Nisargadatta Maharaj – Rozmowy z Mędrcem cz.2

Rozmowa z Nisargadattą
Maharajem z 13 listopada 1971 r.

Rozmówca: Czy możemy prosić, aby pan
powiedział, jak przebiegała pańska realizacja

Maharaj: Jakoś w moim przypadku było to bardzo proste i łatwe. Przed
śmiercią mój Guru powiedział: Wierz mi, jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Nie
wolno ci wątpić w moje słowa i nie wierzyć. Mówię ci prawdę i według niej działaj
.
Tych słów nigdy nie mogłem zapomnieć i dlatego nastąpiła moja realizacja.

R: A faktycznie co pan robił?

M: Nic specjalnego. Żyłem moim życiem. Pracowałem zarobkowo, troszczyłem
się o rodzinę. Ale każdą wolną chwilę spędzałem na wspominaniu mego Guru i jego
słów. Niebawem umarł, a mnie pozostało tylko to wspomnienie. Ale to wystarczyło.

R: Musiała to sprawić łaska i moc pańskiego Guru.

M: Jego słowa były prawdziwe, więc przyniosły prawdę. Mój Guru niczego
nie robił. Jego słowa działały, gdyż były zgodne z prawdą. I wszystko przyszło z
wnętrza – nie wzywane i nie oczekiwane.

R: Czy Guru zapoczątkował proces pańskiej realizacji, nie biorąc w nim
potem udziału?

M: Może pan to określić jak pan chce. Rzeczy dzieją się tak, jak się
dzieją- któż może powiedzieć dlaczego i po co? Działałem bez jakichkolwiek
zamiarów. Wszystko przychodziło samo przez się: spokój, samotność, pogrążenie się
w sobie.

R: Nie czynił pan żadnych wysiłków?

M: Żadnych. Może pan mi wierzyć lub nie – nawet nie pragnąłem realizacji.
Guru powiedział mi tylko, że jestem Najwyższym i potem umarł. Nie mogłem mu nie
wierzyć. Reszta nastąpiła sama. Zauważyłem wówczas, że się zmieniłem – to
wszystko. Naprawdę byłem zdumiony. Zrodziło się we mnie jednak pragnienie sprawdzenia
jego słów w pełni. Byłem zdecydowany na wszystko, ale nie wiedziałem jeszcze co
robić. Ciągle myślałem o nim i o jego zapewnieniu, nie wmawiając jednak sobie
niczego, a tylko przypominając sobie co mówił.

R: Co się wtedy stało? Jak się pan przekonał, że jest Najwyższym?

M: Nikt nie przyszedł, aby mi to powiedzieć. Ani sam sobie tego nie
wmawiałem. Faktem jest tylko, że na początku, gdy stawiałem pierwsze kroki,
przechodziłem przez dziwne doświadczenia: widywałem światła, słyszałem głosy,
spotykałem bogów i boginie, rozmawiałem z nimi. Raz zjawił się sam Guru i
powiedział: Ty jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Potem wizji i transów już
nie miałem. Byłem spokojny i naturalny. Zauważyłem, że coraz mniej wiem i pragnę,
aż przyszła chwila, kiedy z najwyższym zdumieniem stwierdziłem, że naprawdę niczego
nie wiem ani nie pragnę.

R: Czy rzeczywiście stał się pan wolny od pragnień i wiedzy, czy też
uosabiał pan dżnianiego (mędrca, wiedzącego) zgodnie z wyobrażeniem
danym panu przez Guru.

M: Nie otrzymałem ani nie posiadałem żadnego wyobrażenia. Guru nigdy mi nie
mówił, czego mam się spodziewać.

R: Różne rzeczy mogą się panu przydarzyć. Czy jest pan już u kresu swojej
wędrówki?

M: Nigdy nie było żadnej wędrówki. Jestem taki, jaki zawsze byłem.

R: Czym się okazała ta Najwyższa Rzeczywistość, którą miał pan
osiągnąć?

M: Pozbyłem się złudzeń – to wszystko. Przywykłem tworzyć świat i go
zaludniać. Teraz już tego nie czynię.

R: Gdzie więc pan żyje?

M: W próżni, poza bytem i niebytem. I poza świadomością. Ta próżnia jest
jednocześnie pełnią. Niech pan się nade mną nie lituje. Mogę powtórzyć słowa
pewnego człowieka: Spełniłem moje zadanie i nic nie pozostało do zrobienia.

R: Swoją realizację wiąże pan z pewną datą. Czy to znaczy, że właśnie
wtedy coś się panu przydarzyło? Co to było?

M: Umysł przestał tworzyć wyobrażenia. Nieprzerwane do tej pory
poszukiwania zakończyły się. Niczego już nie chciałem i nie oczekiwałem. Niczego nie
uważałem za swoje. Nie było żadnego ja i żadnych dążeń. Nawet samo jestem
znikło. Zauważyłem ponadto, że wszystkie przekonania, do których przywykłem,
zatraciły się. Poprzednio byłem pewny wielu rzeczy, a teraz wręcz przeciwnie. Ale
czułem, że nie straciłem niczego z powodu mej niewiedzy, ponieważ cała moja wiedza
była fałszywa. Mój brak wiedzy sam w sobie był wiedzą, że cała wiedza jest
ignorancją, że stwierdzenie nie wiem niczego jest jedynym prawdziwym
stwierdzeniem, na jakie umysł może się zdobyć. Weźmy na przykład wyobrażenie, że
się pan urodził. Może pan sądzić, że jest prawdziwe. Ale nie jest. Nigdy pan się
nie urodził i nigdy nie umrze. To wyobrażenie urodziło się i umrze, ale nie pan. Przez
utożsamienie się z nim stał się pan śmiertelny. Zupełnie jak w kinie wszystko jest
światłem, tak i świadomość stanowi ten wielki świat. Proszę przyjrzeć się mu
bliżej, a zobaczy pan, że wszystkie nazwy i formy są tylko przejściowymi falami na
oceanie świadomości i że tylko o świadomości można mówić, że jest , a nie o jej
przejawach. W bezmiarze świadomości pojawia się światło, mały punkcik poruszający
się szybko i kreślący jakieś kształty, myśli i uczucia, koncepcje i idee, zupełnie
jak pióro piszące na papierze. Atramentem, którego ślady pozostają, jest pamięć.
Pan jest tym małym punkcikiem; dzięki jego ruchowi świat jest ciągle odtwarzany. Niech
pan zatrzyma ten ruch, a świat przestanie istnieć. Niech pan spojrzy w siebie, a zobaczy
pan, że świetlany punkcik jest odbiciem bezmiaru światłości. Znajduje się ona w
pańskim ciele jako poczucie jestem. Jest tylko światło, wszystko inne to pozór.

