Astrologiem być…
Zaledwie parę dni przed zaćmieniem 11 sierpnia 1999r. rozmawiałem w
Pradze z czeskimi astrologami, którzy opowiedzieli mi o konflikcie pomiędzy dwoma
kierunkami badań astrologicznych ? humanistycznym i tradycyjnie klasycznym. Po powrocie
do domu poszedłem z moją dalmatynką do lasu na spacer i tak się nad tym problemem
zadumałem, że Dalma warknęła: Może byś tak rzucił mi jakiś patyk, bo od tego
myślenia zdrowszy nie będziesz.
Po powrocie do domu przejrzałem ponownie swoje notatki i listy od Czytelników. Pewien
sympatyczny Czytelnik napisał do mnie: Jeżeli dobrze obserwuję, to właśnie w
astrologii odchodzi się od gatunku astrologii wydarzeniowej, zastępując ją
astropsychologią głębi, dzięki której próbujemy uchwycić to co duchowe czyli sens
istnienia i działania.
– Masz babo placek! ? pomyślałem. Jakże łatwo używamy pojęć, których
znaczenie staje się jasne dopiero po wielu latach studiów i praktyki. Astrologia wydarzeniowa
jest pojęciem używanym w astrologii horarnej, a ta dzieli się na astrologię pytaniową,
wydarzeniową i elekcyjną. Przy czym należy wyraźnie różnicować temat, w
zależności od tego, czy sprawa bądź problem dotyczą osoby, grupy, organizacji,
państwa lub narodu. W astrologii politycznej, na przykład, która stosuje też metody
astrologii horarnej, metody rozpatrywania horoskopu politycznego są szczególne, zaś
werdykt oparty jest na specyficznym interpretowaniu sygnifikatorów; zaś sama astrologia
polityczna dzieli się na podgrupy tematyczne, z których każda ma swoją specyfikę.
Czytelnik pisze: Dla mnie prognozą jest uchwycenie sensu całościowych przemian,
jakie następują wokół nas, bez zbędnego wdawania się w szczegóły, które mogą
czasem prowadzić do wróżbiarstwa a więc w ślepy zaułek.
Moje zdanie na ten temat jest odmienne. Oparte jest na studiowaniu astrologii
klasycznej i usilnym praktykowaniu we wszystkich jej działach; na obserwacji konkretnej
pracy mistrzów, którą mogłem podziwiać i zgłębiać dzięki ich życzliwości i
wsparciu; na własnym doświadczeniu przy rozwiązywaniu problemów i podejmowaniu
konkretnych werdyktów; na obserwacji wyników pracy tych moich uczniów, którzy
umiejętnie korzystają z wiedzy i przyrodzonych zdolności (a zdolności te są
zróżnicowane, zgodnie z dyspozycjami złoża karmicznego).
Astrolog powinien wdawać się w szczegóły i nie bać się posądzenia o
wróżbiarstwo. Wiem, że jest to zadanie bardzo odpowiedzialne i… ryzykowne, ale
?kto się wilków boi, ten do lasu nie chodzi?. Bywa, że taki odważny astrolog
natknie się na przysłowiowe wilki i wygryzą mu one to i owo, ale tylko tak powstaje
autentyczna umiejętność profesjonalna. Taki astrolog-traper staje się fachowcem,
bowiem zagłębiając się w las można zrozumieć co się w nim dzieje. Wilki zaś nie
atakują człowieka bez powodu, chyba że już doprawdy nie mają nic smaczniejszego do
zjedzenia.
Posądzanie astrologa o wróżbiarstwo jest zajęciem umysłów przyćmionych.
Zazwyczaj słowo wróżbiarstwo traktowane jest z przymrużeniem oka, bowiem wielu
dobrowolnych ślepców nie pojmuje, iż prekognicja wróżebna istnieje i ma swoje
uzasadnienie. Owszem, w pracy astrologa pojawia się motyw autentycznego wróżbiarstwa,
mianowicie akt jasnowidzenia, ewentualnie jasnosłyszenia, wyłaniający się ze szczególnego
stanu natchnienia, który pojawia się podczas kontemplacji astralnej obiektów
zwanych sygnifikacjami horoskopowymi.
