym więcej zdolna jest ona urwać, tzn. zmusić państwo wkładać w siebie środki.


KIERUNKI W SZTUCE

Malarz i Pacykarz razem uczyli się i byli dobrymi przyjaciółmi. Pewnego razu Pacykarz żartując powiedział, ze w sztuce działało zawsze tylko jedno prawo : im wyżej znajduje się zad, który malarz zdoła wylizać, tym większy jest to malarz. Nie można być wybitnym malarzem, nie będąc malarzem króla. Malarz żart ten potraktował poważnie i wkrótce ich drogi w życiu i sztuce rozeszły się, lecz pozostali oni w przyjacielskich stosunkach. Za wybitne zasługi Malarz został nagrodzony i wybrany, a następnie mianowany. Za portret Doradcy otrzymał mieszkanie. Za portret Pomocnika – willę podmiejską. Za portret żony Zastępcy – samochód. Za portret Zastępcy  – podróż za granicę. Za pierwszy portret Zarządzającego został laureatem i stał się wszechibańską sławą. W Instytucie wydano mu przepustkę i powiedziano, ze radzi będą widzieć go o każdej porze dnia i nocy. Za drugi portret Zarządzającego oddano mu na pracownię cały trzyletni fundusz przeznaczony na pracownie malarzy. Za portret Pomocnika urządzono mu wystawę czynną okrągłą dobę z bezpłatnym wstępem dla zwiedzających. I mimo wszystko Malarz czułby się mniej nieszczęśliwym człowiekiem, gdyby na świecie nie było Pacykarza.

Pacykarz z trudem znalazł maleńki pokoik na pracownię na własny rachunek, którego nie miał. I do czasu coś tam mędrkował całkowicie nieznany, lecz urządzając skandale. Do Malarza dochodziły wszelkie bzdurne słuchy, lecz nie chciał w nie wierzyć. Dobrze wiedział, co to jest nasza sztuka i kto to taki nasz chłop malarz. W końcu jednak jacyś wątpliwej miary inteligenci zaczęli domagać się wystawy prac Pacykarza. Utworzono komisję pod przewodnictwem Malarza. Komisja nie zezwoliła na urządzenie wystawy monograficznej. Ponieważ jednak nowe prądy zaczęły przenikać nawet do zarządzania sztuką, postanowiono utworzyć komisję nową w celu wyjaśnienia możliwości dopuszczenia jednej najbardziej nadającej się do tego pracy Pacykarza na ogólną wystawę prac amatorów-emerytów i kółek twórczości ludowej. Szef nowej Komisji Malarz osobiście odwiedził pracownię Pacykarza i był oszołomiony. Lecz nie pokazał tego po sobie. Czyżbyś ty rzeczywiście uważał się za geniusza? – zapytał. Przecież to śmieszne. U nas nie ma geniuszów i być nie może. Wiesz o tym doskonale. Przyznaj się, staruszku, ty sam te numery odstawiasz, żeby innym głowę zawracać? Potem Malarz zaproponował Pacykarzowi urządzenie wspólnej wystawy. Podpowiem ci temat i pokażę jak to zrobić, żeby na pewno przeszło, powiedział. Pacykarz był wzruszony taką przyjacielską troska, lecz nie zgodził się na urządzenie wspólnej wystawy. W Komisji Malarz powiedział, że Pacykarz pracuje zbyt dużo, co jest najlepszym dowodem chałtury. Jego prace są wykonywane przy pomocy techniki, która nie jest zgodna z naszą ideologią ( Technika wykonania jego prac nie jest zgodna z naszą ideologią ), a ich treść to niski poziom. Co więcej, Pacykarz to pijak, dziwkarz, homoseksualista, spekulant, rwacz, emigrant wewnętrzny, nie pomaga rodzinie, rzucił swoich rodziców i dlatego oni dawno umarli, nie płaci składek, nie liczy się ze zdaniem kolegów i systematycznie ignoruje wystawy jubileuszowe. I prac Pacykarza na wystawę nie dopuszczono. Kumpel Malarza przyniósł Pacykarzowi stenogram posiedzenia. Pacykarz z początku wściekł się, a potem długo śmiał się, zatelefonował do Oszczercy i udał się na pustelnię.

