100 bardzo ważnych lektur

czasopismo Czwart Wymiar nr 01/2004
dokonało skrótów…
zamieszczamy pełny tekst artykułu

Nie
bierz życia na serio, i tak nie wyjdziesz z niego żywy


                                                                                               
Grafitti

Holenderski astrofizyk Piers Van der Meer, ekspert Europejskiej
Agencji Kosmicznej (ESA), zupełnie poważnie bierze pod uwagę możliwość, że nasze
Słońce lada chwila eksploduje. Skłaniają go ku takim rozważaniom obserwacje: według
doktora Van der Meera, temperatura Słońca, która zazwyczaj wynosi 27 mln stopni
Farenheita, wzrosła w ciągu ostatnich kilku lat do
zatrważającej wielkości 49 mln stopni. Rozgrzewanie się Gwiazdy naszego układu
planetarnego w przeciągu ostatnich 11 lat wygląda niepokojąco, bowiem przypomina
zmiany, które można zaobserwować przed wybuchem Supernowych, na przykład słynnej
Supernowej 1604r.

Co więcej, zmiany w atmosferze ziemskiej, za które do tej pory
miał być jakoby odpowiedzialny efekt cieplarniany, w gruncie rzeczy są skutkiem
wzrastania temperatury Słońca. W każdym zaś razie, na Słońcu zachodzą niezwykłe
procesy astrofizyczne. Potwierdzają to fotografie gigantycznych protuberancji
słonecznych, zrobione przez obserwatoria słonecznej i heliosferycznej służby NASA,
która prowadzi nieustającą obserwację Słońca.

Obliczenia, poczynione przez zespół doktora Meera, są
następujące: jeśli temperatura wewnętrznych warstw naszej Gwiazdy będzie przyrastała
w tempie zaobserwowanym w ciągu ostatnich 11 lat, to procesy prowadzące do erupcji
staną się nieodwracalne i Słońce eksploduje za sześć lat.

Wiadomość taka dotarła do mnie poprzez internet w dniu 17
listopada 2003r. o godz. 22:22 w Bielsku Białej. Po przeczytaniu przetarłem okulary,
przeczytałem jeszcze raz, wydrukowałem, położyłem przed sobą i zadumałem się.
Czyżbym nieco przesadził obiecując ludzkości przed ponad 11 laty, że końca
świata nie będzie
?

Sprawdziłem horoskop horarny, wygląda podejrzanie. Wiele spraw w
latach 2009-2012 też mi tak wyglądają już od wielu lat, zanim jeszcze astrofizyk Meer
zechciał nam powiedzieć, że robi się coraz goręcej. Ale żeby tak tylko jeszcze
sześć lat, a potem będziemy mieli czasu jakieś osiem minut od głównych wydarzeń i
nagle bum! crraxxzz!! zzziiiittt!!! I po wszystkim?!…

No nie, to jakiś komiks astrofizyczny – pomyślałem – nie
można tak za jednym zamachem skasować Kremla i Watykanu, Michnika i księdza Rydzyka,
Rywina i posła Ziobro! To nie mieści się ani w głowie, ani w normach kosmicznej
przyzwoitości.

A potem przez moje władze poznawcze przemknęły marzenia, co tu
kryć, rozkoszne i w moim wieku niebezpieczne. Pomyśleć tylko, już wkrótce wódz
Stroskane Oblicze nie będzie musiał się martwić o swój ejakulat wyborczy, zaś ja,
stroskany obywatel, nie będę wysłuchiwał zapewnień, jak to patriotycznie uzasadniona
jest gospodarka rabunkowa, takoż drenaż wątroby narodowej, cugle fiskalne, wędzidło
podatkowe w sztucznej szczęce emeryta, no i ten zgrzyt
żelaza po szkle, co przejmuje wszystkich dreszczem i pomięszać chce Jankiela z Arafatem
złowieszczem
(Szanowny Czytelnik zapewne wie, jakiego to Poetę ośmieliłem się
strawestować).

Boże – marzyłem na jawie, patrząc w ekran komputera, na
którym widniało ostrzeżenie holenderskiego astrofizyka – gdyby tak, to nie będą nam
majaczyć przed oczyma postaci, z których wyglądu można natychmiast zorientować się,
że powierzenie im stołówki na głębokiej prowincji byłoby wielkim ryzykiem, a nie wiedzieć czemu społeczeństwo powierza im
sprawy wagi państwowej.

