Leon Zawadzki
O szaleństwie astrologa
Astrologiem być…
Zanim Urania powierzy nam tajemnice warsztatu, Wyrocznia powie, że zaiste szaleństwem jest wyruszać w drogę, na której ustawiono cztery drogowskazy i wszystkie prowadzą w tym samym kierunku.
Po pierwsze, należy się odważyć. Po prostu. Dlaczego? Ponieważ ta robota wymaga nieustraszoności wobec zastanych i nawykowych sposobów przekazu wiedzy, szczególnie w naszym społeczeństwie. Następnie, wymaga ona rezygnacji z różnorakich zwyczajów i obyczajów, obowiązujących w tym społeczeństwie w procesie przekazywania wiedzy. Wymaga, aby uważnie obserwować fakt, a człowiek, który jest uważnym obserwatorem faktu, zaczyna postrzegać inaczej niż jest to przyjęte w zwyczajowych sposobach reagowania i postępowania. Nawykowe sposoby postrzegania są zazwyczaj skutkiem mitów społecznych, różnorakich tabu, nakazów i zakazów, które kreują rzeczywistość pozorną.
Astrolog natomiast musi obserwować rzeczywistość taką, jaką ona jest. Dla astrologa pytanie: a co ja z tego będę miał? brzmi niedorzecznie. Kontemplując Wszechświat, astrolog wie, a jeśli nie wie, to się dowiaduje, że niczego ponadto ani on, ani ktokolwiek mieć nie będzie. A Wszechświat chyba jest wystarczającym stanem posiadania. Skoro wystarcza Panu Bogu, to dlaczego miałby nie wystarczać Kowalskiemu? Ale właśnie Kowalskiemu najczęściej nie wystarcza, tak mu się przynajmniej wydaje.
Tak oto, astrolog staje się Obserwatorem, co nieuchronnie prowadzi do postawienia sobie pytania: kim jestem, ja, który obserwuję Wszechświat? Dopóki astrolog nie odpowie sobie na to pytanie, dopóty Przeznaczenie pozostanie dla niego chaotycznym zbiorem wydarzeń losowych, a prognoza astrologiczna grą na loterii pt. trafił-nie-trafił…
Człowiek, który uważnie obserwuje, może się znaleźć w dziwnej sytuacji. Jego fascynacje nie wynikają bowiem z obyczajów i nawyków, do których otoczenie jest przyzwyczajone i wdrożone. Udziwnione postępowanie astrologa dotyczy zarówno sposobu traktowania samego siebie, jak i swoistego podejścia do percepcji zjawisk.
Uważna obserwacja zmienia funkcjonowanie człowieka w społeczności, dosłownie i bez przenośni. Astrolog, który poważnie traktuje swoją pracę, jest zazwyczaj postrzegany jako szaleniec. O wiele prościej i bezpieczniej jest wysmażać artykuły, prognozy, a nawet całe czasopisma astro, w których gwiazdy mówią coś do nas z żenującym przymrużeniem oka. Albo ukryć lenistwo poznawcze za fasadą w pseudonaukowe wzorki i mnożyć rozważania zapełnione pożyczoną terminologią, którą i tak trzeba będzie zwrócić…
Astrolog, który podejmuje wyzwanie i uporczywie trzyma się podstawowych reguł przyzwoitego postępowania w procesie poznawczym, zaczyna w pewnym momencie czuć się dziwnie. Na samym początku może jeszcze mieć złudzenia co do swojej inności, czuje się ważny i wyróżniony z szarego tłumu zwykłych zjadaczy chleba. Ale nieuchronnie nadchodzi czas, gdy poczuje się samotny, niezrozumiany i poniesie swój garb okryty płaszczem, na którym fantazjujący normalni namalują dziwaczne znaki, aby każdy mógł rozpoznać nawiedzonego.