R: Czy zna pan to światło? Czy pan je widział?

M: Dla umysłu jest ono ciemnością. Można je poznać tylko poprzez jego
odbicie. Wszystko spostrzegane jest w świetle dziennym, z wyjątkiem dziennego światła.

R: Czy mam przez to rozumieć, że nasze umysły są podobne?

M: Jak to być może? Ma pan swój prywatny umysł, nasycony wspomnieniami,
trzymający się pragnień i obaw. Ja nie mam własnego umysłu – to, co ja potrzebuję
wiedzieć, wszechświat przede mną stawia. Zjadam postawione przede mną pożywienie.

R: Czy wie pan wszystko, co chce pan wiedzieć?

M: Niczego nie chcę. Gdy zachodzi potrzeba, abym coś wiedział, to się
dowiaduję.

R: Czy ta wiedza przychodzi do pana z wnętrza czy z zewnątrz?

M: Jest inaczej. Moje wnętrze znajduje się na zewnątrz a zewnętrzne –
wewnątrz. Mogę od pana w danej chwili czegoś się dowiedzieć, ale nie znaczy to, że
jest pan poza mną.

R: Czym jest turija, czwarty stan, o którym tyle słyszymy?

M: Być świetlistym punktem rysującym świat – to jest właśnie turija. Być
samym światłem, to jest turijatita. Ale jaki pożytek z nazw, jeśli
rzeczywistość jest tak blisko?

R: Czy w pańskim stanie jest jakiś postęp? Gdy porówna pan siebie z dnia
wczorajszego ze sobą dzisiejszym, czy znajduje pan jakieś zmiany świadczące o
postępie? Czy pańska wizja rzeczywistości rozszerza się i pogłębia?

M: Rzeczywistość jest nieporuszona, choć znajduje się w ciągłym ruchu.
Jak potężna rzeka, która płynie, ale jest tu nadal. Łożysko rzeki i brzegi nie
płyną, ale tylko jej wody. Podobnie guna sattwa, kosmiczna harmonia, zmaga się po
drodze z tamasem i radżasem, siłami ciemności i rozpaczy. W sattwie jest ciągła
przemiana i postęp, w radżasie – zmienność i regres, zaś tamas to chaos. Wszystkie te
trzy guny odwiecznie walczą ze sobą; co do tego faktu nie może być różnicy zdań.

R: Czy ja muszę zawsze być otępiały przez tamas i doprowadzony do rozpaczy
przez radżas? Gdzie jest sattwa?

M: Sattwa to promieniowanie pańskiej prawdziwej natury. Ją i jej liczne
światy może pan zawsze znaleźć poza umysłem. Ale jeśli pociąga pana ten świat,
musi pan pogodzić się z trzema gunami materii, energii i życia, które w istocie są
jednością, a jawią się jako różne. Mieszają się one i płyną w świadomości. W
czasie i przestrzeni istnieje wieczne falowanie: narodziny i śmierć, śmierć i
narodziny, postęp i cofanie się, znowu postęp i cofanie się – pozornie bez początku i
końca, a w rzeczywistości jest to bezczasowa i niezmienna, bezcielesna i bezumysłowa
wszechświadomość – szczęście.

R: Rozumiem że według pana wszystko jest stanem świadomości. Świat jest
pełen przedmiotów: ziarnko piasku to przedmiot i planeta to przedmiot. Jak się one
mają do świadomości?

M: Materia zaczyna się tam, gdzie nie dociera świadomość. Rzecz jest formą
bytu, której nie zrozumieliśmy. Wydaje się nam, iż rzecz się nie zmienia, jest zawsze
taka sama, że pojawia się jako twór samodzielny, jako coś obcego i odmiennego.
Oczywiście rzeczy znajdują się też w świadomości (czit), ale wydają się
być poza nią z powodu swej pozornej niezmienności. Podstawą rzeczy jest pamięć. Bez
niej nie można by ich było rozpoznawać. Tworzenie – refleksja – odrzucenie [Brahman –
Wisznu – Sziwa] to odwieczny proces, który rządzi wszystkimi rzeczami.

R: Jak można mu się wymknąć?

M: Nic innego nie robię w tej chwili, jak tylko pokazuję sposób wymknięcia
się. Proszę zrozumieć, że jedno składa się z trzech, że pan jest tą
jednią i że ma pan być wolny.

R: Co dzieje się więc z moją świadomością?

M: Po okresie tworzenia przychodzi etap badania i refleksji, a w końcu faza
odejścia i zapomnienia. Świadomość pozostaje, ale niewidoczna i spokojna.

R: Czy poczucie tożsamości pozostaje?

M: Poczucie tożsamości jest nieodłączne od rzeczywistości i nigdy nie
znika. Ale tożsamość nie łączy się ani z przemijającą osobowością (wjakti),
ani z indywidualnością (wjakta) obciążoną karmą. Gdy człowiek odrzuca – jako
fałszywe – utożsamianie się z czymkolwiek, pozostaje wtedy czysta świadomość,
poczucie wszechbytu. Świadomość jest czysta na początku i czysta na końcu. Kiedy
indziej może być skażona przez imaginację, która zalega u samych korzeni stworzenia.
Po wszystkie czasy świadomość pozostaje taka sama i poznanie jej – czystej czy
zaciemnionej – jest urzeczywistnieniem i wiecznym pokojem.

R: Czy poczucie jestem jest rzeczywiste czy nierealne?

M: I tak, i nie. Nierealne jest wtedy, gdy mówimy Jestem tym, jestem tamtym.
Jest realne, gdy stwierdzamy: nie jestem tym ani tamtym. Poznający zjawia się i
znika wraz z poznawanym, jest więc przemijający. Ale ten, kto wie, że nie wie, kto jest
wolny od wspominania i przewidywania, przekracza czas.