Panie – szeptałem – oto wola Twoja nieodgadniona, oto
nadzieja moja (czy daremna?), że bez krwawych zmagań i uganiania się ze sztandarami po
jakichś tam barykadach, sczeźnie w oślepiającym błysku morze głupoty, a opary
nonsensu ino sykną i znikną. Nie musiałbym już słuchać ględzenia, że rabunkowe
wyręby lasów beskidzkich są trzebieżą pielęgnacyjną, tudzież bełkotu
konserwatorów przyrody, że niszczenie tych lasów jest konieczne dla prawidłowego funkcjonowania ekosystemu, no i
wysłuchiwać pomysłów gminnych kacyków na utopienie w prywacie setek tysięcy
złotych, ale nie z ich kieszeni, oczywiście.

Marzenia trudno jest powstrzymać, gdy już raz się
rozhulają.
Oto oślepiający błysk pochłania barbetki co rozmnożyły się jak mrówki
faraona,
nimfomanki udające kobiety, idolki, co noszą swój największy potencjał
życiowy
gdzieś pomiędzy głupawym uśmiechem a kolanami (pozdrawiam speców od
potencjału, co
to go widać od razu w horoskopie), tudzież
chłoptasiów arogantów udających Argonautów, tak zwanych artystów
przekonanych o
swojej wyjątkowości, zbłąkanych psychoterapeutów, a nawet dwie panienki
w wieku
poborowym nauczające astrologii, w stolicy, przy ciastkach i kawie, za
to w niecałe 24 godziny. Cieszyłem się, ja grzeszny, że zniknie na
zawsze
prymityw pozorujący subtelne myślenie, nieuk przekonany, że ma coś do
powiedzenia, no
i przepadną hen w kosmosie sztuczne uśmiechy salonowej hetery, która
przed milionami
telewidzów udaje damę z orszaku królowej.

I tak się zastanawiałem: ileż to wściekłych wygód, co za
cisza po takim wybuchu Słońca! Ale w końcu, no cóż, szaleństwo moich rozpasanych
rojeń natrafiło na resztki oddziałów bojowych mojego sumienia. Usłyszałem głos
wewnętrzny, trzeźwy vox inter populi, że nie
ma potrzeby niszczenia całego układu słonecznego, aby w bardzo głośnym wybuchu
spełniły się moje ciche nadzieje. Po prostu, rzekł mój zdrowy rozsądek, wystarczy
samemu zamknąć kalendarz i można ten komfort uzyskać.

A przecie myśl błoga tak łatwo się nie poddaje. – O nie,
kochany efektoracie astralny – powiedziałem głośno wprost do porozumiewawczo
mrugającego ekranu. – Otóż obawiam się, że bez wybuchu Solaris 2009 nie pozbędziemy
się reformatorów pedagogicznych zarządzających edukacją narodową, którym wyraźnie
pomyliły się opony mózgowe ucznia z oponami samochodów służbowych, bowiem to nie
prawda, panowie i panie, że jedne i drugie można napompować. Jeśli z jakiegoś
bardziej lub mniej dramatycznego powodu nie rozpadnie się układ słoneczny, to przecież nie pozbędziemy się ponurych psychopatów,
zwanych terrorystami, wojownikami wielkiego wschodu, czy jak ich tam inaczej (właśnie,
oni są inaczej myślący)! Nie zamilknie ze wstydu demagogia vip-ów,
twierdzących, że chronią nas przed terrorem siły zbrojne, gwarantujące jeszcze wiele
lat panowania nad rynkiem surowców paliwowych. Nam? No niezupełnie, ale komu trzeba to
tak jakby. A już na pewno nie zdołamy umknąć przed głupcami, którym się wydaje, że
tutaj cokolwiek można wyprosić, wymodlić, załatwić,
przegłosować i demokratycznie rozstrzygnąć.

Zwierzyłem się z tych rojeń mądrej kobiecie, a ona na to, że
i owszem, ale nie mógłbym już oglądać cudownej jesieni, tych barw i błękitu nieba,
i obłoków nad dalekim miastem, w którym dopiero co poszukiwałem śladów mojej
młodości. Oczywiście, dodałem, a ten horyzont nad morzem, krągły jak łysina starego
woźnicy!

Już sam
nie wiem, czy cieszyć się, że w tym 2009 roku to wszystko się skończy, czy martwić
się, że nie zobaczę więcej naczelnej Wiedźmy Czwartego Wymiaru, która z uśmiechem, do środka jestestwa skierowanym, zapyta
mnie: – A co tam mamy na następny rok?

