Ramana Maharshi – Adela & Jakub rodzice Leona
zapis 14.05.2010
AJ: Kiedy po raz pierwszy doświadczyłeś śmierci mistycznej?
LZ: Zapewne kalendarium jest istotne…
W 1966 roku, w wieku 28 lat. Wiek ten nazywają czasem dojrzałości psychicznej.
Ciekawe, że Ramana Maharshi doświadczył śmierci mistycznej
w 14-tym roku żywota ziemskiego, czyli o połowę wcześniej.
Ale Jego „śmierć” była nieodwracalna, On już nie powrócił
do „normalnego” życia.
AJ: A ty powracałeś do normalnego…?
LZ: Tak. Lecz doświadczone doznanie śmierci mistycznej
było tak potężnie istotne, że zmieniło wibrację komórek
nerwowych Leona.
AJ: Jak?
LZ: Uwolniło mnie od cielesności.
Ponieważ jednak powracałem do wszelakiej doczesności cielesnej,
moje otoczenie płaciło za to cenę, czasami dramatycznie
poważną. Najpoważniejszą zapłaciły moje dzieci.
AJ: Domyślam się, że przy śmierci mistycznej zanika wszelki energetyczny
napęd z zewnątrz, nie ma już ŻADNYCH rzeczy i spraw, które napędzałyby
te subtelne koła i sprawiały, że “chce się żyć”, że “ma się jeszcze
coś do zrobienia”.
LZ: Nieco inaczej: napęd jest TYLKO z ZEWNĄTRZ, byłem poruszany jakąś niepojętą Mocą,
która poruszała mną (Ego-Ja plus Psyche plus Ciało), potężną, nieogarnioną w swoich możliwościach,
lecz nie miałem dostępu do Jej Źródła. Zapewne dlatego błagałem: Boże, nie opuszczaj mnie!
Czułem-wiedziałem, że Źródłem tej Energii jest ON – niezbywalny, ale Ukryty, Tajemny ponad wyraz,
lecz niedostępny. Moc mówiła do mnie: – Ja mam władzę nad wszystkim, co jest PURUSZANE (PURUSHA),
zostań przy Mnie, dam Ci wszystkie dobra tej Ziemi; mówią, że jestem Władcą Ciemności,
ale ta Ciemność jest upragniona przez wszystkich, którzy są ludźmi, zwierzętami, roślinami,
drobnoustrojami tej Ziemi; Ty będziesz miał nad tym wszystkim władzę z mojego nadania.
Szedłem po grani, z lewej była Ciemność, z prawej Światło. Ciemność wzywała, wabiła ku Sobie. Świetlistość milczała, niczego nie obiecywała. Ból był straszny, Ból Istnienia, rozdarcie ostateczne, bez prześwitu. Decyzja należała do mnie…
Kali wabiła, Mahakala domagał się Śmierci. Moje błaganie było Instynktem,
nie mogłem doświadczać życia bez Miłości, a tej nie było w Ciemności:
krowa Czasu zlizywała JĄ tak szybko, że nie mogłem dostrzec jaka Jest i jak się Jej doświadcza.
“Pieczalnyj Demon, Duch izgnania/ letał nad gresznoju Zemljoj” [Posępny Demon,
Duch Wygnania/ unosił się nad Ziemią grzeszną] – Lermontow, czytaj poemat DEMON, nagram Ci go po rosyjsku, brzmi właśnie tak, dokładnie; znajdź przekład bodajże Tuwima. Lermontow zapewne dlatego wolał umrzeć, podczas pojedynku z Martynowem stanął tak na placu walki, aby nawet draśnięcie kulą z pistoletu zrzuciło Go w przepaść.
AJ: Człowiek ze swoim układem energetycznym zostaje SAM i
albo padnie, polegnie, albo odnajdzie ŻRÓDŁO, napęd, gdzie indziej,
poza TYM światem, w którym nie ma już NIC.
LZ: Mniej więcej właśnie tak, ale punkt wyjścia jest inny. A punkt dojścia przeczuwany, lecz
Nieznany. Odpowiedź nadeszła przez Serce, nagle, niespodziewanie, gdy się jej nie spodziewałem,
JUŻ NIE spodziewałem. Napięcie koszmaru puściło, ciało zwiotczało, z embrionalnej
pozycji zaczęło się prostować. Uderzyły na mnie poty, w oka mgnieniu moje ciało spłynęło sokiem potu,
zrobiło się mokre jak spod prysznica, śliskie i gorące. W Sercu wybuchła Cisza Łaski, syn wrócił
do Ojca i rozpoznał Go. – Już dobrze – szeptałem – już dobrze!… Panie, dzięki!