R: Czy jestem jako takie, to świadek czy coś innego?

M: Jedno bez drugiego nie może istnieć. A jednak nie są one tym samym.
Podobne to jest do kwiatu i jego barwy. Bez kwiatu nie ma barw, bez barwy kwiat jest
niewidoczny. Poza tym jest światło, które w kontakcie z kwiatem stwarza barwę. Proszę
zrozumieć, że tylko czyste światło jest pana prawdziwą naturą, zaś oba pozostałe
czynniki, postrzegający i postrzegane, pojawiają się i znikają jednocześnie. Oto co
czyni je możliwymi, a jednak ani jeden, ani drugi nie jest pana realnym bytem, to znaczy
nie jest pan tym ani tamtym, lecz po prostu czystą świadomością bytu i
niebytu. Gdy wszechświadomość zwraca się ku sobie samej, odczuwa się brak
jakiejkolwiek wiedzy. Gdy zwrócona jest na zewnątrz, poznawane zaczyna istnieć.
Powiedzenie znam siebie stanowi sprzeczność, ponieważ to, co jest znane,
nie może być mną.

R: Jeżeli Jaźń pozostaje zawsze nieznana, cóż więc się realizuje w
samorealizacji?

M: Zrozumienie, że znane nie może być ani mną, ani moje,
jest już wyzwoleniem. Wolność od utożsamienia się ze zbiorem wspomnień i nawyków,
stan cudownej nieskończoności bytu, jego niespożyta zdolność twórcza, zupełna
transcendentalność i absolutna nieustraszoność, wypływają z głębokiego i
niewyczerpanego źródła. Wiedzieć, że źródło jest źródłem, i że samemu jest
się tym źródłem, to właśnie samorealizacja.

R: Po której stronie znajduje się świadek? Czy jest on realny, czy
nierealny?

M: Nie można powiedzieć jestem świadkiem. Samo stwierdzenie jestem
to zawsze świadectwo. Stan nie lgnącej do niczego Wszechświadomości jest umysłem-zwierciadłem
czyli świadomością świadka. Powstaje ona wraz ze swym przedmiotem i dlatego wcale nie
jest realna. Jakikolwiek jest przedmiot, pozostaje ona ta sama i w tym sensie jest realna.
Udziela się po obu stronach, realnej i nierealnej, a zatem jest mostem pomiędzy obiema.

R: Jeśli wszystko dzieje się w związku z jestem, jeśli jestem
to poznawane, poznający i sama wiedza, to jaka jest rola świadka? Czemu on służy?

M: Nie ma on żadnej roli i niczemu nie służy.

R: To po co o nim mówimy?

M: Ponieważ on jest. Most służy tylko jednemu celowi: aby po nim
przechodzić. Nie zbuduje pan przecież domów na moście. Jestem patrzy na rzeczy,
a świadek patrzy poprzez nie. Widzi je takimi, jakimi one są – nierealnymi i
przemijającymi. Nie ja i nie moje to stwierdzenie należące do świadka.

R: Czy istnieje przejawione (saguna), które reprezentuje nieprzejawione
(nirguna)?

M: Nieprzejawione nie jest reprezentowane. Nic przejawionego nie może
reprezentować nieprzejawionego.

R: To dlaczego pan o nim mówi?

M: Bo ono jest moją ojczyzną.

 

Rozmowa z Nisargadattą Maharajem z 4 lipca 1970
r.

Rozmówca: Jestem malarką i zarabiam na
utrzymanie malowaniem obrazów. Czy z duchowego punktu widzenia ma to jakąś wartość?

Maharaj: O czym pani myśli podczas malowania?

R: Gdy maluję, istnieje tylko malowanie i ja sama.

M: I co pani wtedy robi?

R: Maluję.

M: Nie, pani nie maluje. Widzi pani jedynie, że malowanie się odbywa. Pani
tylko obserwuje, a wszystko inne się dzieje.

R: Czy znaczy to, że obraz maluje się sam? A może jest we mnie jakieś
głębsze ja lub jakiś Bóg, który maluje?

M: Sama świadomość jest największym malarzem, a obrazem jest cały świat.

R: Kto namalował ten obraz?

M: Malarz jest w obrazie.

R: Obraz istnieje w umyśle malarza, a malarz znajduje się w obrazie, który
jest w umyśle malarza, a ten z kolei zawarty jest w obrazie! Czy taka mnogość stanów i
wymiarów nie jest absurdem? Gdy mówimy o obrazie istniejącym w umyśle, dochodzimy do
nieskończonej sekwencji świadomości, przy czym niższa zawarta jest w wyższej. To tak,
jakbyśmy stali pomiędzy dwoma lustrami i dziwili się mnogości postaci.

M: Całkiem słusznie. Pani jest tylko jedna, a zwierciadło jest podwójne.
Między nim i panią istnieją liczne formy i określenia.

R: A jak pan patrzy na świat?

M: Widzę malarza malującego obraz. Obraz nazywam światem, a malarza Bogiem.
Ja zaś nie jestem ani jednym ani drugim. Nie tworzę i nie jestem tworzony. Ogarniam
wszystko, lecz mnie nic nie ogarnia.

R: Gdy widzę drzewo, twarz, zachód słońca, obraz jest doskonały. Gdy
zamykam oczy, obraz w moim umyśle rysuje się niewyraźnie i mglisto. Jeśli to mój
własny umysł rysuje obraz, to do czego potrzebne mi są otwarte oczy? Przecież z
zamkniętymi oczami widzę to samo, tyle że trochę mniej wyraźnie.

M: Dzieje się tak dlatego, że pani oczy zewnętrzne są sprawniejsze niż
wzrok wewnętrzny. Pani umysł zwrócony jest całkowicie ku światu zewnętrznemu. Gdy
nauczy się pani wnikać w swój świat duchowy, stwierdzi pani, że jest on barwniejszy i
doskonalszy niż ten, postrzegany dzięki ciału. Oczywiście do tego trzeba pewnej
wprawy. Ale po co o to się spierać. Pani się wydaje, że obraz musi pochodzić od
malarza, który faktycznie go namalował. Wciąż szuka pani źródła i przyczyny. A
związek przyczynowy istnieje tylko w umyśle. To pamięć daje złudzenie ciągłości i
powtarzalności oraz tworzy wyobrażenie związków przyczynowych. Gdy pewne zjawiska
występują wielokrotnie razem, skłonni jesteśmy dopatrywać się związku przyczynowego
pomiędzy nimi. W ten sposób powstają umysłowe nawyki, które bynajmniej nie są
potrzebne.

