Auroville cz.2

Leon Zawadzki & Maria Pieniążek
NANDRI
Z PODRÓŻY DO INDII cz. IV
raj kontrolowany

Szanowny czytelniku, dobrze wiedzieliśmy czego chcemy, dokąd i po co zmierzamy. Święta Bożego Narodzenia 2004 postanowiliśmy uczcić w Ashramie Śri Aurobindo w Pondicherry nad Zatoką Bengalską, zaś prezentem pod choinkę była dla nas wyprawa z Pondi do Auroville, miasta moich młodzieńczych marzeń, które miałem po raz pierwszy zobaczyć na własne oczy. Odczekaliśmy kolejkę w baraku przewoźnika, by wykupić bilety na wycieczkę turystyczną do Auroville, uśmiechnięci pracownicy Ashramu Aurobindo pobrali od nas stosowne opłaty, poinformowali o której i skąd odjedzie autobus, zostało trochę czasu, więc poszliśmy na kolejny spacer w głąb Pondi. Byłem podniecony, za parę godzin zobaczę TO MIASTO – utopię spełnioną.
Kochani Przyjaciele, wczoraj chłonąłem atmosferę Ashramu Aurobindo, opierałem rozgrzane ciało o chłodne marmury ukwieconych tarasów, wsłuchiwałem się w szelest mantr i myślokształtów nawiedzonych wędrowców, wertowałem książki w księgarni, której nie powstydziłby się obficie zaopatrzony empik, kiwałem głową nad dziesiątkami znaków i symboli, ach ta sauvastyka! Z pragmatycznym zaciekawieniem kontemplowałem postać Królowej Matki czyli Mother, ukradkiem podglądałem zachwycone spojrzenia uduchowionych dzierlatek wlepione w portret młodego Aurobindo: wzorcowa charyzmatyczna uroda poety mistyka romantyka wizjonera a przy tym prawdziwego mena, mężczyzny o yes! w porywach do dwustu punktów na sto możliwych, a te oczy: dwa stawy na pustyni spalanej przez Słońce Ducha! Nieco inaczej patrzą wędrowcy na Mother, zwłaszcza starsze damy przeduchowione, wzrokiem pełnym zrozumienia: tak, ona zostawiła męża, aby odejść do guru do boga z wizją, Ona przeczuwała wiedziała pokazała czym jest oddanie kobiety dla boskiego małżonka! tak, to nie fanaberie jakiegoś babulca co w miłość wchodzi jak w pokrzywy. Spojrzenia starych skautów duchowych, którzy zazdroszczą, a nie mają szans na powtórzenie cudu, wzdychają, połykają smaczne kaszki aszramowe; widzieliśmy jak jeden, chyba Brytyjczyk, jadł, patrząc na portret Mother, tu wszędzie jej portrety, a ten nagle zakrztusił się, złapał za głowę, białka oczu mu się duchowo wywrócili ku górze, myślałem że się przekabaci, wpadnie głową w ryżyk jak kowalski w kotleta, a on trząsł głową zrzucając wizję, nie mógł trafić ręką do gęby, ot co się dzieje jak kto z mocami się zadaje a nie szkulony (npp).
Notuję: Ashram Aurobindo jest dziełem sztuki, są to ogrody duchowe styl of Samadhi. Sri Aurobindo, ta elektrownia duchowa, pozostaje w tle, króluje Mother, świecąc jak lampa Aladyna.
W końcu spełniło się: stąpałem po ziemi Auroville, poczułem, boć nie mogę powiedzieć, że je widziałem, miasto moich młodzieńczych marzeń. Obok mnie przemykali na skuterach rowerach aurovillanie a nie był to sen, obejrzałem film video propagandowy o budowaniu Miasta Przyszłości. Dopuszczono nas tylko do Matrimandir, chodząc po alejkach wytyczonych sznurami, obstawiani bramkarzami zaopatrzonymi w grube księgi gości: wycieczkowych wizytujących odwiedzających honorowych, ustawiani w rządku po dziesiątku. Wokół piękno ziemi do bólu obiecanej, czerwony piasek ścieżek, drzewa, ogromne palmy, krowy wypielęgnowane, drogi zamiecione, świątyńki dumania siadasz muzyka się sączy, potwierdza świadomość, że już nigdy nie zgaśniesz, bo światło Matrimandir na to nie pozwoli. W samej świątyni, w jej środku, kryształowa kula na nią padają promienie Słońca – Światło przepływa przeskakuje iskra oświetla odbija się wiruje w tej kuli przez czysty kryształ na podstawę, na znak jedności Mother & Aurobindo łączone razem jednoczone światłem, zamienione w światło. A widzieliśmy to na filmie, potem w folderach, bo jak na razie to jesteśmy zbyt fe, żeby wpuścili, i słusznie! też bym nie wpuścił każdego do Komnaty Światła, więc bezpośrednio nie widzę, nie jestem uprawomocniony, musiałbym przejść przez komnatę oczyszczenia, a gdzie tam, jeśli mamy jakie 20 minut na zobaczenie, chociażby z zewnątrz, kosmicznej budowli.