Oszczerca w ostatnim czasie porzucił wszelką pracę. Im mniej pracujesz, mówił sobie, tym stabilniejsza jest sytuacja. Praca wywołuje tylko rozdrażnienie próżniaków. A ponieważ prawie wszyscy są próżniakami, to wniosek sam się naprasza. Pacykarz opowiedział Oszczercy o historii z wystawą. Próżny kłopot, powiedział Oszczerca. I tak nic nie poradzisz. Tak jest wszędzie. Oszczerstwo, zawiść, gwałt to u nas nieuniknione okoliczności towarzyszące wyjątkowemu człowiekowi. Ależ on był zdolnym malarzem, powiedział Pacykarz. Uzdolnieni, którzy nie maja możliwości i męstwa zrealizowania swoich zdolności, są najbardziej niebezpieczni powiedział Oszczerca. Oni są zdolni przede wszystkim do każdego świństwa. Ich jest wielu. Miotają się w rozpaczy, złości i nudzie. I niszczą wszystko, co może być dla nich wyrzutem sumienia. Przy Kiosku Schizofrenik sformułował tę historię w krótkich i beznamiętnych zdaniach. Każdy przypadek konkretny, powiedział, jest produktem działania wielorakich sił społecznych, psychologicznych i innych praw, dlatego też wydaje się być czystym przypadkiem. Malarz pogniewał się dlatego, że nie zechciałeś postąpić zgodnie z jego radą ? Słusznie. Jeżeli gwałcony sprzeciwia się, to gwałciciel gniewa się zawsze i przyjmuje to jako naruszenie sprawiedliwości. Zwyczajna formuła : my im ( wam, jemu), a oni ( wy, on ) … Kolegialna solidarność? I słusznie. Takowa istnieje. Lecz tylko w stosunku do łajna. Gdybyś zgodził się na wspólną wystawę z Malarzem, wszystko byłoby błyskawicznie urządzone. Tylko, że on zgodnie z kolegialną solidarnością przymusiłyby ciebie do tego, abyś narysował i wystawił bzdurę, a nie twoje arcydzieła. Kolegialna solidarność działa wówczas, kiedy kolega czuje, że jesteś od niego słabszy lub chociażby nie na tyle silny, aby inni zauważyli, że jesteś silniejszy. No i oczywiście, by było wygodnie lub chociażby bezpiecznie. Kontrola kolegów jest zawsze najbardziej czujna. Jestem przekonany, że nie wpuszczą cię i na wystawę ogólną, gdyż ty pomieszasz im karty. Dla nich jest istotne, aby nie została naruszona harmonia. A te wszystkie rozmowy o ideologii, braku humanitaryzmu, formalistyce itp. to tylko wygodny środek, aby zrobić po swojemu. Ty naruszysz zasady gry, powiedział Gaduła. Zamiast przejść wszystkie etapy wyznaczone i robić konsekwentnie to samo łajno, które produkują wszyscy, robisz coś, co jest niepodobne do czegokolwiek, robisz zbyt wiele i chcesz poradzić sobie bez ich zabawek. Tak, powiedział Pacykarz, ale Malarz obszedł się bez nich. A za jaką cenę, powiedział Schizofrenik. Pewnego razu znalazłem się w jego pracowni i obserwowałem męki jego twórczości. Trzeci miesiąc malował plugawy portret żony Naczelnika, a portret w żaden sposób nie chciał się dać namalować. Malarz długo i mętnie mówił o swoich pomysłach i oryginalnym widzeniu świata, które chciał ucieleśnić w uśmiechu zdurniałej od przekonania o swojej wyjątkowości starej baby, żeby ludzkość potem i tak nie zdołała odgadnąć jej sensu. Im nikczemniejsza jest twórczość powiedział Oszczerca, tym straszniejsze są męki twórcze. Nie ma się o co zahaczyć. Z prawdziwego artysty-malarza samo lezie, byleby zdążył nadawać kształt. A z nikczemnika trzeba wyduszać po kropli. W tym wypadku ważny jest punkt oparcia, powiedział Pacykarz. Spróbuj, napisz genialny wstępniak do Gazety. Nic nie wyjdzie. Każdy super geniusz i najbardziej zszarzały dziennikarzyna napisze to mniej więcej jednakowo. Tak samo jest z portretem Zarządzającego.


LOGIKA I JęZYK

Artykuł w Gazecie przeciwko AS wywarł na wszystkich duże wrażenie. Tym razem wszyscy, oprócz Gaduły, potępiali AS. Szanuję AS, nawet wielbię go, mówił Pacykarz. Lecz tym razem nie mogą się z nim zgodzić. W tym wypadku zawiodło go poczucie umiaru. Dziwna pozycja, mówił Karierowicz, jak można usprawiedliwić tych ohydnych zdrajców. Członek przeklinał AS ostatnimi słowy i nazwał go spekulantem, gotowym do każdej zdrady dla samolubstwa i z nienawiści. Gaduła powiedział, ze całkowicie popiera AS, chociażby dlatego, że jest on sam jeden. A jeżeli człowiek jest sam jeden przeciwko wszystkim, to zawsze ma rację. Przejdzie trochę czasu i sami się przekonacie, że on ma rację. A oprócz tego, jak mogliście uwierzyć oficjalnemu komunikatowi ? Sami doskonale wiecie, że naszym komunikatom nie można wierzyć, nawet jednej linijce, a w tym wypadku nagle uwierzyliście. O co chodzi ? Dlaczego nie zakładacie, że to jest przekłamanie ? Sprawa jest poważna i nie spieszcie się robić oceny i wyciągać wnioski. AS wyciągnął coś takiego, co zmusza nas wszystkich ( i tych, kto za, i tych, kto przeciw ) do przyjrzenia się pewnym sprawom w naszej świadomości. I nam się to nie podoba. Jesteśmy rozdrażnieni na niego za wciskanie się w nasze dusze i do naszego sumienia ( za to wciskanie się w nasze dusze i do naszego sumienia). Stawia on pytanie jasno: kim jesteśmy? Niegodziwcy wiedzą, kim są. I dlatego nienawidzą AS. Ludzie porządni zaczynają zdawać sobie sprawę, że są niegodziwców pomocnikami, a więc są sami niegodziwi. I dlatego sierdzą się. Lecz pozostawmy treść tego ( samego ) problemu i rozpatrzmy tekstualną stronę zagadnienia.

Oto jedno ze zdań AS , które wywołało wasz niewątpliwie sprawiedliwy i humanitarny gniew: Jeśli wy  (zwraca się AS do rzeczywistych uczestników pogromów ) rzeczywiście chcecie przywrócić swobody demokratyczne, to nie czyńcie tego i tamtego, gdyż będzie to przeszkadzać realizacji waszych zamiarów.