R: Powiedział pan przed chwilą, że świat jest stworzony przez Boga.

M: Proszę pamiętać, że język jest narzędziem umysłu. Stworzony on
został przez umysł na użytek umysłu. Skoro przyjmuje pani istnienie przyczyny, to Bóg
jest ostateczną przyczyną, a świat skutkiem. Oba te czynniki są różne, ale w żadnym
razie nie są odrębne.

R: Ludzie mówią o widzeniu Boga.

M: Widząc świat, widzi pan Boga. Nie ma widzenia Boga w oderwaniu od świata.
Widzieć Boga poza światem, to być Nim. Światło , dzięki któremu widzi pani świat
(świat będący Bogiem), jest tym samym, co mikroskopijna iskierka odczucia jestem,
na pozór bardzo mała, ale zawsze obecna we wszelkim poznaniu i miłości.

R: Czy muszę widzieć świat, aby widzieć Boga?

M: Jakżeby inaczej? Gdy nie ma świata, nie ma i Boga.

R: Co wtedy pozostaje?

M: Pani sama jako czysty byt.

R: A co dzieje się ze światem i Bogiem?

M: Pozostaje czysty byt (awjakta.

P: Czy jest on tym samym co Wielki Przestwór (paramakaś)?

M: Można i tak to nazwać. Słowa nie są najważniejsze, gdyż i tak nie
oddają istoty rzeczy. W końcu trzeba odwołać się do samej negacji.

R: W jaki sposób mogę widzieć świat jako Boga? Co znaczy widzieć świat
jako Boga?

M: To tak, jakby weszła pani do ciemnego pokoju. Żadnych kształtów ani
barw, niczego pani nie widzi. Nagle otwiera się okno i pokój wypełnia się światłem.
Pojawiają się barwy i kształty. Okno jest dawcą światła ale nie jego źródłem.
¬ródłem jest słońce. Podobnie rzecz się ma z człowiekiem. Materia to ciemny pokój,
świadomość to okno, które napełniło materię wrażeniami, zaś najważniejszym
czynnikiem jest słońce – źródło światła ale i samej materii. Słońce świeci
stale, niezależnie od tego, czy okno jest zamknięte, czy otwarte. Okno decyduje o tym,
jak jest w pokoju, ale nie ma wpływu na słońce. Wszystkie te sprawy są jednak
drugorzędne wobec pozornego drobiazgu: owego jestem, bez którego w ogóle nic nie
ma. Wszelka wiedza dotyczy tego jednego. Fałszywe wyobrażenia na temat jestem
prowadzą do zniewolenia, natomiast rzetelne rozeznanie – do wolności i szczęścia.

R: Czy określenie jestem i określenie jest oznaczają to samo?

M: Jestem odnosi się do wnętrza, zaś jest – do zewnętrznego
kręgu. Jedno i drugie opiera się na poczuciu istnienia.

R: Czy chodzi o doświadczenie istnienia?

M: Istnieć znaczy być czymś – na przykład rzeczą, uczuciem, myślą lub
ideą. Każde istnienie jest zjawiskiem indywidualnym. Natomiast byt jest zjawiskiem
uniwersalnym, w tym sensie, że jakiś byt daje się pogodzić z każdym innym bytem.
Jednostki ścierają się ze sobą, byty – nigdy. Istnienie oznacza stawanie się,
zmienianie, rodzenie się i umieranie, a także ponowne narodziny, podczas gdy w bycie
panuje wieczny spokój i milczenie.

R: Jeśli to ja stwarzam świat, dlaczego uczyniłem go złym?

M: Każdy żyje w swoim własnym świecie. Nie wszystkie światy są jednakowo
dobre lub złe.

R: Jakie czynniki decydują o tych różnicach?

M: Umysł człowieka zabarwia świat na swój własny sposób. Oto spotyka pani
mężczyznę, który jest dla pani obcym człowiekiem. Jeśli jednak się pobierzecie,
stanie się on pani własnym ja. Gdy się pokłócicie, będzie on pani wrogiem.
Tak więc nastawienie pani umysłu przesądza, czym ten człowiek jest dla pani.

R: Mogę powiedzieć, że mój świat jest subiektywny. Czy i to jest
złudzeniem?

M: Świat jest złudzeniem tak długo, jak długo jest subiektywny.
Rzeczywistość jest obiektywna.

R: Co to znaczy? Mówił pan, że świat jest subiektywny. Czyżby nie wszystko
było subiektywne?

M: Wszystko jest subiektywne, ale rzeczywistość jest obiektywna.

R: W jakim sensie?

M: Nie zależy ona od wspomnień i oczekiwań, pragnień i obaw, upodobań i
niechęci. Widzi się ją taką, jaka jest.

R: Czy to właśnie nazywa pan czwartym stanem (turija?

M: Może pani to nazywać, jak sobie pani życzy. Mówię o tym, co jest
niepodzielne, trwałe, niezmienne, bez początku i końca, zawsze teraźniejsze i
świeże.

R: Jak to osiągnąć?

M: Wiedzie do tego bezpragnieniowość i nieustraszoność.

 

Rozmowa z Nisargadattą Maharajem z 29 stycznia
1972 r.

Rozmówca: Jesteśmy turystkami z Anglii.
Niewiele wiemy o jodze, ale przyszłyśmy tu, ponieważ powiedziano nam, że nauczyciele
duchowi odgrywają ważną rolę w życiu Indii.

Maharaj: Witaj. Nie znajdą tu panie niczego nowego. Praca, którą prowadzimy
jest ponadczasowa. Była taka dziesięć tysięcy lat temu i taka sama będzie za
dziesięć tysięcy lat. Wieki mijają, ale problem ludzki nie zmienia się – problem
cierpienia i położenia kresu cierpieniu.