Ptolemeusz pisze o tym już na wstępie swojego Centiloquium: 1.Każda
przepowiednia winna być oparta zarówno na doświadczeniu, jak też na tradycji. Nikt –
nawet mędrzec – nie potrafi uchwycić wszystkich form wydarzeń, konstelacje bowiem
odsłaniają zaledwie ideę przewodnią danego wypadku, nigdy zaś jego sprecyzowaną
postać. Praktykujący astrolog winien dlatego przede wszystkim przyswoić sobie
zdolność wnioskowania. Lecz tylko natchnieni przez Bóstwo potrafią przepowiadać
szczegóły. 2.Gdy badacz zechce wejrzeć w oczekiwane wydarzenie – nie znajdzie
zasadniczej różnicy między samym wydarzeniem, a jego ideą. 3.Każde wydarzenie czy
też wypadek jest zaznaczony przez gwiazdy w horoskopie urodzeniowym. 4.Umysł biegły w
nauce odkryje prawdę znacznie szybciej, aniżeli jednostka wyszkolona w najwyższych
gałęziach wiedzy
Dodam, że być ?natchnionym przez Bóstwo? jest darem Niebios, ale jest,
moim zdaniem, również efektem pracy w obecnym i poprzednich wcieleniach (to ostatnie
jest, oczywiście, trudne do udowodnienia). Stan natchnienia może też być wypracowany
dzięki określonej dyscyplinie ćwiczebnej, jeśli program ćwiczebny ujawnia i
ugruntowuje takie umiejętności, dzięki dyspozycjom tkwiącym w naturze człowieka. Z
mojego doświadczenia wynika, że tylko połączenie ugruntowanej wiedzy astrologicznej
(por. p.4 Centiloquium) i umiejętności wchodzenia w stan natchnionej
kontemplacji astralnej pozwala odczytywać szczegóły i widzieć zjawiskowy przebieg
wydarzeń.
Bywa, że wyjątkowe umiejętności pojawiają się na skutek jakiegoś zdarzenia,
zazwyczaj nagłego i częstokroć drastycznego, taką jest np. historia kobiety Rosjanki,
operatorki suwnicy, porażonej prądem 30.tys. wolt, która przeżyła i stała się
?żyjącym aparatem rentgenowskim?.
Astrolog powinien dbać o stan wiedzy wielce konkretnej, zarówno przekazywanej
w sztafecie pokoleń od mistrza do ucznia, jak i pomnażanej przez niego samego; wiedza ta
zawarta jest w znakomicie opracowanych dziełach klasycznej interpretacji według reguł
wnioskowania astrologicznego, np. Ptolemeusza, Morin de Villefranche?a. Powinien też
zadbać o dyspozycję wewnętrzną do kontemplacji astralnej, która może być
naturalna, ale należy o nią zadbać tak samo, jak uzdolniony pianista dba o sprawność
techniczną i czyni to specyficznymi metodami praktyki ćwiczebnej.
Obserwuje się, niestety, że wielu uzdolnionych astrologów nie szanuje swojej
dyspozycji naturalnej i potrafi ją roztrwonić na skutek niewłaściwego trybu
postępowania, np. tocząc spory o wyższości astrologii humanistycznej nad klasyczną,
bądź z powodu zazdrostek i zazdrości, które zatruwają mózg i niweczą natchnienie.
Co więcej, astrolog powinien szczególną uwagę zwrócić na higienę i dyscyplinę
swojej codzienności, w której nieustannie styka się on z żywiołami. Takowa
dbałość, w praktyce mistrzów astrologii hinduskiej, została doprowadzona do perfekcji
poprzez ćwiczebne akty kontemplacyjne na pierwiastkach rzeczywistości.
Astrolog powinien pracować nad adaptacją przestrzenną, co pozwoli mu na właściwą
orientację lokalizacyjną (polecam książkę Doroty Zarębskiej-Piotrowskiej Tajemnicze
energie oraz dobre podręczniki feng-shuei); nad subtelną wibracją
dźwięków prymarnych, szczególnie słowa, a tutaj wiele mógłby nauczyć się od
znakomitych polskich aktorów (polecam Juliusza Tennera Technikę żywego słowa
wyd. Lwów 1931); nad energią żywotną symbolu i gestu; nad subtelną wibracją barwy;
nad subtelną wibracją emocji i uczuć; wreszcie, nad własnym charakterem (polecam
dzieło Samuela Smilesa Pomoc własna wyd. Warszawa, 1879, tak, tak, tysiąc
osiemset…).