AJ: Przypuszczam, że może być tak, iż śmierć mistyczna ma swoje stadia,
wśród nich takie, z których powrót do świata, kolejne, powtórne
“podłączenie się” jest możliwe; coś jak tzw. śmierć kliniczna.
LZ: Tak, śmierci mistycznej można doświadczać etapami, po trochu,
jest wtedy obumieraniem; w moim przypadku obumieraniem sterowanym przeze mnie,
bo JUŻ WIEM, o co chodzi i znam Przejście; wiem też, że tylko ON-ONA-ONO mnie ratuje.
Pamiętam, że jakieś trzy m-ce po tej gehennie i u-wolnieniu, Ciemność znowu podjęła
próbę i zgłosiła swoje roszczenia i propozycje. Ale nie zaskoczyła mnie, tak jak poprzednim razem.
Nasuwała się na Mnie jak tornado, z błyskawicami i grzmotem. Stanąłem wyprostowany,
w pozycji wyjściowej do Walki i powiedziałem, cedząc słowa przez zęby: – No chodź!
Zmierzymy się!
Jeszcze teraz, gdy to piszę, dreszcz po skórze i całe moje jestestwo staje w Płomieniu.
Ale tego, w żadnym razie, nie można porównać ze śmiercią kliniczną.
Śmierć kliniczna może doświadczyć każdego człowieka (a także zwierzę, roślinę etc, aż do
jądra Ziemi). Jest ona Osłabieniem mocy poznawczych, rezygnacją z walki o Światło, przynajmniej
w tej mierze, w jakiej jest Ono niezbędne do pojmowania Sensu; jest uległością wobec
mechaniki życia jako biosu.
Śmierć Mistyczna nie przytrafia się, jest koniecznym etapem zmagań o Prawdę Istnienia.
Śmierć Mistyczna przychodzi za życia, w pełni sił.
– Pamiętaj, nadejdzie, gdy będziesz na szczycie mocy jogicznych, gdy będzie ci się zdawało,
że wszystko dla Ciebie jest możliwe i dostępne. Właśnie wtedy, nagle, zaczniesz spadać w Ciemność,
bez dna, bez proswieta (bez prze-świtu). I wtedy właśnie musisz trzymać się skraju szaty Najwyższego,
to jedyny Ratunek, nie ma innego – powiedział do mnie Igor, gdy odjeżdżałem do Polski, już po
wspólnej praktyce (1956-1962).
To jest Prawo, śmierć mistyczna jest udziałem ludzi Ducha, niezbędnym i niezbywalnym.
Mistrzowie Zen ją prowokują, wpędzają ucznia w stan bez wyjścia, oprócz tego jednego:
umrzyj dla świata.
Do ucznia, który błagał, aby Mistrz pozwolił mu zjeść posiłek: –
Ależ ja umrę, o mój Guru! Yukteśwar powiedział: – To umrzyj! I uczeń wytrzymał.
Opis śmierci mistycznej jest w kanonie kuszenia Jezusa, który dopiero po tym
doświadczeniu staje się Chrystusem.
AJ: Po doświadczeniu śmierci klinicznej też żyje się, ale życie nie jest już
takie samo. Było się niby “po tamtej stronie”, jednak w zbyt wczesnym
stadium nastąpił powrót, Tajemnica została zaledwie dotknięta. Zdaje mi
się, że można zrobić podobne odniesienie do śmierci mistycznej, gdy ów
stan “nieznośnego pozostania z samym tylko sobą” także kończy się
przedwczesnym powrotem, z którego – także – na ogół wszyscy się
cieszą.
LZ: Nie, nie tak. Śmierć kliniczna może wskazać na to, iż życie doczesne
jest tylko jedną z przypadłości w historii duszy Wędrowca; może drastycznie
odblokować owo przy-wiązanie do ciała psychofizycznego, ukazać inny WYMIAR,
ale bez dotarcia do Źródła. Uważam, że poważniejsza od śmierci klinicznej
jest depresja endogenna, gdyż pojawia się w niej ból Istnienia; problem polega na tym,
że “normalny” człowiek nie dopuszcza do siebie przekonania, że istnieje wyjście
Ostateczne; stąd lekarstwa, które wpędzają go z powrotem w ciało i przystosowują
do “normalnego” funkcjonowania. A już zupełnym koszmarem są narkotyki.
AJ: Czasami ów powrót, jest wywołany sztucznie, to, co mówiłeś o
Adeli. Ten wstępny stan, etap, tak jak śmierć kliniczna, zostawia po
sobie ślad, nic nie jest już nigdy takie samo, ale sama śmierć –
nie dokonuje się, Golgota nie dopełnia się do końca. I nie
pojawia się Światło z Twojego snu. To jest zaledwie zwiastun.
LZ: Golgota zawsze spełnia się do końca. Nie można być trochę w ciąży,
nie można niezupełnie umrzeć na Kardynalnym Krzyżu, na którym
“Duch jest rozpięty na krzyżu materii” (Ramana Maharshi).