R: Któregoś dnia zwróciło się do nas siedmiu cudzoziemców z prośbą o
wskazanie miejsca, gdzie można by kilka razy przenocować. Przyjechali, żeby zobaczyć
się ze swoim guru, który wykłada w Bombaju. Poznałam go – bardzo sympatycznie
wyglądający młody człowiek. Robi wrażenie rzeczowego i dokładnego, otacza go
atmosfera spokoju i ciszy. Naucza tradycyjnie, kładąc nacisk na karma-jogę,
bezinteresowną pracę, służenie guru itd. Podobnie jak Gita, mówi on, że
bezinteresowna praca przyniesie zbawienie. Jest pełen ambitnych planów: chce szkolić
pracowników, którzy założą ośrodki rozwoju duchowego w wielu krajach. Wydaje się,
że daje im nie tylko wiedzę, ale również siłę do prowadzenia pracy w jego imieniu.

M: Tak, istnieje taka rzecz jak przekazywanie siły.

R: Kiedy z nimi przebywałam, miałam dziwne wrażenie, że staję się
niewidoczna. Ci ludzie w swym oddaniu wobec guru sprawili, że i ja się temu poddałam!
Cokolwiek dla nich robiłam, dokonywało się to za sprawą ich guru, a ja nie byłam
niczym więcej jak narzędziem (nimitta matra). Byłam po prostu kurkiem w kranie,
który się przekręca w prawo i w lewo. Nie było w tym w ogóle osobistego stosunku. Oni
trochę próbowali nawracać mnie na swoją wiarę, ale kiedy wyczuli opór, po prostu
przestali się mną interesować. Nawet między sobą nie wydawali się bardzo związani.
Tym co trzymało ich razem, było wspólne zainteresowanie guru. Wszystko to wydało mi
się zimne, prawie nieludzkie. Uważanie siebie za narzędzie w rękach Boga jest jedną
sprawą, ale odmawianie wszelkiej uwagi i zainteresowania człowiekowi, ponieważ wszystko
jest Bogiem, może prowadzić do zobojętnienia graniczącego z okrucieństwem. Przecież
wszystkie wojny prowadzone były w imię Boga. Cała historia rodzaju ludzkiego to pasmo
następujących po sobie wojen. Nigdy nie jest się tak bezosobowym jak na wojnie.

M: Upór i opór zawarte są w woli istnienia. Usunie pani wolę istnienia i co
zostanie? Istnienie i nieistnienie odnoszą się do rzeczy w przestrzeni i w czasie: tu i
teraz, tam i wtedy. Przestrzeń i czas mieszkają ciągle w umyśle. Umysł gra w
zgadywankę, nigdy nie jest niczego całkowicie pewien. Jest za to nawiedzany przez obawy
i niespokojny. Czuje się pani obrażona, kiedy traktuje się panią jako narzędzie
jakiegoś boga lub guru i wymaga, by traktowano ją jako osobę, ponieważ nie jest pani
pewna własnego istnienia i nie chce zrezygnować z wygody oraz pewności istnienia jako
osobowość. Może pani nie być tym, za kogo się pani uważa, ale to przekonanie daje
osobowości ciągłość, pani przyszłość przepływa w teraźniejszość i staje się
bez zakłóceń przeszłością. To przerażające być pozbawionym własnego istnienia,
ale trzeba się z tym pogodzić i odnaleźć swą tożsamość w całości życia. Wtedy
nie będzie już żadnych wątpliwości, kto jest używany przez kogo.

R: Całe ich zainteresowanie moją osobą ograniczało się do usiłowań
nawrócenia mnie na swoją wiarę. Kiedy to się nie udało, przestali się mną
interesować.

M: Nie zostaje się uczniem przez przypadek. Istnieje zazwyczaj bardzo stary
związek, podtrzymywany w ciągu wielu wcieleń, związek pełen miłości i oddania, bez
którego nie można być uczniem.

R: Co skłoniło pana do zostania nauczycielem duchowym.

M: Po prostu nazywają mnie w ten sposób. Kimże jestem aby nauczać i kogo
miałbym nauczać? Czym jestem ja, tym jest i pani. Jestem jest wspólne dla
wszystkich. Poza nim znajduje się nieskończoność światła i miłości. Nie wiemy
tego, ponieważ w innym kierunku patrzymy. Mogę tylko wskazać niebo, zaś samo widzenie
i gwiazdy należą już do pani. Zobaczenie gwiazdy zabiera niektórym więcej czasu niż
innym. Zależy to od ostrości widzenia i gorliwości, z jaką się szuka. Potrzebny jest
wzrok i gorliwość; ja mogę tylko zachęcać.

R: Czego się będzie ode mnie oczekiwać, jeśli zostanę uczniem?

M: Każdy nauczyciel ma swoją własną metodę, zazwyczaj zgodną z nauką
jego guru i ze sposobem, w jaki ten nauczyciel doszedł do samourzeczywistnienia, a także
własną terminologię. Metoda ta jest dostosowywana do poszczególnych osobowości.
Uczniowi daje się pełną swobodę myślenia i dociekania oraz zachęca się go, by
zadawał jak najwięcej pytań. Uczeń musi być absolutnie pewny kompetencji i postawy
swego guru, w przeciwnym razie jego wiara nie będzie absolutna, a jego działanie pełne.
To absolut w pani prowadzi panią ku absolutowi poza nią. Absolutna prawda, miłość i
bezinteresowność są decydującymi czynnikami w samorealizacji. Do jej osiągnięcia
konieczny jest szczery zapał i żarliwość.

R: O ile wiem, aby stać się uczniem, należy wyrzec się rodziny i
własności.

M: To zależy od guru. Niektórzy oczekują od swoich dojrzałych uczniów, by
stali się ascetami i pustelnikami, inni zachęcają do życia rodzinnego i obowiązków.
Większość z nich uważa, że prowadzenie wzorowego życia rodzinnego jest trudniejsze
od wyrzeczenia się go, odpowiedniejsze dla osób dojrzałych i zrównoważonych. We
wcześniejszej fazie może być wskazane zdyscyplinowane życie klasztorne. Dlatego w
tradycji indyjskiej uczniowie do dwudziestego piątego roku życia muszą być jak mnisi:
prości, czyści i posłuszni. Muszą mieć oni szansę wykształcenia w sobie charakteru
zdolnego przeciwstawić się trudom i pokusom przyszłego życia małżeńskiego.

