Maurycy Frydman

Maurycy Frydman – Swami Bharatananda (1901-1976)
z cyklu WęDROWCY DUCHA

Jnani, karmajogin, współtwórca Biblioteki Polsko-Indyjskiej, edytor i wydawca, działacz społeczny, inżynier-wynalazca

Doświadczenie całego mojego życia nauczyło mnie jednego: szukać prawdy w miłości bliźniego i miłości w prawdzie. Gdy prawda i miłość w jedno są złączone, stają się energią, która świat przemienić zdoła.

Dla mnie prawda nie jest jedynie zbiorem informacji o materii czy energii. Prawda nie jest zawartością pamięci czy bibliografii, nie jest permutacją i kombinacją słów. Jest zasadniczo stanem bytu i świadomości, wyrażającym się w spontanicznym czynie. Cechuje ją mądrość i dobroć, nie wiedza ścisła. Drzwi do Prawdy otwiera nie mózg, a serce rozumiejące i współczujące.

Maurycy Frydman urodził się w Warszawie w 1901 roku, w ubogiej rodzinie żydowskiej. W stolicy ukończył gimnazjum i studia politechniczne. Już w czasie studiów zetknął się z teozofią i działaczami tego ruchu w Polsce. Krótki, lecz ważny okres w jego polskim życiorysie, to kontakt z chrześcijaństwem i pobyt w klasztorze.
W 1929 r. wyjechał do Paryża, gdzie kontynuował rozpoczęte w Polsce badania w dziedzinie elektrotechniki. Plonem jego pracy wynalazczej było ponad sto patentów. Zaproszony do Indii w celu zorganizowania fabryki sprzętu elektrotechnicznego, opuścił w 1933 r. Francję i osiadł w Bangalore. Kierowana przez niego fabryka rozwinęła się w duże zakłady, które istnieją do dzisiaj jako Mysore Electrical Industries.

W 1934 roku zetknął się w Tiruvannamalai ze Śri Ramaną Mahrshi. O okolicznościach tego spotkania i pobytu w aśramie tak sam mówił w rozmowie z Magdaleną Jasińską:

