wszelka zbieżność nazwisk i dat oraz okoliczności jest przypadkowa prawdziwa tożsamość właścicielki horoskopu została starannie ukryta horoskop kwalifikuje się do analizy i podejmowania werdyktów
UWAGA! NIEZALEŻNIE OD STOSOWANEJ DYSKRECJI, WSZELKIE PRZEKAZYWANIE NA ZEWNĄTRZ INFORMACJI O ZAMIESZCZONYCH W WAP LOGONIA PRZYKŁADACH TRAKTOWANE BęDZIE JAKO NADUŻYCIE ZAUFANIA I NETYKIETY. DLATEGO WARSZTAT I FORUM MAJĄ CHARAKTER ZAMKNIęTY.
***15 marca 1988 r. o g.10.10 przybyła do mojej pracowni Dorota Modra [imię i nazwisko fikcyjne, wszelkie podobieństwa są w tym przykładzie przypadkowe], urodzona 30.01.1953r. o godz. 06.21 w Otwocku pod Warszawą. Dorota urodziła się więc podczas zaćmienia Księżyca. Zanotowałem: wysoka, silnie zbudowana ale bardzo szczupła, jakby wychudzona, długie szczupłe kończyny, ręce żylaste, podłużne szponiaste palce, ruchy nerwowe; porusza się z wyraźnym bezwładem nóg, ale bez podpierania się; w jej wyglądzie rzuca się w oczy ciemność: czarne krucze włosy, cera ziemista z odcieniem szarego fioletu, oczy duże niebieskie, podkute dookoła szafirowym sińcem (określenie wzięte z wiersza Leśmiana); jej odzież w barwach czarno rdzawych; zęby duże, martwobiałe z sinawymi żyłkami, wyraźna martwica zębów, wygląda jak czarna noc bezksiężycowa; podczas rozmowy błyśnie od czasu do czasu jak Księżyc spoza chmur i przez kilka minut jest urzekająco piękna jakimś tajemniczym chorym pięknem młodej kobiety; umysł żywy i bystry, ale tylko do czasu, gdy zaczyna mówić o sobie i swoich problemach, o swojej chorobie.
Mieszka w Józefowie k/Warszawy, z rodzicami i siostrą, która ma troje dzieci. – Szansy na samodzielność nie mam – mówi. Nic nie robiła w tym kierunku. Ma dosyć atmosfery w tym domu, ma szczególnie dosyć okropnego, według niej, ojca! Nie podejmuje żadnych działań, by się usamodzielnić. Nie wykonuje żadnych ruchów w kierunku usamodzielnienia się, bo twierdzi, że nie da sobie rady finansowo.
W wieku 17. lat zakochała się bezprzytomnie w swoim 30.letnim nauczycielu fizyki, który miał bardzo młodą żonę. Nauczyciel ten odwzajemnił jej uczucia, romans się rozwinął, bez żadnych wyrzutów sumienia z jej strony, ale z okropnym lękiem, że ich bliskość się ujawni i oboje zostaną ukarani. W sierpniu 1970r., gdy już dopełniał się jeden obieg pętli księżycowej czyli Saros, zaobserwowała u siebie pierwsze objawy SM (sclerosis multiplex czyli stwardnienia rozsianego), potraktowane początkowo jako histeria nastolatki. Zaczęła odczuwać paraliżujący lęk! W tym czasie zaczęły się kłopoty ze wzrokiem, Dorota zaczęła widzieć podwójnie. Uwaga, podwójnie! Dwuznaczna sytuacja w życiu, podwójna sytuacja w życiu, okropny lęk i widzenie podwójne.
Od tego czasu choroba zdominowała jej życie. Medycyna klasyczna, leki, alopatyczne sposoby leczenia SM nie pomagają. Sama Dorota uważa, że jest z nią jeszcze nieźle, ponieważ lubi ruch, uprawia gimnastykę, stosuje dietę. Dwukrotnie leczona przez bioenergoterapeutę, ale rezultaty wyraźnie negatywne, pogorszenie.Oto co powiedziałem Dorocie Modrej podczas pierwszego spotkania bezpośredniego: urodziła się Pani w fazie zaćmienia Księżyca; wyjaśniłem co to znaczy. Może Pani wydostać się z SM, jeżeli zdecyduje się Pani na konsekwentną współpracę z rozumnym terapeutą. Konsekwentną współpracę! Może to być metoda hatha jogi, w połączeniu ze specjalnymi ćwiczeniami dla oczu. Ale to musi być Pani wysiłek! Nie można liczyć na to, że ktoś lub coś załatwią to za Panią i uleczą Panią.