0Nawet ja, stary uduchowiony realista, rzeknę prosto: to cud świata, nie wiem, ósmy czy dziewiąty, ja bym mu dal nr 11. Geomanci nasi kochani, mierniczy energii kosmicznych, tu jest wasze miejsce pomiarów, uwierzcie staremu wydze, cuś mi się widzi, że kopuła Matrimandir zbudowana jest na wzór Świątyni w Jerozolimie, tylko że tu sama kopuła stoi bezpośrednio na ziemi. Wizja architektoniczna, z kulą światła dwukrotnie powtórzoną, jest niewątpliwie pomysłem genialnym, inspiracją kosmiczną. Mother miała tę wizję 1 stycznia 1970, na trzy lata przed odpłynięciem z ciała. Matrimandir, który natychmiast ochrzciliśmy spontanicznie Matrimonium, to triumf Okultyzmu Duchowego.
Tym nie mniej, chociaż widzisz czujesz moc piękno wiedzę, ale uprzytamniam sobie, że ależ tak, nie czuję korony. Jest tu, w tym, ekstaza jest zachwyt jest esencja kwiatu istnienia ziemskiego (Mother wprowadziła jako sposób porozumiewania się mowę kwiatów), jest ciepło upajającej bliskości, jest taniec życia, ale nie ma jogi! tak! nie ma tu tej jogi, którą czujesz w sercu Ramanashramam, w każdym drgnieniu powietrza Arunachali, we własnym doświadczeniu śmierci mistycznej otwierającej wrota wieczności. Otóż właśnie, tutaj triumfuje młodość, chęć życia doskonałego, karmienia się subtelnymi energiami, a to jest osiągalne, można tak żyć, potrzebne są bhutas czyli papu pierwiastków rzeczywistości w stanach jak najbardziej ambrozyjnych, ale jak bez tego to pryc! mic! trzask! światła nie ma, przed chwilą było ale się zmyło…
…patrzałem na twarze młodych sytych promiennych uśmiechniętych mieszkańców Auroville, oczy wyrażające pewność, że tak jest było będzie do skończenia świata, a w rysach tych twarzy dłutem przeznaczenia wyżłobione przekonanie o własnej swojej swojskiej lepszości, o tym, że jest się wybrańcem bogów, którzy tu ino peace pax mir pokój human unity, a wy tam, grzałki patrzałki, między wrony no to krakać jak i one! Stary mit, że karma ist karma, tutaj pasuje jak ulał, do tych oczu dziewcząt, półprzymkniętych w orgazmowym skurczu, błogiego przekonania o prawie do duchowego dolce far niente…
…co tu gadać, zatęskniłem za szlachetną surowością Ramanashramam, za swamidżim w jaskini, za czystością Ducha acz przy nieco przybrudzonym poboczu.
Kochani Przyjaciele, po pierwszych impresjach opowiem po kolei, do notatek z jornady sięgnę, pamięć podpucuję. Ulice Pondi, świątynie, bulwary nad oceanem, tak, szedłem patrzałem widziałem ale czymże jest trakt wielkomiejski w porównaniu z listem miłosnym, który Aurobindo wysłał stąd w przyszłość, ku istotom jeszcze nienarodzonym, patrząc w ich napływające z niebiańskich przestworzy oczy, podając im wprost do uszu sygnał: tak, nie ma pomyłki, tu jest wasze lądowisko, tu przyjmuje was terra astralis, tu będziecie u siebie, tu napełnicie się blaskiem kosmicznej świadomości, czekamy na was, dusze bratnie, anielskie!
Myślałem: jeszcze dziś pojadę do ciebie, miasto z moich snów, od dawna w sercu tłukła się nadzieja na spotkanie z Tobą: to w tobie, patrząc w przeszłość groźną/ wdzięczny czeladnik, wnuk ascetów/ z gorącą głową, w nocy mroźnej/ szeptałem słowa twych poetów/ ach tak, pisało się wiersze pełne wdzięczności za twoje zaistnienie.
Musiałem być nieźle nahajcowany tymi wzniosłościami, widziałem to w oczach Marii i Darka. Co tam, myślałem: o, Pondicherry, jakże jesteś szczęśliwe, jakże musisz być szczęśliwe, jakże powinnoś być dumne! Tu przecież ludzkość usłyszała nowinę o budowaniu społeczności dobrych ludzi, tu Geniusz Ziemi przebłagał gniewnego Boga i otrzymał objawienie o drogach powrotu do raju utraconego. A w swoim Boskim Poemacie, niewątpliwie jednym z najgłębszych wglądów w historii człowieczeństwa, pisał: Po serpentynach epok/ Zawinięta w sploty ciemności swej niepojętej drogi/ Ziemia Bogini z trudem brnie przez wydmy Czasu/Jest w niej Istota, którą Ziemia ma nadzieję pojąć/ Słowo, które mówi w jej sercu, lecz nie może je ona usłyszeć/ Los, który zmusza, bezsilną jest jednak, by jego formę rozpoznać/ [Śri Aurobindo Ghos Savitri, Pieśń Czwarta: Wiedza Tajemna].
