Jerzy Krzysztoń „Obłęd” t.1-3, PIW 1980, tom trzeci : Księżyc nad Epidaurem, s.195-196
…długo rozpamiętywałem tę olśniewającą chwilę, tajemnicę, tajemnicę tajemnic, którą Zosia znała przez swoją śmierć i zmartwychwstanie, którą chroniła kładąc palec na wargach. Znak życia. Znak odrodzenia. Znak zbawienia. Moc tego znaku poraziła mnie swoją oczywistością. Inaczej niż przez śmierć odrodzić się nie można! Więc ona porozumiewawczo kładąc palec na ustach wiedziała, że ja o tym wiem, albowiem jednoczyłem się ze śmiercią mi znam tajemnicę lotosu. Oboje jesteśmy odrodzeni! A nasz kształt może zachować bądź przybierać inną postać, nie to jest ważne. I dalej w ów sekret próżno bym wnikał! Albowiem najważniejsze, że sama nasza istota staje się odrodzona! Czyż nie przeczuwałem tego, z wielkim drżeniem serca, podobnym agonii? Czy z objęć śmierci nie powstajemy odrodzeni? Ci sami, lecz nie ci sami? Zwielokrotnieni, żywsi miarą serca, umysłu i duszy, na naszej wiecznej drodze do zbawienia? Przeczuwałem to, więc owa nadzieja podtrzymywała mnie przez ten sezon w domu obłąkanych. Nadzieja odrodzenia.
Może nie ma idei bliższej sercu człowieczemu? Może nie ma bardziej przejmującego pragnienia, zaszytego w nas, odkąd tu jesteśmy? Tak liczne daliśmy tego dowody – w filozofii, w sztuce, i mitach, i religii. Tak bardzo pragniemy wstać z popiołów… Godne człowieka pragnienie. Lecz przedtem trzeba się spalić! Otóż spełniłem ten warunek. Spaliłem się w domu obłąkanych. Ślad spalenizny noszę na zaskorupiałych wargach. Kładę na nich ten sam znak, który mi Zosia z miłością swoją zostawiła. Kładę palec na ustach. Albowiem nie traciłem nadziei, że wyjdę stąd odrodzony, albo nie wyjdę wcale. Lecz długo i daremnie czekałem na znak, który oto został mi dany… Om Mani Padme Hum. Klejnot jest w lotosie, amen. Geniusz metafizyki kazał umieścić te słowa święte w tybetańskim młynku modlitewnym, który obraca się w kółko. W kółko, w kółko. Amen."
Logonia poleca: Jerzy Krzysztoń "Obłęd" t.1-3
arcydzieło – jak najbardziej aktualne
2012