A jeśli jeszcze będzie na tyle szalony, by wszystkich bez wyjątku powiadamiać o swoich odkryciach, to bardzo szybko może znaleźć się na marginesie życia rodzinnego, społecznego, parafialnego, partyjnego, itd. Jeżeli będzie praktykował uważną obserwację, a tu, masz ci babo placek, zakocha się, bo astrolog też ma hormony, to naturalny bieg wydarzeń może go zaprowadzić w przysłowiowe maliny. Okazać się bowiem może, i najczęściej tak właśnie jest, że dama, budząca w nim porywy krwi, ma zupełnie inną skalę wartości, odmienne potrzeby i zupełnie inaczej ustawiony cel w życiu doczesnym, niż nasz nieszczęsny gwiaździarz. Jeśli będzie na tej astrologii dobrze zarabiał, to może sobie jakoś poradzi… Ale, jak wiadomo, bywają poeci genialni i biedni jak święty turecki, a bywają literaci wierszujący jakieś ćwierćprawdy za pełnowartościowe banknoty.
Problem jednak jest o wiele poważniejszy, niżby to z naszych żartów wynikało. Trudno bowiem jest astrologowi żyć na co dzień z jakąś babą, która liczyć umie, ale nic nie rozumie. A tu na dodatek teściowie, szwagrowie, stryjenki, spotkania i uroczystości rodzinne, a tam leżą niedokończone obliczenia, nie przeczytane pisma fachowe, komputer się grzeje, redakcja ostatnich odkryć zawisła w próżni, wytworzonej przez gadatliwych ziomków, w dodatku nie ukrywających zadziwienia, że – …on w to wszystko wierzy, no, chociaż dobrze, że na życie zarabia. A co, jeśli nie zarabiasz na rozkosze cywilizacji, które są prawdziwym marzeniem i zarazem sztuczną potrzebą twoich bliskich? A jak wytłumaczysz, że twoja praca niewiele ma wspólnego z sakramentalnym wierzy-nie-wierzy, ponieważ nie ma potrzeby wierzyć w to, co się widzi i rozumie.
Porywy namiętności, owszem, bywają i są naturalne, w swoim czasie i na swoim miejscu. Jeśli będziesz pamiętać, że uderzenia krwi do głowy i praca hormonów po prostu zaciemniają prawdziwe przyczyny zjawisk, a zwłaszcza ich skutkowanie, to masz szansę dowiedzieć się co nieco o obiegu energii w przyrodzie. A jeśli chcesz być astrologiem, to wybierasz się w daleką drogę, na której dowiesz się, że prawdziwe przyczyny zjawisk są ustopniowane aż do kresu, jak mówi Mistrz.
Tak więc odważyć się, to znaczy ośmielać się wnikać w istotne, prawdziwe przyczyny zjawisk, a to jest niezbyt chętnie widziane w społeczności, która żyje w sposób mechaniczny, zajęta wyłącznie odreagowywaniem na bodziec.
Badanie istotnej przyczyny zjawisk otwiera przed dociekliwym adeptem astrologii zupełnie inną przestrzeń, niż utarte ścieżki od takiej do siakiej reakcji psychofizycznej. I w tej przestrzeni człowiek może znaleźć się sam, i tak też zazwyczaj się dzieje. A wtedy człowiek, bo astrolog też jest człowiekiem, zaczyna poszukiwać tych, którzy widzą mniej więcej tak samo, bądź tych, którzy razem z nim usiłują się dowiedzieć: o co tutaj, na tej Ziemi, tak naprawdę chodzi.
Zaprawdę, warto to wziąć pod uwagę. Zlekceważenie uwarunkowań prozaicznej codzienności, bądź beztroskie jakoś to będzie, są dla zwyczajnego zjadacza chleba najczęściej wstępem do cierpiętnictwa, w gderanie nikt-mnie-nie-rozumie, ale jakoś-żyć-trzeba, a w gorszym przypadku patologii, dewiacji, ucieczki w alkoholizm (oj, zdarza się, zdarza!). Dla astrologa zaś taka postawa jest po prostu nie do przyjęcia, chociaż zauważyłem tu i ówdzie astrologów na cyku. Widocznie zegar kosmiczny coś nie tak w nich cyka.