Miasto Pondicherry które wizytowaliśmy, oczekując na autobus do raju, nie oparło się naszemu urokowi, potwierdziło to domagając się, jak zwykle, money. Moje rozmyślania dotarły więc aż do boskości Pieniądza, a jako że Maria jest de domo Pieniążek, dokonałem odkrycia, co godne jest drugiego wyzwolenia Indii: jeśli dla ludzi Zachodu prawdziwym bożyszczem, dla setek milionów wyznawców, jest Money, a nasz moneizm dał nam tyle łakomych dóbr, to nic dziwnego, że Hindusi upatrują w naszym bóstwie moc wielką i chcą otrzymywać od nas jak najwięcej jego mocy. Na pocieszenie sprzedają nam tutaj tanio to, co w naszych butikach jest drogie, a tuć i tam uchodzi przecie za hinduskie.
Aby zaczerpnąć tchu, piszę do was, kochani przyjaciele, w chłodnej air condition interneciarni, za chwilę stąd wyjdę i runie na mnie upalny szum ulicy, wrzask ludzkich potrzeb pragnień, informacji, zachłannej życzliwości. Trzymamy się w tym tłoku razem, mp dar i ja, bo gdy tylko gubię ich z oczu to widzę żywe słonie, ich trąby mnie dotykają, po plecach mrowie: jak taki nie obliczy siły blessingu to kręgosłup trach! ostatnie migawki życia, słoń mi załatwi trąb blessing mum! no i kropka bez wykrzyknika, a co z wyzwoleniem przez jogę?! więc chce mi się płakać, nie wiem czy ze wzruszenia, że jam ci sam samiuśki zagubiony na taaakim kontynencie, czy może nareszcie wiem naprawdę, żem w tym tyglu sam a jestem.
A jak już jestem, to dobrze byłoby ulokować swój żaglowiec w bezpiecznej przystani, z widokiem na otwartą przestrzeń niebios i oceanu. Nadal wierzę, że mogę budować miasto przyszłości, usytuowane wzdłuż linii brzegowej, pięć mil od Pondicherry, otoczone pięknymi jeziorami od zachodu i północy, od południa zaś pustynnym płaskowyżem, nad którym unoszą się suche piaski niesione przez gorące wichry. Miasto joginów praktykujących purnajogę, harmonijną jedność ciała umysłu ducha, więc wszystkiego co dano każdemu z nas na Ziemi, ja zaś, urodzony tuż przed drugą światową, wędrowiec po koleinach śmierci na przestrzeniach cudem ratowanego życia, widziałem przecież jak dziwny z tych darów czyniliśmy użytek.
obrazki/literacka/matrimandir_log.jpgProjekt Auroville wykonał francuski architekt, młody zdolny Roger Anger. Zapewne sugestie Matki zdecydowały o wizji miasta, które widziane z lotu ptaka wygląda jak spirala naszej Galaktyki. Auroville miało być całością żyjącą, w której człowiek może spełnić swoją najważniejszą powinność –tu, w pracowni doskonalenia wewnętrznego przebóstwić naturę, aż nas, zjadaczy chleba, w aniołów przerobi. Tu miała spełnić się wizja Słowackiego, nic więc dziwnego, że rwałem się na te rusztowania, aby uczestniczyć w triumfie Króla Ducha. A czegoż potrzeba Duchowi? Świątynia jest mu potrzebna, Świątynia! Ona jest duszą Ducha, jeśli można, pośród mądrych świata tego, tak śmiało się wyrazić. Auroville, jak przystało na świętą trójcę, zawiera w sobie Aurobindo-Matkę-Matrimandir. Świątynia posadowiona w centrum miasta jest mandalą, kosmicznym pojazdem, w którym człowiek, dzięki medytacji, może opuścić ziemską marność nad marnościami i wznieść się w sferę Devakanu, skąd już blisko do siedziby samego władcy Samadhana. Jeśli mniej poetycko, to Matrimandir, ta wynurzająca się z ziemi złota półkula wygląda jak kosmiczna piłka golfowa, którą Bóg tej galaktyki celnym uderzeniem boskiego kija posłał do właściwego dołka.
