Leon Zawadzki
Prolegomena do filozofii naturalnej 77
o biciu profetów po pysku
tekst dla wnikliwych, którzy jeszcze nie zastygli na pomniku własnej doskonałości
Przytaczam moją rozmowę mailową z pewnym publicystą, w 2006 roku n/t jego opublikowanych w internecie poglądów. Rozmowa ta jest wciąż aktualna. Co prawda, w wyjaśnieniach do moich uwag, XZ (imię, nazwisko znane redakcji ) napisał, że „walnął tę kupę” w wieku lat 25., lecz na tym właśnie polega szkopuł. Jak powiedział do mnie pewien Wania: „Wiesz, nasz czas jest jeszcze młody, u nas najpierw rozstrzelają, a potem przepraszają, jak już nie mogą inaczej”.
Dla zrozumienia o kogo i o co chodzi: poszukując w internecie informacji pod hasłem: Ortega y Gasset trafiłem na tekst XZ.
José Ortega y Gasset (9 maja 1883 o godz. 20:50 w Madrycie – 18 października 1955 w Madrycie) – genialnie wnikliwy myśliciel, filozof, socjolog, politolog, eseista, twórca kierunku, który nazwał racjowitalizmem. Jego esej Bunt mas («Rebelión de las masas») opublikowany na początku lat 30. XX stulecia, obudził zadumę, podziw, zachwyt, wściekłość i – wciąż aktualny – przeszedł do legendy jako wzorzec mistrzowsko połączonych wartości w prezentowaniu odwiecznych praw relacji między masą ludzką a ludźmi kultury i ducha.
Czytanie tego eseju zapewnia intelektualną rozkosz, a tezy i argumenty tej pracy bronią się same. Myśl refleksja, wejrzenie w kondycję człowieka i moc ducha, profetyzm i świetny język splotły się w jedno. A przy tym wkład do współczesnej socjologii i politologii.
Autorka internetowego brulion.be.el. pisze o tym eseju: Tytułowe masy to nie, jak zaznacza autor na wstępie, masy robotnicze, czy jakiekolwiek inne związane ze statusem społecznym czy ekonomicznym, masy to „ludzie przeciętni" – jak sam przyznaje dalej: „nie ma bohaterów, jest tylko chór". Wiemy, że o wartości chóru decyduje to, na ile potrafi „wchłonąć" poszczególne jednostki, a najwybitniejszych równać do przeciętności, bo z istoty swej jest bez twarzy. Jest siłą ogółu. Człowiek – element owej masy, wpada w pułapkę, która sam misternie przez lata buduje. Pułapka to przekonanie, że uczestniczy w postępie, rozwoju cywilizacyjnym, natomiast w rzeczywistości korzysta tylko z ich „produktów", i to tych, które najszybciej się starzeją.
Ortega y Gasset: Masy możemy zdefiniować jako zjawisko psychologiczne, nie musi to być koniecznie tłum złożony z indywidualnych jednostek. (…) Masy to ludzie przeciętni. W ten sposób to, co było jedynie ilością, tłumem, nabiera znaczenia jakościowego; staje się wspólną społeczną nijakością. Masy to zbiór ludzi nie wyróżniających się niczym od innych, będących jedynie powtórzeniem typu biologicznego. (…) W diagram psychologiczny współczesnego człowieka masowego możemy więc wpisać dwie podstawowe cechy: swobodną ekspansję życiowych żądań i potrzeb, szczególnie w odniesieniu do własnej osoby, oraz silnie zakorzeniony brak poczucia wdzięczności dla tych, którzy owo wygodne życie umożliwili. Obie cechy są charakterystyczne dla psychiki rozpuszczonego dziecka, które cechuje skłonność do czynienia z zabawy i sportu głównej sprężyny życia; pielęgnacja własnego ciała, dbałość o urodę i strój; brak romantyzmu w stosunkach z kobietami; zabawianie się z intelektualistami z odczuwaniem w głębi duszy pogardy dla nich.
