Wywiad
z Leonem Zawadzkim
& Marią Pieniążek
maj 2003
[cz.2-3-4]
Rozmowa z Leonem Zawadzkim i Marią Pieniążek
cz.2 – dnia 03.05.2003Beskid Mały
PN: Jeszcze raz chciałabym
wrócić do Państwa doświadczeń związanych z duchowością. Jak to się zaczęło?
LZ: Kiedy człowiek się rodzi, a na pewno jeszcze wcześniej, to już się dzieje.
W rozmowie z Panią jest coś, co mnie deprymuje. Mianowicie,
konwencja mentalna. Według takiej konwencji istnieje gdzieś jakiś początek, taki
moment, o którym można powiedzieć, że stało się: tak, będę szedł drogą
duchową, tak, od teraz będę uprawiał taki
styl postępowania. Owszem, znaczące momenty w życiu bywają..
Nasza znajoma opisała w liście jak przeżyła pożar lasu i swojego domu. Dom mógł
spłonąć całkowicie wraz z całym dobytkiem. Zaczęła modlić się do mocy
nadnaturalnych, w konwencji chrześcijańskiej, i wiatr odegnał płomienie, potem deszcz
ugasił pożar. W tym momencie uwierzyła w cud, w Chrystusa. W konwencji mentalnej tej
opowieści można wyróżnić ten moment.
Wyrastaliśmy w różnych warunkach i okolicznościach. Urodziłem się przed drugą
wojną światową, Maria już po wojnie. Wojna to niewątpliwie ważne przeżycie.
Dobrze, postarajmy się zaspokoić ciekawość w konwencji mentalnej. Można powiedzieć,
że wzrastając w środowisku ateistycznym powoli dochodziłem do duchowości. Można
przyjąć, że 1956 rok jest znaczącym okresem początków owej duchowości w moim
życiu. Miałem wtedy lat 18. Ale patrząc wstecz, na pierwsze 18 lat życia, nie mogę
powiedzieć, że nie było tam żadnej duchowości.
PN: Czy można powiedzieć, że w
1956 roku miał pan większą świadomość duchowości?
LZ: Tak, w 1956 roku zobaczyłem, że to, co nazywa się
duchowością, (chociaż nie używałem tego słowa), jest stanem jednolitym i jakkolwiek
nasz umysł pogrywałby w różne gry i sztuczki, to w gruncie rzeczy duchowość
istnieje. Po pierwsze, przez cały czas naszego życia, od pierwszego oddechu; co więcej,
istnieje zapewne i przed naszym narodzeniem się, a nie tylko podczas bytności w łonie
matki. Człowiek, który zawierza swojemu umysłowi i potrafi go badać jako narzędzie,
zadaje sobie w końcu pytanie dotyczące sytuacji
sprzed zaistnienia jego własnego umysłu. I co? Styka się z tajemnicą.
Zawsze byłem człowiekiem dociekliwym, badawczo przyglądałem
się światu, ale nade wszystko samemu sobie. To przyglądanie się doprowadziło mnie do
duchowości. Przyglądanie się samemu sobie miało większe znaczenie niż przyglądanie
się światu zewnętrznemu. Jeśli utożsamiamy się ze światem dookolnym i wydaj nam
się, że ten świat jest potężny i wielki, a my jesteśmy tylko maleńką drobiną w
tej przestrzeni i czasie, to nie możemy zobaczyć
swojej duchowości. Możemy ją zobaczyć tylko w ów czas, gdy ujrzymy, jak świat ten
zatopiony jest w naszym umyśle, nierealny a jednak wielce rzeczywisty (Norwid, bodajże). Bez naszej przytomności świat ten nie
istnieje. Twierdzenie, że istnieje dla kogoś innego jest dla nas hipotezą roboczą. Tak
naprawdę, to zgadzam się w sobie samym, że świat mi się przytrafia. Natomiast czy
przytrafia się pani czy komukolwiek innemu, to już nie moja sprawa. Na tym też zasadza
się poczucie wolności i obdarowywanie wolnością
innych ludzi.
Jeżeli będę domagał się, aby pani przytrafiał się taki
świat, jaki ja chcę, żeby się pani przytrafiał, to chcę panią zniewolić. Jeżeli
uznaję, że ma pani swój świat, w którym ma pani prawo być sobą i nim
rozporządzać, to zgadzam się na własną wolność i na pani wolność.
To było dla mnie przejście ku duchowości. Zawsze tak
postrzegałem świat, ale uprzytomniłem sobie to w 1956 roku. Wywołało to we mnie
poczucie ogromnego zdumienia, zadziwienia. To zdumienie towarzyszy mi do dzisiaj.
Aby funkcjonować, człowiek nie musi być przez cały czas
zdumiony. Ale w tym stanie zdumienia pojawiła się otwartość na poszukiwanie systemu,
który pomógłby mi uporządkować doświadczenie duchowe, ugruntować ów stan
zadziwienia i uwolnić od zależności, jaką odczuwałem w relacjach ze światem, czyli
mógłby mnie zbawić, jeśli można się tak wyrazić. Dzięki cudownemu zbiegowi
okoliczności, bądź, jak niektórzy mówią, dzięki zasłudze karmicznej, (może mają
rację, cokolwiek to znaczy) system ten został przeze mnie, we wczesnej młodości,
odnaleziony. Uważam, że jest to joga klasyczna.
PN: W jaki sposób zetknął się
pan z jogą klasyczną?
LZ: Z impulsem prowadzącym mnie do jogi i z dreszczem, że joga
jest właśnie tym, co do mnie przynależy, jest dla mnie przyrodzone, zetknąłem się
mając jedenaście lat. Opowiadałem pani o tym podczas naszej pierwszej rozmowy. Ale
wszystko w życiu ma swoje przyziemne ogórki przygruntowe: kiedy dorwałem się do
hatha-yogi, to rzuciłem się ochoczo do jej uprawiania i ćwiczyłem, bez pardonu dla samego siebie, po osiem godzin na dobę.
Doba jest bardzo długa, jeśli się wcześnie wstaje. Jeżeli wstaje się o godzinie
czwartej rano i ćwiczy trzy godziny, to potem można uczyć się, pracować i jeszcze
coś zrobić, by potem znowu ćwiczyć dwie, trzy
godziny, przerwa i jeszcze wieczorem. Potem unormowałem plan doby i przez wiele lat
ćwiczyłem w klasycznym rozkładzie doby: od 6.00 do 8.00, od 12.00 do 14.00, od 18.00 do
20.00 i o północy ćwiczenia rytualne tylko godzinę. Do tego dochodziły ćwiczenia gimnastyczne, atletyczne i lekkoatletyczne.
Codziennie biegałem też crossy od 10 do 15 kilometrów. Teraz, gdy o tym opowiadam…
Ha, czyste szaleństwo. Ale bardzo zdrowe, pożywne i efektywne.
PN: ćwiczył pan sam, czy pod
kierunkiem nauczyciela?
LZ: ćwiczyłem pod kierunkiem nauczyciela, a dokładniej, to on
pokazywał mi ćwiczenia, omawiał ich technikę, sens i sekwencje, czasami ćwiczył
razem ze mną. Pozostawiał mi ogromny margines dowolności. Skąd on się na tym się
znał? Nie sprawdzałem tego, jego wskazówki zgadzały się z przekazem, który
znajdowałem w książkach. A książki zdobywałem, dosłownie zdobywałem. W
warunkach trudnych dziś do wyobrażenia dla studenta, który ma dostęp do, na przykład,
BUW-u. Wtedy, przy końcu lat 50. i na początku 60., zdobywaliśmy książki o jodze,
mieliśmy utrudnioną ścieżkę do nich. Czytałem je po polsku i rosyjsku. W Polsce
wtedy rarytasem był podręcznik amerykańskiego autora Atkinsona, który się ukrył za
wielce obiecującym pseudo Ramaczaraka – Hatha joga, system oddychania
indyjskich jogów.
Posługiwałem się też traktatem Yoga and Health [Joga
i zdrowie] hinduskiego mistrza Selwarajana Yessudiana i
jego asystentki Elizabeth Haich. Bardzo dobry podręcznik, zawiera konkretne omówienie
zalecanych ćwiczeń. Uważnie siebie obserwując poczyniłem wiele wniosków dotyczących
samych ćwiczeń i ich skutków. Widziałem zmiany, które we mnie zachodzą.
PN: Jakie to były zmiany?
