Jacek Leśniewski
POLITIKOS
Systemy polityczne, gospodarcze albo koncepcje społeczne służą w zasadzie tylko jednemu celowi, a mianowicie przetrwaniu. Mówi się o konieczności obrony idei ustrojowych, w taki sam sposób, w każdym znanym nam systemie społecznym. Jest oczywiste, iż grupy społeczne, korporacje, a wreszcie jednostki definiują owo przetrwanie inaczej, jednakże co do samego meritum, zgadzają się ze sobą. Najważniejsze to przetrwać.
Rozwijający się kapitalizm, ginący komunizm, historyczny socjalizm, niezniszczalny feudalizm czy też wojujące teokracje, niezależnie od sposobu w jaki funkcjonują, bronią własnego prawa do istnienia, całkowicie sprzecznie z tym, co służy jednostce i co ją rozwija. Wszystkie przeciwstawiają się jednostce i wszystkie solennie obiecują chaos, jeśli zostaną zakwestionowane, lub, co gorsza, odrzucone.
Co ciekawe, nieomal wszystkie, w mniejszym lub większym stopniu, zaadoptowały demokrację jako coś, co je uzupełnia, co nadaje bardziej humanitarny wygląd nieludzkiemu systemowi politycznemu. W największym stopniu owa adaptacja dotyczy kapitalizmu, który w warstwie gospodarczej nazywany jest kapitalizmem, zaś w warstwie politycznej sam siebie nazywa demokracją.
Przekonanie społeczeństw zachodniej strefy kulturowej, że żyją one w demokracji, jednocześnie pozostając przy kapitalistycznym modelu gospodarowania, jest doprawdy osiągnięciem najwyższej propagandowej próby. Komunizm mówił o kolektywizacji, natomiast socjalizm o demokracji socjalistycznej, feudalizm bratał się z gawiedzią podczas dożynek, zaś teokracja pozwala się masowo oraz powszechnie ubóstwiać. Jednak to, czego dokonali prorocy kapitalizmu, jest po prostu niezrównane.
Kapitalizm jest systemem ekonomicznym i politycznym w takim samym stopniu, w jakim demokracja jest zupełnie odrębnym systemem politycznym i ekonomicznym. Demokracja jest systemem odrębnym w stosunku do feudalizmu, teokracji, socjalizmu czy komunizmu, a także w stosunku do każdego innego …izmu. Proszę zwrócić uwagę, że nieomal nikt nie traktuje demokracji jak systemu ekonomicznego, a można nawet założyć, że większość nawet nie wie o takiej możliwości.
Co zatem różni demokrację od poprzednich systemów? Proszę zauważyć, że każdy z uprzednio wymienionych systemów może spokojnie funkcjonować bez demokracji, nawet osławiony kapitalizm, ponieważ u jego podstaw wolność dotyczy tych, którzy mają realny albo urojony kapitał. Jedynym systemem, który nie może obejść się bez demokracji, jest sama demokracja, zarówno w sensie politycznym jak i gospodarczym.
Istotą demokracji wcale nie jest wola większości, nie jest nią też powszechna równość ani nieograniczona wolność. Każde z tych stwierdzeń można udowadniać na wiele sposobów, jak też każde z nich można zakwestionować. Rzecz w tym, że kwestia nie dotyczy słów albo ich znaczeń, lecz czegoś, co jest żywą prawdą o nas samych. Istotne jest to, czy potrafimy spokojnie i bez obaw patrzeć na zjawiska społeczne, nie kierując się z góry powziętymi przekonaniami, lecz badając krytycznie wszelkie okoliczności, a zwłaszcza własne przesądy w tym względzie.
Zostało powiedziane, że za taki stan rzeczy może odpowiadać pryncypialna zasada, według której najważniejsze jest przetrwanie. Zobaczmy to jako prosty fakt, który dotyczy mnie, ciebie, nas i was. Jest niemożliwe, aby jednostki umawiające się co do społecznego funkcjonowania, nie zawarły tej zasady w swoich ustaleniach.
Powszechne odczucie jest takie, że dobre jest to, co zwiększa poczucie bezpieczeństwa, a złe to, co go pozbawia. Niestety nie będziemy w stanie niczego zmienić, jeśli czegoś z tym nie zrobimy. To znaczy nie ze zdaniem, nie z jego sensem, ale z tym niekwestionowanym przekonaniem, które zamieszkuje w naszej psychice.