Proszę o spokój, bowiem po rozważnej i żmudnej analizie
horoskopów nadchodzących czasów, ponawiam moją obietnicę sprzed laty i zapewniam:
końca świata nie będzie, ani w 2009, ani w latach następnych. Starsi wiekiem
Czytelnicy pamiętają zapewne pytanie z lat zimnej wojny: – Czy będzie trzecia wojna
światowa?
i słynną odpowiedź radio Jerewań: – Nie, ale będzie taka walka o
pokój, że kamień na kamieni
u nie zostanie.

Horoskopy polityczne od roku 2006 wyglądają wielce radykalnie,
tego ukrywać nie będziemy. A wszystko zaczyna się już teraz, w czasach, gdy w ludzkim
świecie pękają na gładko oszlifowane powierzchnie racjonalnego myślenia, zaś strefy
bogactwa i beztroskiego luksusu, osiągniętego kosztem dewastacji przyrody, są atakowane
przez oszukane, rozgoryczone i wściekłe masy. Butne zachowania zbrojnych robotów,
pilnujących porządku produkowania i spożywania, są haftowane na czerwono jatkami
urządzanym co i rusz przez dewiantów umysłowych,
pieszczotliwie zwanych terrorystami. Wszelkie zapewnienia, że chodzi o wolność i
demokrację, stają się wątpliwe, w końcu śmieszne wobec narastającej kontroli
ludzkich zachowań, narzucanych koncepcji rozwoju, rosnącego ucisku gospodarczego i fiskalnego, wszechobecnych służb
specjalnych. Wzniosłe deklaracje o boskości religijnych dogmatów są uzbrajane w
dynamit, automaty, pociski, rakiety i eksplodują na żywym ciele człowieka i natury. W
głębi tego mechanizmu widoczna jest stara prawda,
że gwałt niech się gwałtem odciska: na terror obyczaju społecznego
odpowiedzią jest terror obyczaju religijnego, na bandytyzm polityczny odpowiedzią jest
bandytyzm pospolity, na prymitywne pojmowanie przeznaczenia człowieka odpowiedzią są
prymitywne zachowania ludzi, które nie mają pojęcia o mentalnych uwarunkowaniach, w
jakie zostali wmanewrowani, mają natomiast instynkt obronny.

I właśnie ten instynkt teraz dochodzi do
głosu. Od kiedy? Ano, od zaraz, gdyż impulsem po temu było zaćmienie
Księżyca w nocy
9 listopada 2003 od godz. 00:32 do godz. 05:32, kiedy to, w tym samym
momencie, Uran
wyruszył z retrogradacji do ingresu w znak zodiakalny Ryb, gdzie
znajdzie się w dniu
30.12.2003 r. na siedem lat obfitych w wydarzenia równie radykalne co
szalone. A to dlatego, że Uran rozpoczyna podróż przez dwunasty
dom horoskopu, musi więc rewolucyjnie przeorać naszą jawę i sny,
warstwę naszego
doświadczenia, która uzbierała się od 1919 roku. A było co zbierać
przez całe
dwudzieste stulecie! Tkwią w nas zarówno wieszcze
natchnienia, odkrycia i sukcesy, jak i dramatyczne napięcia człowieczej
psychodramy.

Uran w znaku Ryb, proszę państwa, tego już dawno nie było,
oznacza przede wszystkim niezwykłe doświadczenia, co więcej aktywne poszukiwania
przeżyć tajemniczych i fantasmagorycznych. Intuicja bierze górę nad zdrowym
rozsądkiem, decyzje uzasadniane są w sposób medialny, by nie rzec maniakalny; jak
wiadomo z rewolucjonistą, który postanowił cię uszczęśliwić, sobie nie pogadasz. A
już tym bardziej z tym, który uznał, że
niewłaściwą część ludzkości należy surowo ukarać. Kwitnąć będą studia nauk
tajemnych; przeróżne kursy, seminaria, zgrupowania treningowe pokryją planktonem
lepkiej wiedzy zatoki naszych umysłów; wróżki uwijać się będą nad przeznaczeniem
jak pszczółki nad wiosennym kwieciem, wrażliwcy
umawiać się będą, ot tak sobie, z duchami na pogaduszki, a stwory bardziej przyziemne
i tępe też poczują kopnięcia prądem niezwykłych uniesień. Wrogowie mieć będą
przywidzenia, po których staną się przyjaciółmi, zaś przyjaciele przeczucia, po których poczują do siebie wzajemną
acz niepojętą wrogość. Skąpi i pazerni przemienią się w altruistów, szczodrzy i
dobrotliwi nagle zobaczą, że są oszukiwani przez cwanych naciągaczy. Marynarze i
zakochani pomylą porty przeznaczenia. Kochankowie
gotowi będą cierpieć, byle razem. Alchemicy zamkną się w swoich laboratoriach,
jogowie oddychać będą głębiej, sny staną się ważniejsze od jawy.