Zadziwiające jest to, że człowiekowi nie łatwo jest tkwić w mechanicznym życiu, ale równie trudno jest mu od takowego się uwalniać. No cóż, jakoś tę trudność trzeba pokonać. I okazuje się, że jeśli się naprawdę zdecydowałeś, to nim się obejrzysz, a już jesteś Wędrowcem podążającym drogą Szaleńca.
To szaleństwo wymaga takiej pracy z samym sobą, jakiej próżno by szukać w naszych nawykach i przyzwyczajeniach. Dotyczy to mocy stwórczej na wszystkich poziomach jej przejawiania się.
W szkołach ezoterycznych aktywizacja ośrodków mocy twórczej ujęta jest w karby dyscypliny poznawczej. Metodologie takiej pracy mogą być różne, ale wszystkie, w gruncie rzeczy, opierają się na tej samej podstawie.
Człowieka, który zmierza ku szaleństwu poznania, musi pracować inaczej, niż człowiek, który troszczy się wyłącznie o przeżycie. Mówiąc obrazowo i w skrócie, energia Szalonego Wędrowca winna pracować tak, aby zapalić Lampę Umysłu, gdyż kto jak kto, ale Wędrowiec musi oświetlić sobie drogę.
A Lampa Umysłu świecić będzie w ciemnościach. Co wtedy? Ano, w powszechnych ciemnościach natychmiast zlatują się wszelakie ćmy i muszki, głodne duchy, syte pokraki, upadłe anioły, duszki przeczenia, dziwożony, rusałki, południce, żarłoczne strzygi, demony i demonki, no i oczywiście czarownice, dobrze jeśli tylko na miotłach. I to jest sytuacja, która wymaga doprawdy odwagi, ba, nieustraszoności. Przyda się też poczucie humoru i szczypta autoironii. No cóż, zapalając lampę swojego umysłu w powszechnych ciemnościach, po prostu stajecie się widoczni.
W górnej i durnej młodości można się nabrać na piękne powiedzenie, że jeśli ktoś zapalił swoje światło w ciemnościach, to doprawdy nie zostanie nie zauważony. Jest się niebywale zachwyconym, że można zapalić jakieś światło i wtedy ktoś nas zauważy… Warto może przypomnieć ostrzeżenie, które przekazał Henry Miller: Pokaż im, jaki jesteś naprawdę, a rozerwą cię na strzępy. O czym marzy młody człowiek, zwłaszcza jak ma ambicję? Chce być zauważony, więc zaczyna usilnie pracować, wprawiając w ruch dynamo, które tłoczy energię jak trzeba i gdzie trzeba. Owszem, zapala się światło umysłu, no i mogą go zauważyć! W końcu może on dojść do wniosku, że swoje myśli i zamiary lepiej trzymać w szufladzie, gdzie jest ciemno, co nie znaczy, że bezpiecznie.
Astrolog potrafi skierować światło swojego umysłu, aby właściciel horoskopu mógł przeczytać karty zapisane tylko dla niego. Horoskop, tę jedną kartkę papieru, można opisać w kilku tomach opowieści. A gdy ktoś przychodzi, to otwieramy tę jego księgę i mówimy: Tu, czytaj, jest zapisane. I zdarza się, że człowiek czyta, a potem ma do astrologa pretensje. To tak, jakby mieć pretensje do lampy za to, że oświetla tekst, który Czytelnikowi jakoś nie bardzo się podoba.
Odważyć się, dla astrologa oznacza także – być bezosobowym. Nie przesłaniać, czyli nie rzucać, nie projektować sobą, swoją osobą jakiegokolwiek cienia. Czy jest to w ogóle możliwe? Tak, przy odpowiednim treningu i dyscyplinie ćwiczebnej. Jeżeli wchodzisz w relację z kimś, kto w świetle twojego skupienia czyta bądź słyszy o samym sobie, to najlepiej będzie, gdy zadbasz o to, aby jakikolwiek osobowy cień nie padł na karty tej relacji. I taką moc skupienia, która uruchamia światło poznania, można osiągnąć wyłącznie przez zdyscyplinowaną praktykę poznawczą. Stan Lampy Umysłu nie pojawia się tylko dlatego, że tego się chce.