«Tak się dziwnie złożyło, że z Europy, z Francji, gdzie byłem trzy lata, przyjechałem do Indii. Zabrałem ze sobą moją narzeczoną, młodą wdowę z dwiema córkami. Bardzośmy się kochali, ale ona w trzy miesiące po przyjeździe umarła na tyfus. Tak więc zostałem sam. Dzieci wyjechały. I to było jakieś dwa miesiące po jej śmierci. Czytam sobie książkę „Self-realization” napisaną przez jakiegoś swamiego. I nic nie rozumiem, bo było to nie w stylu Annie Besant czy Leadbeatera. Nic nie mogłem z tego pojąć. Inne terminy, cała atmosfera była inna. Te fotografie w książce były takie rozmazane. Wszyscy wyglądali jak małpy, łącznie z Maharshim. Więc odłożyłem tę książkę. Potem jechałem kiedyś z Madrasu do Bangalore, gdzie pracowałem. Była noc, lecz nagle budzę się, wyglądam przez okno i widzę tablicę z nazwą stacji „Katpadi”. I nagle strzela mi do głowy, że wysiada się w Katpadi, żeby do Tiruvannamalai dojechać. Zupełnie automatycznie, śpiący, rozczochrany, wyrzucam na peron nie zwinięty mój materacyk, niedomkniętą walizkę i wysiadam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Podszedł jakiś tragarz, pomógł mi zebrać rzeczy i zapytał, gdzie chcę jechać, czy do Tiruvannamalai. Dałem mu pieniądze, a on poszedł i kupił mi bilet. Ten pociąg odjeżdżał dopiero o czwartej rano. Po dwóch godzinach jazdy zatrzymał się w Tiruvannamalai (maleńka stacyjka gdzieś w drodze na południu Indii). Wysiadam. Łapie mnie dorożkarz (dwukołowe dorożki były takie) i pyta, gdzie ma mnie wieźć. Naprawdę nie wiedziałem, co powiedzieć, tylko patrzyłem na niego. To on mówi: „Swami?”. A ja przytakuję: „Swami”. Wsiadłem do tej dorożki i dojechałem do aśramy. Wysiadam i nie wiem, co będzie dalej. Ale podchodzi do mnie jakiś Hindus z olbrzymim brzuchem i pyta mnie, kogo chcę zobaczyć, czy chcę zobaczyć Bhagavana. Nie wiedziałem, kto to jest Bhagavan. Zdawałem sobie sprawę, że chodzi o osobę, ale nie wiedziałem, kogo mam zobaczyć. I powiedziałem :”tak”. Na wszystko potakiwałem. Wprowadzono mnie do sali, gdzie na kanapie siedział bardzo miły pan, prawie nagi, miał tylko opaskę dookoła bioder, który na mnie popatrzył i ja na niego popatrzyłem. Żadnych reakcji nie było. Stałem tylko oszołomiony. Ale że byłem w butach, to ten tłusty Hindus, który mnie wprowadził, rozgniewał się na mnie: „Jak ty śmiałeś w butach stanąć przed obliczem Bhagavana?”. To ja mu na to: „A dlaczegoś mi o tym nie powiedział?”. On mnie prędko wyprowadził do innej sali i pokazał mi miejsce na macie, gdzie mogę się położyć i poszedł sobie.
Rozpakowałem się, wykapałem, przebrałem w moje zgrzebne koszule i znowu stanąłem przed Maharshim. Zapytał mnie od razu, czy jadłem śniadanie. Odpowiedziałem, że nie. Pokazano mi gdzie iść i dano mi do jedzenia ryżowe placki. Kiedy wróciłem do Maharshiego, przeglądał jakąś angielską gazetę. Siadłem w pobliżu. Gapię się i zupełnie nie wiem, czego się spodziewać. Nagle zauważyłem, że z moim umysłem dzieje się coś niezwykłego, czego dotychczas nie doznawałem: mój umysł zastygł. Nie, nie powiem, żeby zniknął, ale zastygł, zamroził się. Był jak zamrożone masło. Albo lepiej można powiedzieć: umysł przestał płynąć, jak zamarznięta rzeka. Ja tak patrzę na ten swój umysł i dziwię się, co się stało, że żadna myśl nie przychodzi mi do głowy, tylko jest jak zamarznięta rzeka. To było niesamowite. Nie przeraziłem się, ale to wszystko było jakieś niezwykłe. Potem wstałem i wyszedłem do ogrodu. Był tam ogród owocowy: kokosy, mango, były też kwiaty i trochę warzyw (…) I później znowu poszedłem do Maharshiego. Siadam i znów zaczyna się to samo: mózg mi zastyga. A Maharshi coś sobie czyta, przegląda i zupełnie nie zwraca na mnie uwagi. Kiedy wyszedłem stamtąd, zacząłem innych pytać, bo bardzo mnie zaintrygowało, dlaczego w obecności Maharshiego moja myśl nieruchomieje, a poza tą salą jestem normalny. Zacząłem wypytywać, co oni tu robią, kim jest ten pan, co robi i po trochu, po trochu wtajemniczali mnie w teorię i praktykę adwajty.
Byłem pojętnym uczniem, więc po kilku miesiącach stałem się w tym biegły, ku wielkiej radości Maharshiego. Do tego doszło, że jak trzeba było komuś wytłumaczyć, to odsyłał go do mnie. Ale zazwyczaj, jak Maharshi do mnie mówił, to mówił po swojemu, po tamilsku i ktoś mi tłumaczył.
I tak upłynęły cztery lata mojego tam pobytu, a pięć lat pobytu w Bangalore. To był bardzo szczęśliwy okres. Jak przyjechała Wanda (Dynowska), to ją też tam zaprowadziłem. Ona także rozkochała się w Maharshim. I potem przebywaliśmy tam razem. Ja w tym czasie mieszkałem i pracowałem w Bangalore, skąd do aśramy jest tylko niecała noc drogi koleją. Jak o dziewiątej wieczorem wyjeżdżałem, to o szóstej rano już byłem w Tiruvannamalai. I jeździłem tam sobie, kiedy chciałem (byłem wtedy dyrektorem fabryki w Bangalore). Jak były jakieś urlopy czy święta, to zawsze przyjeżdżałem do aśramy. Więc te pięć lat spędziłem w pobliżu Maharshiego.»

