13.03.2010
I właśnie teraz poczułem, zobaczyłem, że ASTROLOGIA GWIEZDNA dojrzała we mnie, muszę Ją – przez człowieka umysł-ciało – urodzić dla Ducha na Ziemi. Pracuję nad tym, w tym wcieleniu, od 19 roku życia, siedzę w tym od niepamiętnych czasów, jeśli czas taki w ogóle istnieje. Podrywałem się do tego Lotu już parę razy, ale nie dawałem rady, moc Energii Gwiezdnych wciskała mój umysł w skafander (ciało, ach ta materia!) kosmonauty astralnego z taką mocą, że odpuszczałem, a Urania przyglądała mi się z czułością, troską i rozbawieniem. Maria niepokoiła się w takich razach o mnie, wspierała lekkim pożywieniem, wyprowadzała na spacery, parzyła chińskie zioła i po nocach nie spała, twierdząc, że dach unosi się nad domem, a Ona obawia się, że pewnego poranka wejdzie do mojego pokoju, a tam będzie pusto i świetliście. Nu, ja nie pszczółka Maja, a szerszenie mocy latały wokół i nawet realne szerszenie budowały gniazda pod powałą tarasu na Górze. Żaden mnie nie użądlił, a ja obserwowałem ich taneczne loty, coś jak flamenco nad moją głową, wystukiwane przez Energie o mocy tsunami.
Wracałem więc do Astrologii Planetarnej, do oczekiwania na impuls, do rozmów z Marią, z Igorem przez telefon, do rzeczowych uwag Bożeny, do ich troski o moje zdrowie. Wiedziałem, że jeszcze w tym wcieleniu muszę się z tym zmierzyć, znaleźć przełożenie na tekst, ale sam tekst to fiume, przecież Słowo wypływa z Ciszy, gdy we mnie wszystko wibrowało, pulsowało, zapadało się w Czarne Dziury, wydostawało znowu ku Światłu, chociaż astrofizycy twierdzą, że to niemożliwe. Jak to?! Niemożliwe?!! A kolaps, przecież to jedyna możliwość – implozja! Właśnie, tylko tędy-tamtędy, aż w końcu to pojąłem, należy przyjąć w milczeniu, uzyskać zgodę ciała i umysłu na totalną Implozję! Wtedy i sam czort nie straszny, zdecydowałem się. Dlaczego Ciemność ma być gorsza od Światła, skoro jest doskonała i uporządkowana w logistyce boskiego stanowienia? I znurkowałem, Boże! co za potęga, oniemiałem, mój umysł zawirował w wirze Oceanu Wszechświata, przeleciał, przedarł się, przekwilił, zaparł się samego siebie, neurony przecie nie rozprysły się w nicość, ale pozbierały natychmiast wokół Magnetycznego Rdzenia i rozbłysło Światło. “Boże, kak sowierszenny deła Twoi/dumał bolnoj, i mysli, i dumy, i steny/ nocz smierti i gorod nocznoj/. Ja prinjał snotwornogo dozu/ i płaczu, płatok terebja,/ Boże, wołnienie i sljozy/meszajut mnie widet’ Tebja” (Boże, jakże doskonałe są Twoje dzieła/ tak myślał chory: i myśli, rozmyślania, i ściany/ noc śmierci i nocne miasto/. Połknąłem dozę nasenną/ i płaczę, chusteczkę mnąc w dłoni/ Boże, napięcie i łzy przeszkadzają mi widzieć Ciebie/ (Borys Pasternak, wiersze Doktora Żiwago).
I teraz, poczułem zobaczyłem i wiem, że muszę, że dam radę, że albo mnie to zabije (z Gwiazdami nie ma żartów), albo wydostanę się z tej kopalni diamentów z workiem pokutnym, gdyż nie zdołałem powiedzieć najważniejszego, to pewne, jak uderzenie pioruna, który ongiś skasował mój dysk twardy. Muszę jakoś rozłożyć siły, coś podreperować w mojej Merkawie – Rydwanie Mocy Bożej i codziennie wyjeżdżać na pole, gdzie Ardżuna rozmawiał z Kriszną.
ACUBENS Gwiazda Stała – magiczny opiekun Astrologów