Przepisałem, we wczesnej młodości, ten esej słowo w słowo do zeszytu. A w 2006 r. :
Leon Zawadzki do XZ
mail w dn. 27.9.2006
Szanowny Panie, napisał Pan i opublikował:
„Hrabia Gasset zamiast dostać Nagrodę Nobla, powinien był raczej dostać w pysk”.
…no, no!
PS. A kiedy to Ortega y Gasset dostał Nagrodę Nobla, bo nie przypomnę?…
XZ do Leona Zawadzkiego
W dn. 28.09.2006 otrzymałem odpowiedź:
Subject: Re: młodosci, ty nad poziomy…
No proszę… ale gafa…
Ten krótki jak na mnie tekst popełniłem dawno temu, na studiach, w ich toku, nie wiedzieć skąd mi się wtedy wzięło takie przekonanie (że niby za eseje? skąd mi się to wzięło, nie wiem), którego nawet nie sprawdziłem, a potem to już długo bardzo nie czytałem tego tekstu, jako że zbyt często własnych tekstów nie czytuję. Nawiasem mówiąc zamierzałem mu się przyjrzeć od pewnego czasu, w sprawie innej gafy, która też się tam znajduje, hehehe, ale od dwóch miesięcy strasznie jestem zabiegany i tak leżało.
Dziękuję za tę niezwykle cenną uwagę. Im więcej oczu patrzy, tym lepiej. Zawieszam aktywność tekstu. Może kiedyś znajdę czas, ażeby go poprawić, to tu wówczas wróci.
A z kim mam przyjemność, jeśli wolno?
Pozdrawiam
XZ
Leon Zawadzki do XZ
Sent: Wednesday, September 27, 2006 9:09 PM
Subject: Odp: „a tych lekarzy to w kajdany i bić, bić i bić!” [Józef Stalin – dyrektywa dot. lekarzy sowieckich aresztowanych, pod rzekomym zarzutem, za „szkodnictwo medyczne wobec przywódców ZSRR"]
Szanowny Panie, dziękuję za wieści. Nie oceniam tych Pańskich wypowiedzi, które maja aspiracje merytoryczne; rozumiem zapał młodości poszukującej drogi i prawdy.
Wysoko cenię Ortege y Gasseta, myśliciela i profetę. Znalazłem Pański tekst poszukując o Nim informacji. Pochodzenie społeczne Gasseta coś ma do rzeczy, ale – jak Panu zapewne wiadomo – nie tylko plebejusze tworzyli kulturę umysłu i ducha. Tak się układały dzieje, że niektórzy ludzie z arystokracji mieli po prostu – niezależnie od osobistych więzów – lepsze wykształcenie i specyficzna strukturę wrażliwości. A te cechy nie są własnością li tylko arystokracji; jej problem polega na tym, że coraz bardziej dbała o swoje przywileje, zapominając o swoich obowiązkach (komu Pan wiele dal, od tego wiele wymaga; tak jakoś to brzmi, ale dotyczy również Pańskiej postaci osobiście, a i ja o tym nie zapominam). Ta rażąca dysfunkcja arystokracji stalą się powodem miażdżącej klęski, jaką zgotowała jej historia. A ta prawidłowość dotyczy nie tylko arystokracji, lecz również plebejuszy, którzy zastygają na pomnikach swojej nieomylności.
Co więcej, istnieje arystokratyzm pochodzenia społecznego (i ten ma tylko socjalna racje bytu, którą łatwo można utracić), oraz arystokratyzm ducha, która jest niezbywalna cecha rozwiniętych osobowości zmierzających ku indywidualizacji. Ów arystokratyzm ducha nie jest ściśle powiązany z pochodzeniem społecznym, obserwuje się nawet, ze ludzie z tzw. nizin społecznych, którzy do owego duchowego poziomu docierają, również dzięki gromadzeniu wiedzy, bardziej cenią swoja zdolność i umiejętności wglądu w subtelne strefy Bytu, niż ci, którym łatwiej było na starcie życiowym.