W 1936 roku Frydman spotkał się z Mahatmą Gandhi, z którym połączyła go potem serdeczna przyjaźń. To właśnie Gandhi nadał mu imię Bharatananda – Szczęście Indii, dla zaznaczenia jego bliskiego związku z tym krajem. Zamieszkał u boku Gandhiego w Sevagram koło Wardha. Był zatrudniony we wspólnocie jako projektant urządzeń dla przemysłu, m.in. zaprojektował kilka typów kołowrotków do urządzeń włókienniczych, jednego z nich Gandhi używał osobiście. Był współtwórcą ogłoszonego przez Gandhiego „konstruktywnego programu” zmierzającego do powołania społecznych struktur, które zapewniłyby maksymalną autonomię każdej indyjskiej wsi. Wymyślił prostą technikę budowania wiejskich chat z dostępnych chłopom materiałów.
W 1938 roku poznał Apę  Panta, który odwiedził go w jego fabryce w Bangalore i zaprosił do przyjazdu do małego księstwa swojego ojca (Aundh w stanie Maharasztra). Tam na jego prośbę Frydman opracował konstytucję prowincji Aundh, która została proklamowana w styczniu 1949 roku. Było to niezwykle wydarzenie w czasach przed uzyskaniem niepodległości przez Indie, w księstwach, gdzie władcy niechętnie oddawali swoją władzę. Konstytucja funkcjonowała  w Aundh do czasu wcielenia księstwa do Indii w 1948 roku. Inspirowany przez Gandhiego  Frydman pracował nad wprowadzeniem w prowincji Aundh koncepcji „decenralistycznej demokracji”, polegającej na daleko posuniętej autonomii politycznej, gospodarczej i kulturalnej małych regionów, doprowadził też do zniesienia tam kary śmierci. 
W 1939 roku zrezygnował z posady dyrektora fabryki w Bangalore i całkowicie oddał się działalności społecznej. Jakiś czas przed tym wydarzeniem (ok. 1936 lub 1937 r.) przyjął sannjasę i zgodnie ze zwyczajem zaczął ubierać się w pomarańczową szatę. Przestał także pobierać wynagrodzenie z fabryki, choć dalej był oficjalnie jej dyrektorem. Ramana Maharshi przestrzegał go przed przyjęciem sannjasy, ale „jakieś wspomnienia z dawnych żyć, kiedy byłem nieudanym mnichem buddyjskim, jakieś odkupienie starych grzechów, zmusiło mnie do włożenia szat” – wspominał Frydman. ”To był błąd od samego początku. Patrzyłem na [swoją] fotografię, na tę twarz biskupa i dziwiłem się, czy to mogę być ja? Co się ze mną stało? Ten drobny fakt wszystko podważył. To było pierwsze tąpnięcie. A potem Krishnamurti – popatrzył na mnie i powiedział tylko: „co za ładny kolor”. Ale coś było w jego patrzeniu, co mnie bardzo głęboko ukłuło. I już od tamtego czasu wszystko pękło, rozpadło się. Później, kiedy tam Krishnamurti wykładał, zdecydowałem się zmienić kolor szat na biały. Kupiłem więc białe płótno, zdjąłem te kolorowe szaty i gdy włożyłem białe, uczucie było straszne. Czułem się jakby wrzucono mnie do lodowatej wody. Bo te kolorowe szaty grzeją, sam kolor grzeje, kolor ognia. Natomiast w białych  szatach aż trząsłem się z zimna, chociaż nie było powodu. A Wanda wykłócała się ze mną, zarzucała mi dzieciobójstwo, mówiąc, że ta sannjasa nasza była wspólna, że ona też ją przeżywała, i jak mogłem to zrobić bez pytania jej. [Po zrzuceniu szat] to była męka na długie lata. W Indiach zrzucenie szat sannjasina jest szalenie trudne, tego się nie robi. Nawet jak człowiek zostaje wyzwolony, to też często zatrzymuje swoje dawne szaty, nie przebiera się na biało.”