Wiemy, że wielu ludzi Ducha nie umierało fizycznie po śmierci mistycznej. W
symbolice Golgoty nie ma śmierci mistycznej, jest ostateczny sprawdzian,
czy Przebudzenie po śmierci mistycznej zostało dostatecznie ugruntowane;
Golgota jest pasowaniem na Rycerza św. Graala (a głupcy poszukują
jakiegoś materialnego kielicha i gotowi są zabijać, żeby tylko nie umrzeć!
Nie wiedzą, nieszczęśni, że do tego Kielicha wino Prawdy nalewa Śmierć
Mistyczna).
Chciałem pomóc Matce Adeli, aby przyjęła Dar, ale Jej ból
był silniejszy, chociaż czuła, że w moich prośbach i wyjaśnieniach
“coś JEST”. Nie udało się, ale to doświadczenie i moja z Matką relacja
powróci, i czeka nas Wędrowanie aż do Zwycięstwa. Próbowałem ją inicjować,
ale nie wyszło “od razu”. Jest Ona jednak człowiekiem SHOAH – całopalnej
Ofiary. Tej Ofiary też nie pojmują, cieszą się, gdy Ofiara porywa za broń
i walczy z oprawcą. Powinna to robić, tak, lecz jako Bohater Nieśmiertelny,
jako Heros, który wie, że śmierci nie ma! Przeczytaj książkę Edelmana pt. Bóg śpi,
właśnie niedawno ukazała się. Marek wie, o czym mówi, bo tego Doświadczył.
AJ: Pisałeś do mnie o tym stanie, który następuje po spełnieniu się Golgoty.
Próbowałam, ciągle próbuję to poczuć.
LZ: Tego nie można poczuć – na zawołanie. To przychodzi samo, jest
Łaską, która ma swoje etapy. Te wszystkie obietnice, że Joga, że Astrologia,
że ezoteria uczynią cię szczęśliwym, bo będziesz więcej wiedział, rozumiał,
będziesz bardziej sprawny, ponętny i skuteczny – to BREDNIE. Myli się
tym ćpunom narkotycznego oszołomienia, myli się im Droga Wędrowania
z jej Ostatecznym Spełnieniem.
AJ: Ja mogę tylko odczuwać, poprzez Serce. Moje słowa,
diagnozy, takie jak ostatnio,to tylko bezsilność, rozpacz, próby
ułatwienia sobie w tym, czego już nie daje się znieść, nie daje się
wytrzymać. Czasami człowiek uchwyci się takiego podsumowania, trzyma i
nie puszcza, bo tak mu jest łatwiej żyć.
LZ: Tylko praktyk może uwolnić się od tego, z czym “łatwiej jest żyć”.
Może z tego korzystać, problem nie w tym, że korzysta, problem tkwi
w łańcuchu przy-wiązania. Jeszcze raz przeczytaj Kiplinga: Do Syna.
Uważnie.
AJ: Zastanawiałam się, dlaczego TEMU poświęciłeś życie i skupienie. W
Kalendarium napisano, że wielki Jog nie ma niczego do działania (RM).
Jeśli TO robisz, to dla wyzwolenia innych. To stan Bodhisatwy.
LZ: To trudny akapit twojego Listu. Dlaczego? Nie wiem. Zapewne dlatego,
że byłem do tego przy-gotowany. Nie robię TEGO dla wyzwolenia innych.
Dla Dżiwnamukty nie ma innych. (Ramana).
AJ: Gdyby mnie zapytano, powiedziałabym, że jesteś surowym Nauczycielem,
czasami bardzo nieprzyjemnym, ale wielokrotnie doświadczyłam, poczułam
OCEAN ŁASKI, o którym pisze Śankaraczarja. To On, ujawniający się
niespodziewanie, był bardzo ważny dla rozpoznania Ciebie.
LZ: KTO Cię może zapytać? KTO KOGO pyta. Po rosyjsku “pytka”
znaczy “tortura”.
Nie jestem Nauczycielem, po prostu JESTEM
Nauczycielowanie dzieje się jakoś samo przez się. To chyba jedyny sposób,
w jaki Najwyższy przy-wiązał mnie do Ziemi i ludzi. Wiem po co, ale nie wiem
dlaczego.
Surowy? Cyryl bo Cyryl, ale te metody! Sam siebie mam czasami dosyć.
Nigdy nie mam dosyć Miłowania, które nakazuje mi podać rękę bądź
poradę człowiekowi, który wypłynął na Rzekę wielkiego nurtu Istnienia.
Ale, rożnie bywa. Maria mówi: Ja do niego z Sercem, a on do mnie
z widelcem.
Zdarza się więc, że trzeba dać po łapach…