W pierwotnym zamierzeniu miasto miało mieć szybkobieżne chodniki, ruchome schody, cichą jednoszynową kolejkę, wodne tramwaje o napędzie elektrycznym, ściany zieleni chroniące przed lotnymi piaskami i kurzem, mieszkania chłodzone obiegiem wody w murach, zasłonami przeciwdeszczowymi, nawet architektonicznym sterowaniem kierunków wiatrów. Wody w oceanie dosyć, ale jej uzdatnianiem zajęła się specjalna grupa badaczy, która miała w tym, a może również i w tamtym celu zbudować… reaktor atomowy.
Patrzę z autobusu na przedmieścia Auroville, są to wioski, chatynki typowe dla Tamilnadu, przypominają okolice ogromniastych sowchozów jakie widywałem w Rosji sowieckiej, z głośnikami na centralnym placyku i jedynym sklepem przy zakręcie wyboistej drogi. Ale ponoć tam dalej, myślę sobie, jest szczerozłote białe jak czysta świadomość miasto przyszłości, wypatruję, dużo drzew, rzeczywiście pasy zieleni, łąki, autobus bierze zakręty jeden za drugim, zaraz tam dojedziemy, nie ma już czasu na czytanie z jornady. Moje notatki okazują się niepotrzebne, bo parkujemy na ubitej ziemi obszernego placu, rozglądam się ciekawie, przewodnik skrzykuje nas ciekawskich w gromadę i szybkim krokiem prowadzi do okazałych budynków centrum turystycznego, na dole sklepy, punkty informacyjne, my pędem na tarasy rozległego gmachu i stamtąd do sali, siadamy w przestronnym jasnym pomieszczeniu, przed nami rosły ogorzały mężczyzna, tak około pięćdziesiątka z hakiem, zaczyna opowieść o tym jak to było jak jest jak będzie, mówi z dobrze opanowaną swadą, czy są pytania, owszem, odpowiada jak należy, konkretnie, poprawnie, ideologicznie zbornie. Jak można zostać mieszkańcem tego miasta? Procedura jest prosta: świadom kosmicznych praw i obowiązków, zamiarując stać się służebnikiem kosmicznej świadomości, jako wyznawca i praktyk duchowej roli umiłowanej Mother i ukochanego Śri Aurobindo, zgłaszam swoją prośbę o przyjęcie na kandydata do raju kontrolowanego…
… i słusznie, że tak właśnie, bo co to za raj gdzie anioły mogą poczynać sobie jak chcą?! A więc, nie wolno uprawiać i popierać jakiejkolwiek ideologii, religianctwa, głosić rasizm, faszyzm, przemoc, ksenofobię, no, nie wolno ćwiczyć zapamiętale podobnych ulubionych przez człowieka myślokształtów; ponadto, żadnych narkotyków, alkoholu, nałogów zgubnych i fatalnych. Należy natomiast pokazać na co mnie stać, czym się chcę zająć, czym mogę wspomóc miasto, jak mam zamiar się tu urządzić. Po trzech miesiącach tych ćwiczeń w doskonałości oraz uników przed natychmiastowym wniebowstąpieniem, ponownie stajemy przed prześwietną komisją rekrutacyjną i – jeśli obie strony uznają iż warto – otrzymuję zgodę na następny, tym razem dwuletni staż kandydacki. I mogę wtapiać się w miasto, w jego społeczność, w pracę, produkcję, ćwiczenia, edukację, kontemplację, medytację i – co bardzo ważne – heroiczną walkę o trwanie miasta w środowisku już obłaskawionym ale nadal groźnym.
A samo miasto składa się z czterech sfer, czterech poziomów doświadczania życia na naszej terra astralis, czterech warn wiodących ku boskiemu centrum, skąd już tylko tunel z aniołem, a jak się uda, to sama Mother weźmie za rękę i zaprowadzi przed oblicze Samadhana, którego twarz i postać na pewno jest znana z fotogramu siedzącego w fotelu Aurobindo. I wręczę Im kwiat swojego życia, i dostanę natychmiast z rąk wiernych czeladników kwit na wieczne wyżywienie w boskiej stołówce, gdzie kaszkę z bakaliami podawać mi będą świetliste anielice, pozbawione cech płci, ale za to ze skrzydłami wachlującymi w tym upale moje świadome, nieco spocone, istnienie.

Doprawdy, Kochani Przyjaciele, nie dworuję sobie ani z kosmicznej świadomości, ani z wysiłku ludzi, którzy stworzyli i nadal tworzą na Ziemi miasto jutrzenki. Obiecałem jednak pisać prawdę samą prawdę tylko prawdę a czymże ona jest, prawda, bez naszych dróg dochodzenia do niej, bez naszych myśli, przeżyć i mentalnego błądzenia?! Grzeszny jestem, boć myślę. Już dawno temu, w europejskiej kulturze, wbito mi takie małe gwoździe w mózgownicę, a na każdym było napisane myźlę więc jezdem (npp). Boże, ileż musiałem się nabiedzić i kulasów powyginać, żeby w końcu zrozumieć, iż jest dokładnie odwrotnie!
