Paul Brunton ILUMINACJA

Paul Brunton
ILUMINACJA
fragmenty
 
za The Mountain Path, 1993, vol. 30,
tłumaczenie Grażyna Jurkiewicz

W 1979 roku Paul Brunton powiedział do syna: „Moja ostateczna iluminacja spełniła się w1963 roku. To była eksplozja świadomości, jakby rozpadła się moja głowa. Stało się to podczas snu i w stanie pomiędzy jawą a snem, a prowadziło do najgłębszego spokoju, nie było już potrzeby, aby medytować. Te wersy z Bhagawadgity, że dla Wiedzącego dzień jest jak noc, a noc jak dzień, stały się dosłowną prawdą. I jest tak do dziś. To przyszło samo z siebie i zrozumiałem, że Boskość była zawsze ze mną i we mnie”.

 

Fragmenty pierwszego rozdziału książki Paul Brunton: A Personal View Kennetha Thurstona Hursta, syna Paula Bruntona.

* * *

Kiedy nastąpiło to doświadczenie, czułem się martwy i pusty wewnątrz. Nagle zostałem skonfrontowany z całkowicie nowym problemem, który spowodował ostre mentalne cierpienie przez około półtora dnia. Wydawało się, że nie ma drogi wyjścia. Rozpacz i pustka okryła moje serce. Zamęt i udręka. Wydawało się, że nie ma nikogo, do kogo mógłbym zwrócić się po pomoc czy radę, nie mogłem znaleźć rozwiązania wewnątrz siebie ani też siły, aby cokolwiek ze sobą zrobić.  Było niemożliwe powstrzymać się od płaczu i zatrzymać łzy, kiedy coraz głębiej pogrążałem się w ten ciemny stan. Stałem się nieświadomy swojego fizycznego otoczenia, zanurzając się w  mroczne myśli. Ludzie dookoła mnie wydawali się być jak puste łupiny. Nie czułem z nimi pokrewieństwa.

Nagle uświadomiłem sobie, że było to zgniatanie duszy przez nieznaną siłę, która była poza mną. Wtedy zacząłem się intensywnie modlić, czując się opuszczony, upokorzony, przerażony i zagubiony. Nie modliłem się o coś konkretnego a jedynie o pomoc w ogóle.
Straciłem poczucie upływającego czasu. Czułem się przygnieciony ziemską realnością i zdezorientowany myślą, że dotarłem do kresu swojej wytrzymałości. Wtedy zemdlałem. Chwile przed omdleniem wypełnione były niewyobrażalnym strachem. Wkrótce ocknąłem się. Malutki płomyk nadziei pojawił się w moim sercu. I zaczął rosnąć, i rosnąć. Moja pierwsza myśl była taka, że Bóg odpowiedział na moje modlitwy. Stopniowo zacząłem ponownie odczuwać bliskość w stosunku do ludzi, którzy byli koło mnie, większą niż kiedykolwiek.. Kilka godzin później otucha znowu zaczęła wstępować w moje serce, poczułem się dojrzały i nowo narodzony. Wydawało się, że nadeszło oświecenie.

Potem przyszło uczucie harmonii i tożsamości z Bogiem. Wydawało mi się, że wiem i rozumiem to, czego nie rozumiałem wcześniej. Moje ego odeszło, a szczęście wzrastało z każdą chwilą. Czułem, że ta nowo odkryta wiara może prowadzić mnie przez wszystkie możliwe zdarzenia.

Wcześniej byłem kimś w rodzaju marzyciela i idealisty. Nastąpiła duża zmiana w mojej naturze i stałem się bardziej zrównoważony i praktyczny. Wcześniej nie lubiłem pewnych obowiązków, teraz to się zmieniło, wykonywałem je sprawnie i właściwie. Czułem, że mogę wiedzę wprawić w ruch. Nie potrzebowałem wymyślać, co powinienem powiedzieć lub zrobić, ale natychmiast i spontanicznie wypowiadałam się lub wykonywałem, cokolwiek pojawiło się w moim umyśle. I było to zawsze właściwe podejście do spraw, idealne podejście, jakkolwiek byłyby trywialne. To dawało poczucie absolutnej pewności.

Cały dzień czułem, że jestem w komunii z Bogiem, modliłem się do Niego, rozmawiałem z Nim, a On był stale ze mną, jako ukochany towarzysz, którego obecność tak wyraźnie odczuwałem. Momentami byłem tak pogrążony w tym uczuciu, że czułem, iż sam jestem Bogiem. Czułem, że prawdziwy ja jest nieśmiertelny.