Życie Maurycego Frydmana wypełniała bez reszty idea służenia człowiekowi, niezależnie od rasy i narodowości. Był oddanym społecznikiem, pochłoniętym ideą wyrzeczenia się interesów osobistych.  Od roku 1942 działał usilnie na rzecz wzajemnego porozumienia stron w konflikcie brytyjsko-indyjskim. W 1944 r. założył w Atpadi pierwszą w Indiach kolonię pracy dla więźniów o wysokich wyrokach, gdzie więźniowie mieli prawo do swobodnego poruszania się, wyboru pracy, a nawet mogli sprowadzać swoje rodziny. Dzięki nie stosowaniu przemocy wobec więźniów ich resocjalizacja odbywała się znacznie sprawniej.

W tym samym 1944 roku powstała Biblioteka Polsko-Indyjska, którą prowadził najpierw razem z Wandą Dynowską aż do jej śmierci w 1971, a później samodzielnie do końca swoich dni w 1976 roku. Borykając się z problemami wydawniczymi i finansowymi, brakiem polskich czcionek, marzył o własnej małej drukarni w Bombaju, prowadzonej przez Polaków. Wokół Biblioteki Polsko-Indyjskiej widział grono oddanych osób, polską aśramę w Indiach.
„Doskonale zdaję sobie sprawę – pisał w liście do przyjaciół w 1975 roku – że Biblioteka Polsko-Indyjska prowadzona jest dość (a nawet bardzo) niechlujnie. Tak było za czasów Wandy Dynowskiej i tak jest nadal. Przyczyna tego tkwi głównie w naszej samotności i zapracowaniu. Biedna Wanda wszystko musiała robić sama, i ja podobnie. Z czcionkami polskimi była tragedia – jedną drukarenkę ukradziono, druga zbankrutowała. Inne drukarnie wręcz odmawiały, bo zbyt powoli szedł skład. Miałem do wyboru drukować angielskimi czcionkami albo wcale. A ceny rosły jak na drożdżach. (…) Pomaga mi filozofia: nie dbać gdy nie ma rady. Lepsze coś niż nic. (…) Śniła mi się polska kooperacja drukarska w Indiach, ale na razie brak zarówno ludzi, jaki środków materialnych”.
Oddając hołd Wandzie Dynowskiej pisał także: „Bibliotekę Życia Duchowego im. Wandy Dynowskiej pragnąłbym mieć przynajmniej w każdym mieście wojewódzkim. Mieć taką szafę z książkami (…) Nie musi to być duże – kilka dobrych książek wystarczy. Głównie mistyka i joga – religijna jak i pozareligijna, mistyka bezwyznaniowa, np. Krishnamurti, Maharshi itd.”

