– Z czego pan wróżysz? – zapytał mnie właściciel
kiosku, w którym kupuję prasę, gdy rozpoznał moje zdjęcie w jakimś periodyku. – A,
z fusów – odparłem, on zaś uśmiechnął się porozumiewawczo.
Jeszcze parę lat temu
usiłowałbym wyjaśnić mu na czym polega różnica między wróżeniem a prognozowaniem
astrologicznym, jak ten wozak, który obraził się, że nazwano go woźnicą: – Nie
jestem woźnicą, jestem kierowcą kobyły.
Wróciłem do domu unosząc pod pachą codzienną działkę opium
prasowego, po czym cisnąłem ją na stertę już przeczytanych gazet, poczułem się
człowiekiem wolnym od fusów pozorujących informacje o wydarzeniach na świecie i
zadałem sobie pytanie, od którego zaczyna się prognozowanie: a o co tu właściwie
chodzi?
Prognozowanie w dzisiejszych czasach, Szanowny Czytelniku, jest
przeraźliwie nudne. Od paru lat gra toczy się do jednej bramki, przynajmniej dla nas,
zwyczajnych ludzi, a takoż ci, którym się wydaje, że są demiurgami historii, niewiele
istotnego mają do powiedzenia.
Na powierzchni zjawisk widoczne są aż nadto wyraźne tematy. Pytania, które
najczęściej słyszę i na które chętnie odpowiem, są następujące:
czy złapią Ben Ladena? Nie, nie złapią, ponieważ: poszukują nie tego
człowieka, dokładniej zaś mówiąc – nie tych ludzi; nie ma go tam, gdzie go szukają;
tym, którzy go szukają, nie bardzo się spieszy, gdyż łapanie Usamy napędza
koniunkturę. A w każdym razie będą go łapać tak długo, dopóki kury usamki
nie zniosą wszystkich złotych jajek. Odpowiedzialny za wszystko diabeł już jest, nie
ma potrzeby go wymyślać, za to świetnie pasuje do układanki. I o to chodzi.
czy Lepper?… Na razie, w klubie pokerowym wielkiej polityki
Lepper zachował się jak nowicjusz, który wie, że tu gra się znaczonymi kartami, ale
nie umie ani zrobić pokerowej twarzy trzymając nerwy na wodzy, ani nie bardzo czai, kto
rozdaje karty. Tak samo czują się jego wyborcy, których będzie coraz więcej, bo oni
też nie wiedzą kto rozdaje, ale czują na plecach oddech wilkołaka, który robi ich w konia. Nie wystarczy mieć rację – mawiała ciocia
Pesia z Odessy – trzeba jeszcze umieć się do tego nie przyznawać. Problem
bowiem sprowadza się do tej prostej prawdy dziejowej, że rewolta nie potrzebuje mieć
racji stanu, wystarczy jej racja ulicy i zamknięte okna w gabinetach polityków.
Przyznam, że żal mi Leppera i jego wyborców, którzy tak samo jak ich trybun (chyba trybuc?) mają poważne trudności z sensownym artykułowaniem i
uzasadnianiem tego, co wszyscy widzą, ale nie wiedzą jak wygląda. Najlepsze dni i
miesiące Leppera są jeszcze przed nim – po 10 czerwca 2002r., w atmosferze skandalu, w
porównaniu z którym dotychczasowe będą wspominane z rozrzewnieniem. A kiedy okaże
się, że z pustego i Miller nie naleje, to z ulgą odetchną wszyscy, nawet Lepper, któremu sytuacja wymknie się spod kontroli. Bo porządek musi
być, a kiedy jest porządek to można znowu coś obciąć i przygwoździć. I o to
chodzi.
– kiedy będzie lepiej? Już było. W tym przypadku odpowiedź ta
wcale nie brzmi śmiesznie. W każdym razie do czerwca 2002r. nasze zmartwienia będą
oscylować według recepty Hitchcoka: zaczynamy od trzęsienia ziemi a potem napięcie
wzrasta. Pomysły na uzdrowienie gospodarki będą coraz bardziej tragikomiczne, aż
gruchnie śmiech tak potężny, że spadnie belka stropowa, nikomu nie czyniąc krzywdy
większej niż dotychczas. Kiedy? Między 13 czerwca a 7 lipca 2002r. Czy o to chodzi? A
to zależy komu, bo jakieś 5% rodaków mieć się będzie coraz lepiej.