Nasz prelegent, by przybliżyć nam miasto doskonałe, włączył video, strumienie wzruszających archiwaliów polały się w spragnione harmonijnych obrazów oczy. Widzę, jak w sferze codzienności, najdalej położonej od centrum miasta, przeznaczonej przede wszystkim na mieszkania, razem istnieją sobie malownicze domy i wille, indyjskie chatki, place zabaw, powietrzne mosty, baseny, gościnne pawilony dla przybywających, utrudzonych już prozą życia wędrowców. Nie udało mi się dowiedzieć, co już zostało zrobione, a co zostawiono dla mnie, bym doprowadził ten projekt do zwycięskiego końca. Więc patrzę zachłannie, i widzę następną sferę, obszar kontaktów międzynarodowych. Tu właśnie powstały i nadal powstają pawilony narodowe, w których prezentowane jest dziedzictwo kulturowe ludów. Tu młodzi aurovillanie, przyszli konstruktorzy świata, który dopiero nadejdzie, będą mogli poznawać inne kontynenty, (…) będą tworzyć praktyczne wzorce międzynarodowego braterstwa… pisze, w nieco ironicznej tonacji, Stanisław Tokarski w swojej świetnej książce Jogini i wspólnoty. Nowoczesna recepcja hinduizmu (Ossolineum 1987), którą uważnie studiowałem, nanosząc na mapy poszczególne postaci i punkty doskonalenia człowieka na tym padole. Pawilonu polskiego jeszcze nie ma, ale i jego czas nadejdzie, boć trudno będzie pominąć tak znakomitą okazyję (npp), żeby na słuszną wiarę pogan nawracać. Natomiast, o zgrozo, budowany jest pawilon rosyjski, zaś jego piękne architektoniczne projekty można obejrzeć w internecie, jeśli oczywiście ma się modem politycznie odporny na miazmaty wschodu.
Edukacja i Kultura mają swoje miejsca w sferze trzeciej, gdzie posadowiono akademie sztuk pięknych, zespoły i placówki naukowe, centra badań ekologicznych, instytuty prognoz rozwoju i postępu, w tym baczną uwagę poświęcając samym Indiom. Mnie szczególnie interesują wydziały filologiczne starych i nowych języków Wschodu, archiwa etyków, religioznawców i historyków kultury, bazy etnografów, archeologów, muzykologów. Kształcenie to również ciało, więc zespoły obiektów sportowych, które ongiś szczególnie wzbudziły zachwyt wizytującej miasto Indiry Gandhi. Tu będę patrzał, zachwycał się, fotografował i przymierzał do pozostania, by wnikać w przepastną głębię najlepszych wzorców symboliki terrastriańskiej. Czekało mnie jednako rozczarowanie osobiste, nie omieszkam Wam się znowu poskarżyć, kochani przyjaciele, na despekt, który mnie spotkał, można powiedzieć, z rozdzielnika.
Czwarty sektor, usytuowany w pobliżu portu i lotniska, okolony pasmami autostrady, jest strefą pracy. W tym sektorze, nade wszystko, królować ma czystość środowiska, przewaga rolnictwa i przetwórstwa nad przemysłem, kult pracy twórczej, co nie znaczy łatwej, kochani kandydaci na życie w raju.
Wokół Auroville są już, a będzie ich coraz więcej i gęściej, ochronne pasy leśne ochraniające centrum przed gorącym wiatrem, lotnymi piaskami oraz atakiem rozszalałego morza, co ostatnio miało miejsce 26 grudnia 2004, dokładnie 4 dni po tym, jak tam byliśmy i jak nas tam, do samego miasta, ach, już mówiłem… nie wpuszczono. Zaprowadzono nas tylko do samego samych, dokładniej zaś ku świątyni, ku centrum jogi integralnej Matrimandir, pozwolono nam obejrzeć to cudo z oddali, szybko podano jego główne parametry, powiedziano, że jeśli chcemy do środka, to musimy poczekać tak ze trzy doby, bo coś tam, zrobiliśmy ukradkiem parę fotosów i pędem zaprowadzono nas z powrotem do budynków informacji turystycznej. A my byliśmy przygotowani, obkuci na blachę, więc podajemy to co widzieliśmy, co wyczytaliśmy w książkach, przewodnikach, w internecie i to czego się domyślamy.
Tokarski: Architektonicznie wizja Auroville oraz budowa Miasta Przyszłości została zharmonizowana z planami rozwoju prowincji Madras. Już w pierwszych latach szereg zakładów indyjskich korzystało z sieci termicznej Auroville, okoliczne zaś wsie uzyskały dopływ wody źródlanej za pomocą energii atomowego reaktora. (…) Dla wieśniaków indyjskich jest to błyskawiczna podróż w czasie: mieszkając często w warunkach sprzed tysięcy lat uczestniczą w pracach budowy reaktora atomowego (poz.cyt.j.w.).