Pani postawa fizyczna wskazuje na wadliwe funkcjonowanie kręgosłupa, ale – w świetle horoskopu – można to poprawić, jeśli udrożni się przepływ energii przez główny kanał kręgosłupa oraz zmieni strukturę, która sprawia Pani dyskomfort i daje objawy chorobowe. Pani żywot w tym ciele jest dostatecznie długi, aby postarać się o lepsze warunki psychocielesne. – Ile? – zapytała ostrym tonem. – Co najmniej 77 lat życia. Krzyknęła – Aż tyle! – wyraźnie zawiedziona.
Od tego momentu rozmowa stała się b. trudna, miałem wrażenie, że dotarła do ciemnej strefy swego umysłu. Po wielekroć zadawała pytania, te same: kim jest ten terapeuta, czy takowy istnieje, czy się tym zajmuje, czy będzie chciał ją leczyć? Powiedziałem: – Nie wiem, musimy go znaleźć. Wskazałem na takie możliwości, patrzyła na mnie z powątpiewaniem. Usiłowałem jej wytłumaczyć, że nie chodzi o gimnastykę, lecz o właściwą pracę z energią. Gołym okiem było widać, że boi się zmiany i przed zmianą paraliżuje ją strach. Już w tej rozmowie panicznie się bała, że może wyzdrowieć.
Zapytałem, co chce robić w życiu, do czego zmierza, o co jej chodzi? Odparła, że NIE chce być uzależniona od rodziny. Zwróciłem jej uwagę że podała program negatywny, powiedziała czego NIE CHCE, a ja ją pytam CZEGO CHCE. – Nie zastanawiałam się nad tym, nie wiem – powiedziała.
Tłumaczyłem jej, że niema czegoś takiego, jak wolność negatywna, że nie można być wolnym od czegoś, że można być wolnym ku czemuś. Zdawała się mnie rozumieć, ale po chwili była już znowu pełna wątpliwości. Patrząc na nią widziałem, jak chmury czarne i kłębiące się pędzą po niebie jej przytomności, a tylko od czasu do czasu, dosłownie na kilka sekund, jej oczy rozbłyskiwały zrozumieniem i… znowu gasły. W końcu zapytała o rodzinę, o jej własne życie z kimś.
Czekałem na to pytanie, musiało się pojawić, a ja miałem niełatwy orzech do zgryzienia. Naturalnie, normalnym tonem odparłem, że wkrótce sytuacja w jej rodzinnym domu zmieni się radykalnie. A co do jej własnej rodziny, to owszem, przeznaczony jej jest człowiek niewidomy, który gdzieś tam chodzi po tym świecie. Ona będzie jego oczyma, którym on będzie ufał i tak sama zobaczy, co to znaczy ufać światu. Podałem daty i okresy w życiu kiedy to się będzie działo. Wstała i dość dramatycznie zakończyła rozmowę.
Nie przyjąłem od niej honorarium, zgodnie z zasadą: od człowieka, który poważnie choruje, czuje się nieszczęśliwy, zagrożony, boi się itd., nie należy pobierać żadnych opłat za pracę astrologa.
Po jej wyjściu przypomniałem sobie słowa Ptolemeusza: Nie ma horoskopu, jest horoskop człowieka.
29 marca 1988 nieoczekiwanie, o godz. 10:00 pojawiła się znowu, nie zapowiadana. Ponieważ nie mogłem z nią od razu rozmawiać, zaczęliśmy o 11:20. Powiedziała, że tydzień po wizycie u mnie dowiedziała się że jej ojciec jest poważnie chory na raka. Ojciec był kiedyś kierownikiem sklepu z odzieżą. Powiedziała: przez całe życie zatruwał życie matki i moje, pił i stał się nałogowym alkoholikiem. Ostatnio miał b. silne ataki bólu, ale jeszcze działają środki uśmierzające. Co z ojcem? Nie wyobrażam sobie – powiedziała, że matka, która jest wspaniała, ale ledwo się rusza, będzie musiała przy nim chodzić i się nim opiekować. I co z jej własną rodziną, czy wyjdzie za mąż? Powiedziała, że oswoiła się z prognozą i prosi o szczegóły.
Podyktowałem: choroba ojca jest poważna, ale ojciec może walczyć o życie (podałem przez jaki czas) zerwała się z krzesła, poczerwieniała i pociemniała na twarzy. Dla niej ten czas był zbyt długi. Zaczęła krzyczeć (cytuję): -To niemożliwe! Tak długo męczyć się z nim, nie wyobrażam sobie, on nam tak wszystkim zalazł za skórę, on jest takim złym człowiekiem!