Na tej drodze jest trudno, ale nie musi być ponuro i samotnie, gdyż na świecie jest wielu podobnych szaleńców, chociaż nie każdy z nich musi być astrologiem. Szaleniec może uczyć się w miłym gronie innych szaleńców i nawet w tym gronie pracować.
Moja uczennica, która posiada wszelkie cnoty poczciwego Szalen ca, zachorowała. Udała się po poradę do klasztoru. Zakonnik- lekarz, który ją przyjął, usłyszał od niej samej, że praktykuje ona jogę. Powiedział: Pani jest sługą Szatana, więc nic dziwnego, że pani jest chora. Pani nie jest potrzebny lekarz, pani jest potrzebny egzorcysta. Ta młoda niewiasta przyszła do mnie i powtórzyła to, co słyszała na własne uszy. Powiedziałem: – Nie martwię się o ciebie, damy sobie radę. Martwię się o tego zakonnika. Trudno mu będzie uzyskać przebaczenie, albowiem wie, co czyni. Joga klasyczna jest bowiem najlepiej uporządkowanym systemem ćwiczebnej praktyki zapalania Lampy Umysłu. A jeśli chodzi o tego lekarza? Łuczywo musiało bardzo kopcić, kiedy uczył się czytać…
Odważyć się, ho, ho! Wydawać by się mogło, że wystarczy pokonać, przekroczyć, rozpuścić lęk przed śmiercią. To prawda, bez tego nie ma nieustraszoności. Jeśli jednak człowiek chce naprawdę przekroczyć granicę życia i śmierci, to musi przestać bać się również samego życia, a to już zadanie o wiele trudniejsze. Śmierć jest dla człowieka czymś mało znanym, ponieważ wydaje mu się, że żyje. A ponieważ wydaje mu się, że żyje, więc wydaje mu się, że umrze. Wiedzieć, że się żyje i że śmierci nie ma, jest przywilejem bogów. Ale wiedzieć, że życie i śmierć są tym samym, a ich niezróżnicowany stan tożsamości istnieje, to zaiste wymaga szaleństwa.
Czasami myślę, że Bóg, tworząc Wszechświat i człowieka, musiał być zaiste szalony.
Druga zasada brzmi bardziej swojsko: poznawać. Ludzie najczęściej nie chcą poznawać, bo wydaje im się, że coś już wiedzą. Coś wiedzieć to taki dziwny stan, który się osiąga i w którym się… pozostaje. Taka postawa nieuchronnie zapowiada stagnację, a ta, wcześniej czy później, prowadzi do otępienia i choroby. Astrolog, który jest chory, będzie miał zapewne poważne trudności z percepcją, ale może od biedy dawać sobie radę, natomiast astrolog otępiały to szczególny gatunek zaćmienia umysłu. Nauką i pieniędzmi drudzy się bogacą, / Mądrość sam sobie własną musisz zdobyć pracą. [Adam Mickiewicz].
Jeśli usłuchać rady Wieszcza, to wniosek staje się oczywisty: poznawać jest procesem. Jest to proces twórczy, ustopniowany aż do kresu.
Poznanie prowadzi do wiedzy, zaś wiedza astrologa musi wynikać ze źródeł nauk ścisłych i winna stosować się do złotych reguł logicznego wnioskowania. Dlatego też wiedza musi mieć swoje przełożenie konkretne. W przeciwnym razie nie jest wiedzą, lecz pokostem uczoności.
Wiedza o jakiejś czynności jeszcze wcale nie oznacza, że człowiek umie tę czynność dobrze wykonać. Istnieje wiedza o wyzwoleniu, zbawieniu, a przecież sama informacja nie wystarczy, więc wiedza ta musi być zastosowana na konkretnych stopniach procesu poznawczego, w konkretnej praktyce ćwiczebnej. To samo dotyczy astrologii.
W poważnych szkołach wszelaki proces poznania ujęty jest w karby dyscypliny poznawczej. Zborna i sensowna praca ćwiczebna ciała i umysłu daje szansę na osiągnięcie celu.
