Leon Zawadzki
z notesu astrologa
gorycz i nadzieja [pamiętny 1999]
Warsztaty, to nade wszystko współpraca. Takiej sytuacji nie wolno się bać. Uczestnicy mogą mieć swoje pracownie, ale Warsztat jest miejscem współpracy, a nie tylko ładowania akumulatorów. Aktorzy mają swój związek profesjonalny, kierowcy mają swój. Spójrzcie na sytuację astrologów. Poczytajcie ich tzw. forum, jedno czy drugie. Jeśli macie nawyk dobrego smaku, poczucie godności, to ogarnie was przerażenie. Ani w tym wiedzy, a to jeszcze pół biedy, ale najczęściej brak elementarnej kultury osobistej. No i to poklepywanie Mocy po ramieniu, pretensje do Saturna, jakby to był dziadek, który zaraz wypluje swoją sztuczną szczękę. Ten protekcjonalny ton wobec Słońca (słoneczko, dnia oko pięknego, kij ci w to oko, żeś mi nie dało nic lepszego, większego). Takie zabawy z Mocą Gwiazdy, która daje życie na Ziemi, nie tylko nie przystoją w rozmowach o astrologii, ale uniemożliwiają kontakt z tą Mocą, a tym samym zrozumienie gdzie się szczebiocąca dziecina znalazła. Werdykty astrologiczne to nie kreskówka i nie papierowa pocztówka. To nie luzactwo, które uniemożliwia Widzenie (polecam wiersz Adama Mickiewicza pod tym tytułem).
Dopóki nie wychowa się tych kandydatów na astrologów tak, aby zdolni byli do normalnej rozmowy, to nic z tego, Panie i Panowie. Najpierw wychowanie, normalna kindersztuba, bo w przeciwnym razie o jakim kształceniu mowa? Jeśli o to nie zadbamy, to nadal będziemy mieli sytuacje w stylu: „no, to powiedz coś jeszcze, koleś, o tej astrologii!”.Podczas spotkań publicznych zazwyczaj zaczynaliśmy od tego, aby słuchacze usiedli z wyprostowanym kręgosłupem, a nie rozwaleni w krzesłach jak kowboj po butelce whisky. A w internecie? Boże, gdyby ekran komputerowy mógł strzelać, to bym dzisiaj już nie żył.
Czasy są takie, że przede wszystkim należy powoli opanować owczy pęd do astrologii, a w gruncie rzeczy do bawienia się jej gadżetami. Dzisiaj, w astrologii i nie tylko, dzieje się to samo, co ponad dwadzieścia lat temu stało się w szachach. Ongiś mistrzem świata był człowiek, który potrafił myśleć przy szachownicy, a w sytuacjach codziennych prezentował stan wysokiej kultury osobistej i znakomite poczucie humoru. Dzisiaj o tytuł mistrza świata walczą plebejscy cwaniacy, którzy doskonale posługują się swoim komputerowym mózgiem i chwytami na klawiaturę. Tak samo, mamy do czynienia z tzw. astrologami z nosem w komputerach, które umożliwiają klikanie i miganie obrazków, a co za tym idzie, dają wrażenie, że się coś widzi i rozumie. Dzisiaj nie to jest najważniejsze, by jednoczyć pracę serca i umysłu, nieustająco ćwiczyć głębię widzenia, lecz upragnionym celem jest to, by zadziwiać i brać szmal. Smutne, że ludzie wrażliwi i pracowici, chociaż potrafią więcej niż ci klikacze, wycofują się i znikają z pola widzenia. A dlaczego? Dlatego, że najgroźniejsze już się stało – triumfuje prymityw, który nie wie czym jest więź pomiędzy sercem a rozumem! Ludzie nie współtworzą, nie rozmawiają, tylko się socjalizują i rozgrywają siebie nawzajem! Naśladują to, co zostało stworzone w ciągu tysiącleci ogromnego wysiłku, za cenę wyrzeczeń i częstokroć cierpienia, gdy nagrodą były rzadkie chwile radości poznawczej. Zbliżając się do Uranii należy przede wszystkim być przytomnym, że kumpelstwo nie zastąpi przyjaźni twórczej. Potrzebna jest miłość, niezbędny jest szacunek dla Wiedzy i jej nosicieli. Potrzebny jest namysł nad Duchem Czasu, który może pomóc nam odnaleźć swoje miejsce. Nie jest to łatwe, ale nagroda jest na miarę godności człowieka, któremu Niebo otwiera swoją nieskończoność.
Dopóki nie wychowa się tych kandydatów na astrologów tak, aby zdolni byli do normalnej rozmowy, to nic z tego, Panie i Panowie. Najpierw wychowanie, normalna kindersztuba, bo w przeciwnym razie o jakim kształceniu mowa? Jeśli o to nie zadbamy, to nadal będziemy mieli sytuacje w stylu: „no, to powiedz coś jeszcze, koleś, o tej astrologii!”.Podczas spotkań publicznych zazwyczaj zaczynaliśmy od tego, aby słuchacze usiedli z wyprostowanym kręgosłupem, a nie rozwaleni w krzesłach jak kowboj po butelce whisky. A w internecie? Boże, gdyby ekran komputerowy mógł strzelać, to bym dzisiaj już nie żył.
Czasy są takie, że przede wszystkim należy powoli opanować owczy pęd do astrologii, a w gruncie rzeczy do bawienia się jej gadżetami. Dzisiaj, w astrologii i nie tylko, dzieje się to samo, co ponad dwadzieścia lat temu stało się w szachach. Ongiś mistrzem świata był człowiek, który potrafił myśleć przy szachownicy, a w sytuacjach codziennych prezentował stan wysokiej kultury osobistej i znakomite poczucie humoru. Dzisiaj o tytuł mistrza świata walczą plebejscy cwaniacy, którzy doskonale posługują się swoim komputerowym mózgiem i chwytami na klawiaturę. Tak samo, mamy do czynienia z tzw. astrologami z nosem w komputerach, które umożliwiają klikanie i miganie obrazków, a co za tym idzie, dają wrażenie, że się coś widzi i rozumie. Dzisiaj nie to jest najważniejsze, by jednoczyć pracę serca i umysłu, nieustająco ćwiczyć głębię widzenia, lecz upragnionym celem jest to, by zadziwiać i brać szmal. Smutne, że ludzie wrażliwi i pracowici, chociaż potrafią więcej niż ci klikacze, wycofują się i znikają z pola widzenia. A dlaczego? Dlatego, że najgroźniejsze już się stało – triumfuje prymityw, który nie wie czym jest więź pomiędzy sercem a rozumem! Ludzie nie współtworzą, nie rozmawiają, tylko się socjalizują i rozgrywają siebie nawzajem! Naśladują to, co zostało stworzone w ciągu tysiącleci ogromnego wysiłku, za cenę wyrzeczeń i częstokroć cierpienia, gdy nagrodą były rzadkie chwile radości poznawczej. Zbliżając się do Uranii należy przede wszystkim być przytomnym, że kumpelstwo nie zastąpi przyjaźni twórczej. Potrzebna jest miłość, niezbędny jest szacunek dla Wiedzy i jej nosicieli. Potrzebny jest namysł nad Duchem Czasu, który może pomóc nam odnaleźć swoje miejsce. Nie jest to łatwe, ale nagroda jest na miarę godności człowieka, któremu Niebo otwiera swoją nieskończoność.