LZ: Przede wszystkim zacząłem widzieć zalążki
zachodzących
zjawisk, wydarzeń, chociaż miałem taką skłonność wcześniej. Zacząłem
dostrzegać
przeszłość i przyszłość człowieka. Natychmiast orientowałem się z
jakiego
poziomu, ktokolwiek lub cokolwiek, wchodzi ze mną w relację. Czy
człowiek jest
prawdziwy i szczery, czy kłamie i w czym. Rzeczywistość
psychiczna, psychofizyczna stała się dla mnie przezroczysta. To było
ciekawe, ważne,
ale też bolesne. Zacząłem swobodnie poruszać się w tzw. subtelnych
strefach
rzeczywistości. Postrzegać, na przykład w czytanych przeze mnie
tekstach prozy czy poezji, warstwy niewidoczne dla zwykłych pożeraczy
strawy
kulturowej, a oczywiste dla innych praktyków kultury duchowej, z
którymi znajdowałam
natychmiastowe porozumienie. Najbardziej fascynującym doznaniem był język
wewnętrzny, którym natura porozumiewała się
pomiędzy swoimi tworami i… ze mną. Jasny, przejrzysty, otwarty. Pojawił się
głęboki wgląd w samego siebie, we własne motywacje i sposoby działania. Nie zawsze
budziło to moją akceptację, ale na pewno pojawiła się nieustraszoność w poznawaniu
samego siebie. Człowiek nie bardzo lubi obserwować
samego siebie, zwłaszcza gdy dostrzega coś nieprzyjemnego, niezgodnego z normami
społecznych zachowań. Obserwowałem, widziałem to i nie bałem się. Owa
nieustraszoność była niewątpliwie efektem ćwiczeń.
Pojawiło się też mnóstwo innych, dziwnych zjawisk. Natura
zaczęła mi pomagać w rozwiązywaniu problemów w sposób, który można nazwać
cudownym. Zauważyłem, że moje pomysły, idee, wnioski i pragnienia uzyskują moc
realizacyjną. Okazało się, iż niezbędną jest ostrożność, bo zauważyłem, że wypromieniowane pragnienia realizują
się nawet wówczas, jeżeli ich pojawienie się w świecie zjawiskowym jest pozornie
sprzeczne. Jakiś przykład? Powiedzmy, potrzebna mi jest droga książka (żyłem wtedy
ze stypendium, które w znacznej mierze wydawałem na
książki), a jednocześnie chcę pójść do teatru, zaś bilet jest równie drogi i w
dodatku w kasie wszystkie bilety są już wyprzedane. A tu ktoś przynosi mi bilet do
teatru, nawet nie wiedząc o tym, że chciałem na ten właśnie spektakl pójść. Świat zaczął się jawić jako cudowny spektakl, w
którym były wszystkie wątki, zarówno dramatyczne, tragiczne jak i komiczne. Zacząłem
porównywać: kiedy byłem dzieckiem i nie ćwiczyłem jogi, też zdarzały się przecie
dziwne rzeczy, najczęściej jakimś cudem udawało
się uniknąć zagłady i śmierć, ta wielka mistrzyni życia, przechodziła obok.
ćwiczenia jogi to ujawniały.
Maria może Pani opowiedzieć, co w chińskiej prakseologii
duchowej zwie się energią ochronną. Przypuszczam, że był to wysoki poziom energii
ochronnej, która dzięki ćwiczeniom jogi została wzmocniona tak, jak echo w tunelu
akustycznym. Jednocześnie prokurowała różnego rodzaju sytuacje.
Patrycja Nowak Maria Pieniążek
foto Leon Zawadzki
Maria Pieniążek: Jeżeli ktoś ma
dobrą energię ochronną, która otacza go kuliście, to unika nieprzewidzianych i
trudnych wydarzeń. Przykład? Spada z dachu dachówka, a ty, nie wiedzieć czemu,
właśnie się odsuniesz z miejsca, na którym mogłbyś zostać uderzony.
PN: Czy taka energia ochronna jest
samoistna, czy też wytwarza się poprzez praktykę?
MP: Owszem, są ludzie, którzy konstytucyjnie mają dobrą
energię ochronną. To ci, o których Chińczycy mawiają, że są dobrze osadzeni w
swoim wcieleniu, są na swoim miejscu, wiedzą, co mają robić. Mają oni znaczny
potencjał energetyczny, rodzice dobrze ich zrobili, bo sami byli energetyczni, silni.
Można też budować tę energię przez ćwiczenia. Ludzie, którzy wyjściowo nie mają
tak dobrej energii ochronnej, mogą ją wypracować ćwicząc.
LZ: Jest też na świecie pewna ilość osób mających bardzo
silną energię ochronną, a przeszli oni ciężkie koleje losu. Przykładem takie
człowieka może być Aleksander Sołżenicyn. Takim człowiekiem, ze znakomitą energią
ochronną, jest mój serdeczny druh, mistrz I.O. z Petersburga, który przeszedł
ciężkie koleje losu podczas dwudziestu lat Gułagu. Tylko dzięki energii ochronnej zdołał to wszystko wytrzymać.
MP: Kiedy go zobaczyłam! To nie do wiary, po takich przejściach!
Ten człowiek promieniuje mocą i radością życia, dźwięczny jest jego głos, jest
pogodny, wybucha radosnym śmiechem z głębi duszy.
LZ: Ojciec wieloosobowej rodziny
lekarz medycyny chińskiej Krzysztof Romanowski też jest człowiekiem o potężnej
energii ochronnej. Tacy ludzie różnią się od innych, wyróżniają się. Nie nadymają
się, nie chcą być ważni, nawet nie muszą być ludźmi wiedzy…
MP: Sensownie żyją…
LZ: Sensownie. Nasz sąsiad, tutaj w górach, Władysław M.,
zwany przez nas Juhasem, ma potężną energię ochronną. Przez tyle lat pić gorzałę
czystą na przemian z bimbrem, pracować przy zrywce drewna na stokach górskich lasów,
pod walącymi się drzewami, zostać kopniętym przez własnego konia w głowę, a
jednocześnie zachować pogodę ducha, siłę witalną, z radosnym stosunkiem do życia!
Inny, na jego miejscu, skonałby już dawno, od alkoholu, drwalki, ciężarów
codziennych. Ten człowiek jest wyraźnie poprawnie
osadzony we własnym wcieleniu. Tak, są tacy ludzie. Wie Pani, on sam mówi o miejscu, w
którym pije, jako o świątyni. Żartem, oczywiście, ale w tym coś jest…
Napisałem w trzecim tomie Ariadny taki rozdział pt. Odmienne stany świadomości,
który cały poświęciłem historii wódki i alkoholu.
PN: Dlaczego?…
LZ: Dla szerokich rzesz, dla milionów ludzi, nie zajmujących
się poważnie kulturą duchową, alkohol jest najprostszym, a przy tym najłatwiej
dostępnym sposobem osiągania odmiennych stanów świadomości. Już dawno zadałem sobie
temat do rozmyślań: są kapłani, guru, jest hierarchia kościelna, papież, są
księża kościoła katolickiego, a przeciętny Jan Kowalski, to w co on uderza? A w pół
litra! Czym jest dla niego ten eliksir? Czarodziejskim sposobem wchodzenia do świata nie takiej nudnej, żałosnej, banalnej,
codziennej, a więc odmiennej świadomości. Po co pije? By zmienić swój stan
świadomości. A cóż robią ludzie kultury duchowej? Chcą uciec od zwykłego,
płaskiego, materialnego, trójwymiarowego stanu w
odmienny stan świadomości.
PN: Jaka jest różnica pomiędzy
uciekaniem w odmienne stany poprzez alkohol a uciekaniem od świata materialnego,
płaskiego w świat duchowy?
LZ: Zasadnicza. Wielce istotna! Aby pojąć tę
różnicę,
należy zrozumieć hierarchię światów subtelnych. Tu bowiem zaczyna się
autentyczna
praktyka kultury duchowej, jogi. Pani zapytała: cóż dała mi joga, cóż
zaobserwowałem? Przede wszystkim zobaczyłem, że składam się nie tylko z
tego ciała,
które jest oczywiste i postrzegalne, porusza się, potrzebuje jedzenia,
przez ścianę
nie przechodzi. Dokonuje się w nim mnóstwo procesów, postrzeganych
przeze mnie, jak i
tych niedostrzeganych. Oczywiście, brałem pod uwagę przekaz wiedzy,
bowiem nauczamy z
własnego doświadczenia, ale również korzystamy z doświadczenia
tych, którzy przeszli tę drogę. Dowiedziałem się, sprawdziłem to na
sobie,
praktycznie, że nie składam się tylko z jednego ciała, lecz z kilku
sferycznych,
koncentrycznych kręgów: ciała fizycznego, astralnego, psychicznego,
mentalnego, energetycznego. Zacząłem to badać. Sprawdzałem, uwielbiam
porządek i
prostotę. Zacząłem redukować opisy, omówienia, dywagacje, których w
literaturze
ezoterycznej jest multum. A w sobie samym skróciłem tę pokaźną ilość
różnych
ciał i światów do tego, co najprostsze.
Zobaczyłem, iż tak naprawdę praktyka powinna uwzględniać ciało fizyczne
oraz
wszystko, co związane z energią, bowiem samo ciało fizyczne jest
glinianym naczyniem, w
którym energia uruchamia procesy życiowe. Uprościłem więc i rozróżniam
ciało
fizyczne, energetyczne i przyczynowe, z których
najgłębiej schowane, naprawdę ukryte i tajemne jest ciało przyczynowe.
PN: Podświadomość?
LZ: Nie, podświadomość to zaledwie nikłe odblaski świateł i
cieni w kuchni ciała przyczynowego.