R: Kim są ludzie w tym pokoju? Czy to pańscy uczniowie?

M: Proszę ich zapytać. Uczniem się zostaje nie w słowach, lecz w milczącej
głębi własnej istoty. Nie zostaje się uczniem z wyboru; jest to bardziej sprawa
przeznaczenia niż własnej woli. Nie ma większego znaczenia, kto jest pani nauczycielem
– wszyscy nauczyciele życzą pani dobrze. To uczeń jest ważny, jego uczciwość i
gorliwość. Odpowiedni uczeń zawsze znajdzie odpowiedniego nauczyciela.

R: Potrafię docenić piękno i radość życia oddanego poszukiwaniu prawdy
pod kierunkiem kompetentnego, współczującego nauczyciela. Niestety musimy wracać do
Anglii.

M: Odległość nie ma znaczenia. Jeśli pani pragnienie jest silne i
prawdziwe, tak ukształtuje ono pani życie, by mogło zostać zrealizowane. Niech pani
zasieje ziarno i zostawi resztę porom roku.

R: Jakie są oznaki postępu w życiu duchowym?

M: Uwolnienie się od wszelkiego niepokoju, poczucie wolności i radości,
głęboki spokój wewnętrzny i dużo zewnętrznej energii.

R: Jak pan to osiągnął?

M: Znalazłem to wszystko w obecności mego guru, niczego nie zrobiłem
samodzielnie. Powiedział mi, żebym był spokojny i stałem się spokojny.

R: Czy pańska obecność jest równie potężna jak jego?

M: Skąd mam to wiedzieć? Dla mnie jego obecność jest jedyną obecnością.
Jeśli jest pani ze mną, to jest pani także z nim.

R: Każdy guru będzie mnie odsyłał do swego guru. Gdzie jest początek?

M: Istnieje we wszechświecie moc działająca na rzecz oświecenia i
wyzwolenia. Nazywamy ją Sadascziwa. Jest ona zawsze obecna w sercach ludzi. To
czynnik jednoczący. Jedność wyzwala i wolność jednoczy. W końcu nic nie jest moje
lub pani – wszystko jest nasze. Niech pani po prostu przebywa ze sobą jedną, a będzie
pani jedną ze wszystkim. Wszechświat będzie pani domem.

R: A więc osiąga się to dzięki skupieniu myśli na odczuciu jestem?

M: Pewne jest to co proste, nie to co zawiłe. A jednak ludzie nie ufają temu
co proste, łatwe i zawsze osiągalne. Dlaczego by nie sprawdzić tego co mówię? Może
to wyglądać na coś bardzo małego i niepozornego jak nasionko, które potem wyrasta w
potężne drzewo. Proszę sobie samej dać szansę!

R: Widzę tutaj wielu ludzi siedzących spokojnie. Po co przyszli?

M: Żeby spotkać siebie samych. Gdzie indziej mają za dużo do czynienia ze
światem zewnętrznym. Tutaj nic im nie przeszkadza, mogą zostawić swoje codzienne
troski i zetknąć się z własną istotą.

R: Jak wyglądają ćwiczenia samouświadamiające?

M: Nie ma potrzeby ćwiczeń. Świadomość jest zawsze w pani. Tę samą
uwagę, którą poświęca pani sprawom zewnętrznym, musi pani skierować do wewnątrz.
Żadna nowa świadomość ani specjalny jej rodzaj, nie są potrzebne.

R: Czy pomaga pan ludziom osobiście?

M: Przecież ludzie przychodzą tu, żeby porozmawiać o swoich problemach.
Widocznie znajdują jakąś pomoc, w przeciwnym razie nie przychodziliby.

R: Czy rozmowy zawsze odbywają się publicznie, czy też rozmawia pan z
ludźmi prywatnie?

M: Zgodnie z ich życzeniem. Dla mnie jednak nie ma żadnej różnicy między
tym co publiczne i prywatne.

R: Czy jest pan zawsze osiągalny, czy też zajmuje się pan również jakąś
inną pracą?

M: Jestem zawsze osiągalny, chociaż najdogodniej jest przychodzić tutaj rano
i późnym popołudniem.

R: Sądzę, że nie ma cenniejszej pracy, niż praca nauczyciela duchowego.

M: Najważniejsze są motywy.

 

Rozmowy z Nisargadattą Maharajem z 29 sierpnia 1970 r.

Rozmówca: Czy bywa pan wesoły albo smutny? Czy zna pan radość i troskę?

Maharaj: Może pan to nazywać, jak pan sobie życzy. Dla mnie są to tylko
stany umysłu, a ja nie jestem umysłem.

R: Czy miłość jest stanem umysłu?

M: Zależy, co pan rozumie przez miłość. Pragnienie jest oczywiście stanem
umysłu, ale urzeczywistnienie jedności wykracza poza umysł. Według mnie nic nie
istnieje samo przez się. Wszystko jest mną, wszystko jest we mnie. Widzieć siebie we
wszystkim i wszystko w sobie- to właśnie jest miłość.

R: Gdy widzę coś przyjemnego, chcę tego. Ale kto właściwie tego chce –
jaźń czy umysł?

M: Pytanie jest błędnie postawione. Nie istnieje ktoś. Jest tylko
pragnienie, lęk i gniew, zaś umysł powiada to ja, to moje. Nie ma tu
jednak niczego, co można by nazwać mną lub moim. Pożądanie jest stanem
umysłu dostrzeżonym i nazwanym przez sam umysł. Czy możliwe jest pragnienie bez
dostrzegającego i nadającego nazwy umysłu?

R: A czy istnieje dostrzeganie bez nazywania?

M: Oczywiście. Nazywanie nie wykracza poza umysł, podczas gdy dostrzeganie
jest samą świadomością.

R: Co naprawdę dzieje się, gdy ktoś umiera?

M: Nic się nie dzieje. Coś staje się niczym. A w istocie niczego nie było i
nic nie pozostaje.

R: Ale z pewnością istnieje różnica pomiędzy żywym i martwym. Mówi pan o
żywym jak o martwym, zaś o martwym jak o żywym.