Rozpoczyna się czas twórczego chaosu. Pękła bariera
przetwarzania danych, nikt już nie jest w stanie kontrolować obiegu informacji, ani
publicznej, ani prywatnej. Można, owszem, podsłuchiwać i wyławiać, ale to będą
tylko pojedyncze zbitki informacji w technologicznej sieci układów scalonych. Co z tego
wyniknie? Nowy organizm człowieka i ludzkości,
którego obrazu nikt teraz nie jest w stanie przewidzieć, aczkolwiek jedno jest pewne:
tak, jak dla wykonania prostej czynności potrzebne są setki milionów impulsów
centralnego układu nerwowego, tak samo wielka sieć sztucznej inteligencji musi
odnaleźć przejście do biosu ukierunkowanego na cel.

Znajdziemy się w tej sytuacji wraz z innymi
narodami, już jako
Europejczycy, może jeszcze nie pełną gębą zeuropeizowani, ino tak
półgębkiem, z
nadzieją, że uśmiech dorobimy sobie w biegu. Ale to, że wchodzimy do
wspólnej Europy
pomiędzy dwoma zaćmieniami – 19 kwietnia Słońca, zaś 4 maja 2004
Księżyca –
powinno być poważnie wzięte pod uwagę. Układy zaćmień z listopada 2003
oraz wiosny
2004 wskazują, że układ ma jakieś pretensje do znaku Byka, czyli
wskazany jest umiarkowany optymizm co do luksusów oczekujących nas w
Unii na
dzień dobry. Rad jestem, że będziemy musieli nareszcie umyć
przestrzenie nasze, to i
owo ogarnąć, pouprzątać, chociażby śmietnik zwany torowiskami PKP, tu i
ówdzie
pomalować, a i sami wyglądać przynajmniej
schludnie. Ale wiadomo, że po życiu siermiężnym i napełnionym mądrością
zgrzebną
w stylu od smrodu jeszcze nikt nie umarł, a od świeżego powietrza to i owszem,
kąpiele mogą człeka tylko w przeziębienie wpędzić. Więc uwaga na zdrowie.

Są i poważniejsze tematy, jak radykalne zmiany
systemu
fiskalnego, silne wahania cen na rynku towarów i surowców. Jakich? Są
to, proszę
odnotować: waluty obce, patenty na wynalazki i udoskonalenia
techniczne, tantiemy za
reprodukowanie dzieł sztuki, miedź, srebro, mięsa i
przetwory mięsne, cukier, bakalie, jedwab naturalny i sztuczny,
bawełna, tekstylia.
Możemy wymieniać i dalej, lecz najważniejsze jest to, by obywatel w
końcu nie był w
stanie nawet pomyśleć, że może oddychać, jeśli za to nie zapłaci.
Żartuję? Ależ skąd, chcesz odetchnąć świeżym powietrzem, na przykład w
dolinach tatrzańskich?…

No, ale własna koszula bliższa niż pidżama sąsiadki, więc
pomyślcie, astrologinie i astrologowie, boginie i bożkowie Taro, wróżki i healerzy,
bioenergo i spece od Hopi, synergici i synogarlice nadobłoczne, a takoż i Ty, naczelna
prorokini Czwartego Wymiaru – kiedy i jak
będziemy musieli spełnić normy europejskich zawodowców, co prawda, w rodzimy sposób
nawiedzonych? Jakie nam potrzebne będą referencje, kto nam je zagwarantuje, kto nas
zlustruje, zweryfikuje i kto nam udzieli i przystempluje? Czy jesteśmy gotowi rozmawiać
z komisją, w której składzie są znawcy od mediumicznego biznesu, my zaś, sieroty
boże, nawet nie wiemy na czym polegają ichnie, znaczy się za pięć minut już nasze, przepychanki środowiskowe?