Owe ćwiczenia, przytomnie i uporczywie powtarzane, pozwolą na osiągnięcie stanu, w
którym możliwa jest kontemplacja astralna. Co to jest, czyli ?czym to się
je?? Kontemplacja astralna oznacza umiejętność przykucia uwagi do obiektu poznania,
wypełnienie pola przytomności jednym obiektem poznania – w trwałym akcie przykucia
uwagi – aż do stanu zwanego prądem kontemplacyjnym. ćwiczenie takie prowadzi
nieuchronnie do ugruntowania tej umiejętności tak, aby pojawiała się ona ?na
zawołanie?.
Wysokim stanem kontemplacji astralnej jest modlitwa. Praca nad horoskopem jest modlitwą
astrologa, kontemplującego boską doskonałość relacji Nieba i Ziemi, która przejawia
się w przeznaczeniu i losach człowieka.
Analiza astrologiczna jest aktem kontemplacyjnym, w którym obiektem poznania staje
się horoskop, postrzegany od idei wiodącej (dla sprecyzowanego tematu), zwanej przeznaczeniem
indywidualnym i/lub zbiorowym, aż do pojawienia się wewnętrznej wizji
wydarzeń, co zdarza się dość często, a jeśli się nie zdarza, to najczęściej z
powodu zachwianej uważności.
Jest oczywiste, ze profesjonalizm astrologa wymaga spełnienia tych samych warunków,
co każdy profesjonalizm, np. pisarza, poety, sportowca, inżyniera, dziennikarza, zaś
każdy profesjonalizm ma swoja specyfikę, np. dziennikarz może sobie pozwolić na to, co
dla sportowca jest zabójcze. Astrolog musi, tak czy owak, przestrzegać wielu zasad
postępowania, włącznie z odżywianiem się, ubiorem, relacjami…
Astrologii, tak jak bycia poetą bądź uczonym, nie można tylko się wyuczyć.
Oprócz zgromadzonej informacji ?na temat? potrzebne jest jeszcze to coś, co
piszącego czyni Żeromskim lub Haszkiem, a uczonego Bohrem lub Hawkingiem. Owo coś
może się otwierać w procesach poznawczych i każdy ma prawo ku temu zmierzać.
Właśnie takie podejście do astrologii skłoniło mnie do opracowania, również dla
siebie samego, nurtu astrologii świątynnej. Nie musiałem wyważać otwartych
drzwi, ponieważ reguły praktyki ćwiczebnej nie ja wymyśliłem, są znane od tysięcy
lat. W każdej epoce jednak astrologia świątynna musi znaleźć własne
przełożenie, stosowne do warunków, aktualnego stanu wiedzy i umysłów.
Dlaczego świątynna? Ponieważ astrolog dokonuje skupienia na
prawidłowościach i skutkach funkcjonowania Świątyni Boga, którym jest Wszechświat;
ponieważ narzędziem pracy astrologa jest świątynia ciała psychofizycznego zwanego mikrokosmosem;
ponieważ astrolog winien dbać o właściwe relacje z makrokosmosem, a takowe
możliwe są tylko wtedy, gdy ugruntował on i utrzymuje odpowiedni stan wewnętrzny,
w którym może kontemplować sprawcze funkcjonowanie wyższych Inteligencji w ich
relacji z Ziemią i człowiekiem; ponieważ czuje on całym sobą, że jego istnienie i
praca są powołaniem i stara się temu sprostać.
Tak to widzieli astrologowie, których dzisiaj postrzegamy jako twórców astrologii
klasycznej. Sam z takiego nurtu się wywodzę, a mistrzowie moi pomogli mi ujawnić
złoże karmiczne, a potem otoczyli mnie życzliwa opieką i wsparciem, gdy wyruszyłem do
samodzielnej praktyki. Staram się, z błędami a jakże, pracować w tym nurcie i, na ile
jestem w stanie, pomnożyć wiedzę, spłacając tym samym dług, jaki mam wobec moich
Nauczycieli.
Opowiedziałem więc moim czeskim kolegom astrologom dowcip równie abstrakcyjny, jak
spór o ?właściwą? astrologię. W karawanie, przez pustynię idą dwa wielbłądy.
Idą już tydzień, z nieba leje się żar, noce są chłodne. W końcu jeden z nich
zwraca się do drugiego i mówi: wiesz, cokolwiek tam o nas wypisują, a pić się
chce!