Ciało fizyczne jest strukturą, też poza energią, ale nie może
istnieć bez energii, jest ożywiane przez energię. Ciało energetyczne jest znacznie
rozbudowane, na różnych poziomach i płaszczyznach. Oczywiście, to uproszczenie. Ale
można postrzegać te trzy ciała jako źródło, przepływ mocy i formę materialną, która została ożywiona.
PN: Czy jest pomiędzy nimi
hierarchia?
LZ: Oczywiście. Ciało fizyczne jest widzialne i ujmowane przez
zmysły, ciało przyczynowe niewidzialne, misternie ukryte, energetyczne pośredniczy
pomiędzy nimi. Ciało fizyczne należy szanować, tak jak szanujemy naczynie, z którego
pijemy, a nie mamy do niego pretensji, że ono samo nie zawiera w sobie wody.
PN: Co sądzą państwo o
popularności hatha jogi w Polsce, nie jako całego systemu, lecz jako sportu?
LZ: Sport zawiera w sobie motyw
rywalizacji. W hatha jodze, jako takiej, nie ma rywalizacji. To dopiero
cywilizacja
zachodnia zaczęła używać hatha jogę do rywalizowania, jako metodę bycia
lepszym,
sprawniejszym, bardziej wydajnym, pożądanym. Na fotografiach
prawdziwych hatha jogów widzimy postaci raczej ascetyczne, skupione,
ukierunkowane na jakiś tajemniczy cel. W zachodnich podręcznikach hatha
jogi, na filmach
z taką czy inną lala jogą widzimy poskładane do kupy krągłości i
wypukłe zachęty,
zaś na twarzy zadowolenie z siebie i pozorowaną
zadumę. Ta hatha joga w stylu Hollywood by nicość to prawdziwy triumf
amerykańskiego głupawego, ale za to wiecznego uśmiechu.
Wie Pani, myśmy zajmowali się hatha jogą już w szkole, sami
nie wiedząc, że to się tak nazywa. Sprawdzaliśmy na zegarku z sekundnikiem, kto
wytrzyma dłużej bez oddechu. Skakaliśmy do wody i patrzyliśmy, kto dłużej nie
wypłynie. Była w tym rywalizacja, owszem, ale szkolnych swawoli, nie na pokaz i nie dla
kariery. Potem się okazało, że takie zabawy należą, w hatha jodze, do grupy ćwiczeń zwanych kumbhaka.
MP: Albo sprawdzaliśmy, czy można założyć nogę za głowę…
LZ: Maria uprawiała gimnastykę artystyczną, osiągnęła
kwalifikacje mistrzowskie. Umiejętności te bardzo jej się przydały, kiedy zaczęła
ćwiczyć hatha jogę.
Sport stał się komercją rywalizacji. Owszem, jest ukryty motyw
rywalizacji w popularności hatha jogi, taki stalinowski motyw…
PN: …?
LZ: Jest takie znane powiedzenie Stalina: nasi piloci będą latali wyżej i dalej niż ktokolwiek inny na
świecie. Myślę, że w ludziach Zachodu,
uprawiających tutaj hatha jogę, jest to stalinowskie zacięcie, żeby lepiej wyglądać,
szybciej myśleć, być bardziej atrakcyjnym, bardziej sprawnym, very sexy, very
beautiful itd. To ten element sportowy w tutejszej hatha jodze, ponieważ dzisiejsi tutejsi instruktorzy najczęściej właśnie
to obiecują. Jeśli będziesz ćwiczyła hatha jogę, szybciej i lepiej odpoczniesz,
jednym słowem śpij szybciej, bo mi twoja poduszka jest potrzebna. Będziesz
bardziej odporny, szybciej się wyleczysz. To jest ten motyw rywalizacji, chociażby w
wyścigu z czasem. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy wyścig do koryta jest drastyczny,
więc człowiek uprawia hatha jogę, aby sobie lepiej radzić na bieżni społecznej,
otrzymac nagrody. To takie dziecięce gry, skakanie z przeszkodami do celu,
rzucanie kostek.
MP: To się dzieje tylko do pewnego momentu…
LZ: W hatha jodze jest taki ukryty haczyk, na który nawet
instruktorzy dają się nabrać, ponieważ go nie widzą. A nie widzą go, ponieważ
traktują Hatha jogę jako sposób na…
MP: …na zarabianie.
LZ: Nisargadatta Maharaj, jeden z nielicznych wyzwolonych za
życia jogów, w rozmowie z mistrzem hatha jogi zapytał – Cóż panu dała Hatha joga?
Ten odpowiedział: – Dała mi środki utrzymania. – To świetnie, to bardzo dobrze. A czy pan ma jeszcze jakieś
inne potrzeby? No i tutaj dopiero zaczęła się rozmowa. Do czego jest potrzebna
hatha joga, poważnie? W gruncie rzeczy, hatha joga w praktyce jogicznej potrzebna jest do
właściwego oprzyrządowania pojazdu, którym wybieramy się w wielką podróż
kosmiczną. Potrzebna, by nasz wewnętrzny organizm energetyczny był na tyle prężny,
odporny, sprawny, abyśmy byli w stanie wytrzymać ogromne przeciążenia podczas
wewnętrznych szybkości kosmicznych. W przeciwnym razie nasze ciało nie wytrzyma, rozpadnie się, zachoruje, odmówi posłuszeństwa.
Jeżeli chcemy osiągnąć najwyższy cel jogi, to musimy ciało usprawnić tak, aby było
ono w stanie wytrzymać potężne przeciążenia, które pojawiają się, gdy dusza
doświadcza prawdy. Pamięta Pani: poetą się nie jest, poetą się bywa. Z
praktykami jogi jest podobnie, a hatha joga jest im potrzebna, żeby utrzymywać poziom.
Myślę, że Maria powinna opowiedzieć Pani, dlaczego tylko do
pewnego momentu możliwe jest uprawianie hatha jogi dla lepszego samopoczucia.
MP: Na wyższych stopniach praktyki lepsze samopoczucie może być
także przeszkodą, ponieważ mamy skłonność, by utożsamiać się z ciałem.
ćwiczenia hatha jogiczne, jeżeli są dobrze ćwiczone i właściwie ukierunkowane,
pozwalają nam rozpoznać, że nie jesteśmy ciałem fizycznym, pozwalają na nie
utożsamianie się z nim.
LZ: …jeden z naszych uczniów, który naprawdę zobaczył, że
nie jest ciałem fizycznym, ze strachu schował się pod kołdrę. A miał wtedy lat 36,
był silnym, sprawnym mężczyzną. Leżał pod tą kołdrą, przez pół nocy drżał ze
strachu. Rano odważył się przyjść do mnie i powiedzieć, że się boi, bo coś
się stało. Aby mu pomóc opowiedziałem mu, że Mrożek napisał opowiadanie, które
zaczyna się tak: Stary Jemioła siedział na pniu pod lasem i czytał "Horyzonty
techniki". I nagle coś ci go zaszło od tyłu tak, że przez dwa tygodnie chodził z
oczyma w słup. Adept, dorosły mężczyzna zaczął się śmiać, puściło
napięcie, przestał się bać, zaczął spokojnie kultywować ten stan. Zrozumiał, że
nie tylko on, ale stary Jemioła też miał taką przygodę.
MP: On ćwiczył, a jego przygoda też jest naturalnym efektem
ćwiczeń. Jeżeli ktoś jest prawidłowo prowadzony, to pojawia się stan, w którym
pryska doznanie ciała. Znika poczucie ciała. Wskazane jest, oczywiście, zdrowie
psychofizyczne. Jeśli boli mnie kolano, to doznanie ciała silnie ugruntowuje się w
bólu, nie może prysnąć.
LZ: Na drugim końcu praktyki jest stan, w którym może mnie
boleć kolano, serce, lecz ja tylko obserwuję, nie utożsamiam się z bólem. Leon
Cyboran mawiał, że najszybszą ścieżką jogi jest nie utożsamianie się z ciałem.
MP: Wracając do tego, co Leon mówił, że ciał jest kilka, nie
jedno. Nie utożsamianie się z ciałem obowiązuje na wszystkich poziomach. Jest to
wędrówka, która w jodze nazywa się neti, neti – nie to, nie to.
PN: Podobnie jest chyba w buddyzmie…
MP: Na końcu zostaje TO.
PN: Skąd wiadomo, kiedy jest ten
koniec?
MP: To fascynujące, po prostu nie można się pomylić (śmiech)!
Pojawia się TO.
LZ: Jeżeli już mówimy o buddyzmie… W praktyce buddyjskiej to,
co pozostaje jako prymarne, a co ludzie wyobrażają sobie jako ja, nie istnieje. Nawet TEGO nie ma. Według podania o Buddzie, na
pytanie, czym jest Nirwana, odpowiedział: To, co jest, i – stamtąd skok w
nieskończoność. Uwaga, to ważne i cudowne zobaczyć, że jeden ze Zbawicieli,
przekazując doświadczenie duchowe mówi, że nie ma nawet ja. Istnieje tylko strumień doznań, o którym mówił Budda.
Absolutna pustka jest jedyną realnością wewnętrznego doświadczenia.