Jeśli chodzi o mnie, to jako zwolennik Unii jestem przygotowany,
mam szopę, drewutnię, gumioki, waciak, grabie i siekierę, a jak kto przyjdzie zapytać
o swoje losy, to podrapię się w ten wykąpany łeb i ozwę się klarownie, z
europejska: Jo tam, panie dzieju, nic nie wim, ale
sąsiadka, co was widzieli, panie, to godają, że we Widniu macie kobitke, a w Berlinie
to policyja już się was nie może docekać. Może łuna wi, co godo, abo nie?!
(na
końcu głos ma zawisnąć w pytajniku, żadnych twierdzeń!).

Tym razem, jak zawsze, bez Nostradamusa się też nie obejdzie. W
okolicach roku 2000 Geniusz ten przewiduje wybuch światowego konfliktu, zarzewia wojny
światowej. W jakim czasie mają się rozpocząć te wydarzenia? Szczególnie ciekawy
wydaje się fragment Centurii V, w której jasnowidz mówi o bezpośredniej relacji, jaka
miałaby zostać nawiązana pomiędzy Arabami a Polakami. Wydarzenie takie jest punktem
orientacyjnym dla czasu przepowiedni.

Wiersz 73, Centuria V:

Bóg sam będzie prześladował
Kościół.
Święte Kościoły zostaną splądrowane.
Dziecko pozostawi matce tylko koszulę.
Wówczas Arabowie sprzymierzą się z Polakami.

Przez wiele lat powyższy tekst budził zakłopotanie, wizja była
tak absurdalna, że uznawano ją za alegorię. Ostatnie wydarzenia w Iraku, a nawet panel
dysputy irackich osobistości politycznych z polskimi redaktorami największego w Polsce
dziennika opiniotwórczego sprawiły, że centuria ta stała się aktualna.

A po raz pierwszy na tę Centurię zwrócił uwagę dawno, dawno
temu maestro Leszek Szuman w swoich Przepowiedniach i proroctwach.

Ale jest nadzieja, jest. W marcu i wrześniu roku 2004 Uran
wejdzie w koniunkcję z gwiazdą Fomalhaut, aby potem, po raz trzeci, zaznaczyć tę
koniunkcję w horoskopie 2005 roku. To wielce wymowny znak.

Fomalhaut jest najjaśniejszą
gwiazdą w konstelacji Ryby Południowej, jedną z czterech gwiazd
królewskich, które
dzieliły niegdyś rok na cztery pory roku: Fomalhaut w Rybach, Regulus w
konstelacji Lwa,
Aldebaran w Byku i Antares w Skorpionie. Fomalhaut jako
Strażnik Południa oznaczała zimowe przesilenie słoneczne i podczas tego
przesilenia
dwukrotnie – w 2004 i 2005 roku – Uran pojawia się dokładnie w jej
towarzystwie.
Zapowiada to niebagatelne moce umysłu, rewolucji i władzy, którym
gwiazda obiecuje powodzenie i mistrzostwo. Pośród sztuk umiłowała
muzykę,
malarstwo, taniec i poezję; w naukach chemię, biologię, oceanografię,
psychologię; w
kulturze duchowej alchemię, filozofię, religię, mistycyzm i wiedzę o
wyzwoleniu.
Tworzyć będzie paradoksalną sytuację: objawią
się napięcia ludzkiego geniuszu, bulwersując masy ludzkie, podniecając
spragnionych
niezwykłości, fanatyzując zwolenników i napędzając koło historii
emocjami, pośród
których uniesienie, szaleństwo i strach wezmą prymat nad zdrowym
rozsądkiem. Wbrew racjonalistom bowiem, umysł potrzebuje, aby łut
szaleństwa
popchnął go w kierunku nieznanego.

Fomalhaut jest dobroczynna, przynosi powodzenie, obdarza
wspaniałymi możliwościami wywyższenia. Pod jej wpływem człowiek, sam nie wiedząc
kiedy, unosi się w odległe regiony, bądź też inicjuje jakąś wielką sprawę.
Gwiazda obdarza niezależnością, aktywnością, śmiałością, postawą królewską,
blaskiem i powodzeniem; sprzyja uczeniu się i otrzymywaniu informacji, wspomaga
osiąganie sławy i uznania dzięki zarówno
oryginalności jak i nawykowi. Ułatwia także otrzymywanie wyjątkowej, oryginalnej
informacji.