I mimo że nie chodzi nam o gramatyczne, retoryczne ani semantyczne sztuczki, zacznijmy od samego zapisu, tej podstawowej zasady. Gdyby zamiast słów „dobre” oraz „złe”, wstawić w powyższym zdaniu słowo „ważne”, można by uniknąć owej konfrontacyjnej antynomii. Zobaczmy jak to brzmi jeszcze raz: Ważne jest to, co zwiększa poczucie bezpieczeństwa i ważne to, co go pozbawia. Jeśli spojrzymy na to w ten właśnie sposób, wówczas zupełnie inaczej moglibyśmy prowadzić naszą rozmowę.
Ale jaką rozmowę i o czym!?!
Ano o tym jaki jest cel istnienia jakiejkolwiek społecznej umowy, w tym umowy nazwanej demokracją. Bo jeśli ma to być przetrwanie, to nigdy z demokracją nie będziemy mieli do czynienia, i nie jest to nasza nieudolność, lecz prosta, zwyczajna konsekwencja. Musimy więc zdecydować czy przetrwanie, czy demokracja.
Czy to oznacza, że demokracja nie zapewnia przetrwania, czy jest ono dla niej obojętne, czy nie zajmuje się tak ważną kwestią? Owszem, zajmuje się, ale jako skutkiem siebie, nigdy zaś jako celem. Przetrwanie jest niejako produktem ubocznym samej demokracji oraz siły jej jednostek.
Z tym całym przetrwaniem jest zresztą niezły ambaras, poniekąd dlatego, że nazbyt dosłownie wzięliśmy sobie do serca świetną i genialną jak na owe czasy teorię Karola Darwina. John Keynes doskonale przystosował ją do polityki ekonomicznej, ponieważ słusznie zauważył, że walka ekonomiczna w obrębie gospodarki przypomina walkę o przetrwanie w świecie zwierząt. I rzeczywiście, wzmiankowane zjawiska są zaledwie podobne, lecz nic ponadto. Mimo to, nikt na poważnie nie kwestionuje pojęcia konkurencji oraz zysku, uzasadnionych teorią Darwina.
Nie ma sensu rozwodzić się nad kolejnymi kierunkami myśli politycznej albo gospodarczej, gdyż te tematy zostały wyczerpująco, aż do za-nudzenia wyłożone w nad-licznych publikacjach. Wszystkie one nie kwestionują zasadniczego celu, jakim jest przetrwanie, najczęściej poprzez nie wspominanie o jakimkolwiek celu. To po co o nim mówić?
Istnieje niezaprzeczalna potrzeba człowieka, aby dokonywać wysiłku w imię czegoś, co nie jest jego doraźnym albo bezpośrednim interesem, czegoś, co nie polega na zdobywaniu, walce albo rywalizacji z innymi. Natychmiast myślimy tutaj o działalności charytatywnej albo innych, nie mniej zbożnych uczynkach. To ważne, nawet bardzo ważne, ale czy to koniec naszych możliwości?
Poczucie wspólnoty daje istotom ludzkim wszystko to, czego nie są w stanie samodzielnie osiągnąć. Zaś poczucie dobrowolnej wspólnoty potrafi przełamać każde osobiste albo społeczne uprzedzenie, zmieniając jednostki i wszystko dookoła. Sposób w jaki zorganizujemy wspólnotę determinuje, jak ułożą się relacje ekonomiczne, polityczne albo rodzinne.
Powiedzieliśmy uprzednio, czym demokracja nie jest. To w takim razie czym jest? Ano jest ona wspólnotą dobrowolną. Celem takiej dobrowolnej wspólnoty jest pokazywanie jednostkom, że najważniejsze wyzwania to te, które stawia sobie człowiek wobec własnego charakteru, w całkowitej tajemnicy przed innymi. Natomiast sposób, w jaki realizuje on swoje zamierzenia w twardej tkance materii, to jedynie skutek jego wyzwań wobec samego siebie.
Jest oczywiste, że jedni będą się zajmować biznesem, a inni będą artystami, podczas gdy następni mogą pracować jako robotnicy. Są to rzeczy bez większego znaczenia, gdyż nie jest istotne to, co robią, ale to, w jaki sposób traktują swoją pracę. Co więcej, celem nie jest, w tej sytuacji, wytwarzanie dóbr. Owszem, one powstają i mają swoje zastosowanie, lecz bardziej jako pretekst do kolejnych relacji wspólnotowych.
Taka sytuacja wymaga od ludzi głębokich zmian świadomościowych, lecz to właśnie jest kolejna cecha demokracji. Celem nauczania nie jest wyłącznie powiększanie zasobu użytecznych informacji, lecz przekazywanie prawdy o tym, że wszelka działalność ma sens o tyle, o ile spełnia najlepsze oraz najwyższe możliwości naszej osoby. W demokracji najwyższy status społeczny mają nauczyciele, tyle że nie każdy może nim być. Jest to po prostu fakt.