Natomiast joga klasyczna konstruuje ćwiczenie duszy w ten
sposób, że dopóki nie zostanie rozpoznany rdzeń, na którym nawija się strumień
doznań, dopóki nie zostanie rozpoznana jaźń, dopóty nie ma mowy o przejściu dalej.
Jeżeli człowiek będzie się utożsamiał ze zjawiskami świadomościowymi,
a nie zobaczy, kto doświadcza tych zjawisk, kim
jest ten, który doświadcza samego siebie, to nie może
on przejść dalej. To samo zapewne przekazał Chrystus: Jam jest Droga i Żywot;
Zaprawdę powiadam Wam, nie masz innej drogi do Ojca, jeno
przeze Mnie.
Ale tu jest też ten haczyk, na
który łapią się wyznawcy: jeśli Istotą, poprzez którą prowadzi droga do Ojca, jest
Chrystus, a jest on na zewnątrz, cierpiał za mnie na krzyżu, to załatwił to dla mnie
i za mnie…
Zadawane przez Panią pytania są ważne, ponieważ doświadczenia
wynikające z uprawiania technik kultury duchowej dają efekty, których sami instruktorzy
najczęściej się nie spodziewają.
PN: Dlaczego? Czy oni tego nie
wiedzą?
LZ: Nie mają wewnętrznego doświadczenia. Przykład: instruktor
hatha jogi zna niektóre techniki, ale nie wie, częścią jakiego całościowego systemu
kultury duchowej jest hatha joga; wie tylko, że pewne ćwiczenia są dla ćwiczących
atrakcyjne, jemu samemu zapewniają środki utrzymania, sympatyczny sposób poruszania
się w świecie; ale to wcale nie znaczy, że zna
skutki ćwiczeń hatha jogi, które są wkomponowane w całościowy system kultury
duchowej, w jej sposób działania i funkcjonowania!
PN: Czy można powiedzieć, że każdy kto zaczyna podążać
jakąś drogą zakłada, że wie czym to się kończy?
LZ: Przede wszystkim, każda szkoła
ezoteryczna powinna mieć przynajmniej jednego nauczyciela, który przeszedł tę drogę
do końca. Następnie, jego uczniowie, dopuszczani do instruowania innych, mogą ich
nauczać tylko w tych granicach, w jakich prowadzący nauczyciel na to pozwolił. A on dopuszcza tylko w tych granicach, w jakich
uczeń rozpoznał siebie samego.
Natomiast mamy obecnie ruch masowy, powszechny; ktoś zaledwie
łyknął wiedzy i zaczyna pouczać innych, bo jest już mądrzejszy od swoich kursantów
o jedną lekcję…
PN: Jakie mogę być tego skutki?
LZ: Ziemia i ludzkość to nie jest miejsce powszechnej
szczęśliwości. To tygiel, w którym, w potężnych temperaturach i przy krańcowych
napięciach duszy ludzkiej, dokonuje się pławienie ku jej doskonałości. Nigdzie nie
jest powiedziane, że wszystkie dusze muszą tę doskonałość osiągnąć. Mają tylko
taką szansę i możliwość.
Na kręgach czasu jest właśnie tak, natomiast dziś obserwujemy
powszechny dostęp do praktyk kultury duchowej. Pewna ilość dusz indywidualnych zaczyna
wchodzić na właściwą drogę do całkowitego spełnienia, a pewna ilość będzie
poruszała się po orbitach stycznych. Będą też ofiary…
MP: …niestety, będą też ofiary. Hatha joga jest wprowadzana
obecnie, jako system kultury fizycznej, na studiach. Ludzie uprawiają ją do pewnego
momentu, kiedy czują, że zaczyna się z nimi dziać coś, czego nie rozumieją,
albo się tego obawiają, albo mówią, że to im nie służy i wycofują się. Gdyby
mieli właściwych nauczycieli, światłych…
Po to, by organizm mógł się dostosować do zmian, do których
przygotowuje go hatha joga, potrzeba kilku lat ćwiczeń. Takie są warunki ciała i
umysłu.
LZ: Do tego proszę dodać powszechną presję społeczną i
lęki, które towarzyszą praktykującym. Jeżeli ktoś jest dojrzały i, co bardzo
ważne, samodzielny, to może ćwiczyć hatha
jogę i nikt na to nie zwraca uwagi, chociaż sam praktykujący przeżywa różne
doświadczenia w zetknięciu z społecznością profanum. Ale większość ludzi jest uzależnionych: od rodziców,
współmałżonka, kolegów, środowiska, zaś stamtąd emitowane są naciski. Mamy
przecież ochotnicze służby wywiadowcze, nie mówiąc już o tych profesjonalnych,
państwowych czy kościelnych. Stąd wszelkiego rodzaju instrukcje, np. jak rozpoznać
kogoś, kto jest w sekcie; czy Pani czytała o 21 różnych zachowaniach, z których może wynikać, że Pani jest w sekcie?; do
takich cech charakterystycznych zalicza się np. chodzenie z wyprostowanym kręgosłupem.
A przecież chodzenie z wyprostowanym kręgosłupem jest postawą zasadniczą, której
uczą w Akademii Wychowania Fizycznego. Oto
absolwentka AWF, która wie że chodzenie z wyprostowanym kręgosłupem, siadanie w
odpowiedni sposób, chodzenie i leżenie stosownie do właściwości biodynamicznych
organizmu jest wskazane dla zdrowia. A dla jakiś niedouczonych dominików,
czy innych zachłannych na poczucie własnej ważności,
najczęściej wielce leniwych durniów wyprostowany kręgosłup jest oznaką bycia w
sekcie! O co chodzi?
PN: Tutaj zaczyna się motyw
przypisywania Diabła do New Age.
LZ: …jeśli chce Pani świece zapalić, by stworzyć aurę
erotyczną, wieczorem, przy winie, muzyce, podczas przytulango, to wszystko jest w
porządku. No, można jeszcze w kościele, przed świętym oleodrukiem. Ale świeca
paląca się u Pani w domu za dnia, to znaczy, że Pani jest w sekcie, no coś strasznego!
I tym podobne brednie. Nie byłyby groźne, gdyby nie cała
armia zidiociałych dewotek i iskających swoje myślątka goryli.
PN: Czy istnieją sekty groźne dla społeczeństwa, dla
jednostki?
LZ: Oczywiście! Jestem przytomny. Natychmiast można rozpoznać
metody prania mózgu, zbyt się ograły w historii ludzkości, zwłaszcza w dwudziestym
stuleciu. Gloryfikowanie swojego Przewodnika zamiast szacunku dla Nauczyciela,
bezkrytyczny stosunek do poleceń zamiast dyscypliny poznawczej, oddawanie potrzebnych do
życia środków i pieniędzy na rzecz grupy,
zniewolenie przez grupę, fanatyzm, który jest nieodłączną cechą natur prymitywnych.
A skąd Pani weźmie teraz znaczną ilość natur subtelnych?!
Krytykować i rozbrajać takie struktury też trzeba umieć, tym
bardziej w społeczeństwie demokratycznym. A co widzimy? Najczęściej, że władze
kościelne albo media wzięły się za naprawianie sytuacji, czyli przygadał kocioł
(kościół!) garnkowi. Obłuda!
Chodzi o to, aby zrozumieć ten mechanizm, tę motywację. Jeżeli
jest się przytomnym, to można się nawet w takim świecie poruszać, aczkolwiek
człowiek, który autentycznie praktykuje kulturę duchową, w pewnym momencie poczuje
potrzebę oddalenia się od układów. Większość adeptów jogi w końcu pyta: w
jaki sposób się oderwać od układu? Tu nie chodzi o pracę, bo ludzie lubią pracować,
bo wbrew pozorom człowiek jest istotą pracowitą. Tylko ta praca musi mieć sens, zaś
środowisko, w którym się coś robi, normalne. Tylko tyle, aż tyle!
Tak to wygląda, na co dzień. Ludzie chcą się wydostać z
układów, z bezsensownego powtarzania czynności, z pruderii… I marzą o jakims New
Age, kiedy tak już będzie, dobrze będzie. To odwieczne marzenie, które spełnia się
tylko dla nielicznych.
PN: Obecnie chyba można
zaryzykować twierdzenie, że coraz więcej ludzi tego chce.
LZ: Tak, więcej ludzi czegoś
chce, z ważnego powodu, mianowicie cywilizacji technicznej.
MP: Jednocześnie coraz więcej ludzi nie wie, czego chce.
LZ: Bardzo wielu ludzi wie, czego nie chce, natomiast ma problem,
gdy musi ustalić czego chce.
Najczęściej jest tak, że człowiekowi wydaje się: jeśli
uwolnię się od układu, od pewnego rodzaju czynności, to odżyję. Po upływie dwu
tygodni od uwolnienia już nie wie, co ma ze sobą zrobić. Ziemia nie jest miejscem dla
uszczęśliwienia całej ludzkości. Kultura duchowa
jest technologią światła. A światło nie pojawia się dzieki programom negatywnym.