Ale gwiazda jak to gwiazda, ma swoje wymagania. Przede wszystkim,
nie daj Boże leniwie nie skorzystać z możliwości, którymi obdarza. Wtedy potrafi
boleśnie ukarać niewdzięcznika, pozbawić go nadziei, że jeszcze kiedykolwiek zwróci
na niego uwagę. Odbierze mu fortunę, moc i charyzmę. Tak samo, jak potrafi wspomóc ku
przemianie od materializmu ku duchowości, tak samo potrafi pozostawić leniwca i aroganta
na piasku żywota jak rybę bez wody. Nie chcesz
sublimacji, won do chlewa, tam twoje miejsce! Brzmi okrutnie, ale tak właśnie się
dzieje, sam nie raz widziałem takich nieszczęśników. Mam w zanadrzu rytuał, którym
można przebłagać Geniusza Fomalhaut, ale nie powiem,
bo mnie pociągną za pogaństwo i inne takie.

Następnie, ludzie mówią, że Fomalhaut jest zawistna, ale to
nieprawda. A bo czy sława jest zawistna? Przecie mądrzy rodzice bywają zawistni o
swojego zdolnego potomka i starannie dają baczenie, żeby ciągoty naiwnej młodości nie
zniweczyły talentu. Owszem, jeśli wspaniały rumak chce koniecznie być osłem, to i
sława potrafi dotkliwie przypomnieć, gdzie jest jego miejsce.

Jakie stąd dla nas, zwyczajnie uzdolnionych, pożytki? Ano są, i
to znaczne, o czym powiem, bo taka okazyja, mocium panie, zdarza się rzadko, raz na
stulecie! Proszę więc o uwagę, a wszyscy będziemy z tego zadowoleni.

Przede wszystkim, do roboty, panowie i panie, młodzieży i
dorośli, noworodki i starcy. Najbliższe dwa lata to czas wyśmienity, by się
wyróżnić, by szaleństwu odważnych zaśpiewać pieśń spełniających się marzeń.
To czas, gdy rozsądny śnić będzie o wielkich dokonaniach, marzyciel ujrzy sen na
jawie, muzyk usłyszy intonacje ukryte w zakamarkach duszy złaknionej boskich wibracji,
alkoholik nareszcie zobaczy dno ku któremu uporczywie
zmierza, narkoman dopłynie do transu jak rozbitek wpełzający na brzeg bezludnej wyspy.
To czas, gdy polityk zachłyśnie się popularnością, aktorowi nareszcie burza oklasków
rozerwie serce w blasku jupiterów, mikrobiolog
odkryje że sam nie jest lepszy od wirusa, genetyk sklonuje własne myśli o
nieśmiertelności, szaleniec uprzytomni sobie, że wszyscy jesteśmy trochę zwichnięci
i nareszcie będzie miał spokój.

Uwaga ezoterycy, psychotronicy, egzorcyści, spece od
channelingu
i eksterioryzacji, mistycyzujący wolontariusze prawd objawionych, duchy
dobre i złe,
dusze szczęśliwe i pokutne oraz, oczywiście, wszyscy co widzą na jasno!
Astral, wasz
ukochany astral nareszcie otworzy wszystkie swoje podwoje, bramy,
drzwi, tajemne przejścia, pałace, domy, groty i jaskinie. Zwidów i
majaków będzie na kopy, przywidzenia będzie można dostać za darmo tuż
za rogiem
rozsądku, sieczka półprawd ostatecznych potanieje niemożebnie, zaś
obroku starczy
nawet dla ślepej szkapy, na której galopuje chora
wyobraźnia. A miotły, miotły dla czarownic, co za wybór! Lakierowane z
drągiem w
kozie wzorki, z rozczapierzonym od uderzenia pioruna wiechciem, te
polecam najbardziej.

Orędownicy prawd ostatecznych, bliscy znajomi Pana Boga, wierni
emisariusze dogmatów, komisarze jedynie słusznej będą nareszcie mogli wyczarować
sobie schematy wiary w dowolne wzorki, przygiąć i nagiąć, a jak trzeba to i
wyprostować. W dialogu kuma z ekumenem przyda się jak znalazł, bo będzie o czym
pogadać nad dziurą w przeznaczeniu, do której, za
twoim przewodem, po instrukcjach z samej góry, doszliśmy. W domu dwunastym horoskopu
różnie bywa, proszę wycieczki.