Jeśli Czytelnik uważnie przeczytał ten tekst, to mam nadzieję, iż zauważył, że
konflikt pomiędzy astrologią klasyczną i humanistyczną jest burzą w szklance wody,
która tak czy owak jest nam potrzebna, gdy chce nam się pić.
Serce Skorpiona
W sprawie pokoju żadna obca ofiara nie jest zbyt duża.
Karel Èapek
– Jak się pan czuje jako obserwator wydarzeń, które wiele lat temu pan
przepowiedział? ? zapytał mnie starzejący się już człowiek, który od czasu do
czasu przypomina mi, że w ogóle cokolwiek przepowiedziałem. ? Chodzi mi o wojnę w
Kotle Bałkańskim. W 1993r. przepowiedział pan…
- Prognozowałem ? powiedziałem ? prognozowałem..
– A więc prognozował pan, że tak czy owak skończy się to interwencją zbrojną
z zewnątrz. I że ta interwencja też nic nie pomoże, bo, jak się pan wyraził, nie
można królika nauczyć latać.
Powiedziałem: – Wie Pan, chyba przy końcu 1992r. uważnie wysłuchałem wywiadu,
którego udzielił polskiej telewizji Milovan Dżilas. Nawet nagrałem ten wywiad,
ponieważ książka Dżilasa ?Nowa klasa wyzyskiwaczy?, za której wydanie autor
zarobił trzy lata więzienia w podarunku od swojego najbliższego przyjaciela Josifa Broz
Tito, była w swoim czasie podręcznikiem dysydentów antykomunistycznych. Dzisiaj jakoś
nie mówi się o Dżilasie, bo jak wiadomo, od komunizmu uwolnili nas ci, którzy
najgłośniej o tym gardłują. Dżilas natomiast już nie żyje i z tego powodu ma
kłopoty z mówieniem. A ponieważ był to człowiek mądry, więc nigdy nie upominał
się o swoją ?działkę? z tytułu walki z komunizmem. W każdym bądź razie
powiedział on wtedy, w wigilię 1993r., że bez interwencji z zewnątrz się nie
obejdzie. Sprawdziłem jego słowa przy pomocy astrologii horarnej pytaniowej, i
rzeczywiście…
– A czy pracuje pan nad prognozą astrologiczną nadchodzących wydarzeń? ?
zapytał mój sympatyczny rozmówca.
Zamyśliłem się. Owszem, pracuję nad zborną, uporządkowaną hierarchicznie,
dynamiczną konfiguracją tych wydarzeń, gdyż w naszej przytomności dokonują się
dzieje zarówno świata jak i astrologii o wyjątkowym znaczeniu.
Dla astrologa, wprawnego w rzemiośle i nawykłego do skupienia, jest możliwe
ogarnięcie jednym rzutem oka dziejących się i nadchodzących wydarzeń. Ale pisanie o
tym, przedstawienie zbornej wizji poprzez słowo, wymaga namysłu, aby przekazać w miarę
dokładnie to, co zostało w błysku, czasami w oka mgnieniu, ujrzane.
Wyrwane z kontekstu horoskopu(ów): posadowienia, aspekty, dyrekcje, progresje,
lunariusze, domy księżycowe, pasma posadowienia Księżyca itd., jak również
wnioskowanie z horoskopu poszczególnego wydarzenia spektakularnego
(np. napaści NATO na Jugosławię) lub osoby, może prowadzić li tylko do spostrzeżeń
i prognoz, zasadnych co prawda, ale fragmentarycznych. Z tych puzzli można nawet
ułożyć jakiś sensowny obraz całości, ale horoskopy przyczynkarskie nie są
wystarczające, aby ogarnąć odległe horyzonty przyszłości. Dlatego w astrologii
politycznej łatwiej jest prognozować przebieg kampanii czy bitwy, niż końcowy rezultat
wojny.
Kiedy zwróciła się do mnie stewardessa PLL Lot, aby prognozować lot do Montrealu i
z powrotem, to praca była lekka i przyjemna: start opóźni się o dwie godziny,
ponieważ pierwszy pilot będzie miał kłopoty osobiste; na pokładzie będzie znaczna
ilość dzieci; jeden z pasażerów w wieku 40-43 lat zasłabnie na serce itd.