MP: Wróćmy do tego, o czy mówiliśmy, że hatha jogę w stylu
zachodnim można uprawiać tylko do pewnego momentu, a później okazuje się, że coś
się bezpowrotnie zmienia. A to dlatego, że dla różnych celów ludzie wykonują modne ćwiczenia. Gdyby zapytać ćwiczącego, dlaczego tym się zajmuje
i wniknąć w jego prawdziwe intencje, to okaże się, że każdy ma jakiś doraźny cel.
Natomiast hatha joga – jako system ćwiczeń psychofizycznych -ma
długą, bardzo długą tradycję i u źródła była ona ukierunkowane na jeden cel. Tym
celem było zbawienie, oświecenie. Miliony ludzi od 10 tysięcy lat wykonywało te
ćwiczenia w takim właśnie celu. Nie były one ćwiczeniami, aby być tylko zdrowym, bo
człowiek, który jest zdrowy, musi jeszcze coś z tą
energią zdrowia sensownego zrobić, do czegoś ja zaprząc. Leon czasami zadaje przekorne
pytanie: – Chce pan być zdrowy. A po co? Ale ludzie chcą ćwiczeń, które…
LZ: …ongiś były objęte tajemnicą. Jednym z
najpoważniejszych i najciekawszych problemów jest dla mnie to: dlaczego techniki, które
przez tysiące lat były tajemnicą szkół prywatnych, leśnych akademii, pustelni,
monastyrów, stały się powszechnie dostępne? To fascynujące, ponieważ sam zajmuję
się przekazem kultury duchowej, przekazywaniem tych
informacji, objaśnianiem ich do szerokiego wglądu. To tak, jakby ktoś otworzył śluzy
wiedzy i powiedział: – Dobrze, bierzcie tę wodę życia, ale uważajcie, bowiem kto
wskoczy pod ten wodospad, może zadławić się i utonąć.
MP: To są mechanizmy obronne samych systemów. W gruncie rzeczy,
ludzie uprawiając te ćwiczenia, ale bez ukierunkowania na rozpoznanie siebie samego,
będą uzyskiwać to, o co im wyjściowo chodziło. Najczęściej na tym poziomie
poprzestaną i uznają, że to im wystarczy. Jeżeli ktoś praktykuje tylko dla zdrowia,
to może być zdrowszy, ale w pewnym momencie na pewno przyjdzie mu do głowy pytanie: co
z tym zdrowiem zrobić?
Ktoś inny ćwiczy, aby wygrać kolejny wyścig, zdobyć pozycję
i pieniądze. No, i jest już bogaty, i co z tego?! ćwiczenia przyspieszają, wyzwalają
różne stany, ujawniają cechy, które pozwalają na rozpoznanie. Okazuje się, że
wszystko zależy od tego, gdzie jak ustawiony jest celownik? Na czym dokonano skupienia!
Tam, gdzie skupienie, pojawia się energia.
Patrycja Nowak – Uniwersytet Warszawski
Rozmowa z Leonem Zawadzkim i Marią Pieniążek
cz.3 – dnia 03.05.2003 Beskid
PN: Obecnie rzeczy, które były
ukrywane, tajemne stają się powszechnie dostępne. Co takiego się stało, czy cel
rozproszył się?
LZ: Rozproszyło się nasze bogactwo, które pomagało w
osiąganiu celu. Bogactwo, zawarte, schowane w skrzyniach, z których czerpali
poszukujący. Bogactwo, które mędrcy przekazywali z pokolenia na pokolenie.
Żyjemy w czasach szoku informacyjnego. Ciekawscy turyści duchowi
dotarli nawet do monastyrów tybetańskich, przywieźli wiedzę o ćwiczeniach i
praktykach, do tej pory trzymanych w tajemnicy. Dla człowieka Zachodu, dla turysty
duchowego najbardziej ekscytujące są oczywiście praktyki dające tak zwane moce nadnaturalne, bowiem człowiek naszego kręgu
kulturowego przede wszystkim chce panować nad ludźmi, naturą i wydarzeniami własnego
życia. Zazwyczaj ci, którzy chcą panować nad światem, nie czują potrzeby, by
zapanować nad sobą. A jeśli już, to panują nad
sobą tylko po to, aby panować nad innymi.
MP: A w pewnym momencie dowiadują się, że po to, aby panować
nad innymi, muszą panować nad sobą.
LZ: W szalonym potoku informacyjnym spadają na nas wieści o
praktykach kultury duchowej. Dostajemy multum takich bitów informacji. Praktykując,
byłem zarazem skrupulatnym obserwatorem i zbieraczem materiałów o kulturze duchowej na
świecie. Gdybym dzisiaj miał wskazać istotne, fundamentalne kierunki i dzieła, to
ponadczasową wartość ma tylko parę z nich, można
policzyć na palcach jednej ręki. To samo dotyczy nauczycieli duchowych.
PN: Czy mógłby pan wymienić te
pozycje?
LZ: Tych, którzy postawą swoją rzeczywiście poświadczają
głębię i wysokie aspiracje duchowe, jest niewielu. Tych, którzy osiągnęli najwyższe
spełnienie praktyki jogicznej jest jeszcze mniej, to jednostki. Jeśli chodzi o
prawdziwych mistrzów kultury duchowej, to jest ich tyle, co kot napłakał. Natomiast
ludzi podających się za mistrzów, ewentualnie robiących z siebie guru, jest całe
multum.
MP: Tak się dzieje nie przypadkiem.
Jeśli spojrzeć na ludzkość z lotu ptaka i dostrzec w jakich warunkach ludzkość
poszukuje sensu swojego istnienia, to zobaczymy, że wszystko się uniformizuje.
Większość ludzi woli coca-colę i jeansy od kultury duchowej. Uniformizuje się również obieg informacji, przykładem jest internet
i blog internetowy.
LZ: A także język powszechnie stosowany, którym na razie jest
angielski. Istnieje duchowy język uniwersalny wyższego rzędu, który rozumie tylko
elita.
PN: Jaki?
LZ: Język symboliczny. Matematyka. Subtelny język abstrakcji.
MP: Dzięki temu pojawił się język informatyczny.
LZ: Pojawiła się elita, posługująca się językiem
hermetycznym. Proszę spojrzeć, co się dzieje na świecie. Otwierają się kufry pełne
informacji o praktyce kultury duchowej, o wiedzy tajemnej, o astrologii, kabalistyce itd.
Uczeni badacze biorą te tematy na warsztat, opracowują nawet kod Biblii. Świat elity
naukowej nie dopuszcza do siebie profanów, a o wielu sprawach i tematach w ogóle nie
chce z nimi rozmawiać, nie chce nawet mieć z nimi
kontaktów. Pojawił się nowy typ kapłaństwa – elita naukowa.
PN: Czy Pan zna takich ludzi?
LZ: Nie wszystkich, oczywiście (śmiech). Ale niektórzy
przychodzą i zapytują nad czym pracuję, co robię. Oni sami posługują się językiem
symbolicznym, praktycznie niezrozumiałym dla innych. Świetnie się ze sobą
porozumiewamy. Jeszcze niedawno do ich stron internetowych każdy miał dostęp. Teraz,
aby tam się zalogować, trzeba mieć poparcie dwóch rekomendujących i hasło.
MP: Przy całej tej powszechności i elitach warto
zadać sobie
pytania: dlaczego o tym wszystkim powszechnie się mówi? dlaczego joga?
dlaczego buddyzm
tybetański został wypchnięty przez chińskich dyktatorów ze swojej
kolebki? A może
nadszedł taki czas w historii tej Ziemi, że nie można już dłużej
człowieka utrzymać w sztywnych standardach mentalnych, uczuciowych!
Może człowiek musi podnieść swój poziom, uzyskać możliwość wniknięcia
we własny
umysł, chociażby po to, aby się poruszać.
PN: Ken Wilber w swoich pracach
pisze, że wkraczamy obecnie w taką fazę. Jest to też zgodne z New Age.
LZ: Rozumiem teraz, o co Pani chodzi, kiedy używa Pani hasła New
Age. Postrzegam dzisiejszego człowieka jako
początkującego mutanta, jesteśmy w kolejnej fazie mutacji gatunku ludzkiego. Takie
mutacje już miały miejsce w historii ludzkości. Mutacja, w której obecnie się
znajdujemy, zaczęła się około 200 lat temu, wraz z rewolucją techniczną.
MP: Cena takiej mutacji może być
straszna… Przykładem Japonia, która po Hiroszimie i Nagasaki stała się
cywilizacyjnie najbardziej rozwiniętym krajem na świecie.
LZ: Wiemy, że w miejscach silnego napromieniowania natura
rekompensuje sobie zniszczenia i pewne gatunki, zmutowane, rozwijają się dwójnasób.
Czy napromieniowanie na skutek dwóch bomb w Hiroszimie i Nagasaki ma z tym coś wspólnego?