Oprócz demokracji, żaden inny system społeczny nie jednoczy ludzi we wspólnocie, lecz przeciwstawia ich sobie. Zmieniają się formy dręczenia się nawzajem oraz uzasadnienie racji, jaka za tym stoi, lecz sama istota wzajemnych uciążliwości pozostaje nienaruszona.
Co wobec tego zrobić z ludzką pazernością, wszechpotężnym nepotyzmem, chronicznym pragnieniem dominacji jednych nad drugimi. Biznesmeni, którzy nie wykorzystują swoich pracowników, są traktowani jak frajerzy, tak samo jak pracownicy, którzy nie oszukują swoich pracodawców. Praca jest pożądana o tyle, o ile daje kasę, prestiż, władzę albo najlepiej wszystko naraz. Porywające co!?
Warto w tym miejscu zauważyć, że demokracja jest jedyną formą ustrojową jaka ma uzasadnienie filozoficzne, w przeciwieństwie do pozostałych systemów, które odwołują się do źródeł o charakterze teologicznym albo przyrodniczym. Ponadto demokracja nie powstała jako konieczność życiowa i nie była też spuścizną po jakimś wcześniejszym ustroju albo umowie. Jest ona raczej efektem dociekliwości poznawczej ludzkiego umysłu. Wszystko to razem sprawia, że jest ona w swojej genezie oraz celach czymś zupełnie innym.
Faktycznie, celem demokracji nie jest nic, co za cel przyjął jakikolwiek ustrój panujący dotychczas na Naszej Planecie. Ale za to jaki potworny i zupełnie bezcelowy wysiłek podjęliśmy, i podejmujemy nadal, razem, i w całkowitym nieporozumieniu.
Jeśli dokładnie przyjrzymy się historii, to zobaczymy, że było wiele prób zmiany istniejącego porządku rzeczy, jednakże każda z takich prób została w końcu zasymilowana przez system. Pamiętajmy jednak, że system to nie jakaś odległa abstrakcja, lecz to MY sami i każdy z nas z osobna, ponieważ to my sami nie podejmujemy żadnego istotnego wyzwania wobec siebie.
Aleksander Sołżenicyn opisał jak stworzono tyranię rękami zwyczajnych, prostych ludzi, poprzez podzielenie zbrodniczej odpowiedzialności na nieskończenie małe fragmenty. Były one tak małe, że wydawały się nieomal nieistotne, zaś zbrodnia stojąca w ich tle, nieomal niezauważalna. W taki sam sposób politykierzy przez okrągłą dobę przekonują nas do podłości, a my, niedostrzegalnie dla siebie samych, zgadzamy się na to, nic od siebie nie wymagając. Proszę zauważmy, iż powiedziano: nie od nich, ale od siebie. Jeśli tak jest, to do niczego nie jesteśmy zdolni i tylko brutalna siła może przykryć nasz wstyd.
Demokracja wymaga, aby decyzje podejmować w sposób jawny i aby każdy głos został usłyszany. Ale jak to zrobić w demokracji przedstawicielskiej? Otóż można to zrobić, ale jak dotąd, nie było takiego ustroju, który by to przeprowadził, chociaż kraje Europy Zachodniej oraz Stany Zjednoczone Ameryki aż piszczą o demokracji.
W 2007 roku przedstawiłem pomysł, aby przy każdym głosowaniu na konkretnego kandydata w jakichkolwiek wyborach znalazła się instytucja pustej kratki. Dotychczas jest tak, że kiedy żaden z kandydatów nam nie odpowiada, nie mamy sposobu, aby to wyrazić. Jeśli porwiemy kartkę wyborczą albo jeśli skreślimy wszystkich kandydatów, bądź jeśli nie zaznaczymy żadnego, nasz głos przepada, a my lądujemy na śmietniku historii. A co by było, gdyby nasz głos był zliczany, gdyby zakreślenie pustej kratki oznaczało, że nie akceptujemy żadnego kandydata, mając jednak poczucie odpowiedzialności za wspólnotę. Czy naprawdę rozumiemy, jak wielki przełom w naszym myśleniu by się wtedy dokonał.
Kiedy 27 marca 2009 roku przeczytałem wywiad z Jose Saramago w Gazecie Wyborczej, zrozumiałem, że jego pomysły na zreformowanie procedury wyborczej są bardzo podobne. Dlatego poświęćmy temu zagadnieniu jeszcze chwilę. Gdyby instytucja pustej kratki weszła w życie, ludzie naprawdę poczuliby, że żyją we wspólnocie, że mogą wyrazić własne, dodajmy, wolne zdanie, że ktoś liczy ich głosy, że ktoś będzie musiał się z nimi liczyć. Nie byłoby problemów z frekwencją wyborczą, a i zaangażowanie ludzkie w sferę wspólnotową znacznie większe. Będziemy wtenczas w stanie zmierzyć czyjeś rzeczywiste poparcie społeczne. Powtarzam, rzeczywiste a nie urojone, za pomocą wymuszonego głosowania na któregoś z kandydatów.