Gasset upomniał się nie o arystokrację, lecz upomniał arystokrację, jako klasę społeczną, że – powołana do przewodzenia ludzkości na drodze uszlachetniania ludzkiej duszy – "spieprzyła sprawę". Zagłębił wzrok w niezbywalne prawa, tak samo jako uczynili to Monteskiusz (też przecie nie plebejusz), Wolter, Thomas Paine, długo by wymieniać. Gasset wyartykułował prawa powszechnej psychologii mas (tłumu), tak, jak zrobił to Bon w Psychologii tłumu, czy Machiavelli w Księciu, czy Tocqueville w swoich pracach o demokracjach i starym reżymie, w Technice przewrotu państwowego.
Szanowny Panie, wystąpiłem odruchowo w obronie Gasseta z wielu powodów. O jednym z nich opowiem. Pan urodził się w 1979, ja w 1938. W 2004 r. Pan miał 25 lat, ja w 1960 miałem 22 lata. Poszukiwaliśmy, młodzi i zbuntowani, wiodących myśli, wizji, profetycznych prognoz, które pomogłyby nam zrozumieć bezsensowne dążenia i okrutne praktyki komunizmu, faszyzmu, demoludów itp. Wtedy właśnie znalazłem w Bibliotece im. Sałtykowa-Szczedrina w Leningradzie, w archiwach prohibitów (czy Pan wie, co to jest? co to było? a może i będzie?!) rosyjski przekład Buntu mas. Ta książka była zakazana, nawet do wglądu, ale mieliśmy swoje sposoby i znajomości. Na lewych przepustkach, przez kordony sowieckich milicjantów i "sekretarzy naukowych", dotarłem do tej książki. I, nie mogąc jej wynieść (ksero wtedy nie istniało, a gdyby nawet, to przecież i wyżymaczki, z których robiliśmy prasę drukarska, były pod kontrola bezpieki sowieckiej); otóż, nie mogąc jej wynieść z biblioteki, pod życzliwym okiem znajomej dziewczyny z obsługi bibliotecznej, przepisałem Bunt mas odręcznie, mam te zeszyty do dzisiaj, (nie tylko te pozycje przepisywałem odręcznie). Opowiedziałem o tym Josifowi Brodskiemu, on też wtedy był bardzo młody, śmiał się i opowiedział "michałki" ze swoich przygód z naszymi nadzorcami. A potem, gdy już na stałe wracałem w 1962r. do Polski, ze studiów na Uniw. Leningradzkim, moje notesy i zeszyty zostały poddane skrupulatnej kontroli przez sowieckich pograniczników na granicy w Brześciu. I młody żołnierz, wertując kartki z tekstem Gasseta spojrzał na mnie porozumiewawczo, i oddal mi zeszyt tak jakoś szczególnie pieczołowicie. Gwoli prawdy należy dodać, że inny żołnierz, przeglądając moje notatki, przeczytał słowa o Bogu, skrzywił się z niesmakiem i oddal mi tekst jakby go parzył w palce.
Szanowny Panie, pyta Pan "A z kim mam przyjemność, jeśli wolno?". Spieszę wyjaśnić, że z człowiekiem. Ale, gdyby Panu to nie wystarczyło, to ma Pan, pod moim podpisem stronę www, tam też są wywiady ze mną. Nasi wspólni znajomi? Choćby Pani Marzena Jakubczak z UJ.
Pański tekst o Gassecie zbulwersował mnie, tak było, a pomyślałem: no, rozparzeniec, wydorośleje…
Zareagowałem na owo "bicie po pysku", bo tośmy już w Historii przećwiczyli, np. w Chinach, gdy hunwejbini robili porządki i takie tam inne bolszewickie karesy. A jako dziecko Holocaustu i więzień polityczny PRL wiem co nieco o przemocy. W każdym razie, oby Bóg tego Panu zaoszczędził.
Pozdrawiam Pana serdecznie.