Mój serdeczny przyjaciel,
mikrobiolog opowiadał mi, ze szczegółami, w jaki sposób i na ile zbrodnicze badanie
medyczne przeprowadzone przez hitlerowskich zbrodniarzy wojennych w obozach
koncentracyjnych, przyspieszyły… rozwój medycyny. Ten człowiek głęboko nad tym
ubolewał, ale doskonale zna historię biologii, botaniki, mikrobiologii, medycyny. Na
podstawie dokumentów, przez niego przebadanych, opowiadał szczegółowo jak po drugiej
wojnie światowej zwycięzcy zastanawiali się, czy użyć wyników tych badań na rzecz medycyny, czy uznać je za niehumanitarne,
niemoralne i zniszczyć. Doszli do wniosku, że jeżeli te wyniki już są, to trzeba je
użyć dla dobra ludzkości. Był to skok jakościowy w rozwoju medycyny. To szokuje, o
tym się nie mówi, a jeśli już…
To samo dotyczy napromieniowania, składowisk odpadów
radioaktywnych. Tak naprawdę to nie wiemy, jakie są skutki zanieczyszczeń, którymi
oddycha w tej chwili około 65 proc. ludzkości. Jak ma się taki koszmar, jak głód w
Afryce, do procesów oczyszczania? Tego też nie wiemy. Jednocześnie opracowuje się
kwintesencję wiedzy, gromadzonej przez tysiące lat i wiedza ta w krótkim czasie obiega
cały świat. Otrzymujemy ją w traktatach, w krótkich esencjonalnych opracowaniach.
Proszę się temu przyjrzeć. Człowiek obecnie
znajduje się w tak silnym strumieniu bodźców, że ma tylko dwie możliwości:
przystosować się, albo zredukować.
PN: Co to znaczy zredukować? W
jaki sposób może to zrobić?
LZ: Unikać bodźców, które nieustająco go atakują. Skupić
się na tych, które są mu potrzebne. Albo wycofać się na pobocze, zejść na margines.
Innych możliwości już nie ma.
Ilość ludzi tworzy określony potencjał energetyczny. Mówi
się o tzw. astralu planety. To zjawisko ludzie
nazywają rewolucją, szokiem przyszłości.
PN: Na czym to polega?
LZ: Między innymi na tym, że ilość i jakość wypromieniowanej
przez ludzi energii psychicznej funkcjonuje, w sposób specyficzny, wokół planety,
która razem z tymi ludźmi obraca się wokół własnej osi.
PN: Od czego zależy ta jakość?
Co powoduje zmianę?
LZ: Ilość uczestniczących w obiegu psychoenergii organizmów
żywych, oraz napięcia w sieci bioelektromagnetycznej spowodowane ilością i
natężeniem impulsów odbieranych przez te organizmy. Czyli pobudzeń i wyładowań.
Jeżeli na planecie kiedyś żyło 800 milionów ludzi i
istoty te
pobierały pewną ilość bodźców od natury, a także same, jako organizmy
żywe,
emitowały ładunki bioelektromagnetyczne, to dzisiaj tych istot mamy
prawie siedem
miliardów. Mamy też inne ciekawe sytuacje, na przykład jedna informacja
obiegając świat, chociażby o początku wojny w Iraku, czy o
zamachu na papieża, dociera nieomal natychmiast do około pięciu
miliardów ludzi. To
tworzy potężny impuls na planecie i nad planetą. Zresztą, to też jest
przytomnie
wykorzystywane, na tym polega technika jednoczenia ludzi poprzez mass
media.
PN: Czy myśli pan, że ludzie,
którzy to tworzą, mają tego świadomość?
LZ: Nie wszyscy, ale niektórzy na pewno. Są ludzie, którzy
mają tego świadomość, Myślę, że tacy ludzie jak Soros wiedzą o tym.
PN: Kto to taki?
LZ: Jeden z największych finansistów świata, zajmujący się
obrotem kapitału finansowego, znany fundator.
A już na pewno spece od religijnych, dokładniej mówiąc,
religianckich mas mediów korzystają z technik magii medialnej całkowicie przytomnie.
W tej chwili największym kapitałem jest wiedza, a jej monetą
obiegową jest informacja. Oczywiście, trzeba mieć przy tym dostęp do mas mediów.
PN: Afery korupcyjne w walce o
dostęp do mas mediów…
LZ: Dla mnie przerażające jest nie to, że ktoś w Polsce, za
jakieś nieczyste pieniądze usiłuje kupić dostęp do mas mediów. W gospodarce i
finansach zawsze jest strefa ukrytej bądź jawnej korupcji. Metody korumpowania są
wielce chytre i przebiegłe.
Dla mnie przerażające jest to, że ludzie o prymitywnie
banalnych horyzontach myślowych decydują o ustawach, o ruchu finansów publicznych.
Ludzie o mentalności prowincjonalnego kacyka mają usankcjonowany dostęp do mas mediów,
poruszających ogromne potencjały energetyczne.
PN: Czy to się czymś różni w
porównaniu z tym, jak było kiedyś?
LZ: Tak, ponieważ kiedyś bardziej wyrazistą była
polaryzacja
postaw ludzkich. Natomiast obecnie jej nie ma. Był czas, gdy ci, którzy
zniewalają
ludzi, byli wyraźnie postrzegani jako dyktatorzy, tyrani, zaś ci,
którzy tworzyli
większe zasoby wolności byli bohaterami. Kiedyś nawet komunizm był zły,
zaś
amerykański kapitalizm dobry, ale to wcale nie znaczy, że w komunizmie
wszystko było
złe, a w amerykańskim kapitalizmie wszystko było dobre. Obecnie nie ma
żadnego
znacznika pomiędzy…, pomiędzy czymkolwiek,
chociażby pomiędzy seksem a miłością, na przykład. To jest fakt,
któremu należy
się przyjrzeć, ale łatwo jest się zagubić pośród pozornych prawd
przewalających
się przez ludzkość w fazie pławienia się w magmie nierozpoznanych
możliwości. Niewielu wie, co jest grane. Niektórzy z nich manipulują
tym
potencjałem energetycznym, a inni odsunęli się i obserwują,
zastanawiają się.
Patrycja Nowak – Uniwersytet Warszawski
Rozmowa z Leonem Zawadzkim i Marią Pieniążek
cz.4 – dnia 04.05.2003 Beskid
LZ: Jesteśmy w naszej beskidzkiej samotni, w miejscu docelowym
naszego życia. Zastanawiałem się dzisiaj rano, co się takiego dzieje, że Pani
przybywa do nas, rozmawiamy o naszym życiu, o tym jak widzimy rzeczywistość. Były to
rozmyślania i refleksje, nieco melancholijne. Przede wszystkim, jeśli przybywa studentka
UW, aby dowiedzieć się, co się w naszym życiu wydarzyło, a ponadto pisze o tym pracę
magisterską, to stajemy się częścią historii. Odchodzimy w przeszłość, przychodzi
nowe pokolenie, które usiłuje nas podsumować,
przyjrzeć się poprzednim pokoleniom. Zastanawiałem się też, w jakim to momencie
przechodzimy do tej historii, którą Pani się zajmuje, i przejrzałem retrospektywnie,
fazowo swoje życie.
Urodziłem się przed drugą wojną światową, była to straszna
wojna. Widziałem ją oczyma dziecka, ale zdaję sobie sprawę, że i tak miałem dużo
fartu. I nie dlatego, że przeżyłem wojnę. Wie Pani, co jest prawdziwym nieszczęściem
wojny? Upokorzenie. Poniżanie nas – istot ludzkich przecież, a jakoby gorszej kategorii.
W tym nieszczęściu można było spotkać prawdziwych
ludzi. Ja i moja rodzina spotkaliśmy takich. Myślę, że tutaj jest klucz do całego
mojego życia, także do tego, co Pani usiłuje we mnie odnaleźć. Klucz do duchowości,
starej czy nowej (śmiech).
Na samym dnie ludzkiego upokorzenia,
w lepkiej gęstwinie czegoś obrzydliwego, a tym jest strach przed
demonem ciemięzcą,
powstała wspólnota ludzi, którzy wyciągali do nas rękę. Ludzi, którzy
ryzykowali
własnym życiem, aby być ludźmi. Tak, ryzykowali wszystkim, co mieli,
aby wspomóc drugiego człowieka, ochronić go, uratować nam życie. Tu na
pewno był początek całej mojej duchowości, początek wszystkiego, co się
nazywa wspólnotą
ludzi. Dlatego uważam, że ojcami i matkami mojej duchowości byli górale beskidzcy.
Oni ratowali nam życie w sytuacji wydawałoby się kompletnie beznadziejnej.
Po drugiej wojnie światowej żyliśmy w ogromnym bloku państw zwycięskiego
chama, którego historia miała trwać bardzo długo. Przeżyliśmy rozkwit i upadek
tego osobliwego imperium. To bardzo dużo w życiu jednego człowieka. Co więcej, byłem
jednym z nielicznych, którzy jeszcze w latach sześćdziesiątych stulecia
przepowiedzieli upadek sowieckiego molocha. Brałem udział w rozsadzaniu imperium od
środka, ponieważ nie podobały nam się jego zbrodnie i system niewolenia ludzi.