M: Czemu martwi się pan o jednego zmarłego, a mało troszczy się o tysiące
umierających każdego dnia? W każdej chwili wszechświaty zanikają i wybuchają – czyż
muszę je opłakiwać? Jedno jest dla mnie jasne: wszystko co jest, żyje i porusza się,
bytuje w świadomości, a ja jestem zarówno w niej, jak i poza nią. W niej istnieję
jako świadek, poza nią – jako byt.

R: Na pewno dba pan o swe dziecko, jeśli zachoruje.

M: Nie tracę głowy z tego powodu. Robię co trzeba i nie troszczę się o
przyszłość. W mej naturze leży odpowiedź na każdą sytuację. Nie zatrzymuję się i
nie zastanawiam się co robić. Działam i idę dalej. Skutki mnie nie obchodzą. Nie dbam
nawet o to, czy są dobre, czy złe. Są jakie są; jeśli powracają do mnie, zajmuję
się nimi na nowo. Albo inaczej: zdarza mi się zajmować nimi na nowo. W żadnym moim
działaniu nie ma myśli o celu. Rzeczy dzieją się, jak się dzieją, lecz nie dlatego,
że ja jestem sprawcą. Ja po prostu jestem. A w Rzeczywistości nigdy nic się nie
dzieje. Gdy umysł jest niespokojny, tańczy taniec Siwy, podobnie jak na wzburzonych
falach jeziora tańczy odbicie księżyca. Wszystko to pozór, skutek fałszywych
wyobrażeń.

R: Na pewno zdaje pan sobie sprawę z wielu rzeczy i działa zgodnie a ich
naturą. Traktuje pan dziecko jak dziecko i dorosłego jak dorosłego.

M: Tak jak smak soli przenika wielki ocean i każda jego kropla ma taki sam
smak, również każde doświadczenie niesie mi dotyk Rzeczywistości – zawsze świeże
spełnienie mego własnego bytu.

R: Czy istnieję w pańskim świecie, tak jak pan w moim?

M: Oczywiście pan jest i ja jestem. Ale tylko jako punkty w świadomości.
Poza nią nie istniejemy. Trzeba to dobrze zrozumieć: cały świat wisi na nitce
świadomości. Gdy jej nie ma – nie ma świata.

R: Jest wiele punktów w świadomości. Czy istnieje także wiele światów?

M: Posłużmy się przykładem snu. Może być wielu pacjentów w szpitalu,
śpiących i śniących. Każdy z nich śni swój własny, osobisty, niezależny i
poważny sen o jednej tylko ale wspólnej dla wszystkich sprawie – o chorobie. Podobnie i
my w swej wyobraźni oddzieliliśmy się od rzeczywistego świata wspólnych doświadczeń
i otoczyliśmy się chmurą osobistych pragnień i lęków, obrazów, myśli i pojęć.

R: To jeszcze mogę zrozumieć. Lecz co jest przyczyną ogromnej
różnorodności osobistych światów?

M: Rozmaitość ta nie jest tak wielka. Wszystkie sny nakładają się na
wspólny świat, do pewnego stopnia wpływają na siebie i wzajemnie kształtują. Nasza
podstawowa jedność się temu sprzeciwia. Ludzie zapomnieli kim naprawdę są- oto
korzeń niewiedzy.

R: Żeby o czymś zapomnieć, trzeba najpierw wiedzieć. Czy wiedziałem kim
jestem, zanim o tym zapomniałem?

M: Oczywiście. Zapomnienie o sobie zależy od samowiedzy. Świadomość i
nieświadomość to dwa współistniejące aspekty jednego życia. Zapomina pan o sobie
aby poznać świat- niech pan zapomni o świecie, aby poznać siebie. Czymże w końcu
jest świat? Zbiorem wspomnień. Proszę trwać przy tym, co jest naprawdę ważne- przy
odczuciu jestem – i pozwolić by wszystko inne odeszło. Na tym polega droga jogi (sadhana).
W urzeczywistnieniu nie ma pamiętania ani zapomnienia. Wszystko jest w nim znane – nic
nie jest pamiętane.

R: Co jest przyczyną zapomnienia o sobie?

M: Nie ma przyczyny, bo nie ma zapomnienia. Stany umysłu następują po sobie,
a każdy kolejny zaciera poprzedni. Pamiętanie i zapomnienie o sobie, to dwa stany
umysłu rożne jak noc i dzień. Rzeczywistość znajduje się poza nimi.

R: Pomiędzy zapomnieniem i niewiedzą musi być z pewnością różnica.
Niewiedza nie musi mieć przyczyny. Zapomnienie natomiast zakłada uprzednią wiedzę, jak
również skłonność czy też zdolność zapominania. Przyznaję, że nie mogę
wniknąć w przyczynę niewiedzy, ale zapomnienie musi polegać na tym samym.

M: Nie ma czegoś takiego jak niewiedza. Jest tylko zapomnienie. Co w tym
niezwykłego? Równie łatwo można zapomnieć jak pamiętać.

R: Czy zapomnienie siebie nie jest nieszczęściem?

M: Na równi z nieustannym o sobie pamiętaniem. Jest stan ponad zapomnieniem i
niezapomnieniem – stan naturalny. Pamiętanie czy zapomnienie to tylko stany umysłu,
związane z myślami i słowami. Proszę przyjrzeć się pojęciu bycia urodzonym.
Powiedziano mi, że się urodziłem. Nie pamiętam. Powiedziano mi, że umrę. Nie
oczekuję tego. Powie pan, że zapomniałem, albo że nie mam wyobraźni. Ale ja po prostu
nie mogę pamiętać czegoś, co się nigdy nie zdarzyło, ani oczekiwać jawnie
niemożliwego. Ciała rodzą się i umierają, ale co to ma wspólnego ze mną? Ciała
przychodzą i odchodzą w świadomości, która ma we mnie korzenie. Jestem życiem, i
moje jest ciało i umysł.

R: Zapomnienie siebie jest według pana korzeniem tego świata. Aby zapomnieć,
muszę jednak pamiętać. O czym zapomniałem pamiętać? Nie zapomniałem przecież, że
jestem.

M: Pańskie poczucie może być także złudzeniem.

R: Czy to możliwe? Nie dowiedzie pan, że mnie nie ma. Nawet przekonany o
swoim nieistnieniu – jestem.