Nie wystarczy jednak zgromadzić wiedzę, należy jeszcze wiedzieć, do czego i jak mamy ją spożytkować. Tylko praktyk może takiego przekazu dokonać, gdyż tylko doświadczenie pozwala widzieć To.
Jak na razie, dostrzec można wielu ludzi skrzętnie gromadzących wiedzę o astrologii, którzy, zamiast sposobić się do jej praktykowania, nieco przedwcześnie przyjmują na siebie ciężar odpowiedzialności za jej uprawianie. A przecież w astrologii profesjonalnej nie wystarczy wiedzieć o czymś, ale trzeba umieć praktycznie podjąć konkretne decyzje o wnioskowaniu i konsekwentnie przyjąć odpowiedzialność za werdykt.
Jeśli ktoś chce być astrologiem i zwraca się do mnie ze swoimi wątpliwościami, to nim popatrzę w jego horoskop, zapytuję czy gotów jest przyjąć odpowiedzialność za swoje własne życie i swoją własną śmierć? Czyż bowiem człowiek, który ma problemy z odpowiedzialnością za własny żywot i własne umieranie, może podjąć odpowiedzialność za odczytanie werdyktu dotyczącego czyjegoś życia i umierania?
Proszę o zrozumienie: astrolog nie przyjmuje i nie może przyjąć odpowiedzialności za czyjeś życie, ale musi być gotów, aby podjąć odpowiedzialność za werdykt, który przekazuje w świetle bezosobowej wiedzy, nie rzucając cienia własnych upodoban na żywot właściciela horoskopu.
Postawa astrologa profesjonalnego wygląda mniej więcej tak: mogę Ci to powiedzieć, ponieważ widzę i rozumiem. Ty zaś zrobisz z tym werdyktem co będziesz chciał(a); ale ja tak to postrzegam i przekazuję.
Astrolog musi więc zacząć … od siebie. Najpierw winien on ustalić werdykt wobec samego siebie, najlepiej korzystając przy tym z pomocy swojego Mistrza. Astrolog winien być pewnym, do czego, zgodnie ze swoim przeznaczeniem, jest powołany. Jeżeli człowiek nie jest pewien, co sam będzie robił w swoim własnym życiu, to niewątpliwie lepiej i zdrowiej będzie zostawić astrologię w spokoju. Z takiej powściągliwości jednego człowieka wielu ludzi odniesie niewątpliwe korzyści.
Astrolog winien się wystrzegać trzech błędów, a po prawdzie mówiąc, takich oto grzechów głównych: pomyłek przy podejmowaniu werdyktów; zwodzenia; a po trzecie niweczenia tego, co jest w człowieku najpiękniejsze, a mianowicie miłości, która poprzez niego łączy Niebo z Ziemią.
Proces poznawania prowadzi konsekwentnie do wiedzy praktycznej, a więc do tego jak się to robi. Tak powstają przesłanki do utworzenia warsztatu profesjonalnego. Cześć i chwała tym, którzy dotarli na najwyższe szczyty, jak i tym, którzy na tej drodze polegli.
Aby na tej drodze dotrzeć do celu, dobrze będzie podporządkować się. Komu? Nie ma obawy, astrologia nie jest sektą i nie ma liderów. A więc raczej czemu należy się podporządkować? Zapewne tej cichej, ledwie słyszalnej nucie, która brzmi we wnętrzu i śpiewnie akompaniuje poecie do słów: Ja-m jest Pieśnią. O Tobie. [Gall Anonim XX]. To ten ledwie słyszalny głos, który cichutko śpiewa o doskonałości..
Cóż to za rozkosz, kiedy wiesz, co masz do zrobienia, a czego robić już nie musisz! Wtedy też pojawia się stan naturalnego skupienia na wybranym obiekcie poznania. Milknie zgiełk wątpliwości, ustępuje natłok niepotrzebnych myśli. Możesz w milczeniu kontemplować miłość swojego życia. Ramakriszna powiedział: Pszczoła brzęczy, dopóki lata wokół kielicha kwiatu, ale kiedy już wejdzie do środka i pije nektar, milknie.