Żyliśmy za żelazną kurtyną, która skutecznie odgradzała nas od świata wolnego,
równości, demokracji. Oczywiście, nie twierdzę, że po drugiej stronie żelaznej
kurtyny był raj, ale był to tajemniczy świat uwolnionych możliwości, inny wymiar
ludzkiej egzystencji. My natomiast zastanawialiśmy
się, co robić z tym światem, w którym ledwo dyszymy przygniecieni ogromną żelazną
płytą z napisem Józef Stalin wielki budowniczy komunizmu. To był czas mocny, radykalny. Przyczynialiśmy się do tego, aby
ten grobowiec się otworzył i można było z niego wyjść na świeże powietrze. Udało
nam się, i akurat Polska odegrała w tej robocie ogromną rolę, zgodnie z wizją, jaką
otrzymaliśmy od poprzednich pokoleń. Było powiedziane, że kiedy polski papież
zasiądzie w Rzymie, wtedy Polska stanie się
zbawicielem, orłem narodów. I rzeczywiście tak się stało. Wybór Karola Wojtyły na
papieża Jana Pawła II rozpoczął nową erę chrześcijaństwa. Nieco wcześniej
spiętrzać się zaczęła fala, którą Pani nazywa New Age. Co się stało?
Zastanawiając się nad tym dziś rano, dostrzegłem w
tych wydarzeniach pierwszy poważny wysiłek ludzkości ku stworzeniu, wypracowaniu,
wzniesieniu religii uniwersalnej.
Postarajmy się rzetelnie odpowiedzieć na Pani
pytania, starając
się uchwycić główny, istotny wątek, który Pani chce znaleźć poprzez New
Age. Pani
pokolenie nie jest obciążone różnymi "syfami", jak mówi młodzież,
którymi my jesteśmy obciążeni, takimi jak wojna, komunizm, obozy,
łapanki i inne
przyjemności. Pani zdrowo i sensownie czuje gdzieś w samej sobie, że w
tym tzw. New Age o coś chodzi. Dla mnie, jak już powiedziałem, New Age
jest koncepcją intelektualną, stworzoną przez tych, którzy lękają się i
jednocześnie maja nadzieję, bo czują, że dłużej tak nie może być, że coś
nadchodzi.
A z przeszłości nadchodzi rewolucja: albo ludzkość odnajdzie
porozumienie w głębi duchowości uniwersalnej, albo czeka nas wojna cywilizacji. Być
może ta wojna cywilizacji poprzedzi religię uniwersalną, jeżeli do cna nie zniszczy
planety. Obserwujemy wzmagający się fanatyzm świata islamskiego. Osobiście najbardziej zaskoczony jestem nie fanatyzmem Islamu i
nie obroną cywilizacji Zachodu, lecz tym, że 11 września 2001 uznano za wypowiedzenie
wojny i tę wojnę cywilizacji podjęły Stany Zjednoczone, czyli na skalę światową
myśmy ją rozpoczęli. Sensownie, z poczuciem bólu i
odpowiedzialności pisał o tym Jacek Kuroń w wywiadzie Busch, coś ty narobił.
Zgadzam się z nim, nie należało tego robić, przynajmniej w tym momencie.
MP: Widać konieczność, aby ze względów cywilizacyjnych
pojawiła się duchowość uniwersalna. Mówi się dzisiaj o globalnej wiosce. System
obiegu informacji stworzył sytuację informacyjno-energetyczną, że nie można już
niczego ukryć, utrzymać w totalnym zamknięciu. Jeżeli zaczynamy myśleć w skali
planety, bo już nie można inaczej, to musimy w
końcu porozumieć się na planach subtelnych, znaleźć to, co dla ludzkości jest
wspólne. Jednocześnie z możliwością widzenia wszelkich różnic i poczuciem wolności
człowiek będzie mógł skupić się na tym, co jest istotne. Myślę, że kwintesencją
religii uniwersalnej jest instancja wyższa, wspólna
dla wszystkich, odnajdywana poza imieniem i kształtem. Tego poszukuje tzw. Nowa
Duchowość.
LZ: W ciągu ostatnich 100 lat pojawiła się na planecie taka
ilość ludzi, której nigdy na niej przedtem nie było. Co stało się dzięki obiegowi
informacji, o którym mówi Maria? Planeta globalizuje się, jednoczy się Europa. Planeta
zmierza ku formom uniwersalizmu i Nowa duchowość, Nowy Wiek jest jednym z synonimów
uniwersalizmu, choć w tej chwili jeszcze podskórnym.
MP: W Indii pojawił się Sai Baba,
który usiłuje połączyć na poziomie symbolicznym znaczenie wszystkich
religii, zaś na
poziomie mentalnym próbuje stworzyć religijność uniwersalną. Mówi się o
tym, że
trzeba ratować planetę. Niezależnie od oceny samego Sai Baby i tego, co
i jak on robi, widzimy wątek uniwersalizmu, który jest już
obecnie zauważalny na kontynencie amerykańskim, gdzie pojawił się New
Age, a z drugiej
strony na kontynencie azjatyckim.
LZ: Sai Baba i jego ośrodki są odwiedzane przez czołowych
polityków amerykańskich. Pani Clinton przebywała wiele czasu w jego aśramie.
Dzisiaj rano myślałem o tym, by pokazać Pani pewien dziwny
trop. Warto byłoby pójść tym tropem razem z panem Prokopiukiem, będzie on
przewodnikiem bezkonkurencyjnym.
Co dzieje się na planecie? Pojawia się nieznany dotychczas tryb
i sposób obiegu informacji, przepracowywane są fundamentalne podstawy wizji duchowych,
religijnych. Dopiero nazywanie wszystkiego pozwala na różnicowanie. Okazuje się, że we
wszystkich religiach świata występują te same
motywy i elementy. Jest już oczywiste, że spory teologiczne mogłyby trwać bez końca,
ale gdzieś na samym szczycie, u zwieńczenia można byłoby je pogodzić. Mówiąc, że
Bóg jest tylko jeden.
Spory dokonują się w głowach, w wyobrażeniach mentalnych, w
wizjach, są one w znacznym stopniu uzależnione od uwarunkowań ekonomiczno-gospodarczych
tych ludów, które wyznają dane wierzenia. W gruncie rzeczy można się porozumieć.
Przyczyna sporów duchowych, jako skutek uwarunkowań
historycznych, jest sprawą wtórną. Mogłaby się pojawić religia uniwersalna. A
mieliśmy już na planecie bardzo dziwne doświadczenie: próbę stworzenia państwowej
religii uniwersalnej przez całkowite zanegowanie Boga, życia duchowego itd. Tak, ateizm
był pierwszą taką próbą religii uniwersalnej,
jeśli można się tak paradoksalnie wyrazić.
A teraz o tropie, który chciałem Pani pokazać.
Myślę, że
powinna Pani poszukiwać tam, gdzie wykiełkowały zalążki New Age: w
historii Stanów
Zjednoczonych Ameryki Północnej, rewolucji francuskiej, rewolucji
bolszewickiej – to
wszystko były próby zuniwersalizowania świata. A czyż historia kościoła
katolickiego, z jego Rzymem i Watykanem, z butnym przekonaniem, że to
jedyna droga ku
Zbawieniu, to nie próba uniwersalnej struktury świata, ludzkości i
religii? Ponoć, tak mówią, na świecie kiedyś powstał spisek, a
spiskowcy
mieli na celu przekroczenie uwarunkowań narodowych, religijnych,
kościelnych czy
sekciarskich i spełnienie się syntetycznej wizji świata i człowieka.
Mówi się, że
za stworzenie syntetycznego obrazu i wizji świata
odpowiedzialni są ci wszyscy, którzy tworzyli nowoczesne konstytucje,
Deklarację Praw
Człowieka i Obywatela; że ziarno tego zła tkwiło i kiełkowało w
rewolucjach
francuskiej, bolszewickiej, w komunistycznych wizjach, w próbach
uszczęśliwiania świata, i że za to wszystko odpowiedzialni są
oczywiście
masoni i Żydzi, nie mówiąc o cyklistach. Temu tropowi warto się
przyjrzeć, bo jest on
fragmentem nurtów powszechnych, idei personalizmu chrześcijańskiego.
Na tej planecie wykształciła się, przekazując sobie pałeczkę
z pokolenia na pokolenie, elita kultury duchowej. Łatwiej dogadywał się król z
królem, biskup z biskupem nawet krain wojujących ze sobą, bo wiedzieli, o co im chodzi.
Można dzisiaj usiąść przy kwadratowym, czy okrągłym stole, a jutro stanąć na polu walki. W ONZ się dogadują, po czym wychodzą z
sali i zaczyna się rzeź.
PN: Czyli nic się nie zmieniło?
LZ: Coś się zmieniło. Pojawiła się wizja wspólnoty
planetarnej, no i szersze zrozumienie takiej
konieczności. Podmywa ono, to tu, to tam stare, zaskorupiałe złogi. Pojawiło się
poczucie wspólnoty ponadnarodowej, a nawet ponadkościelnej. To, co nazywa się New Age,
jak każdy powszechny ruch spłycił źródła, z których się wywodzi. Ale to już
normalne prawo wielkich liczb, powiedzmy, normalna psychologia
tłumu.
PN: W jaki sposób pana zdaniem to
się zmieni? Jaka będzie przyszłość? Czy to się przerodzi w jakąś inną formę?
