Widzenie
- Po pięćdziesięciu czterech latach, w sercu wydarzeń, za przyzwoleniem Boga przystąpił do mnie Anioł Władca Przeznaczenia.
- Wywiódł mnie na szczyt Góry o trzech koronach, wskazał cztery strony horyzontu zdarzeń i jasno słyszałem. On zaś rzekł: “Skrzydła światła okryły twoją drogę, siły ciemności zapieczętowano, by służyły temu, co nieuniknione. Już czas.”
- Pokłoniłem się Aniołowi Władcy Przeznaczenia, prawą dłoń kładąc na blask mojego serca, a lewą na myśl mojego czoła. W pokorze oczekiwałem, a cisza napełniała jestestwo świata i w pustce mojego ciała rosło przeświadczenie.
- Anioł Władca Przeznaczenia trwał obecny we mnie przez dwanaście uderzeń wieczności. Zapytałem: Co mam czynić, Bracie? Odparł: “Czynienie tylko u Boga jest możliwe. Świat napełnić musi obecność Władcy Światła. Aby to się dokonało, Krzyż ukaże się w całym swym groźnym majestacie i przyjmie go wieczność do czasu”.
- Powiedziałem: Od dawna błagałem u Ojca, aby Go zdjął z krzyża. Czy tak?
- Anioł Władca Przeznaczenia wskazał gwiazdę północnego wschodu i rzekł: “Skończyła się moc królów ziemi i drewna. Nikczemność ich napełniła wody wieczności. Przeleją się przeto one i czterej będą jako jeden bez granic. Ucichnie wiatr czasu, ale tylko na jedno drgnienie wieczności. Zapłonie Krzyż, z którego był już zszedł Ten, którego świat nie przyjął, bowiem nie jest On z tego świata”.
- Zapytałem: Czy ofiara była nadaremną? I zawstydziłem się tego pytania, a Duch napełnił mnie pewnością.
- I poczułem, że stoję na Górze o Trzech Koronach, twardej skale schronienia. I zapragnąłem wody, aby obmyć nią gorejącą twarz i napełnić ciało krwią oczyszczenia. Pochyliłem się nad źródłem i w jego wodach ujrzałem Gwiazdę Przeznaczenia. Zmąciłem wodę, przypadając do niej chciwie ustami, ale Gwiazda jaśniała niezmiennie i pochłonęło mnie światło Gwiazdy. I oto stałem przed Ścianą Śmierci i chciałem zapytać Anioła Władcę Przeznaczenia, ale nie znalazłem Go wśród żywych ani umarłych.
- Żywych pochłonęło milczenie, umarli wpłynęli we mnie wodami Źródła, mówiąc: “Będzie dana ci wielka moc”. Zapytałem: Dlaczego ja?!
- I był szum głosów wielu, i słów wielu, i języków mnogość: “Urodzony pod Ścianą Śmierci, tylko ty powróciłeś z życia.”
- W ów czas powiedziałem: Jestem. I Anioł Władca Przeznaczenia pojawił się ponownie i ponownie skłoniłem się przed Nim, ujmując serce w dłoń prawą i lewą dłonią powstrzymując myśl, aby ucichła.
- Usłyszałem: “Zważaj na mądrość gestu i prawdziwość znaku. Wszelaki czas jest gestem przestrzeni i posiada swój właściwy znak. Tylko na ten czas przestrzeń uformowała Krzyż. Ale czas ten się dopełnił.”
- Nastała cisza, oczekując pouczenia. Głos mówił i wszystko było tym Głosem: “Obroty Krzyża kreślą Spiralę istnienia. Noc dopełnia się Dniem i tak wyrasta Drzewo Żywota. Jego korzenie są słodkie, jego owoc jest cierpki. Kiedy Dzień zapada w Noc, odnaleziona jest przyczyna rzeczy. Kiedy Noc przesila się Dniem, jaśnieje prawo. Ale tylko serce przestrzeni usłyszeć może prawdziwy głos czasu.”
- Cichość była we mnie, cichość była wokół. Głos nie przeczył tej cichości: “Spójrz na mocarzy tego świata, jak słabi są i pomieszani. Z dawien dawna nie słyszą oni głosu Boga żywego. Ich cielcem jest Demos, żarłoczny i chciwy, o pustym obliczu. Ciemność jest w ich oczach i nie masz dla nich drogi do świątyni. Imię ich Legion, który zatruł źródła wód i podeptał ziemię. Tchnienie ich nie zna miary świętej a ogień nie wznosi dymu nad kotłem ofiarnym. Z ich gardzieli skowyt i wycie, w ich ciałach konwulsje i obrzydliwość plugawej rozwiązłości”.