Potwierdziło się, a właścicielka horoskopu była świetnie przygotowana, miała
zabawki dla dzieci i nawet konsultowała z kardiologiem pomoc dla nieszczęsnego
pasażera, dostała stosowne porady i lekarstwa itd. Jeśli jednak chciałaby prognozy dla
PLL Lot bądź Montrealu, to praca byłaby żmudna i wymagałaby o wiele więcej
informacji, chociaż lot polskiego samolotu do Montrealu jakoś się ma w horoskopie do
PLL i samego Montrealu.
To samo dotyczy horoskopu napaści NATO na Jugosławię, z którego łatwiej można
odczytać skuteczność i przebieg ataków i kontrataków, niż losy wojny.
Czy wobec tego można się postarać o horoskop losów wojny? Owszem, ale uprzednio
konieczne jest znalezienie istotnego motywu samej wojny, a nie pozorów, które są
serwowane naiwnym. Uważam, że najlepszym tekstem, jaki się ukazał n/t tragedii
bałkańskiej jest artykuł ?Biznesczystki? w Gazecie Wyborczej z dn. 4
maja br. W tym artykule można znaleźć klucz do sytuacji i od razu jaśniejsze się
staje, jakie – w horoskopie na 24 marca 1999r. godz. 20.15 Belgrad – jest znaczenie i rola
Saturna w Byku. A ten element układanki na pewno może posłużyć do wnioskowania jaki
będzie przebieg wydarzeń.
Astrolog musi spożytkować całą swoją wiedzę i skupienie, aby odnaleźć klucz
do wydarzeń. Ale we wrotach do sytuacji na Bałkanach są co najmniej dwa zamki.
Drugim kluczem jest decyzja ważniejsza niż moment napaści NATO, niż
horoskopy Milosevica, Clintona itp. W dn. 25 kwietnia 1999r. w Waszyngtonie, na
szczycie NATO przywódcy 19 państw zdecydowali: Sojusz Atlantycki będzie mógł
prowadzić operacje wojskowe poza swoimi granicami, by bronić demokracji i praw
człowieka.
Oto dwa klucze, które pasują do tego zamka: 1. biznes, który zdynamizował Bałkany;
ale jak go ująć w horoskopy? oraz 2. akt hegemonizmu imperialnego (chciało by się
powiedzieć demonizmu imperialnego) z dn. 25 kwietnia 1999r. w Waszyngtonie, w którym
Polska również uczestniczy.
Jeśli do tych kluczy uda się uzyskać adekwatne horoskopy, to można prognozować na
wiele lat przyszłości. Wtedy też horoskopy przyczynkarskie, takie jak Milosevica,
Clintona, trzęsienia ziemi w Belgradzie, czy tornado w USA, znajdą swoje właściwe
miejsce i wspomagać będą prognozę, wpasowując się w harmoniki.
Należy też wziąć pod uwagę, że interpretacje w astrologii politycznej mają swoje
specyficzne, a ponadto częstokroć odrębne zasady i reguły, niż horoskop
indywidualny. Np. horoskop Eichmana (albo Karadżica) może wykazywać wielkie sukcesy
osobiste na skutek holocaustu, grabieży i morderstw, a nawet wiele lat skutecznego
uchylania się od sprawiedliwości, co nie zmienia przebiegu wojny, której w znacznym
stopniu ten bandyta patronował.
– A więc co pan widzi? ? głos starszego pana wyrwał mnie zamyślenia.
– Zastanawiam się ? powiedziałem. ? Pracuję nad tym, jak już wspomniałem.
Wkrótce zapewne zdołam przedstawić Panu wnioski prognostyczne.
Otóż, badając skutki nadchodzącego w dn. 11 sierpnia 1999r. zaćmienia Słońca,
zwróciłem baczną uwagę m.in. na pasmo od 8.34?19? do 21.25?44?
Skorpiona. To, tzw. pasmo posadowienia sygnifikatorów, ma przemożne znaczenie w
sytuacji nie tylko dla Kotła Bałkańskiego, ale i dla całego świata cywilizowanego.