Pytanie o lepiej-gorzej dotyczy zazwyczaj nominalnych i realnych
dochodów w sektorze gospodarki domowej; tak
się to przynajmniej oficjalnie nazywa. Otóż dochody te, zarówno ogółem jak i w
przeliczeniu na 1 mieszkańca, od 1997r. spadały w tempie przyspieszonym. Natomiast
spożycie indywidualne w sektorze gospodarstw domowych, zarówno ogółem jak i w przeliczeniu na 1 mieszkańca,
w tym czasie wzrastało, zaś indeks cen stałych wzrastał przeciętnie około 1%
rocznie. Taki cud możliwy jest tylko wtedy, gdy wskaźnik rozwarstwienia społecznego w
grupach dochodów wskazuje na coraz bardziej "ostrą" przepaść pomiędzy strefą ubóstwa a
strefą bogactwa i w końcu przekracza czerwoną kreskę z napisem "wybuch". Otóż,
do tego momentu mamy jeszcze trochę czasu, mianowicie grozi nam to w drugiej połowie
2005r. Jeśli uda nam się w 2004r. wejść do UE… Jednym słowem, nie jest aż tak źle aby musiało być
lepiej. I o to chodzi.
więc, czy wejdziemy do Unii Europejskiej? Tak, aczkolwiek zanosi się na opóźnienie, którego
przyczyną będzie brak stabilizacji wewnętrznej od czerwca 2003 do lipca 2005r. Więc
kiedy? Wygląda na to, że w sierpniu 2005r., paradoksalnie w sytuacji jeszcze kryzysowej.
Dlaczego? Bo w Brukseli dobrze wiedzą, że "liberalna lewica" jest koniem
trojańskim, gotowym rżeć na każdą europejską nutę, jeśli za europejskie pieniądze
można urządzić się
jak u Pana Boga za piecem i porządzić sobie do syta; bo skompromitowanie "liberalnej
lewicy" wymaga czasu, zaś UE potrafi zagrać, z dwojga złego, "pod prawicę". Do
tego czasu zaś my, lud boży i szczery, przestaniemy wybrzydzać i kręcić nosem, gotowi przyjąć pomoc finansową oraz
europejskie reguły gry. I o to chodzi, co widać spoza szerokich uśmiechów dobrze
odkarmionych negocjatorów.
– bezrobocie? –
niestety, w latach 2002-2003 wzrośnie do 3,8 mln, zaś w latach 2003-2005 rodzimy rynek
produktów rolnych znajdzie się w niewesołej sytuacji.
– czy będą nowe ataki
terrorystyczne? Zapewne chodzi o ataki tak spektakularne jak ten na WTC, ponieważ te
pomniejsze, aczkolwiek nie mniej okrutne, nadal są dokonywane. Wygląda na to, że takowe
niecne zamiary istnieją, zaś w horoskopach robi się gorąco około 12 lutego oraz 31
sierpnia 2002r.
czy Rosja?… Rosja i Stany Zjednoczone padły sobie w ramiona pod zacnym
pretekstem walki z terroryzmem, ale tak naprawdę chodzi o wspólny front przeciwko
narastającemu problemowi jakim są Chiny. Gwałtowne przyrastanie znaczenia i potęgi
Chin dokona się w latach 2003-2010. W tym okresie czasu Chiny przejdą gwałtowną
metamorfozę, po to, aby skutecznie upomnieć się o prymat na świecie.
Stany Zjednoczone? Do czerwca 2004r. będą górą w każdej sytuacji
konfliktu bądź wojny lokalnej. Przeciwnicy Stanów doskonale wiedzą, że zniszczenie tej cywilizacji jej
własną bronią jest niemożliwe. Stanom tak naprawdę może zagrażać wykorzystanie
przeciwko nim sił natury, wobec których nawet najbardziej rozwinięta technologia jest
bezradna: wywołanie trzęsień ziemi, stymulowane pęknięcie szelfu
Kalifornijskiego, spiętrzenie fal oceanicznych…
broń chemiczna i bakteriologiczna? – naprawdę groźna staje się od 2003r. Do
tego czasu nikt nie odważy się użyć na skalę masową tego paskudztwa. A potem?
Wygląda na to, że terroryzm biologiczny będzie w dziwny sposób łączyć się z
terorrem w systemach łączności elektronicznej.
trzecia wojna światowa? – prawidłowa nazwa brzmi: budowanie nowego systemu stosunków
międzynarodowych. Jak długo to potrwa? Do 2013r. Kiedy
będzie "najciekawiej"? W latach 2009-2012. A my? Damy sobie radę.
Leon Zawadzki
Czwarty Wymiar
styczeń 2002
www.logonia.org