Obecnie mało kto chce przyznać się do tego terminu, mimo iż z wieloma jego przejawami
zgadza się.
LZ: Ruch Nowego Wieku można postrzegać jako zjawisko socjalne,
dla mnie jego socjalna wartość jest wtórna. Chodzi o tzw. Erę Wodnika, czyli zjawisko
astronomiczne i astrologiczne. Era Ryb zaiste kończy się, cywilizacyjnie i kulturowo
też się kończy. Niewątpliwie ten koniec nie nastąpi
tak prędko, chyba, że przyspieszy go jakaś totalna katastrofa, co wcale nie jest
wykluczone.
MP: W momencie, kiedy w Stanach Zjednoczonych następowała
erupcja ruchu New Age, rozpadał się Związek Radziecki, pojawiła się pierestrojka i
nowy sposób myślenia. Idee, w różnych miejscach i na różny sposób, przeobrażą
się w jakiś czyn.
LZ: Oto prosty przykład: 6 lat studiowałem w
Leningradzie, czyli
Sankt Petersburgu, który między nami, studentami dysydentami,
nazywaliśmy po prostu
Piter. Kiedy dzisiaj czytam pisma, książki rosyjskie, słucham ich
radio, oglądam tv,
to na własne uszy słyszę coś, w co mi się nie chce wierzyć, bo w
czasach kiedy ja
tam byłem, za te same treści groziła śmierć, ewentualnie natychmiastowe
zniknięcie
spośród żywych. Dzisiaj o takich sprawach Rosjanie
mówią, piszą swobodnie. Co więcej, to co kiedyś prowokowało ostracyzm
obyczajowy,
np. podkreślona kobiecość, status mężczyzny, wykwintne jedzenie, seks,
gust ubierania
się itd. dzisiaj jest na porządku dziennym, o wiele bardziej śmiało i
bardziej inteligentnie bo dowcipniej traktowane niż u nas. Co
kiedyś było usztywnione gorsetem państwowej cenzury i partyjnej obłudy,
które nie
pozwalały nawet odetchnąć, dzisiaj leży w gruzach i tylko kurz z tego
się sypie.
Ludzie nadają, jak to się mówi, spod skóry, z
serca, spod paznokcia, oni walą wprost. Pod wieloma względami są o
wiele dalej niż my,
ponieważ przestali się przejmować skorupą, która ich dławiła.
PN: Dlaczego tam dzieje się to
szybciej niż u nas?
LZ: Ponieważ u nas wciąż odwołujemy się do
piernikowej
tradycji i nareszcie możemy te swoje szabelki i medaliki tu i tam sobie
poprzypinać. W
Rosji tradycja wygląda pociesznie, rozpadły się stare struktury i nie
ma czym
zatrzymać wzroku, nic nie opóźnia odczuwania wolności, tego że ludzie
mogą nareszcie być sobą i nareszcie coś mogą. Stąd paradoksalna
siła i pozycja rosyjskiej mafii.
Tak, Nowy Wiek w Rosji zaczął się w marcu 1985r. Gdy wybrano
Gorbaczowa na genseka kompartii, pamiętam, całą noc siedziałem nad jego horoskopem i
powiedziałem do swoich bliskich: – To koniec systemu. Potrwa długo, ale ten Michaił
zrobi im niespodziankę, wykręci wszystkim numer, którego nikt się nie spodziewa, on
sam też nie.
I pojawiła się nowa sytuacja, pierestrojka, nowe myślenie. Dla
ludzi inteligentnych te dwa pojęcia były po prostu śmieszne, bo co to znaczy "nowe
myślenie", nie ma czegoś takiego jak nowe
myślenie. Ale pomysły Gorbaczowa nie były dla ludzi inteligentnych, one miały poddać
w wątpliwość magiczną strukturę zaklęć, którymi władza sowiecka hipnotyzowała
ludzi, programowała ich od kołyski po Kołymę. Pękły stare struktury, zaś
wyłanianie się nowego jest zawsze powiązane ze starym, bowiem taka jest struktura
ludzkiego umysłu. Ludzki umysł może wymyślać nowe struktury i formy, ale to zawsze
są struktura i forma.
PN: A co ważnego dzieje się na
świecie teraz?
LZ: Zaczynamy rozpoznawać funkcjonowanie własnego umysłu. To
warunek konieczny do powstania religii uniwersalnej. Mam nadzieje, że ruch zwany New Age
to rozumie. Chociaż, bo ja wiem!…
Ludzkość rozpoznaje funkcjonowanie
swojego umysłu, od poziomu biologicznego po psyche człowieka. To rozpoznanie jest
sprzężone z powstawaniem religii uniwersalnej.
PN: Jaki byłby stosunek
współczesnej nauki do religii uniwersalnej?
LZ: Już od dawna miejsce religii, która powołuje się na Boga i
hierarchię światów duchowych, zajmuje nauka współczesna. Nauka przekracza już
granice paradygmatu (nie lubię tego słowa) naukowego. Nauki ścisłe, fizyka, matematyka
przekroczyły granice nauki XIX, nawet XX wieku i weszły w obszary, które kiedyś były zarezerwowane wyłącznie dla
rozpoznań duchowych.
PN: To jest chyba bardzo ważny
moment, ponieważ tym, co kiedyś było tajne i zarezerwowane dla mistyki dzisiaj zajmuje
się nawet nauka.
LZ: Tak, ale jej język jest na tyle hermetyczny, że może być
rozumiany przez niewielką ilość ludzi. Znowu powstaje elita, tym razem naukowej kultury
duchowej. Dzisiaj uczeni, tacy jak Hawking czy Capra są kapłanami religii naukowej, a
ich język jest hermetyczny i zrozumiały dla niewielkiej garstki ludzi.
MP: …sytuacja, którą zapowiadano dla ludzkości – mówimy
różnymi językami. Z jednej strony język naukowy, z drugiej strony elita duchowa też
mówi językiem hermetycznym, zrozumiałym dla profesjonalistów, którzy zajmują się
duchowością czy subtelnymi planami. Jeżeli posługujemy się językiem jogi jako
sposobem ujmowania rzeczywistości, to dla ludzi, w tym dla matematyków, może to być
niezrozumiałe.
LZ: Jednym z nielicznych ludzi na świecie, którzy usiłują
rozmawiać ponad tymi podziałami jest Jan Paweł II. To on kilka lat temu zaprosił do
Watykanu najwybitniejszych uczonych na sympozjum, na którym przedstawiciele kościoła
katolickiego mieli możność prowadzenia otwartej rozmowy o wartościach duchowych i
etycznych z naukowcami. Zaproszony był również Hawking, zaś Jan Paweł II zwrócił
się do niego z osobistą prośbą, aby ten w swoich wystąpieniach nie prezentował tezy,
którą wielokrotnie wygłaszał publicznie, mianowicie, że dla wytłumaczenia
funkcjonowania Wszechświata idea Boga nie jest konieczna.
MP: To są rozmowy na najwyższym
szczeblu, gdzie jeden i drugi mają świadomość, jak myśli i słowa wpływają na
ludzkość.
PN: Można chyba zaryzykować
stwierdzenie, że ostatnio coraz więcej ludzi przestaje wierzyć w osobowego Boga, także
w chrześcijaństwie. Jaki jest państwa stosunek do tego?
LZ: Uważam, że jest to błąd poznawczy, ponieważ istnieje Bóg
osobowy a także Bóg uniwersalny, absolutny. Mówię o tym z własnego bezpośredniego
doświadczenia siebie, życia i świata.
PN: Jest taki zarzut, który
najczęściej stawia się New Age, że wybiera po trochu z każdej kultury.
LZ: New Age, jak każdy ruch masowy, spłycił źródła, z
których się wywodzi i zanieczyścił swoje wody. Z systemów, prowadzących do
głębokich doświadczeń duchowych, ruchy powszechne wzięły to, co było dla nich
wygodne. Ale jest to zjawisko normalne i naturalne.
Wyjątkowo głęboki myśliciel Ortega y Gasset, którego Bunt
mas czytam raz do roku, nawet rodzinie na głos,
zwrócił uwagę, że człowiek masy zachowuje się jak barbarzyńca w ogrodzie.
Używa cywilizacji, nie zdając sobie kompletnie sprawy, że aby mógł korzystać z
telewizora potrzeba było tysięcy lat ludzkich wysiłków. Moi sąsiedzi, tu w Beskidzie,
włączają odbiorniki radiowe, aby wypłaszać dziki grasujące na ich polach. Z tych
głośników nadaje Radio Maryja, a ostatnio
słyszałem nawet V symfonię Beethovena i wyobrażałem sobie, jak na skraju lasu słucha
jej maciora i mówi do małych warchlaczków: – No nie bójcie się, kochane, to tylko
Beethoven.
foto Maria Pieniążek
PN: Czy przy obecnym postępie
cywilizacyjnym człowiek jest w stanie ogarnąć to wszystko, co się dokonało przez ten
czas?
LZ: Nie, nikt nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć. Bogu
chwała, istnieją różne poziomy myślenia. Jest poziom zwany abstrakcyjnym i na tym
poziomie pewne zjawiska można uogólnić.
cdn