Obserwując autentycznych astrologów, tych z łaski Bożej, mogłem się przekonać, że są oni ludźmi, którzy dotarli do źródła swojej miłości i już nie muszą o nią zabiegać. Ich skupienie było pełne milczenia, a ich słowa milczeniu nie przeczyły. W ich wypowiedziach nie było żadnego gwaru, paplaniny, harmidru, zwodniczej frazeologii. Wyraźnie dominowało skupienie, którego widomym objawem jest głębia milczenia. Mówię jest, ponieważ milczą nadal, chociaż już umarli, a to milczenie towarzyszy mi i wspiera, gdy gwar gazetowej paplaniny zdaje się przeczyć milczeniu gwiazd.
Skupienie jest szczególnym rodzajem cnoty, która pojawia się na skutek kultywowania odwagi, poznania i wiedzy. W skupieniu astrolog odśpiewuje swoją pieśń dla Najwyższego. Śpiewa ją w milczeniu, w którym doświadcza ekstazy medytacyjnej. Doświadcza miłości, która jest jak płomień, co nie parzy.
Człowiek, który z głębi milczenia potrafi wyprowadzić słowo i pozwolić mu, aby z powrotem wpłynęło w milczenie, tylko taki człowiek ma naprawdę coś do powiedzenia. Milczenie możliwe jest tylko wówczas, gdy wiem, że słowo nie należy do mnie. Ono nie jest moją własnością. Albowiem słowo będzie zełgane człowiekowi, jeśli Bogu zostanie skradzione (Gall Anonim XX).
Słowo jest najsubtelniejszym misterium, jakie może dokonać się między nami, ludźmi. Milczenie, które jest kształtem Boga, wyłania z siebie słowo i przyjmuje je na powrót w siebie. Astrolog winien słowo traktować bardzo poważnie. Może on używać wszelkich słów; wzniosłych, prostych, zwyczajnych, nawet pospolitych. Ale musi to być słowo, które wytryskuje w konkretnym momencie i osiąga konkretny cel. Musi być w zgodzie z wewnętrznym widzeniem, a prawdziwe widzenie możliwe jest tylko w głębi milczenia. Tylko tak może on bronić godności profesjonalnej roboty.
A bez tej godności nie ma profesjonalizm. To widać od razu, na pierwszy rzut oka i od pierwszego dźwięku dla ucha. Dufny ignorant nie wie, co to jest milczenie astrologii świątynnej.
Astrolog winien być skromny, jak fiołek w trawie.
Odważyć się, poznawać, wejść w skupienie i zachować wewnętrzne milczenie – te cztery podstawowe zasady są jak cztery fazy oddechu. Milczenie jest fazą ostatnią. Jest to faza po wydechu i zatrzymaniu. Spróbuj zrobić pełny wydech i coś powiedzieć – nie dasz rady, musisz pobrać choć trochę powietrza. Odważyć się, czyli wciągnąć powietrze.
A cóż zrobiliśmy, rodząc się? Wzięliśmy pierwszy wdech, byliśmy tak odważni. Pobraliśmy energię. No i jakoś nie możemy przestać. Co się dzieje po wdechu? Powinno nastąpić zatrzymanie, jeśli oddychamy normalnie. W tej fazie gromadzimy energię. Myśl nie może się ruszyć, zawisła jak Romeo na sznurowej drabinie. I oto wydech, następuje faza rozprowadzania, w której strumień energii zostaje ukierunkowany ku zasilaniu organizmu. I teraz faza, dla większości ludzi niezwykle trudna, ponownego zatrzymania po wydechu, faza powściągnięcia. Właśnie wtedy umierasz. I tak cyklicznie, aż do chwili, gdy nadejdzie dla organizmu powściągnięcie ostateczne. Reszta jest już wtedy tylko milczeniem.
Astrolog powinien wiedzieć, po co oddycha i do czego zmierza. Jeśli to rozpozna, to Wszechświat powierzy mu tajemnicę Wielkiego Oddechu.
Leon Zawadzki
www.logonia.org