Boska Rzeczywistość była bardzo bliska. W zasadzie wiedziałem, że to była moja prawdziwa esencja. Jeśli kiedykolwiek pojawiał się problem, wiedziałem, że wszystko, co muszę zrobić, aby go rozwiązać, to powiedzieć „Nie moja, lecz Twoja wola, Panie, niech się stanie”. Sprawdzało się to nieodmiennie, przy zachowaniu odpowiedniej cierpliwości. W czasie iluminacji, jeśli postrzegałem cokolwiek niewłaściwego dookoła mnie i myślałem, że powinno to zostać skorygowane, w magiczny sposób tak się działo. Stawało się to w najróżniejszych sytuacjach, takich jak brak potrzebnych rzeczy, wtedy pojawiały się one w moim posiadaniu. W przypadku niezgody pomiędzy dwiema osobami, mogłem wlać w ich serca tyle miłości, że harmonia zostawała przywrócona.

Zewnętrzna osobowość, która była jak aktor na scenie, mogła wyrażać jakieś pragnienia, ale były one natychmiast poddawane wyższej woli i mogły zaistnieć faktycznie, jeśli były zgodne z Boską Wolą. Pomimo to wydawało się, że dostaję to, czego oczekuje (osobowość). Ale nie była przywiązana do rzeczy i była gotowa wyrzec się ich, jeśli nie były dozwolone przez Boską Wolę. Mimo że pojawiało się pragnienie związane z naturalnymi potrzebami, nie było ono przywiązane do obiektów, a zawsze podporządkowane Najwyższej Woli. Moim nadrzędnym pragnieniem było pozostawanie w harmonii i jedności z Bogiem. Niższe pragnienia zajmowały drugoplanowe miejsce. To samo dotyczyło moich doczesnych wymagań. Były zawsze spełnione. Na przykład, kiedy konieczna była wyprawa za granicę, a ja nie miałem akurat pieniędzy, w ostatnim momencie otrzymywałem je w darze, mimo że o to nie prosiłem. Czułem intuicyjnie, że każda potrzeba będzie zaspokojona. I była. Wewnętrznie odczuwałem i zewnętrznie potwierdzałem prawdę zawartą w Psalmie: „Pan jest mym pasterzem, nie brak mi niczego”.

Zwyczajny człowiek jest tak przywiązany do swoich pożądań, że nie jest w stanie otrzymać od Boga tego, czego pragnie. Za pomocą swego ego, ambicji, siły, koncentracji myśli i pożądań może jednak zaspokoić część swoich pragnień. Człowiek oświecony, wewnętrznie zaspokojony przez oddalenie od świata, który nie jest przywiązany do swoich pragnień, wolny od ambicji, jeśli stwierdza istnienie potrzeb zewnętrznych, otrzymuje od Boga ich zaspokojenie. Staje się tak jednak wtedy, kiedy człowiek w pełni i całkowicie oddaje się Bogu, co dzieje się podczas doświadczania oświecenia. Jego myśli, pragnienia, modlitwy czy słowa  osiągają moc realizacji, magicznie spełnianej, ponieważ odsunął siebie i pozwolił nieskończonej mocy działać w sobie. Odpowiedź na szczere modlitwy staje się możliwa, jeśli są one głęboko odczuwane i skoncentrowane jak przy medytacji, kiedy prosimy Boga, aby zabrał od nas ego albo uwolnił nas od fałszywej jaźni.

Słowo JA dźwięczało we mnie. Widziałem, że to jedyna realność, wszystko inne to iluzja. JA było w każdym człowieku, ale oni tego nie widzieli, utożsamiając je fałszywie z ciałem, intelektem, pragnieniami, co blokowało ich drogę do Ducha. JA JESTEM jest podstawą prawdy i istnienia całego uniwersum. Widziałem swoje ciało jako zwykła skorupę, podobnie jak ciała innych ludzi. Czułem się jak ptak, wolny od pragnień, nie przywiązany do czegokolwiek. Nie byłem ciałem i czułem się z tego powodu tak wolny, że wiedziałem, że nie mogę umrzeć. W prawdziwym JA zawsze będę żył dla Boga.