Mars bezpośrednio (tranzytem) zaatakował to pasmo w 1999r. po raz pierwszy
podczas zaćmienia Słońca w dn. 16 lutego 1999r. A potem, aż do 21 sierpnia 1999r. Mars
zrobi to jeszcze dwukrotnie, w tym z ogromną mocą 11 sierpnia 1999r. w tzw. Wielkim
Krzyżu zaćmienia. Przy czym cała konfiguracja Wielkiego Krzyża wywiera na to pasmo
nacisk, który porównać można tylko z astrologiczną sytuacją końca XVIII stulecia
podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Zajrzałem do swoich notatek, aby zasięgnąć opinii ?starszych?, czyli
astrologów, którzy już z tego świata odeszli, ale mają nam jeszcze wiele do
powiedzenia. I co znalazłem? Nacisk na to pasmo oznacza, według średniowiecznego
dzieła Picatrix, magię spisków, wrogich ataków, operacji czarnej magii
politycznej prowadzącej do wojen i rozdźwięków. Agrippa uważa, że to pasmo wywołuje
zdrady, rozpad, bunt, spisek i zawsze ma związek z władcami i władzą. Arabowie
nazywają to pasmo Sercem Gwiazdozbioru Skorpiona i uważają, że wpływa ono na
zdemaskowanie wrogów, ale jest niezwykle niebezpieczne dla matek i macierzyństwa.
Chińscy astrologowie uważają, że to pasmo należy do najbardziej niebezpiecznych:
sąd, bankructwo, skandal. Hinduscy astrologowie twierdzą, że nacisk złoczynny na to
pasmo pozbawia człowieka przyjaźni i wsparcia, ponieważ jest on nadmiernie zachwycony
sam sobą. Judejscy astrologowie twierdzą, że to pasmo oznacza karę za zbrodnie.
Kabaliści uznają to pasmo za ekwiwalent Arkanu XVI ? Wieżę porażoną piorunem i
władcę spadającego z niej ?na łeb, na szyję?.
Szanowny Czytelniku, uwagi starych mistrzów dotyczą sytuacji i osób, biorących w
niej udział, niezależnie od tego, co oni sami o sobie mniemają…
Przeczytałem, zadumałem się i powiedziałem sobie tak: trudno, to co miało się
stać, dzieje się. Jaka jest wola Nieba? Czy w tych warunkach można prognozę zrobić po
staremu, w oparciu o tradycyjne podejście do interpretacji horoskopów?
Coś mi mówiło, że nie należy rezygnować z tradycyjnych metod analizy
astrologicznej. I to samo wciąż mi mówi, że jeśli chcemy zobaczyć historyczny wymiar
prawdy, to należy rozstać się z wieloma mitami, bo nadszedł czas, gdy same mity
już nie wystarczą.
Nic o nas bez nas
Ofiarom bałkańskiej tragedii poświęcam
Dzień był deszczowy, siąpiło od rana. O świcie dwie sarny przyszły pod dom, aby
poszukać pożywienia i zabrały się, oczywiście, do obgryzania wiosennych pędów drzew
owocowych. Zobaczyłem je z okna swojego pokoju i wyszedłem, aby zaproponować im coś na
ząb i poprosić o pozostawienie drzew w spokoju. Uciekły, zwinne i nieufne.
W sali kominkowej ośrodka studiów astrologicznych zebrała się grupka uczniów.
Wszedłem, aby się przywitać, młody aspirant wiedzy spojrzał na mnie i zapytał: Panie
Leonie, gdzie Pan tak nauczył się sztuki interpretacji horoskopu?
Zanim zdążyłem pomyśleć, usłyszałem, że mówię: Wie Pan, może to było wtedy,
gdy zastanowiłem się, dlaczego odwracam zawsze czajnik, stojący na kuchence gazowej,
dziobkiem do ściany? Otóż tak postępowałem przez wiele lat, zdając sobie sprawę,
że moje zachowanie jest irracjonalne i ma w sobie coś obsesyjnego. W końcu, tak
myślałem, jest to obsesja nieszkodliwa, ale nie zadawałem sobie pytania: dlaczego takie
jest moje zachowanie wobec czajnika?
Aż pewnego razu, byłem sam w swojej górskiej chacie, napaliłem w piecu, postawiłem
czajnik z rozmachem na płytę kuchenną, a ponieważ mój kot zaczął miauczeć
domagając się jakiejś strawy, postawiłem ten czajnik nie tak, jak ?powinienem?.
Nakarmiłem kota, odwróciłem się do czajnika i już miałem go odwrócić dziobkiem do
ściany, gdy nagle coś we mnie krzyknęło: stop! zobacz, co robisz!