Jednym z wiodących Nauczycieli w życiu Maurycego Frydmana był Jiddu Krishnamurti, z naukami którego zetknął się jeszcze w Polsce. W Indiach poznał go osobiście w 1938 roku, a później widywał się z nim i rozmawiał wielokrotnie. Według S.S. Dikshita (przyjaciela Frydmana i wydawcy) Krishnamurti uczynił Frydmana radykalniejszym w krytyce zinstytucjonalizowanej pobożności i czysto obrzędowych praktyk religijnych. Frydman uważał, ze prawdziwa religijność opiera się na autentycznym przeżyciu, a nie na afirmacji słyszanych dogmatów. Dogmaty dzielą ludzi i ograniczają umysł. W sobie należy znaleźć to, co jest religijną prawdą. Medytację rozumiał jako wysiłek prowadzący do samopoznania. Miał otwarty umysł, stronił od hipokryzji. Obcy był mu przymus, nawet psychiczna presja w imię dyscypliny duchowej.

W latach 1948-51 Frydman poświęcił się studiowaniu zagadnień wychowawczych. W 1950roku został Sekretarzem w Fundacji Krishnamurtiego Rishi Valley Trust oraz w Rajghat Center. W 1952 roku powrócił do pracy w przemyśle, promował nowoczesne uprawy ryżu, opracował technologię produkcji cukru z soku palm daktylowych oraz zajmował się fermentacją nawozów. W 1954 r. został członkiem rządowego komitetu badań do spraw przemysłu ludowego. Współpracował z uczniem i następca Gandhiego, Vinobą Bhave, ulepszając metody produkcyjne. W 1955 został oddelegowany do Sikkimu dla opracowania projektu rozwoju przemysłu ludowego w tym himalajskim państewku (włączonym do Indii w 1974 r.). w latach 1958-59 był jednym z inicjatorów indyjskiej pomocy dla uchodźców z Tybetu. Poruszony do głębi tragedią prześladowanego narodu, oddał się organizowaniu wszechstronnej pomocy dla zbiegłych do Indii tysięcy Tybetańczyków. W tej akcji brała również udział Wanda Dynowska oraz wieloletnia towarzyszka życia Maurycego Frydmana, Hirabai/Hilla Petit.
Frydman poznał Hillę Petit w aśramie Maharshiego. Pochodziła z zamożnej rodziny parsów, słynącej w Bombaju z dobroczynności, m.in. założenia domu sierot i szpitala dla ubogich. Hilla Petit została jego aniołem stróżem, zapewniającym mu minimum dóbr materialnych, kiedy zrzekł się pracy zarobkowej. Jego potrzeby były zresztą bardzo skromne. Nosił tani ubiór z białego płótna samodziałowego, żywił się  jarzynami i owocami. Mówił: „Pamiętam bardzo wyraźnie, co na ten temat mówił Maharshi. Mówił, że jedyna joga, jaka jest potrzebna, to joga właściwego odżywiania się, że jedzenie powinno być czyste, świeże i umiarkowane. Poza tym wspominał oddzielnie o czuwaniu nad oddechem. Odczuwanie oddechu nie dyktuje, jaki ma być oddech, ale oddychanie powinno być częścią świadomości, powinno być naturalne i swobodne. Właściwie świadomość ciała powinna ograniczyć się do wtedy do czuwania nad oddechem. I na ogół dobrze jest o ciele nie pamiętać. Ciało czuje się wtedy o wiele lepiej”.
W latach 60-tych i 70-tych zamieszkał w Bombaju z Hillą Petit i ich adoptowaną córką, Maggie. Coraz więcej czasu poświęcał studiom nad filozofia indyjską. Pisywał liczne artykuły i eseje. Wielokrotnie spotykał się z Jiddu Krishnamurtim.
Planując wydanie przez Bibliotekę Polsko-Indyjską nowych przekładów, miał na myśli przede wszystkim książki Krishnamurtiego. Na początku 1975 roku postanowił samodzielnie przełożyć na język polski kilka wykładów Krishnamurtiego. Pisał wówczas do przyjaciół:
„Najważniejsze to oddać ducha tekstu, budując jak najszerszy pomost pomiędzy autorem i czytelnikiem. Wole gwałt zadać dosłowności, niż zatracić to, co autor ma do przekazania. Najlepiej tłumaczy mi się w stanie zupełnego relaksu, prawie półsnu. Tłumaczę z Łaski Ducha Świętego”.