- Jakże tak?! – zapytałem i Anioł Władca Przeznaczenia ukazał mi się w purpurze, z mieczem w dłoni prawej, lewą podtrzymując sklepienie niebios, na którym rozbłyskać jęły gwiazdy.
- “Nie chadza mędrzec splątanymi ścieżkami – powiedział. – Prorok zna prawo i milczy, gdy głos jego zagłusza wycie i skowyt bezrozumnych. Nawet pies nie pije z zatrutej studni i tylko szaleniec spieszy się, by śmierć przyszła ku zatracie. Bawią się swoimi myślami jak bezrozumna błyskotkami. Oddał Stwórca ziemię w pacht Demosowi, a ten zrodził Hegemona, okrutne zwierzę naiwnej głupoty. Nie zna Hegemon przez Stwórcę ustanowionego Prawa, więc ustalać pragnie swoje prawa, jakby ziemia nie mogła rozpoznać własnych obrotów i światło dnia nie znało stosownej godziny.”
- Jakże tak?! – zapytałem. – “Zaprawdę – rzekł Anioł Władca Przeznaczenia – Duch nigdy nie słabnie, ale człowiek słaby, w pomroce swoich pożądań Ducha oglądać ani słyszeć nie może. Mrok ten, gdy zagęszcza się, przesłania Słońce nawet w południe, choć ono jaśnieć nie przestaje. Głupiec mniema, że wystarczy mu światło lampy, aby odczytać znaki na drodze istnienia. Szalony, w zadufaniu swoim i pysze, sam chce te znaki ustanawiać i malować. Nabożne skupienie, dar Stwórcy, na rozbłyski własnych uciech zamienia i w pozornym żyjąc świetle, złudy i majaki mnoży ponad potrzebę. Siły, które od Stworzyciela otrzymał, marnuje. Lasy zamienia w pustkowie, a gdy mu oddechu zbraknie, na niebo pomstuje. Ziemi jej moce wydziera, a gdy udręczona jego chciwością, przepaści mu pod stopami rozwiera, złorzeczy i do nieba, wygrażając, po potęgę sięga. Oddech ziemi i wód mnogich w konwulsje wpędza, niepomny, jak w glinę ziemi Stwórca tchnął strumień żywota”.
- Jakże to – zapytałem – w łaskawości Stwórcy możliwe!?
- “Ziemia – powiedział Anioł Władca Przeznaczenia – w miłosierdziu Stwórcy oddana została Duchowi Świętemu, aby świat poznał sam siebie i Przymierze ze sobą zawarł. Wszelka dusza, którą Duch napełni, wolna jest i przez Ducha Świętego powraca. Buduje człowiek Arkę, lecz tylko tchnienie Ducha na boskich ją wodach unosi. Dwanaście wioseł ma Arka, po sześć z każdej burty. Cztery maszty z jej pokładu nieba sięgają. Zwieńczona jest potrójnie. Ale jeden jest sternik, który z mapy nieba drogę na wodach ziemi czytać umie. Znak to, że z tej zasady wszelka mnogość przybywa. Takoż i Krzyż, co ma dwa ramiona, cztery krańce świata wskazuje. Oto więc i ja przybywam, aby przez pamięć o mnie budowniczy znał miarę”.
- Władco potężny – zawołałem – życiodajna siła napełnia duszę, gdy tchnienie Ducha w niej ogień podsyca! Aż dziw, gdy ten sam ogień bezrozumne dusze ogarnia.
- “Rzekłeś – przemówił Anioł Władca Przeznaczenia. – Ten sam ogień płonie, gdziekolwiek Duch tchnieniem go napełni. Co jest rozumnym, a co nie jest, nie ogień ani wszelka inna potęga ustanawia, lecz moc ujmowania. Gdy zaś moc ujmowania pomieszana jest, potęgi na poszukiwanie rozumu wyruszyć muszą. Tylko Pan okiełznać je może”.
- Ziemia rozumu pragnie, bardziej niżeli ognia i wody, ale nie masz rozumnych bez woli i miłosierdzia Najwyższego – tak mówiłem, a oczy moje wyschły i język zaledwie się w krtani poruszał.