Prawdziwa rewolucja, niosąca subtelną Vita Nuova (wolę to dantejskie pojęcie, niż new age, kompromitowane na każdym kroku przez durnowatych ekstatyków), rewolucja! ku zgrozie zapuszkowanej konserwy, jest już faktem: Auroville odrzuca sens wszystkich uznawanych dotychczas przez ludzkość instytucji! Światowe religie, owe molochy duchowe, w ich tradycyjnie zinstytucjonalizowanej, sformalizowanej formie kultów religijnych, są w mieście niedopuszczalne. Uznane zostały przez uczniów Aurobindo za relikt przeszłości, za echo przebrzmiałej historii ludzkości z epoki intelektu. Purnajoga posiada status oficjalnie ponadreligijny. Jedyną religią jest Prawda kosmicznej świadomości. Centralnym miejscem sakralnego kultu Prawdy jest świątynia Matrimandir.
Wprowadzono wolny system nauczania dzieci i młodzieży, libre progres czyli edukację spontaniczną, z naciskiem na koncentrację uwagi i naturalne wychowanie ku skupieniu medytacyjnemu. Zachowując przywileje dzieciństwa, uznano, że podstawowym warunkiem wychowania i rozwoju dzieci jest powierzanie im odpowiedzialnego zadania i bezwzględne mówienie prawdy. Dzieci noszą jedynie imiona, bowiem status mieszkańca nie jest dziedziczony: po osiągnięciu dojrzałości należy ubiegać się o status prawowitego obywatela bądź miasto opuścić. Nie wyznaje się również konwencjonalnej moralności: uznano, że instytucja formalnego małżeństwa wprowadza fałsz i oszustwo między ludźmi, członkowie wspólnoty nie mogą zawierać małżeństw ani wyprawiać wesel.
Pionierzy Auroville tworzyli i budowali w bardzo ciężkich warunkach. Nie pozwalano na stosowanie sztucznych nawozów i chemikaliów, przestrzegano ekologii oraz – w relacjach z przyrodą i środowiskiem – jogicznej zasady ahimsy czyli niekrzywdzenia. Tokarski: W ciągu pierwszych dziesięciu lat posadzono w strefie Auroville 70 tysięcy drzew, za pomocą środków organicznych zatrzymano lotne piaski, powstrzymano erozję gleby, budując tamy, sztuczne zbiorniki wody, system irygacyjny, sadząc scalające grunt krzewy. Wykorzystano tysiącletnie doświadczenia indyjskich wieśniaków, zaprzęgnięto do pracy energię atomową, słoneczną, zbudowano wiatraki pompujące wodę i produkujące elektryczność (poz.cyt.jw.).
Przypomnijmy, że Mother założyła Auroville, miasto przyszłości, dla ludzi ubiegających się o świadomość supramentalną. Auroville jako miejsce duchowych, wychowawczych i artystycznych eksperymentów przyciągnęło wiele osób z Zachodu. Z filozoficznego punktu widzenia, u samej podstawy praktyki duchowej, problem jednak jest o wiele głębszy niż się wydaje. Zrozumiałem to po trzydziestu latach praktyki, a dopiero ostatnio zacząłem o tym głośno mówić. Otóż pojęcia medytacji dla ludzi Zachodu i medytacji supramentalnej w znaczeniu wschodniej praktyki duchowej, nie są tożsame. Dla człowieka zachodniego medytacja to zaledwie wyciszenie mentalne, częstokroć powiązane ze błogostanem zrelaksowania ogólnego. W takiej “medytacji” nieustannie tkwi obiekt mentalnych dywagacji, uprzytomniony, bądź połączony z wysiłkiem, aby “nie myśleć”. Jednym słowem, medytacja w stylu zachodnim ma charakter mentalny, nawet wówczas, gdy podmiot usiłuje uwolnić się od wibracji myśloczuciokształtów. Natomiast medytacja typu wschodniego, ujęta w karby dyscypliny poznawczej, jest pozamentalna, lub, jak trafnie proponuje Aurobindo, supramentalna. Znaczy to, że podmiot jest medytowany, a nie medytujący; że człowiek, dzięki medytacji, włącza się w Boski Plan, a nie zajmuje się gromadzeniem mocy, by realizować własne plany, korzystając z energii bożej. Auroville ma służyć właśnie owemu zrozumieniu medytacji pozamentalnej, ma kształcić służebników boskiej świadomości, a nie panów stworzenia, którzy podyktują światu swoje warunki.