Wcześniej cierpiałem na nawracające problemy zdrowotne, w czasie iluminacji cieszyłem się perfekcyjnym zdrowiem i wspaniałą witalnością. Nie straciłem świadomości JA czy JA JESTEM. Towarzyszyła mi ciągle, w każdej godzinie dnia i we śnie, tak że byłem  jednocześnie w stanie snu i nie spałem. Odkryłem, że cztery godziny snu są wystarczające. Właściwie nie spałem, pozostając częściowo przytomny. JA  było świadome faktu, że moje ciało śpi.

Chociaż wniknąłem głęboko w moje istnienie i doświadczałem Wieczności, cały czas byłem też w stanie żyć na powierzchni swojej istoty i doświadczać czasu. Te dwa doznania współistniały ze sobą. Głęboko w sercu przebywałem w stanie wiecznego TERAZ. Byłem całkowicie wypełniony tym doznaniem i nie szukałem przyszłości, w której mógłbym osiągnąć większe szczęście. Kiedy patrzyłem na piękną scenę w Naturze, słuchałem cudownej muzyki, czy po prostu wykonywałem jakąś prozaiczną czynność, uczucie szczęścia pozostawało niezmienne. Żyłem całkowicie, wyraźnie i intensywnie w czasie teraźniejszym. Nie było przeszłości ani przyszłości, one zawierały się w teraźniejszości. To nie było zwyczajne, ludzkie Teraz, opierające się o przepływający czas. To miało jakość wieczności. To był nieporuszony spokój, a rzeczy, ludzie, zdarzenia przychodziły i odpływały z niego. Zrozumiałem, że upływ czasu jest iluzją, że wszystko, co przytrafiało się ego, nie dotykało Jaźni, która pozostawała taka sama. Patrząc na minione lata, wydaje mi się, że jestem cały czas w owym Teraz, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy go doświadczyłem. Tak jakby od tego momentu nic się nie wydarzyło.

To, co stało się z moim poczuciem czasu, stało się też z poczuciem miejsca. Po raz pierwszy od lat utraciłem dojmująca tęsknotę za powrotem do Indii, które do tego momentu wydawały się jedyną duchową ojczyzną.

W Świetle nie było zmagań czy strachu. Tutaj Natura pracowała chętnie ze swoim Bogiem. W moim sercu rósł potężny chór Alleluja Haendla. „Alleluja. Nasz Pan, Bóg wszechmocny, niech króluje po wieczność”. Moc Boga wzrastała poprzez moją istotę z taką siłą, że zrozumiałem, że wewnątrz mnie, w środku mojej istoty Bóg przebywał zawsze, wspaniały, silny, kochający, błogi. I kiedy rozejrzałem się wśród współtowarzyszy, zobaczyłem, że przebywa w głębi każdego z nich, niezmącony i spokojny. Jedynie oni nie byli tego świadomi, nie przebudzeni do Rzeczywistego. Ale był tam, władca po wieczność. Chciałem im powiedzieć: „Nie lękajcie się, bracia, ponieważ jesteśmy w Bogu, jesteśmy Bogiem, a z Nim jedynie pokój, moc i miłość. Bądźcie dzielni, to jest wasze dziedzictwo poznać Go pewnego dnia,  być Wolnym w świadomości Jego obecności, być pełni szczęścia i spokoju w Jego obejmujących ramionach. Zostaniecie wynagrodzeni za wszystkie cierpienia. Czuję wasz ból i smutki ale, słuchajcie, mówię wam, wewnątrz waszej jaźni jest tylko błogość i radość. Pewnego dnia poznacie prawdę, to jest nieuniknione Prawo”.

Moje kontakty z ludźmi także uległy wewnętrznej zmianie. Czułem niezależność od nich, bez przymusu ich uczuć i nawet obecności. Czułem się niezwiązany, nawet kochając moich znanych i nieznanych przyjaciół. To, co dawałem, było wolne od posesywności i daremnych tęsknot. Była to czysta forma miłości, a nie związana, jak w przypadku wielu ludzi. Nie było więc zależności od innych w osiągnięciu szczęścia. Szczęście powinno pochodzić z wewnętrznej harmonii i, jakkolwiek dobra jest miłość do jakiejś osoby lub z jej strony, jej strata nie powinna umniejszać wewnętrznego szczęścia. Miłość jest wyrazem harmonii. Nieskończona istota kocha w sposób nieskończony. Zakres, w którym możemy się do niej dostroić, powinniśmy przejawiać w naszych własnych relacjach. Ale taka miłość nie jest powszechna, to, co nazywamy „miłością”, jest dalekim i zniekształconym jej echem.