W Bombaju zetknął się z Nisargadattą Maharajem, szerzej nie znanym mędrcem. Zafascynowany oryginalnością i prostotą nauk Maharaja, zaczął rejestrować na taśmie magnetofonowej prowadzone z nim w języku marathi rozmowy, które następnie przekładał na angielski. W tych latach życia, jak wspomina S. Dikshit, Frydman jak gdyby stracił cechy rebelianta. Przygasł w nim temperament polemisty. Przyjął, że najcenniejsza wiedza spływa na człowieka w ciszy serca i umysłu. Teraz on – podobnie jak mistycy – zaczął żyć z poczuciem, że „Wszystko jest Jednym, a Jedno jest Wszystkim”. W tym właśnie okresie spotkał Nisargadattę i poprzez to spotkanie „jego niespokojna dusza pielgrzyma dotarła do celu wędrówki”. Pojawiło się w nim coś z poddania i pokory. To już nie dawny buntownik zjawiał się w izbie Nisargadatty, lecz przyjaciel Mistrza, który podziela jego nauki. Osłabiony chorobą odwiedzał Mędrca tak długo, jak długo starczało mu sił. Gdy przemawiał Nisargadatta, zamieniał się cały w słuch. Zdarzało się, że sam zadawał jakieś pytanie, nie dlatego jednak, aby jemu potrzebne były nowe wyjaśnienia Mistrza, ale na pożytek innych obecnych. Kiedyś zapytał: „Jak człowiek, który posiadł Wiedzę, przyjmuje starość z jej dolegliwościami i ze świadomością rychłego końca?”. Nisargadatta odpowiedział: „Im starszy staje się człowiek, który posiadł Wiedzę, tym więcej w nim szczęśliwości i spokoju. Jest jak podróżnik, który zbliża się do celu ze swoim bagażem. Opuszcza pojazd bez żalu”.

Pierwszy tom angielskiej wersji rozmów, wydany w 1973 roku, nosił tytuł I am That (Jestem Tym) i spotkał się z żywym zainteresowaniem indyjskich i zagranicznych czytelników. Chociaż wielokrotnie w ostatnich listach Maurycy Frydman powtarzał: „Przyszłości nie chcę znać – sama się o siebie zatroszczy”, myślał jednak o zbliżającej się śmierci. Nad I am That pracował w gorączkowym pośpiechu. Wiedział, że spełnia niezmiernie ważną misję: odkrywa dla Zachodu mędrca równie wielkiego formatu jak Maharshi. Nie dbał o zdrowie, pracował dniem i nocą, bez wytchnienia.