Kochane mądrale ustawodawcze nareszcie będą mogły ustanowić
myto za nasze sny, a ja, aby ułatwić im pracę, mam nawet projekt tabeli, w której sny
wieszcze obłożone są podatkiem progresywnym, od 44 procent za wizje różowe po 66
proc. za scenariusze katastroficzne, przy czym żadnych ulg, bo tak czy owak, według
werdyktu sennika śledczego parlamentu, oba rodzaje się nie sprawdzają. Za to specjalnym podatkiem, zwanym oneiro, regulować będziemy zyski, które przynoszą naszym skołatanym
nerwom sny życzeniowe, czyli 77 procent od jednego westchnienia nad systemem fiskalnym,
ale już tylko 33 proc. od serii westchnień erotycznych bez przebudzenia. Cokolwiek by o
tym można powiedzieć, sam fakt, że obywatel nie rozlicza się z fiskusem za stan
uśpienia, który zajmuje mu przeciętnie ponad 35 proc. czasu życia, woła o
interwencję ustawodawczą. Zająć się tym obiecała mi pewna posłanka w wieku jeszcze niczego sobie, bowiem nie podobają jej się
mamrotania senne męża z wyraźnym podtekstem rojeń pozamałżeńskich.

Proszę Szanownych Czytelników, aby nie uśmiechali się
ironicznie, lecz dali posłuch prognostycznej zachęcie: otóż, każdy kto już
może, bądź jeszcze może zajmować się prokreatywnym obcowaniem płci obojga,
prościej mówiąc płodzeniem potomstwa, jeszcze jaśniej mówiąc robieniem
dzieci, niechaj raźno zabiera się do pomnażania własnego rodu, a tym samym do
patriotycznego zasilenia panteonu geniuszy, wieszczów, odkrywców, filozofów, uczonych,
ezoteryków, muzyków, choreografów, poetów, noblistów i wszelkich zacnych laureatów
naszego narodu. Tak, teraz nadszedł czas na Polak potrafi, jeśli Polka mu w tym
pomoże!
Jednocześnie zaznaczam, że poniższego fragmentu, który następuje, nie
wolno tłumaczyć na języki obce, powielać w jakiejkolwiek formie, powierzać
urzędnikom europejskiej garkuchni, ani używać jako scenariusza do filmów, do poufnych
zwierzeń gwiazd rocka oraz obsesyjnych zapewnień wygłaszanych przez prezenterów telewizyjnych. Przyzwolenie moje mają
natomiast wykonawcy tekstów gatunku hip-hop.

A więc, Szanowni Prokreatorzy płci obojga, jeśli spłodzicie
dziecko (mogą być bliźnięta, trojaczki i wieloraczki, byle zdrowe na ciele,
niekoniecznie na umyśle, co zaraz wyjaśnię) między 22 marca a 7 kwietnia 2004 roku,
zaś dzieci te urodzą się na przełomie 2004/5 roku, to zawita do waszego życia i domu
niewątpliwy geniusz, odkrywca, ekscentryk, nawiedzony szaleniec boży (a mówiłem, że
nie musi być na umyśle w pełni obliczalny). Dla
tych, co nie zdążą lub nie znajdą odpowiedniego dawcy lub stosownej biorczyni, nic
straconego: w gruncie rzeczy lata 2004 i 2005 są czasem efektywnego pogrążania się
plemników w oceanie szaleńczej doskonałości (nie ma normalnej doskonałości, czyżbyś jeszcze o tym nie wiedział,
Szanowny Czytelniku!). Tak, nareszcie można będzie spłodzić naród wybrany i zaznać
tych rozkoszy, których takowemu narodowi ludzkość zazdrości.

Zapewniam, że nadchodzą całe dwa lata, gdy nareszcie wszyscy
będą szczęśliwi, przynajmniej zadowoleni. No, może za wyjątkiem ofiar ataków
terrorystycznych, katastrof morskich, powodzi, pomyłek lekarskich i sądowych oraz ich
rodzin. Ale na pewno z niebytu wyłania się czas, gdy wszystko będzie można udowodnić,
nawet to, że nareszcie wszyscy będą, już są
szczęśliwi
. Nie wierzysz mi, kochany Czytelniku? No to rozejrzyj się i powiedz, tak
z ręka na sercu, czego Ci brakuje? Tak, siła racjonalnego przekonywania maleje, ale
emocje rosną, że hej!

A któż to będzie taki szczęśliwy? Przede wszystkim ludzie tak
zwanego interesu, a to dzięki potajemnym transakcjom, które będą mogli pomyślnie przeprowadzać trzy razy w
miesiącu, czyli całych 39 razy w ciągu 2004 roku; proszę o tym pamiętać, gdyby przy
40-tym razie noga wam się podwinęła (co za dużo, to nawet koń nie uciągnie). Nie
należy zrażać się przy tym trudnościami, bo i tak na końcu księżycowej doliny
czeka na śmiałka zysk. Musi on jednak pamiętać, że aspekt separacyjny będzie lepszy
niż aplikacyjny, a jeśli nie wie, co to znaczy, to
od tego jest astrolog, który też jeść musi.