Ponieważ politykierów taka perspektywa przeraża, to powiem: wprowadzenie instytucji pustej kratki do wyborów powszechnych jest jedyną możliwością docierania do istoty demokracji. Żeby jednak wszyscy się oswoili z tym szokiem, proponuję aby instytucja pustej kratki nie miała skutków konstytucyjnych, przynajmniej na jakiś czas. Powiedzmy, że jeden kandydat na prezydenta uzyskał w całym kraju 6 głosów swojej rodziny, drugi 9 głosów również własnej rodziny, wobec tego wygrał wybory drugi z kandydatów. Trzeba jednak mieć odwagę i prawdę w sobie, aby dokonać rzeczy wielkich. Polityków jest jednak mało, Mężów Stanu prawie w ogóle, zaś politykierów istny bezkres. Nie usuniemy ich bez instytucji pustej kratki i jest to nasz najlepiej pojęty interes wspólnotowy.
Kiedy zdecydujemy się na instytucję pustej kratki, jako pierwszy krok w odchodzeniu od dowolnego systemu politycznego, i kiedy podejmiemy taką decyzję w oparciu o głębokie przekonanie, iż nie można obronić wartości, których się nie posiada, wówczas naprawdę będziemy gotowi do zmiany. To jest matematyka.
Porzucenie lęku przed zakwestionowaniem koncepcji przetrwania jako podstawowej funkcji wspólnoty, może stać się kolejnym krokiem. Popatrzmy, kiedy w latach „Solidarności” zwykli ludzie w rozmaity sposób zakwestionowali przywódczą rolę PZPR, wtenczas, na masową skalę, dało się odczuć wielką ulgę duszy narodu. I nic już po tym nie było takie samo. Zwykli ludzie ryzykowali własnym losem, zachowując się niezgodnie z regułami przetrwania, aż system pękł. Tak zresztą się dzieje za każdym razem, kiedy mamy do czynienia z przemianami sposobu myślenia na skalę społeczną.
Dlaczego więc nie dokonujemy kolejnych zmian, kiedy dysponujemy względną swobodą politycznej decyzji. Jeśli tego nie zrobimy teraz, wówczas porzucony uprzednio lęk, przed i wobec władzy, z całą pewnością powróci. Powróci, bo ma do kogo. Tak się kończy wewnętrzne chodzenie na łatwiznę, tak się kończy nie stawianie sobie wyzwań wewnętrznych.
Demokracja jest stanem, kiedy wspólnota rozumie, iż kształcenie charakteru, dzięki sensownie podejmowanym wyzwaniom wobec siebie samego, jest pierwszą oraz najważniejszą zasadą współistnienia. Struktura takiej wspólnoty przekazuje doświadczenie o takiej możliwości, które w swej istocie jest całkowicie neutralne i powszechne. Neutralność oznacza, że nie jest ono teistyczne ani ateistyczne. Powszechność oznacza, że jest ono dostępne każdemu, ponieważ każdy może odkryć te same wewnętrzne prawa rozwoju własnej osobowości. Czy widzimy tę zasadniczą równość każdego z nas wobec doświadczenia?
Jeśli jako wspólnota, podejmiemy decyzję, że nie stać nas na zabawy ludzi ogarniętych absurdalną żądzą władzy i posiadania, wtedy coś zmienimy. Nie chodzi o stworzenie ogólnonarodowego ruchu, bo jest to działanie zupełnie nieskuteczne, przynajmniej dla demokracji. Razem coś zmienimy, kiedy nie będziemy nikogo informować, że wymagamy czegoś od siebie i własnego życia. Bo to Nasza Sprawa, czyli Moja i Powszechna.
JACEK LEŚNIEWSKI (1963) – wybitny astrolog, humanista, praktyk kultury duchowej. Wykształcenie wyższe akademickie. Ukończył też Akademię Kultury Duchowej w Bielsku Białej (1997), ze specjalizacją warsztatu astrologii profesjonalnej. Z wyjątkową dbałością i oddaniem traktuje porządek logiki kosmicznej. Po otrzymaniu ingresu od swojego Nauczyciela otworzył własny warsztat praktyki astrologicznej oraz szkołę przekazu Wiedzy o prawach i regułach wysiłku poznawczego. Mieszka w Warszawie. |
www.logonia.org