David Godman w wywiadzie „Remembering Nisargadatta Maharaj” tak wspomina Maurycego Frydmana:
«Pewnego razu Maharaj wydawał się bardziej niż zwykle sfrustrowany naszą grupową niemożnością pojęcia tego, o czym mówił.
„Dlaczego tracę czas z wami, ludzie?” wykrzyknął „Dlaczego nikt nie rozumie o czym mówię?”
Wykorzystałem okazję i zapytałem „ W ciągu wszystkich tych lat, kiedy nauczasz, ile osób naprawdę zrozumiało i doświadczyło Twojego nauczania?”
Zrobiło się cicho na moment, a On odrzekł: „Był jeden. Maurycy Frydman”.
Nie rozwinął swojej wypowiedzi, a ja nie drążyłem tematu.
Wspomniałem wcześniej, że na zakończenie puja tego ranka Maharaj położył kum kum na zdjęciach tych osób, o których wiedział, że osiągnęły oświecenie. Były tutaj dwa duże zdjęcia Maurycego Frydmana i każdego dnia był kładziony na nie kum kum. Maharaj wyraźnie darzył Maurycego wielkim szacunkiem. Przypominam sobie moją pierwszą wizytę u Maharaja, aby wypytać go o pewne jego stwierdzenia, które pojawiły się w I am That. Zdaje się, że chodziło o wypełnianie pragnień. Na początku wydawało się, że Maharaj nie zgadza się z pewnymi komentarzami, które zostały mu przypisane w książce, ale w końcu stwierdził: „Słowa muszą być prawdziwe, skoro Maurycy je napisał. Maurycy to jnani, a słowa jnani są zawsze słowami prawdy”.
Spotkałem wielu ludzi, którzy znali Maurycego Frydmana, i każdy z nich opowiadał mi o nim niezwykłe historie. W 1930 roku odwiedził Swamiego Ramdas i Ramdas najwidoczniej powiedział mu, że to będą jego, Maurycego, ostatnie narodziny. Takie uwagi zostały zapisane w Talks with Ramana Maharshi (Rozmowach z Ramaną Maharshi) w późnych latach 30tych, dekady przed tym, jak poznał Maharaja. W różnych momentach swojego życia Frydman był blisko związany z Ramana Maharshi, Gandhim, J. Krishnamurtim. Kiedy był „gandystą”, wyjechał pracować dla pewnego radży małego księstwa, w jakiś sposób przekonał go, aby ten abdykował i przekazał całą swoją władzę w ręce ludzi, którymi wcześniej rządził jako monarcha absolutny. Całe jego życie było pełne zdumiewających wydarzeń takich jak to, szerzej nieznanych. Dowiedziałem się od jednego ze starszych urzędników rządu Indii w latach 60tych, że to właśnie Frydman był tym, który przekonywał późniejszego Premiera Nehru, aby pozwolił Dalaj Lamie i uchodźcom z Tybetu pozostać w Indiach. Frydman ponawiał swoje prośby przez miesiące, dopóki nie uzyskał jego zgody. Żadne z tych działań nigdy nie było znane publicznie, ponieważ Frydman nie lubił blasku jupiterów i zawsze starał się pracować anonimowo.
»

Jak wyglądały relacje Frydmana z Ramaną Maharshi? Czy pozostawił taśmy?
W książkach Ramanasramam nie ma o tym zbyt wielu wzmianek, w kilku z nich, gdzie pojawia się imię Maurycego, Ramana poleca mu, najczęściej, określoną metodę praktyki i postępowania. W artykule, który Maurycy napisał w późnym okresie życia, ubolewa nad tym, że nie w pełni docenił i wykorzystał nauczanie Bhagavana, jak i Jego obecność za życia.
Jednakże wykorzystał swój niezwykły intelekt i umiejętności redakcyjne, aby wydać w 1939 Maharshi’s Gospel (w Polsce książka nosi tytuł „Nauka Szri Ramana Mahariszi”, wydana po raz pierwszy przez Bibliotekę Polsko-Indyjską w przekładzie Wandy Dynowskiej). Jest to jeden z najważniejszych zbiorów dialogów Bhagavana z wiernymi. Druga część książki zawiera pytania Frydmana i odpowiedzi Bhagavana. Jakość zapytań i redakcji jest wyjątkowa.
Kilka wieków temu francuski matematyk wymyślił zadanie i wezwał chętnych do jego rozwiązania. Isaac Newton rozwiązał je szybko i elegancko i wysłał rozwiązanie anonimowo. Francuski matematyk rozpoznał od razu, że autorem jest Newton i powiedział: Lwa rozpoznaje się po jego pazurach.
Mógłbym tak samo skomentować drugą część Maharshi’s Gospel. Chociaż nazwisko Frydmana nie pojawiło się w żadnym z wydań książki, to jestem absolutnie pewien, że to on był edytorem i pytającym.