Czułem, że moja miłość do nich nie tylko nie zmniejszyła się, ale powiększyła. Wydaje się, że w niektórych ludziach istnieje lęk, że będą musieli zrezygnować z uczuć po wstąpieniu na drogę ducha. Prawda jest taka, że będą mogli przekazać o wiele więcej prawdziwej miłości, pochodzącej od wyższej jaźni. Byłem Miłością i nie było potrzeby aby starać się kochać wszystkich. Podobnie, podczas iluminacji odkryłem, że JA byłem podstawowym stanem wszystkich pozostałych cnót. Nie było potrzeby starania się o jakąś z nich. Zamiast poszukiwać ich, jedna po drugiej, wystarczy szukać oświecenia.

Wszystkie moje doświadczenia zaczęły układać się we wzór. Opuścił mnie lęk. Cały świat był przepełniony światłem. Kilka godzin później, w stanie pomiędzy snem i jawą, stałem się świadomy ogromnego kosmicznego doświadczenia, cały wszechświat wydawał się być włączony w ruch za sprawą dynamicznej siły i mocy stojącej za nią. Czułem, że cały wszechświat jest zjednoczoną całością, w której wszystko jest powiązane ze wszystkim, i ja sam jestem jego częścią. Mogłem zobaczyć, że wszystko, co mi się przytrafiało w poprzednich latach, było częścią niezwykłego planu i miało się tak właśnie wydarzyć. We wszystkim była przyczyna i znaczenie. Nawet słowa, które wypowiadałem ja czy inni, były częścią tego planu. Także ich myśli, uczucia, działania. Istnieje perfekcyjna harmonia i wzór pod układanką powierzchni świata. Jeśli części tej układanki znajdują się na właściwych dla siebie miejscach, ujawnia się ten harmonijny wzór. Świat i wszystko w nim jest kontrolowane przez niezmierzony powszechny Umysł. Każde działanie czy słowo jest zawarte w owym Umyśle lub Planie. W tym wspaniałym wzorze jest miejsce na wolna wolą, ale ostatecznie i ona jest poddana kontroli wielkiego Umysłu. Zarówno osoby, które wierzą całkowicie i jedynie w wolną wolę człowieka, uznając że niczego powyżej nie ma, jak i ci, którzy pozostając pasywnymi, wierzą, że istnieje jedynie wola Boga i nie ma możliwości zmiany życia, mają jednocześnie rację i jednocześnie się mylą. Także nie ma racji teoria mówiąca, że te dwie opcje współistnieją. Prawdziwe jest to, że jedna istnieje wewnątrz drugiej, na wzór okręgów. Nie jest tak, że Najwyższa Siła i nasza personalna wola są wspólnie odpowiedzialne za to, co zdarza się każdego dnia w naszym życiu. Ostatecznie jest jedynie Najwyższa Wola.

Cokolwiek postanowi dana osoba, jej osobista wolność wyboru mieści się w kosmicznym planie. Tak niezmierzony jest ten Plan, że jest w nim miejsce dla każdego możliwego wyboru. W tym sensie wolna wola istnieje. Determinacja istnieje także, ale zawiera się w poprzedniej formie, jak mały okrąg zawarty w dużym. Zarówno indyjscy fataliści jak i zachodni indywidualiści są wyrazem Boskiego Planu, Uniwersalny Umysł używa ich, tak jak innych swoich narzędzi. Niezależnie czy ludzie są dobrzy czy źli, religijni czy ateistyczni, myślący czy ignoranci, wszyscy oni są tacy, jacy powinni być w kosmicznym planie. Każdy wzrasta duchowo i wzrasta przez doświadczenia. Wzrost wewnętrzny jest Prawem.

Są dwa poziomy, z których można odnosić się do koncepcji wolnej woli. Z poziomu oświecenia każde okoliczności są predefiniowane. Każda najmniejsza czy największa rzecz – jak skrawek papieru czy obracająca się planeta – jest w miejscu dla niej przewidzianym. Nawet „diabeł” jest ostatecznie częścią Wielkiego Planu. Wszystko porusza się i działa zgodnie z planem najwyższego Stwórcy.