PS. A tak, bez nawiasu: czy nie warto, by dzisiaj, w aktualnej sytuacji polityczno-społecznej, Bunt mas stal się obowiązkową lektura dla naszych "zbawców"? No, ale czytać też trzeba umieć…
Leon Zawadzki
XZ do Leona Zawadzkiego
dziękuję za niezwykle ciekawego mejla.
ano zapalczywy jestem w pisaniu, wiem, unoszę się bardzo. ale od pewnego czasu zgadzam się z Żiżkiem, że liberalizm, którego przedstawicielem był ów Gasset, należy do najbardziej perfidnych i totalitarnych form sprawowania władzy, jak również z Chomskym, że obecny globalny kapitalizm korporacyjny jest najpotężniejszym systemem totalitarnym, jaki kiedykolwiek istniał, wobec czego pozostaje nam tylko alternatywa Róży Luksemburg: socjalizm albo barbarzyństwo 🙂 Ale prawdziwy, trockistowski socjalizm, a nie stalinizm, który był zaprzeczeniem socjalizmu 🙂 To co widzimy wokół coraz bardziej przypomina zresztą stalinizm, choć twierdzi, że mu się sprzeciwia.
Ofensywa konserwatywna, której mamy wątpliwą przyjemność obecnie doświadczać, jest zdaniem Żiżka, Eagletona i paru innych (zgadzam się z nimi) logiczną konsekwencją liberalizmu, jego lustrzanym odbiciem. Trzeba więc odrzucić i liberalizm i konserwatyzm, jako że liberalizm to w gruncie rzeczy konserwatyzm. Wyjście jest jedno: konsekwentny materializm. W związku z czym odrzucam też wszelki arystokratyzm, ducha też, jako że słowo "duch" jako materialiście bardzo mi śmierdzi 😉 jak każdy konstrukt idealistyczny.
Droga do tego oświecenia była dla mnie długa i kręta, ale szczęśliwie do niego dotarłem. Ja też mam swoją biografię, co prawda krótką i w więzieniu nie byłem, ale pochodzę z biednej rodziny robotniczej pozbawionej jakichkolwiek kontaktów i chociaż zawsze należałem do najlepszych uczniów i studentów, na wszystko muszę pracować wielokrotnie więcej niż wielu innych, doświadczyłem innych form przemocy, np. takich, że przez osiem lat nie mogłem sobie pozwolić nawet na chwilę wakacji, musiałem nieraz pracować 12 h dziennie, a czasem więcej, i tułać się za tą pracą po całej Europie, bo w Polsce nawet jak jest praca, to nie ma płacy. Innymi słowy, "Grona gniewu". Wiele w tej Europie nie widziałem, bo cały czas byłem w pracy. A chciałem ukończyć studia i bynajmniej nagród za ten trud ciągle jeszcze nie widać. A w międzyczasie pogrzebane zostało z tych względów moje życie osobiste, bo niestety doba ma tylko 24 h.
Rozumiem, że w opresji stalinowskiej mogło się wydawać, że ratunkiem jest liberalizm. Jednakże ostatnie dwadzieścia lat historii pokazuje, że to nieprawda. Liberalizm gwarantuje wolność garstce, kosztem cierpienia reszty. Globalne wskaźniki ekonomiczne są na to najlepszym dowodem, każdego roku 30 milionów ludzi umiera z głodu, i ich śmierć jest zapisana w roczne koszty reprodukcji systemu opartego na imperatywie akumulacji kapitału. A warto przypomnieć , że w latach 50. i 60. głód jako problem globalny prawie nie istniał, bo kapitalizm był kwestionowany, miał przeciwwagę i regulowały go zbiorowe układy społeczne o quasi-socjalistycznym charakterze w Europie i w jakiejś mierze w USA. Podobnie jak nie istniał głód przed podłączeniem obszaru dziś zwanego Trzecim Światem w obręb kapitalistycznego systemu-świata. Głód w Afryce i Azji pojawił się wraz z zawitaniem tam kapitalizmu. Kapitalizm, którego ideologią jest liberalizm (a w okresach dekoniunktury – konserwatyzm), może się rozwijać tylko przez wytwarzanie biedy na swoich obrzeżach – w koloniach, quasi-koloniach i w dołach społecznych własnych społeczeństw.