M: Rzeczywistości nie można dowieść ani obalić. Na poziomie umysłu nie
można tego uczynić, poza nim – nie ma potrzeby. W dziedzinie rzeczywistości nie
powstaje pytanie co jest realne? Przejawione (saguna) nie jest różne od
nieprzejawionego (nirguna).

R: W takim razie wszystko jest rzeczywiste.

M: Ja jestem wszystkim. Wszystko jest realne o tyle, o ile jest mną. Poza mną
nie ma nic rzeczywistego.

R: Nie wierzę, aby ten świat był skutkiem pomyłki.

M: Może pan to stwierdzić dopiero po dogłębnym i wszechstronnym zbadaniu
tej sprawy. Oczywiście, jeśli odkryje pan, co jest nierealne i pozwoli mu odejść, to
pozostanie rzeczywiste.

R: Ale czy coś pozostanie?

M: Rzeczywiste pozostanie. Niech pan nie da zwodzić się słowom!

R: Od niepamiętnych czasów, przez niezliczone wcielenia buduję, ulepszam i
upiększam mój świat. Nie jest on ani doskonały, ani nierealny. Po prostu rozwija się.

M: Jest pan w błędzie. Świat nie istnieje oddzielnie od pana. W każdej
chwili jest on tylko pańskim odbiciem. Tworzy go pan i niszczy.

R: I coraz lepiej buduję go na nowo.

M: Aby go ulepszyć, musi pan go niszczyć. Trzeba umierać, aby żyć.
Odrodzić można się tylko poprzez śmierć.

R: Być może pański wszechświat jest doskonały. Mój własny jest
ulepszany.

M: Pana wszechświat nie istnieje sam przez się. Jest on tylko ograniczonym i
zniekształconym obrazem rzeczywistego. To nie wszechświat potrzebuje poprawy, ale
pański sposób widzenia go.

R: A jak pan go widzi?

M: Jest to scena, na której rozgrywa się dramat świata. Liczy się tylko
jakość przedstawienia; nie to co aktorzy mówią i robią, lecz to jak mówią i
działają.

R: Nie podoba mi się ta idea gry świata (lila).Porównałbym raczej
świat do placu budowy, gdzie jesteśmy budowniczymi.

M: Bierze pan to zbyt serio. Cóż złego jest w grze? Ma pan cel dopóty,
dopóki nie jest pan pełnią (purna).Do tego momentu celem jest doskonałość i
całkowitość. Lecz kiedy jest pan pełnią – całkowicie zintegrowany wewnętrznie i
zewnętrznie – cieszy się pan wszechświatem, a nie męczy z jego powodu. Ludziom nie
zintegrowanym może się pan wydawać ciężko pracującym, ale to ich złudzenie.
Sportowcy wydają się czynić ogromne wysiłki, podczas gdy jedynym ich bodźcem jest gra
i chęć popisania się.

R: Czy chce pan przez to powiedzieć, że Bóg tylko się bawi, że oddaje się
bezcelowemu działaniu?

M: Bóg jest nie tylko prawdziwy i dobry; jest również piękny (satjam,
siwam, sundaram
). Stwarza piękno, by się nim radować.

R: A więc piękno jest jego celem!

M: Po co wprowadzać cel? Cel zakłada zmianę, ruch, poczucie
niedoskonałości. Bóg nie zamierza piękna – cokolwiek czyni, jest to piękne. Czy powie
pan, że kwiat wysila się, aby być pięknym? Jest on piękny mocą swej prawdziwej
natury. Podobnie Bóg – jest samą doskonałością, a nie wysiłkiem ku doskonałości.

R: Cel spełnia się poprzez piękno.

M: Co jest piękne? Wszystko co postrzegane w błogości, jest piękne.
Szczęśliwość jest istotą piękna.

R: Mówi pan o Sat-Czit-Ananda. To, że istnieję, jest oczywiste. To,
że doświadczam, jest oczywiste. To jednak, że jestem szczęśliwy, nie jest w ogóle
oczywiste. Gdzie podziało się moje szczęście?

M: Niech pan będzie w pełni świadomy swego prawdziwego bytu, a znajdzie się
pan w świadomej szczęśliwości. Ponieważ odwraca pan umysł od samego siebie i kieruje
uwagę ku temu, czym pan nie jest, traci pan dobre samopoczucie, poczucie że jest panu
dobrze.

R: Istnieją dwie drogi prowadzące do wyzwolenia: droga wysiłku (joga
marga
) i droga rozluźnienia (bhoga marga).

M: Dlaczego rozluźnienie nazywa pan drogą? W jaki sposób może ono dać panu
doskonałość?

R: Człowiek doskonały w wyrzeczeniu (jogin) odkrywa rzeczywistość.
Człowiek doskonale korzystający z życia (bhogin) osiąga ten cel również.

M: Jak to być może? Czyż nie są to przeciwieństwa?

R: Skrajności stykają się. Być doskonałym bhoginem jest trudniej,
niż być doskonałym joginem. Jako zwyczajny człowiek nie mogę w tej sprawie
wyrokować. Jednakże wydaje mi się, że jeden i drugi oddają się poszukiwaniu
szczęścia. Jogin pragnie trwałości, zaś bhogin zadawala się nietrwałym. Często
bhogin czyni większe wysiłki niż jogin.

M: Cóż warte jest pańskie szczęście, jeśli musi pan dla niego wysilać
się i mozolić? Prawdziwe szczęście jest spontaniczne i nie wymaga wysiłku.

R: Wszystkie istoty szukają szczęścia. Różnią się tylko drogi. Ci, co
szukają go wewnątrz, zwani są joginami. Bhogini szukają go na zewnątrz i są
potępiani. Potrzebni są jedni i drudzy.

M: Przyjemność jest przeciwieństwem bólu. Szczęście jest niezachwiane.
To, czego może pan szukać i znajdować, nie jest rzeczywiste. Niech pan znajdzie to,
czego pan nigdy nie zgubił, niech pan odkryje swoje własne.

Przekład Hubert Kowalik
Logonia dziękuje Panu Hubertowi Kowalikowi za udostępnienie przekładów

                                                                        

                                                                                   

 

 

asana w wyk. Marii Pieniążek – foto Grażyna Sosenko

www.logonia.org