Wydania drugiego tomu rozmów z Nisargadattą Maharaj Maurycy Frydman nie doczekał. Zmarł w Bombaju 9 marca 1976 roku. Wraz z nim przestała istnieć Biblioteka Polsko-Indyjska.
Apa Pant, syn radży prowincji Aundh, dyplomata i polityk indyjski, przyjaciel Frydmana od ich spotkania 1937 roku w Bangalore,  tak relacjonował ostatnie z nim spotkanie:
«Maurycy leżał w swoim czystym, uporządkowanym pokoju. Konał. Gdy zbliżyłem się do jego łóżka, rzucił mi gorączkowe pytanie: ”Kto umiera, Apo?”. Nie chciał przyjmować pożywienia, napojów i lekarstw. Nazajutrz był spokojny, umysł miał jasny. Zażądał, aby wszyscy opuścili pokój, każąc pielęgniarce, by zostawiła nas samych. Mówił dużo, krążył myślą wokół wspomnień, ale ciągle wyrywały mu się takie zdania: „Dlaczego więzisz mnie w tej nędznej klatce? Chcę być wolny. Po co podtrzymywać to zmęczone, nieszczęsne ciało? Widzę blask światła i słyszę muzykę. Więc kto umiera? Nikt nie umiera” (…) Nisargadatta Maharaj był potem także przy konającym. Zapytałem go: „Gdzie odchodzi Maurycy, Maharaju? Co się z nim dzieje?”. Odrzekł: „Nic się nie dzieje. Nikt nie umiera, gdyż nikt się nie urodził”. „To skąd to poczucie pustki, rozterka i cierpienie?” –  spytałem. „Kto czuje pustkę, rozterkę i cierpienie?” – zagadnął zapytany. Przez następne godziny, w obecności Sri Nisargadatty Maharaja, ciało, które nazywaliśmy Maurycym Frydmanem, strawił elektryczny ogień. Atomy wróciły do swego pierwotnego ładu.»

W 1976 roku, wkrótce po śmierci Frydmana, ukazało się w Bombaju drugie wydanie I am That, rozszerzone o dwie obszerne przedmowy autorstwa  Apy Panta i Sudhakara S. Dikshita, w których została oddana Frydmanowi sprawiedliwość jako współtwórcy I am That
Pierwszego polskiego przekładu wybranych rozmów z Nisargadattą, na prośbę Frydmana, dokonała prof. Ija Lazari-Pawłowska. „Rozmowy z Mędrcem”, tłumaczone przez nią i inne osoby zaangażowane w filozofię indyjską, zostały po raz pierwszy wydane w Stanach Zjednoczonych już po śmierci Frydmana w 1978 roku. Ponownie wydała je Biblioteka Wiedzy Potrójnej w 1992 roku, a w 2006 pojawiły się „Spotkania z Mędrcem” w opracowaniu i nakładzie Pracowni Arkadia.
W przedmowie do wydanych w 1992 roku „Rozmów z mędrcem”, prof. Lazari-Pawlowska napisała: „Choć nie czyniłam o to starań i nie dzieje się to z mojej inicjatywy, teraz, po 20 latach, rozmowy, które przysłał mi Maurycy Frydman, dostępne będą zwyczajnie, w polskich księgarniach, czyli tak, jak on to sobie wymarzył”.

Opracowanie Grażyna Jurkiewicz na podstawie:

  • Maurycy Frydman. Listy indyjskie. Zebrał i opracował złj. (1979)
  • Nisargadatta Maharaj. Rozmowy z mędrcem. Biblioteka Wiedzy Potrójnej (1992) Przedmowa „Indyjski Mędrzec i Maurycy Frydman” Ija Lazari-Pawłowska
  • David Godman „Remembering Nisargadatta Maharaj” (http://www.davidgodman.org/interviews/nis1.shtml)
  • Wikipedia (en.wikipedia.org/wiki/Maurice_Frydman)

www.logonia.org