I ta garstka, która korzysta z darów wolności w ramach liberalizmu (ufundowanych na cierpieniu reszty), żeby to sobie samym jakoś zracjonalizować, wymyśla sobie bajeczki o arystokratyzmie ducha, o własnych zasługach, którym to zawdzięczają. Takie jest moje zdanie, szanowny panie .
To nie jest atak tylko wyłożenie stanowiska.
Pozdrawiam
XZ
Leon Zawadzki do XZ
Temat: nie papierowe dwieście, lecz wieści ratują ludzi [Osip Mandelsztam]
Dzięki za wieści.
Ponad rok temu powiedziałem do żony: jak tak dalej pójdzie, to zobaczymy odrodzenie marksizmu, zapewne w nowej postaci: widmo krąży po Europie, widmo terroryzmu (młodzi chyba nie wiedzą: słynny Manifest Komunistyczny, ewangelia komunizmu naukowego, zaczyna się słowami: Widmo krąży po Europie, widmo komunizmu – nota LZ).
Gdyby nie ów „śmierdzący duch”, to żaden z nas nie byłby w stanie cokolwiek pomyśleć ani wyartykułować. Może z duchem jest tak jak z nawozem: śmierdzi, a roślinki mniam-mniam?
Przepowiedziałem wiele zjawisk. Rozmawiałem, dosłownie, z tysiącami ludzi o ich losach i prognozach osobistych, rodzinnych.
Problem polega na tym, że nie ma problemu: wszelkie -izmy można sobie ustawić na baczność, na spocznij i tak przegrają każdą walkę o realizacje własnych ideałów. Życia nie można wymyślić, ono istnieje. Z faktami nie można dyskutować, kończy się to kłamstwem i zbrodnią.
Cena, jaka zapłacili ludzie za to, ze "w latach 50. i 60. głód jako problem globalny prawie nie istniał, bo kapitalizm był kwestionowany", była (jest!) straszna, horrendalna. Głód jako zjawisko globalne jest efektem nie kapitalizmu (tu się niewiele zmieniło), lecz gwałtownych przyrostów demograficznych i zjawisk nowoczesnej produkcji/dystrybucji dóbr. Umysł gra z nami w dziwną grę, np. w to, że istniał socjalizm i kapitalizm itp. brednie. Istniał kapitalizm imperialny i państwowy kapitalizm oligarchii partyjnych.
Mam też wrażenie, że nasi myśliciele są na bakier z rocznikami statystycznymi, np. z demografią, więc plotą takie androny jak Chomsky, że "obecny globalny kapitalizm korporacyjny jest najpotężniejszym systemem totalitarnym, jaki kiedykolwiek istniał…"; a i Róża Luksemburg nie znała takich liczb, które dzisiaj są na biurkach polityków; widziałem to z bliska, w Bombaju…
Arystokratyzm ducha istnieje, tkwi Pan w nim po samo serce, wątrobę i zmysły! Wystarczy spojrzeć: w motywacje Pańskiej pracy; nie w to, CO Pan chce przekazać swoimi dziełami, lecz w to, że COŚ (co to jest?) przymusza Pana do aktów twórczych.
Rysunek (roboczy, aproksymacyjny, bo nie mam wszystkich danych) Pańskiego horoskopu mówi: od końca listopada 2006 sytuacja zacznie się układać bardziej po Pańskiej myśli, sprzyjając dążeniom, materialnie, konkretnie. Proszę zmierzać do stworzenia własnego warsztatu, pracowni, zespołu, na własnym terenie. Taka możliwość pojawi się, a w sierpniu-wrześniu 2008 otrzyma Pan wszelkie możliwości realizacji swoich pomysłów, w dobrze posadowionym warsztacie własnym. Najtrudniej będzie do 27-31 sierpnia 2007, potem powoli coraz lepiej.
Więcej teraz nie widzę, mam grypę i nie znam Pańskiej godziny urodzenia ani miasta.
Niczego od Pana nie chcę, jest mi Pan sympatyczny.
Pozdrawiam i wracam do roboty.
Leon Zawadzki