Nie czułem przymusu, aby uczyć, głosić kazania, czy pobudzać innych, opowiadać, co widziałem podczas iluminacji. Byłem Świadkiem, prowadzącym zwykłe życie. W moim oświeceniu nie było pragnienia nauczania i budzenia innych. A to dlatego, iż czułem, że wszystko jest na właściwym miejscu, wszystko wypełnia wolę Boga, każda osoba była na swoim właściwym miejscu w ewolucji i nie mogła być na innym. Każda osoba jest w miejscu, które jej przynależy w określonym czasie, niezależnie czy lubi to miejsce, czy nie. Przez „miejsce” rozumie się nie tylko fizyczne otoczenie, ale i międzyludzkie relacje, które odnoszą się do środowiska i warunków mentalnych, które w nim działają. Przez „czas” rozumie się, że każde zdarzenie wydaje się predefiniowane  i nie może się wydarzyć, dopóki nie nadejdzie właściwa godzina, jak to ustalono wolą Boga. Każde stworzenie, osoba, przypadek i wydarzenie wpisuje się we wzór w prawidłowym dla siebie miejscu…

Kosmiczna Wizja odsłania prawdziwe znaczenie wolności i przeznaczenia, pokazuje jak iluzoryczne są wyobrażenia o wolnej woli, jakie mamy. Opis Kosmicznej Wizji Ardżuny w Bhagawadgicie jest perfekcyjny. Świat jest tam opisany jak toczące się koło, które porusza boska siła. Każda ludzka istota jest na tym kole, obracająca się serią niezliczonych wcieleń. Cokolwiek wybierze i tak będzie się obracać wraz z innymi, ten nadrzędny fakt będzie ograniczał jej personalną wolność. Zrozumiałem doskonale stwierdzenie z Bhagawadgity, że Bóg jest prawdziwym zarządca, a my jesteśmy aktorami w  boskim dramacie, że ci, którzy mają przeznaczone umrzeć w bitwie, są już martwi, a ci, którzy mają przeznaczone ich uśmiercać, są instrumentami do osiągnięcia tego celu. Zrozumiałem też całkowite podporządkowanie się Muhammeda woli Boga.

Wzór świata jest predefiniowany w tym sensie, że jest jak napisana sztuka. Autorem sztuki jest Bóg. Każdy z nas ma przypisaną rolę. Każdy musi ją zagrać. Nie ma wolnej woli, aby ją odrzucić albo zagrać w innej części. Ponieważ jest efektem tego, co zdarzyło się do tej pory, to, co ma zrobić na scenie, jest logiczną konsekwencją tego, kim jest. Każda osoba wydaje się odgrywać przypisaną rolę, mówiąc i robiąc, co przeznaczone. Nawet jeśli wydawało się, że jestem aktorem na zewnątrz, w istocie wewnętrznie byłem świadomy tego, co się zdarza, stąd grałem rolę obserwatora. Patrzyłem na ego jak na coś oddzielnego ode mnie, albo jak na rodzaj marionetki, którą manipulowałem. Wszyscy inni ludzie wglądali dla mnie również jak marionetki,  chociaż widziałem, że nie są świadomi najwyższej jaźni, która nimi manipuluje. Podczas gdy ja byłem i mogłem rozumieć proces i cel tego, co zachodziło na zewnątrz mojej jaźni.

Każdy musi przebyć swoją drogę. Każde zdarzenie jest predefiniowane, tak przez przeszłość jak i Plan. Także wolność wyboru jest pozorna. Dla bieżącego wyboru sama jest zdefiniowana. Nawet nasze słabości i błędy doprowadzają nas do zdefiniowanych wydarzeń. Nie ma niczego złego, diabolicznego, wszystko wnosi wkład do ostatecznego dobra. Nawet to, co wydaje się złe, będzie zmienione w dobro, dzięki niezliczonej ilości reakcji łańcuchowych, które dotkną wielu ludzi, nam nawet nieznanych.

Byłem pod wrażeniem tego Łańcucha Przyczyn. Każda część wnosi wkład do całości, na którą  wpływają niezliczone implikacje cząstkowe. Wpływamy nie tylko na tych, z którymi mamy bezpośredni kontakt, ale i na tych, którzy są od nas odlegli i z nami nie powiązani. Są niewidzialne połączenia człowieka z Naturą, człowieka z jego przeznaczeniem, człowieka z człowiekiem. Miałem silne odczucie bycia zaplanowaną częścią wzoru w tym ogromnym, prawie nieskończonym systemie świata, który jest tak skomplikowany. Wszystko, co miałem zrobić, to wypełnić moje istnienie jako ta mała część, odrzucając lub ignorując personalne odczucia. Przez to pojedyncze, wszechstronne wejrzenie wszystko zostało wyjaśnione. Widzę życie człowieka, zwłaszcza swoje, w tym nowym świetle.