I zobaczyłem: jest wojna, mam pięć lat, idziemy z moim młodym kuzynem Gienkiem po
nasypie kolejowym, w poszukiwaniu jedzenia. Jest po jesiennych wykopkach buraków
cukrowych, przyglądamy się, gdzie poniewierają się na polach pozostawione buraki.
Słyszę gardłowe glosy, śmiech i okrzyki, zbliżam się do skraju nasypu i widzę
czterech żołnierzy niemieckich przy małym ognisku. Nim zdążyłem pomyśleć, że ci
mężczyźni w porozpinanych mundurach, z karabinami niedbale odłożonymi na bok, są dla
nas śmiertelnym zagrożeniem, czuję zapach smażonego boczku. Ta upajająca woń dobrego
jedzenia jest w owej chwili, gdy głód skręca mi wnętrzności, silniejsza od mojego
instynktu samozachowawczego, więc wdycham ją jak eliksir i wtedy jeden z tych
żołnierzy mnie zauważa. Gwar i śmiech ustaje, żołnierz niedbale bierze karabin i
zaczyna wdrapywać się na nasyp. Stoję jak zaczarowany. Żołnierz wyrasta przede mną,
jakby od niechcenia repetuje broń, podnosi ją do ramienia i widzę lufę, która zionie
mi prosto w oczy tajemniczym, niekończącym się tunelem. Wiem, że za chwilę wydarzy
się coś ostatecznego, nieodwracalnego i że jest to tajemnica. Patrzę w ten
tunel i nie mogę się poruszyć…
Czuję raptowne uderzenie w ramię i spadam z nasypu, na jego przeciwległą od
żołnierzy stronę. Lecę koziołkując, wpadam w ostro kłujące zarośla, podrywam się
i biegnę, znowu padam i biegnę… Słyszę gardłowy śmiech żołnierzy, ale nie
słyszę wystrzałów. W tym śmiechu i krótkich, urywanych jak szczeknięcia okrzykach
jest radosna wesołość i pewność, że ci, których głosy przetaczają się nade mną,
mają prawo zabić mnie, ale mogą też nie zadawać sobie takiego trudu, skoro uciekam.
Ocknąłem się po biegu, w rozdartym sweterku, pokrwawiony i posiniaczony, ale jeszcze
żywy. Okazało się, że Gienek, dosłownie w ostatniej chwili, pchnął mnie z nasypu i
sam skoczył za mną. Dyszymy ciężko i uspokajamy się dopiero na przedmieściu.
Patrzę na czajnik i w czeluści jego dziobka widzę ten sam tunel i tę samą dziwną,
nieodwracalną tajemnicę. Siadam na krześle przy stole, gapię się przez okno na
beskidzkie wierchy i mruczę: musiała ci być jakaś mocna opozycja horarna, z
radykalnymi tranzytami w moim horoskopie.
W sali kominkowej zrobiło się cicho, jakby w całym Wszechświecie zamarł na chwilę
gardłowy śmiech ?panów stworzenia?. Znam ten dźwięk, słyszałem go w życiu
tysiące razy i wiem, że nie jest to śmiech człowieka, lecz rechot w czarnej czeluści
tajemniczego tunelu.
Po paru minutach dodaję nieśmiało: Oczywiście, była to lekcja astrologii, której
w tamtej sytuacji jeszcze nie zrozumiałem. Ale przy piecu, w kuchni, byłem już
dojrzałym człowiekiem i miałem za sobą kilkadziesiąt lat praktyki. Takich lekcji, z
pogranicza życia i śmierci, wynikających z pytania być albo nie być, otrzymałem
w tym życiu setki, aż zrozumiałem, że pytanie Szekspira jest wielce kokieteryjne. Po
prostu nie można nie być. Nie-bycie jest złudzeniem. Wiem, że po drugiej
stronie lufy karabinu czyli dziobka czajnika, może nie tak samo i nie taki sam, ale jestem.
Ukłoniłem się i już miałem wyjść z sali, gdy ktoś zapytał: – I co,
przestał Pan odwracać czajnik dziobkiem do ściany? ? Ależ skąd! ? odparłem.
? Teraz jednak robię to świadomie, czyli rozwijam się duchowo, czyż nie tak?
Leon Zawadzki
1999