- „Bóg Pan Stworzenia słyszy strwożonych i mnie dla ustanowienia posyła – powiedział Anioł Władca Przeznaczenia. – Ale nawet ja wszelki czas ustanawiam w zgodzie z obrotami rzeczy, które Pan postanowił. Trwoga potrzebna jest ku opamiętaniu, bowiem w obrotach wiecznych przestrzeń się stwarza, aby prawda czasu stosowne miejsce mogła odnaleźć. Nie lękaj się potęg, bowiem przez ciebie Panu służyć będą ku chwale Najwyższego. Wysłuchał Pan pieśni serca, którą w samotności wielkiej, pośród chaosu zatracenia, śpiewał człowiek złakniony rozumnej miłości”.
- Oczy moje napełniły się łzami i nie mogłem słowa powiedzieć. Ale ciekawość poznania zwyciężyła udrękę strapienia. Nim jednak słowo wydobyło się ze mnie, usłyszałem:
- Stworzony na obraz i podobieństwo, człowiek, na jednej ziemi trzy światy w dziedzictwo otrzymał. Świat pierwszy jest siedliskiem, świat drugi jest władaniem, świat trzeci jest poznaniem. Wszystkie trzy Duch Boży napełnia, a we wszystkich trzech siebie odnajdując, człowiek spełnia swoje na ziemi istnienie. Wszystkie trzy w harmonii stwórczej bytem się stają, w jedności tej niewzruszone są i doskonałe. Oto błogosławieństwo dla rozumnych, a kto pojąć nie może, przez ciemności na kręgi czasu powraca.
- Czując, że nadeszła pora, w której pomieszanie świat ogarnia i ognisty pierścień coraz mocniej gorzeje, pozostałem w cichość wsłuchany, aby słowa czy znaku nie uronić. Anioł Władca Przeznaczenia, niewzruszonym będąc, napełniał mnie sobą, czas przeszły odkrywając i nad przyszłością jego skrzydła się rozpostarły światłem pierwszego brzasku.
- Przez boskie energie dusza w ciało wstępuje i przez boskie energie opuszcza je – powiedział. – Wszystko ku chwale Najwyższego istnieje i nie masz czegokolwiek, co by zjawić się mogło bez Jego przyzwolenia. Wszelka istota, tym prawem napełniona, w Nim przebywa i zapomnieć o tym nie sposób. Kołowrót doświadczenia jest wolnej woli złudzeniem, aby w misternej grze energii dusza przybliżyć się mogła ku poznaniu swego Stworzyciela. Po śladach, którymi rozum bieży, odkrywa dusza dzieło stworzenia i drogę spełnienia odnajduje. Rozum bowiem świetlistym szlakiem jest dla niej i po znakach światła wędruje dusza, jak żeglarz w ciemnościach nocy w gwiazdy pocieszycielki wpatrzony. Biada jednak żeglarzowi, jeśli gęste obłoków kłębowiska gwiazdy przesłonią. Musi on wówczas prosić Boga, aby niebo czyste ukazać mu zechciał. Takoż, gdy opary gnuśnych pragnień i drapieżnych namiętności światło rozumu spowiją, ciemność na duszę nachodzi i musi ona huraganu, co niebo oczyści, z prawa błogosławionej woli Najwyższego, oczekiwać. Wracają dusze na swoje kręgi, niesione wichrem własnych dokonań. Ale zawsze zgodne z prawem jest ich krążenie. Ustanowiony prawa tego Strażnikiem, w centrum mocy przebywam i trwam. Do mnie należy prawa boskiego spełnianie. Człowiek staje przed moim dokonaniem, abym zważył, na jaki sposób prawo spełnić jest gotów. Jeśli dusza rozpoznała kręgi wschodzenia, rozum w opiekę ją bierze i jej starania przede mną zaświadcza. Jeśli dusza w ciemność mamideł się pogrąży, nie masz dla niej świadectwa rozumu. Mądry prawo rozpoznaje, szaleniec własne prawa ustanawia.
- Proste są Twoje słowa, pokrętne są drogi duszy – wyszeptałem. – Jak mam odnaleźć drogę, skoro z ciemności na tę Ziemię przychodzę i w nieznane z niej się udaję? Czy nie za wiele wymaga Stwórca od człowieka?!
- Gdy słowa te wypowiedziałem, uczyniła się cisza tak doskonała, że najmniejsze drgnienie w samym sobie słyszeć mogłem, jak grzmot, co na ostrej błyskawicy myśli przybywa. Moja krew przetaczała się czyniąc huk wodospadu, co z wysokości o skały uderza. Mój oddech był jak wiatr, co z otchłani na ścianę lasu uderza. Oczy moje – widziałem to – gdziekolwiek wzrok obróciły, światłem zmuszały ciemność, aby pierzchła.
- A więc to tak – powiedziałem, głosu własnego nie słysząc. Milczenie, bezkresne i w jednym punkcie skupione, pochłonęło mnie.