A pierwszy poważny problem musi nieuchronnie się pojawić, wcześniej czy później, tam, gdzie w grę wchodzą ludzkie oczekiwania, środowisko pionierów, mieszkańców i budowniczych, śmiałe projekty i… znaczne pieniądze. Problem ten miał za przyczynę odwieczny konflikt między potrzebami ciała i ducha: obserwatorzy indyjscy, amerykańscy i europejscy zakwestionowali celowość budowy Świątyni Prawdy jako kosztownej, wyjątkowo trudnej i, na samym początku realizacji projektu Miasta… zbędnej. Stwierdzili, że Matrimandir pochłania większość funduszów niezbędnych dla inwestycji wodnych i rolniczych. Przy końcu lat siedemdziesiątych budowę Świątyni doprowadzono jednak nieomal do końca, chociaż do dziś nakłada się na nią pozłacane dyski elewacji zewnętrznej, a to widzieliśmy na własne oczy.
W centrum informacji turystycznej Auroville opowiedziano nam o trudnościach, natomiast o konfliktach ani słowa. Co nieco wiedziałem z książek, napisanych zarówno przez zwolenników, jak i wrogo nastawionych łowców sekciarstwa i herezji, którzy na samo słowo ashram czy Aurobindo żegnali się, machając przy tym gałązka oliwną i zapewniając, że rozumieją, są zaciekawieni, ale to się przecież jeszcze nikomu nie udało. A co zrobicie, jak się uda? – pytałem przekornie i widziałem w oczach wytrwale (po)słusznych, że na moją radosną nadzieję najchętniej nałożyliby cierniową koronę swoich ideałów.
A nas zaproszono szerokim gestem na spacer ku Matrimandir i poprowadzono cienistymi alejami, poprzez łąki i ogrody. Gapiłem się, nawiedzony neofita, na czyste wypucowane krowy, stada kóz i owiec, które wyraźnie czuły się tu u siebie, pewne, że człowiek pożywać będzie ich mleko, sierść, wełnę, odchody, ale nie zarżnie, nie zaszlachtuje, nie utoczy z nich krwi i nie zeżre ich razem z podrobami. No, jakem baca spod beskidzkiego gronia, co konie i krowy kuzden dzień ogląda, owiec się napatrzy, a i baranów dwunogich na cyrwonym szlaku kiele chałupy tyz widuje, te w Auroville były jakiści inse, spokojne i, by tak fylosoficnie sie wyrazić, spolegliwe (npp). Idąc, znaleźliśmy się pomiędzy sznurami, które wytyczały drogę, potem przepuścili nas przez strażnika uzbrojonego w dużą księgę odwiedzających, policzyli wszystkich dokumentnie i znowu dalej. Przypomniałem sobie, że wszystko zostało tu zbudowane zgodnie z kalendarzem astrologicznym, na planie zodiakalnym, więc się gapię, ale nie kumam, dopiero Maria pokazuje mi i tłumaczy, zapewne na jakiejś planecie budowała kiedyś takie miasto. Jest! wyłoniło się to cudo, złota kula wznosząca się z ziemi w niebiosa, pojazd świadomości kosmicznej, obły kształt wizji doskonałej. Przystanąłem, zaparło mi dech i byłbym skonał na miejscu, gdybym nie przypomniał sobie, że jog integralny oddychać ma głęboko i skutecznie, no chyba, że ćwiczy akurat kumbhakę przedśmiertną. Stałem jednak w tym szoku dość długo, więc gdy podszedłem do amfiteatru, gdzie siedziała już nasza wycieczka, spowijana w rutynowe gadulstwo przewodnika, to usiadłem tak jakoś z boku, ale natychmiast przywołano mnie do gromady i kazano usiąść grzecznie, razem z pozostałymi. I przyznam, kochani przyjaciele, że akurat ten gest naszych opiekunów, na terenie miasta wolności, zapamiętałem szczególnie. Zagoniony do stada, ja, zbłąkana z wrażenia owca, snułem dalej swoje wewnętrzne rozważania.
A przewodnik snuł wątki własne: otóż na szczycie kopuły są specjalne lustra, które przechwytują promienie słoneczne i przesyłają je do wnętrza świątyni, na kryształową kulę, pod którą umieszczony jest Znak Jedności Ojca i Matki. Medytacyjna obecność mieszkańców w świątyni jest obowiązkowa, tu mają miejsce, o stosownym czasie, zarówno rytuały jednoczenia się z kosmiczną świadomością, jak i akty oczyszczania wewnętrznego, tu ładowane są energią komórki percepcji wewnętrznej aurovillan, tu odbywają się narady gremium mieszkańców nad planami rozwoju miasta i decyzjami ważnymi dla funkcjonowania wspólnoty.
To wszystko musieliśmy przyjąć na wiarę, bowiem o wejściu do środka, pozostaniu w mieście choćby przez dobę, zobaczeniu czegokolwiek na własną rękę i nogę, nie, o tym w ogóle nie ma mowy, koniec, kropka. Nie pomogły żadne tłumaczenia, że czekałem na to 37 lat, że przylecieliśmy z Europy country Poland, która też podpisała akt erekcyjny itp. wzniosłości. No!