Następnie wszyscy ludzie dobrej woli też będą szczęśliwi,
pod warunkiem, że bardziej chcą czemuś sensownemu służyć niż panować nad
czymkolwiek i kimkolwiek. Mają oni szansę na wizytacje (liczba mnoga) radosnego losu od
26 lutego do 13 marca a potem od 20 czerwca do 4 lipca, pod warunkiem, że w dniu 27
czerwca prześlą swoje najlepsze życzenia, uczynki i pieniądze pozostałym członkom
własnej rodziny.

Takoż wszyscy romantycznie zakochani, których od 15 stycznia do
9 lutego nieść będą anieli rozkosznej dumki miłosnej ku poświęceniom,
zraszanym łzami współczucia dla pospolitych gęgaczy pożerających swoje hormony na
surowo.

A ci, co radochę mają z czynności prostych i prymitywnych, bez
pojęcia o uniesieniach duszy czystej i wolnej od grochówki na boczku, też będą
szczęśliwi, a jakże, od 2 kwietnia do 6 czerwca, muszą tylko uważać w pierwszych
dniach maja, bo nadmierna łapczywość może im przyćmić umysł, tak to już
bywa.

Żądni władzy dostaną jej całe worki, które w roku 2006
staną się, co prawda, workami pokutnymi, ale to nie powód, by rezygnować z darów błogiej Fortunaty, co jak wiadomo kołem była łamana.

A tajemniczy wrogowie ludzkości, knowacze przebrzydli,
terroryści obmierzli, cierpiętnicy pokutni? Ależ tak, mogą knować i spiskować do
woli od 9 października do 4 listopada, a od 12 listopada do 25 grudnia wcielać swoje
niecne zamiary w czyn. Niebo potrafi bowiem zadbać, aby każdy był choć trochę
szczęśliwy. Tu śpieszę wyjaśnić Czytelnikowi, że dzielenie świata na dobry i zły, słuszny i niesłuszny, siaki i owaki zostaje
zawieszone na okres 7 lat, jeśli bowiem chcieliśmy żyć w świecie, gdzie każdy ma
rację, tośmy się go doczekali. Ponoć nazywa się to relatywizm, ale mam lepszą nazwę ogłupizm.

A kochający inaczej? Nie możemy przecież o nich zapomnieć. Skoro już miłosne
wapory wyrwały się spod kontroli biosu, to i owszem, aktywni będą mogli ugniatać
swoje szczęście od lutego do kwietnia, zaś bierni zaznają rozkoszy usidlania, z
każdej strony swego zranionego jestestwa, od 8 maja do 26 czerwca. Jest więc dość
czasu, by przygotować stosowne zmiany nie tylko ustawodawcze, lecz również tekstylne.
Zaś co do adopcji chłopców i dziewczynek przez parzystokopytne Erynie i dwugłowych
Centaurów, to też im się powiedzie, chociaż mam na
ten temat odmienne niż mniejszość rzeczonego erekcjonatu zdanie, własne votum
separatum
, a ponieważ nie dbam o mandat w Sejmie, to
zaryzykuję proste, heteroseksualne nie!
I
dlatego nie powiem, czy i kiedy dwie Małgosie będą mogły adoptować
jednego Jasia, ani
też kiedy ustawodawca wyżej postawi niż położy. A że nadejdzie kres gry
w durnia, to
na pewno, niech no tylko zakwitną plemniki. Ach tak, niestety, w
najbliższych latach,
dla emanujących odwrotnie, wzrasta zagrożenie pokąsania przez dzikie
zwierzęta i jadowite gady, za co przepraszam, ale ku przestrodze, z
obowiązku do wiadomości podaję.

A czego, dokładniej zaś kogo nie
znajdziemy
w nadchodzących latach? Ano, męża
opatrznościowego, ba, nawet męża stanu, choćby na lekarstwo! Tym bardziej, że leki
zdrożały, niektóre nawet o 2360 proc. (sam czytałem). Co to znaczy? A że demokracja
nadal górą. Jakoś się dogadamy, ponieważ końca świata nie będzie

A mówią, że jestem katastrofistą. Ależ skąd, ja się po
prostu cieszę, że jeszcze żyję.

                                                                                                  
      Leon Zawadzki


Beskid listopad 2003

www.logonia.org