Nie to nie, przecież nie rozpłaczę się jak dzieciak, któremu kosmiczny tatuś z boską mamusią nie kupili puchatego misia. Maria rozpoczęła fotografowanie, wydałem komendę lotnik, kryj się!, co oznaczało, że robimy zdjęcia w miejscach po temu niedozwolonych. Przewodnik, widząc naszą determinację i moje nieobecne łzy w rozeźlonych oczach, machnął ręką przyzwalająco. Pomiędzy tymi samymi sznurami poprowadzono nas z powrotem do biur i sklepów, potem na parking. A po drodze widzieliśmy kilku mieszkańców Miasta. To ważne, kochani przyjaciele, bo ludzie ci wyglądają jakoś inaczej, są specyficznym hybrydem, owocem ewolucji genetycznej, dokonującej się w polu wysokich częstotliwości eteroidu.
Oczywiście, że Auroville budziło nie tylko zachwyt i entuzjazm pionierów i nawiedzonych uduchawiaczy ziemskiego żywota. Wybitny publicysta indyjski M.S.Raghavan pisał: Aby stać się aurovillaninem, trzeba być sługą Boskiej Świadomości. Może więc tam mieszkać każdy, kto pragnie korzystać z miejscowych udogodnień, m.in. z zakwaterowania i wyżywienia. Tylko Boska Świadomość jest w stanie go stamtąd wyrugować. Większość aurovillan stanowią nie przystosowani do żadnej pracy hippisi, w duchowości Indii szukający ucieczki przed trudnościami Zachodu. Innymi słowy: szukają łatwego chleba, żywiąc się darami. Taka sytuacja opóźnia postęp Indii. (…) Konstrukcja Miasta Brzasku jest mimo wszystko bardzo kosztowna, a nie ma dla Indusów żadnej użyteczności. Wokół Auroville rozpościera się ocean nędzy. (Indian Times, 16 maja 1976). Dzisiaj jednak Auroville jest jednym z największych i najbardziej nowoczesnych ośrodków informatyki światowej. Zachodnie koncerny masowo wynajmują w Indiach serwerownie, pracowników biurowych oraz specjalistów, którzy mogą pracować zdalnie za pośrednictwem komputera. (…)USA ogłosiły, że sprzedadzą Indiom paliwo do reaktora atomowego i technologie do rozwoju energii atomowej, gdyż Indie są “odpowiedzialną potęgą nuklearną”. Ameryce przestało przeszkadzać, że Indie zbudowały bombę bez zgody pozostałych mocarstw. (Wejście słonia, onet.pl z dn. 6 sierpnia 2005).
Otóż to, kochani przyjaciele, rzeczywiście żyjemy na przełomie epok: stare się skończyło, nowe jest już widoczne.
Celem Aurobindo było osiągnięcie harmonijnej syntezy Wschodu i Zachodu, tak zapisała Wanda Dynowska w 1956 roku, po odwiedzeniu Ashramu Aurobindo w Pondicherry. Zarówno otoczenie, jak i całe życie tej Aśramy – pisała Dynowska – jest wybitnie odrębne nie tylko od Aśramy Maharishiego, ale też od wszystkich jakie w Indiach widziałam. Dom typu europejskiego, jadalnia “japońska”, średnia szkoła koedukacyjna, Międzynarodowy Uniwersytet, Instytut WF z licznymi działami rożnych, przeważnie europejskich sportów. Pierwsze wrażenie jest dużej aktywności, zorganizowanego i zdyscyplinowanego ruchu oraz dziwnego jakby “elektrycznego” napięcia. Wiele oczywiście się przez 50 lat zmieniło, ale pozostało owo wrażenie europeizacji, specyficznie francuskiego, można powiedzieć, wdzięku, dziwnego “elektrycznego” napięcia. Czytając o Auroville należy wciąż pamiętać, że Ashram główny, ten w Pondicherry, powstał w 1920 roku, zaś wspólnota Auroville zaczęła powstawać w 1968.
bottomA w ludziach, związanych z ashramami, zarówno w Indiach, jak i na całym świecie, można dostrzec wyraźne cechy odmienności, jakie nadaje konkretny kierunek praktyki duchowej; można rzec, iż są naznaczeni aurą określonej, by użyć określenia prof. Sedlaka, technologii Zbawienia.
W autobusie, powracając z Auroville, powiedziałem do Marii i Darka: ja tu wrócę! mp pokiwała zaś głową ze zrozumieniem. W domu, w Polsce zasiadłem do internetu. Znalazłem wszystko, co trzeba, napisałem, porozmawialiśmy jak baca z sąsiadem. Przede mną leży list jednego z budowniczych Miasta: Przyjeżdżaj. Dobrzy ludzie są nam potrzebni.
foto: Matrimandir oraz Trzy Gracje na brzegu Oceanu

– Maria Pieniążek